Obejrzałem 5 z 6 spotkań w tej serii. Powinienem dostać za to jakiś medal albo coś takiego, ponieważ czasami naprawdę trudno było patrzeć na to, co działo się na parkiecie w czasie pojedynków Pacers z Hawks. Niemniej dziś, po raz pierwszy, było trochę emocji. Jednak dopiero w czwartej kwarcie, kiedy wszyscy albo spali znudzeni wydarzeniami z poprzednich 36 minut spotkania albo oglądali jak Celtics robią run 20-0 i walczą o życie z Knicks.
Kiedy David West trafił fadeaway’a na nieco ponad 10 minut do końca meczu wyprowadzając Pacers na 17-punktowe prowadzenie, nawet ja, który po cichu kibicuję Hawks, przestałem wierzyć. Tak, dobrze przeczytaliście. Lubię Hawks. Może nie jest to takie zamiłowanie jak do Lakers, ale jestem w stanie przyznać, że Jastrzębie są jednym z 5 moich ulubionych zespołów w lidze.
Wzięło się to parę lat temu i pewnie tylko ze względu na Josha Smitha, który jest jednym z moich ulubionych zawodników. Jestem ciekaw czy ta sympatia do tej drużyny się utrzyma, po tym jak opuści on tego lata Atlantę, ale podejrzewam, że chyba tak.
Nawet pomimo tego, że lubię Jastrzębie to czasami ciężko się zmusić do oglądania ich na parkiecie. Szczególnie w takich meczach jak ten. Pierwsza kwarta zaczęła się jak chyba każda w tej serii. Wyrównana pojedynek, walka kosz za kosz, punkt za punkt. W drugiej ćwiartce gospodarze zazwyczaj odjeżdżali i do końca meczu kontrolowali przebieg spotkania. Byłem przekonany, że dziś będzie tak samo.
I było. Z tą różnicą, że podczas drugich 12 minut tego pojedynku to goście grali lepiej i zaczęli powiększać swoją przewagę i po pierwszej połowie prowadzili 37-29. Tak, tylko tyle. W tym sezonie znalazłbym pewnie kilka, być może nawet kilkanaście spotkań, w których tyle punktów obie drużyny rzuciły w jednej kwarcie.
Hawks byli fatalni w drugiej kwarcie. Nawet gorzej niż fatalni i gdyby to ode mnie zależało, to zakończyłbym tą serię po pierwszej połowie i przyznał zwycięstwo Pacers. Gospodarze trafili, uwaga, tylko 1 z 15 rzutów z gry (!) i rzucili tylko 9 punktów. Szczęśliwcem, który celnie przymierzył dla gospodarzy okazał się Kyle Korver na początku drugiej ćwiartki. Następnie Hawks spudłowali 16 kolejnych prób z gry, biorąc też pod uwagę początek drugiej połowy.
Odnosiłem czasem wrażenie, że grają gorzej niż Indiana w spotkaniu nr 3, kiedy to Pacers rzucali jedynie z 27,3 proc. skutecznością i zdobyli tylko 69 oczek całym meczu. Dziś Atlanta była ostatecznie tylko trochę lepsza – 33,3 proc. na koniec pojedynku.
W najważniejszym spotkaniu sezonu, kiedy Hawks potrzebowali najlepszego występu od swoich graczy, dostali zupełne jego przeciwieństwo. Smith trafil 5 z 16 z gry, Devin Harris 5/14, Jeff Teague 3/12, Korver 3/11, w tym 0/7 zza łuku i po raz pierwszy od 84 spotkań nie trafił za trzy w meczu. Jedynie Al Horford rzucał z całego zespołu na 50 proc. skuteczności. Trafił 6 z 12 prób z gry i rzucił 15 punktów, najwięcej w drużynie. Po 14 mieli Smith i Harris, 12 Korver, a 10 Teague.
Złego wrażenia nie zamaże nawet pogoń gospodarzy w zwartej kwarcie, kiedy to przegrywali 69-52 i zanotowali run 21-7 i po wsadzie Horforda zmniejszyli starty do tylko 3 oczek. To były jednak ostatnie punkty miejscowych w tym meczu, a wygraną gości przypieczętował lay up spod kosza Westa kilkanaście sekund później i punkty z rzutów wolnych. Symbolicznym udokumentowaniem tego meczu był niecelny rzut Smitha na 7 sekund do końca meczu. Być może jego ostatni w barwach Atlanty?
Pacers też nie grali dzisiaj jakiegoś wybitnego meczu. Grali przyzwoicie i na dzisiejszych słabych Hawks wystarczyło. To było pierwsze ich zwycięstwo w Phillips Arena po 13 kolejnych porażkach. Ostatni raz pokonali Hawks w ich hali 22 grudnia 2006 roku.
West rzucił 21 punktów. Tyle samo dodał George Hill. Pierwsze double-double w tej serii zanotował Roy Hibbert zdobywając 17 oczek i zbierając 11 piłek. Słabo zaprezentował się Paul George, który był naprawdę fatalny w meczach wyjazdowych w tej serii. Jeśli Indiana chce nawiązać jakąś walkę z Knicks to George musi grać zdecydowanie lepiej w halach rywali. Występ taki jak dzisiaj, 4 punkty, 2/10 z gry, 0/5 za trzy, nie może mu się przydarzyć.
Goście opanowali dziś zupełnie tablice zbierając 53 piłki, przy 35 zbiórkach Hawks i biorąc pod uwagę ostatnie dwa meczu dosłowni zniszczyli Atlantę pod tym względem wygrywając zbiórki 104-63(!).
Hawks zakończyli sezon i prawdopodobnie widzieliśmy ich po raz ostatni w takim składzie. Tylko trzech graczy ma ważny kontrakt na przyszły sezon – Horferd, kontuzjowany Lou Williams i John Jenkins. Nie wiadomo co ze Smithem, a drużynę prawdopodobnie opuści trener Larry Drew.
Na podsumowanie sezonu Atlanty przyjdzie jeszcze czas, a teraz zawodnicy Hawks biorą wędki i jadą na ryby. Pacers z kolei już w niedzielę zaczynają drugą rundę meczem w Madison Square Garden z New York Knicks.
Indiana Pacers – Atlanta Hawks 81:73 (21:20, 16:9, 28:21, 16:23)
Liderzy zespołów:
Punkty: West, Hill 21 – Horford 15
Zbiorki: Hibbert. Stephenson 11 – Smith 9
Asysty: George 7 – Smith, Horford, Harris 3
Przechwyty: George, Hill, Augustin 2 – Harris, Teague 2
Bloki: West 4 – Smith, Petro, Teague, Korver 1
You must be logged in to post a comment.