Houston Rockets nie staną się pierwszą drużyną w historii, która ze stanu 0-3 potrafiła zmienić losy serii i wyeliminować swojego rywala. Na ich drodze stanął świetnie dysponowany w pierwszej połowie Kevin Martin, oraz Kevin Durant, który w drugich 24 minutach był klasą dla samego siebie. Gospodarzom nie pomogła ani świetna atmosfera w Toyota Center, ani bardzo dobra gra Chandlera Parsonsa, ani powrót do składu Jeremy’ego Lina. Thunder wygrali w Houston 103-94 i awansowali do 2 rundy Playoffs, gdzie czeka ich rywalizacja z Grizzlies.
Po 2 dobrych akcjach w obronie, to goście objęli prowadzenie 4-0 w pierwszej kwarcie. Potem jednak Rakiety zaczęły się rozpędzać i szybko wyszły na prowadzenie, po skutecznych akcjach Jamesa Hardena. Od początku spotkania mocno przy Durancie pracował Garcia i przez pierwsze kilka minut skutecznie go ograniczał. Po chwili wpadł na stawiającego zasłonę Perkinsa i doszło do drobnej wymiany uprzejmości pomiędzy zainteresowanymi.
Świetnie radził sobie Chandler Parsons i po jego 5 punktach z rzędu Rockets odskoczyli na 10 oczek. Potem jednak swoje 8 punktów rzucił Kevin Durant, a kolejne 9 oczek dołożył Kevin Martin (to już 3 razy więcej niż w Game 5). Gospodarze konsekwentnie ogrywali Omera Asika, który męczył Perkinsa i po 12 minutach miał już 7 pkt i 6 zbiórek. Ostatecznie to Rockets wygrywali po pierwszej kwarcie 29-26, a przewaga mogła być jeszcze większa, ale Aaron Brooks trafił zza łuku sekundę po końcowej syrenie i sędziowie nie mogli zaliczyć trzech punktów gospodarzom.
Drugą odsłonę zdecydowanie lepiej zaczęli goście. Wstawki mocniejszej obrony pozwoliły Thunder przejść do szybkiego ataku i zaliczyć run 7-0, z czego 4 punkty należały do coraz lepiej dysponowanego Kevina Martina. Po celnej trójce Dereka Fishera goście wyszli na drugie w tym meczu prowadzenie, tym razem 33-31 i trener McHale poprosił o przerwę na żądanie.
Po powrocie na parkiet, kolejnym celnym rzutem zza łuku powitał gospodarzy Kevin Martin, ale chwilę później tym samym odpowiedział Chandler Parsons. Grzmoty mocno ograniczyły poczynania przede wszystkim Omera Asika, który popełnił 2 głupie straty. Dobrą zmianę dał z ławki Nick Collinson, bo dzięki jego 2 zbiórkom w ataku Thunder zaliczyli kolejne łatwe punkty. Po stronie gospodarzy grę na swoje barki wziął Francisco Garcia i po jego 5 punktach wydawało się, że Rockets złapią swój rytm gry. Thunder mieli jednak po swojej stronie Kevina Martina, który trafił już 3 trójką tej nocy i goście ciągle utrzymywali 6 punktową przewagę. Chwilę później głupi faul(trzeci) złapał Garcia, a do kolejnych „przyjacielskich rozmów” doszło na linii Durant-Asik, za co obaj panowie zostali ukarani faulami technicznymi. Dwa osobiste trafił Harden, a potem dołożył jeszcze trójkę i tym samym zmniejszył straty gospodarzy do 4 oczek. Po 20 minutach w Toyota Center Thunder wygrywali w 6 meczu pierwszej rundy Playoffs 58-54.
Gospodarze świetnie radzili sobie z uprzykrzaniem życia Kevinowi Durantowi, ale na nic się to nie zdało, bo kompletnie nie umieli zatrzymać fantastycznego do przerwy Kevina Martina(21 punktów). Pod nieobecność Westbrooka całkiem nieźle radził sobie Reggie Jackson, który po 20 minutach miał na swoim koncie 10 punktów, ale tylko 1 asystę. Gospodarze wciąż byli w grze, głównie za sprawą Jamesa Hardena i jego 14 oczek i 3 asyst, oraz Omera Asika, który miał na swoim koncie 11 punktów i 6 zbiórek. Dobrze grał też Chandler Parsons(10 pkt) i Francisco Garcia(8 pkt). Na parkiecie zameldował się także Jeremy Lin, ale oprócz celnej trójki, niczym pozytywnym nie zaskoczył kibiców Rakiet.
