Sytuacja przed meczem nie wyglądała ciekawie dla Bulls. Po raz kolejny nie mógł zagrać Kirk Hinrich, który w tej serii bardzo dobrze bronił Derona Williamsa. Na boisko nie wybiegł także Loul Deng, który dopiero przed spotkaniem został wypuszczony ze szpitala, a z objawami grypy walczyli w drugim pojedynku z rzędu Taj Gibson i Nate Robinson. Do tego zespół z Wietrznego Miasta nigdy w swojej historii nie wygrał meczu nr 7 na wyjeździe. To wszystko nie napawało optymizmem i nie wydawało mi się, że uda im się awansować.
Dużo więcej argumentów mieli po swojej stronie zawodnicy Nets. Wygrali dwa poprzednie mecze, byli zdrowi, grali na własnym parkiecie i mieli za sobą wsparcie publiczności.
Bulls pokazali jednak determinację, serce i wolę walki. Że pomimo okrojonego kontuzjami składu są w stanie nawiązać walkę z teoretycznie lepszymi Nets. Oczywiście pomogła świetna gra Joakima Noaha, który był dziś niesamowity. Obiecał, że przyjadą do Barclays Center i nawiążą walkę i słowa dotrzymał. Pokazał się jako lider i przywódca, a nie zapomnijmy, że przecież gra w tych play off z kontuzją stopy. Co ty na to Derricku Rosie?
Bulls już na początku spotkania objęli przewagę w meczu, a od kiedy Marco Belinelli trafił na 15-13 dla gości, to nie oddali już oni prowadzenia do końca meczu. Zanotowali run 19-6 w drugiej kwarcie, co pomogło im zakończyć pierwszą połowę osiągając najwyższe w meczu 17-punktowe prowadzenie.
Nets kompletnie nie wyglądali jak 4 drużyna Konferencji Wschodniej. Katastrofalnie grał Joe Johnson, który w pierwszych 24 minutach nie zdobył żadnych punktów i nie trafił ani jednego rzutu z gry. Mało przekonywujący był Brook Lopez, nie radząc sobie z obroną Noah.
Gospodarze wzięli się do gry dopiero w drugiej połowie, w sumie to nie mieli wyjścia i nic do stracenia. Od pierwszych minut trzeciej kwarty rozpoczęła się pogoń Brooklynu. Na tyle skuteczna, że w połowie tej Czesi meczu po rzutach wolnych Derona Williamsa zbliżyli się do Bulls na tylko 4 oczka.
W trzeciej ćwiartce miał także miejsce niebezpieczny moment, po którym kibice Chicago zamarli. Po zasłonie postawionej przez Gibsona pomiędzy Geraldem Wallacem i Reggie Evansem próbował przedrzeć się Nate Robinson. Filigranowy rozgrywający stracił równowagę, upadł na ziemię, a próbujący za nim nadążyć za nim Wallace przypadkowo nadepnął go na głowę. Przez chwilę Robinson nie podnosił się z parkietu. Na szczęście po chwili wstał i nie zaważając na to, co się stało przed kilkoma sekundami w swoim stylu wszedł w pomalowane i rzucił floatera właśnie nad Wallacem.
Nets przez całą druga połowę próbowali gonić wyniku, ale Bulls za każdym razem odskakiwali. Jeszcze na 2 i pół minuty po akcji dwa plus jeden Williamsa zmniejszyli straty do 5 punktów. Na tą akcję celnym rzutem odpowiedział Belinelli, spod kosza trafił Lopez i Brooklyn musiał faulować, by pozostać jeszcze w grze.
Ani razu ręka na linii rzutów osobistych nie zadrżała jednak Belinelliemu, goście dowieźli zwycięstwo do końca i awansowali do drugiej rundy.
Najlepszy zawodnikiem meczu był bez wątpienia Noah. Rzucił 24 punkty, zebrał 14 pilek, w tym 7 na atakowanej tablicy i wyrównał swój rekord kariery w blokach w play off – 6. Tyle samo co center Bulls rzucił Belinelli. 17 dodał Carlos Boozer, a 12 Robinson.
W szeregach Nets najlepszym strzelcem był Williams, autor 24 oczek, 4-krotnie przymierzając celnie zza łuku. 21 dołożył Lopez, a 19 Wallace. Zawiódł Johnson, który w decydującym meczu sezonu rozegrał fatalne zawody. Zdobył tylko 6 oczek, trafiając jedynie 2 z 14 rzutów z gry, w tym 1/9 za trzy.
Nets kończą sezon, na większe podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, ale już teraz można napisać, że zawiedli. Mając przewagę parkietu i za przeciwników przetrzebionych kontuzjami Bulls nie potrafili ich pokonać.
Chicago z kolei może już przygotowywać się do pierwszego meczu drugiej rundy z Miami Heat, który będzie w poniedziałek. Do gry powinien już wrócić Loul Deng, nie wiadomo jeszcze co z Kirkiem Hinrichem.