Drugą połowę szybko otworzyli goście dwoma celnymi rzutami zza łuku Francisco Garcii i Chandlera Parsonsa. Thunder odpowiedzieli trafieniami Duranta i Ibaki i na tablicy wyników widniał remis 60-60. Asik dołożył kolejne punkty z linii rzutów osobistych, a po 2 trójkach Chandlera Parsonsa w Toyota Center wybuchła niesamowita radość, a Rockets prowadzili już 6 oczkami i trener Brooks musiał prosić o czas. Koszykarze z Houston zaliczyli run 18-4 i zaczynali wyglądać na bardzo pewnych siebie.
Po powrocie na parkiet, Reggie Jackson spróbował zaprosić na plakat Omera Asika, ale przestrzelił power dunka o milimetry. Był to jednak pozytywny impuls dla Thunder, którzy obronili 3 akcje z rzędu, a dzięki szybkim 7 punktom Duranta i 5 Jacksona doprowadzili do remisu. Serge Ibaka zaliczył jeszcze potężny blok na Jamesie Andersonie, kolejny raz nie mylił się Durant i Harden i po 3 kwartach to znowu Thunder wygrywali 78-77, a wszystko co najlepsze miało dopiero nadejść.
Miało, ale nie nadeszło, bo Rockets pogubili się w ataku i nie mieli pomysłu jak zatrzymać Kevina Duranta, który szybko zapomniał o nieudanej drugiej kwarcie. Pierwszy celny rzut w drugiej połowie oddał Kevin Martin, z półdystansu dwa punkty dołożył Fisher, stratę zanotował Lin i po trójce Duranta, goście wygrywali 87-79. Czas wzięli gospodarze, ale po powrocie na parkiet obraz gry się nie zmienił. Durant raz za razem rozrywał obronę Rockets, asystując przy trójce Fishera, wymuszając 5 faul Garcii i obsłużając w pomalowanym Collinsona. Thunder wyszli na 11 punktowe prowadzenie i mogli spokojnie kontrolować przebieg spotkania.
Walczyć próbował jeszcze James Harden, ale nawet jego celna trójka nie zmieniła przebiegu ostatniej kwarty, bo zabójczo skuteczny ciągle był Durant. Najpierw trafił zza łuku, potem przedryblował całe boisko i zakończył akcję wsadem, a w następnym posiadaniu znalazł czystego w rogu Fishera, który celną trójką wyprowadził Thunder na 15 punktowe prowadzenie. Rockets zdołali nieco podgonić w końcówce, ale ostatecznie przegrali w Toyota Center 103-94 i to goście z Oklahomy przechodzą do półfinału konferencji, gdzie czeka ich rywalizacja z Memphis Grizzlies.
Rockets należą się brawa za zaangażowanie, bo po pierwszym spotkaniu nic nie wskazywało na to, żeby byli w stanie podjąć wyrównaną walkę z ubiegłorocznymi finalistami NBA. Rakiety jednak dały radę napędzić solidnego stracha Thunder i niewiele zabrakło, a doszłoby do 7 spotkania w tej serii. Biorąc pod uwagę, że to Thunder przechodzą dalej, największym przegranym jest Russel Westbrook, któy byłby niesamowicie ważną bronią w rywalizacji z rozpędzonymi Grizzlies.
Oklahoma City Thunder 103:94 Houston Rockets
Thunder: Durant 27 pkt, 8 zb, 6 ast, Martin 25 pkt, Jackson 17 pkt, 7 zb, 8 ast
Rockets: Harden 26 pkt, 6 zb, 7 ast, Parsons 25 pkt(6×3), 7 zb, Asik 13 pkt, 13 zb
Thunder mieli po swojej stronie Martina, a Houston hardenka, który mimo tego, że Houston dzięki szczęściu jakie ich spotkało w game 2 i mogli wygrać tą serię to dał ciała. To nie hardena tam się trzeba bać tylko całej reszty.
nie ”hardenka” nalezy sie bac, lecz twoich kompleksow. wyjdz na dwor odpocznij troche majowka jest
ile razy westbrook gra na słabej skuteczności i jak dużo strat popełnia to wtedy 99% z czytelników uważa, że to przez niego Oklahoma przegrywa. Jak to przez hardena przegrywa Houston, a wcześniej Oklahoma (ostatnie 3 mecze finałowe z Heat to Harden miał 7/33 z gry) to nikt juz nie mówi, że to przez niego. Hardenik kolejna święta krowa jest?
Hardena można się czepiać za skuteczność, czy tam straty, ale bez niego to w Houston w ogóle nie byłoby play- off.
Dokładnie, Harden w Houston robi prawie całą grę, nawet kiedy jego skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Ja osobiście nie doceniałem Westbrooka, nie jestem zwolennikiem jego porywczej gry, ale te 3 mecze z Rockets pokazały, że taki styl odpowiada OKC i jest on niezbędny dla tej organizacji. ;)