Chicago Bulls – Brooklyn Nets 99:93 (29:25, 31:19, 21:31, 17:18)
Liderzy zespołów:
Punkty: Noah, Belinelli 24 – Williams 24
Zbiorki: Noah 14 – Evans 13
Asysty: Butler, Robinson 4 – Williams 7
Przechwyty: Robinson 2 – Johnson 3
Bloki: Noah 6 – Lopez 2
Chociaż obstawiałem 4-3 dla NBN to we wcześniejszych wpisach, obstawiałem, że dla nich max to druga runda. Od poczatku było widać, że ten zespół to taki „składak”. Brak chemii widoczny był od samego poczatku. Brakowało mi tam typowej agresywności i ambicji. O zmianie trenera nie wspomnę. Ale kto bogatemu zabroni?
„Składak” to super słowo ,którego użyłeś. dokładnie taki obraz zostawili, niemrawy trener i w dodatku słabi, zawodzący ale i krocie zarabiający liderzy. G-Force przed meczem numer 4 powiedział, że nie wie czego oczekuje od niego trener Carlesimo i jaka jest jego rola w drużynie.
Super Byczki nie po raz pierwszy pokazały charakter.
Szkoda tylko, że teraz zamiast na NY, który ogrywali już w tym sezonie wielokrotnie to trafią na mistrzów. Życzył bym sobie, żeby było inaczej, ale pewnie będzie 4:1 dla Miami. Byki bez Rose’a i tak wybrakowane kontuzjami na więcej chyba nie stać.
Nets mają fajny skład, ale muszą się jeszcze zżyć i ograć.
Bardzo nie lubiłem Noaha generalnie chyba za ekspresję :) ale za to co robi na boisku musze powiedzieć :”Drogi Kreolu – czapki z głów”. Tęskni mi się za centrami typu Hakeem, Robinson, Ewing i trochę kląłem że teraz czołowymi srodkowymi są Noah, Gasol czy Bogut ale w tym sezonie widze jak chłopcy zapierdzielają jak bronią, jak ciągną swe drużyny i chyba przestanę aż tak tęsknić za nba z lat 90-tych. A co do byków? Kurde chłopaki pogońcie chociaż tych mistrzów z miami a Ty Kreolu zrób budyń z tej miękkiej cipki – Bosha.
Chicago to moim zdaniem jedna z 3 drużyn (NYK i Memphis, ewentualnie Indiana u siebie) , która może podjąć walkę z Miami. Dobrze, że przeszli dalej.
Biorąc pod uwagę kontuzje z jakimi zmagały się Byki, czapki z głów za awans do drugiej rundy. Równocześnie całkowicie straciłem szacunek do Rose’a. Ludzie grają z grypą i kontuzjami 40+ minut, i praktycznie drapią parkiet a on, choć fizycznie ponoć do gry jest gotowy, na boisko nie wychodzi, bo mentalnie nie jest gotów na powrót. W rzyci miałbym takiego „lidera”.
ujme to tak: Znasz Rosea? Znasz może kogoś z drużyny Byków by mieć wiadomości z 1 lub chociaz 2 ręki? To skąd wiesz czemu Rose nie gra?
Ja nie wiem i dlatego nie krytykuje. Może ma lenia w dupie, może się boi odnowienia więc chodzi o psychikę a moze kontuzja jeszcze jest niezaleczona do końca i przy pełnym obciążeniu meczowym odnowiła by się.
Dodam że odnowienie tej kontuzji oznaczało by zapewne koniec kariery.
Nawet jeśli by wrócił jego psyche było by tak złamane że byłby co najwyżej średniakiem.
Kontuzja kolana to nie to samo co kontuzja ręki czy podbicia stopy a tym bardziej grypa.
Ręka nie skacze tylko rzuca piłką która waży ledwie pół kilo. Z kłuciem w stopie jak widać da sie biegać a spróbuj grać z niesprawnym kolanem.
Przecież lekarze publicznie wypowiedzieli się, że fizycznie jest gotów do gry. Pozwól, że wkleję pewien cytat Rose’a odnośnie swojego ewentualnego powrotu w tegorocznych PO:
„Who knows?” Rose told reporters hours on Saturday. „It’s still up in the air.”
Who knows? Derrick Rose knows. His choice has been made to sit out the season and it includes no provisions for turning back, sources with direct knowledge told Yahoo! Sports.
Jeśli ktoś jest niezdolny do gry, to nie zastanawia się, czy wróci, czy nie. Lekarze zresztą dali mu już jakiś czas temu zielone światło:
„After sitting out all season while still recovering from knee surgery, Derrick Rose has finally been cleared to play by his doctor”
Przepraszam za double posta, ale nie mogę zedytować poprzedniego:
The source said the doctor told the Bulls that physically, “He can play now.” Rose is now dealing with the psychological side of trusting his body.
Rose to zwykła pipka i tyle. Już dawno powinien biegać po parkiecie. Nie ma się łba, to i sukcesów nie bedzie..
pięknie to ujałeś. Mam nadzieję, że jak wróci to mu pół ligi przypomni co to twarda gra. Nie lubię takich siusiumajtków. Niech bierze przykład z kolegów, a jak ich nie lubi to z najlepszych (Kobe, Wade, Parker)