Pierwszy raz od 2007 roku Golden State Warriors poczuli smak drugiej rundy play offs i co ciekawe po wyeliminowaniu wyżej rozstawionych Denver Nuggets nie stoją oni na straconej pozycji w konfrontacji z wyżej notowanymi San Antonio Spurs (stan rywalizacji 2-2). Jak wiemy wielka w tym zasługa duetu Splash Brothers czyli Stephena Curry oraz Klay’a Thompsona, głównych broni w ataku trenera Jacksona. Jednak małego sukcesu Wojowników nie byłoby bez dwóch innych zawodników do zadań specjalnych, o których dwa akapity tekstu znajdziecie poniżej.
Numerem jeden pod koszami, przy kotnuzjowanym Davidzie Lee okazuje się w konfrontacji z weteranem play offs, Timem Duncanem, australijski środkowy Andrew Bogut. Będący często kontuzjowanym w poprzednich latach, ex środkowy Milwaukee Bucks, już podczas serii z Denver Nuggets potrafił robić różnicę w rywalizacji z JaValem McGee czy Kostą Koufosem. Dla przypomnienia, zawodnik Marka Jacksona potrafił w ostatnim spotkaniu serii z Samorodkami zdominować walkę na tablicach, zbierając 21 piłek. Jego rola przy absencji jedynego All Star w składzie Warriors – Davida Lee – nie mogła nie być niezauważalną. W całej serii przeciwko teamowi z Denver wspiął się on na poziom 10,3 zb na mecz oraz 2,3 blk w meczu. Wydawało się, że znacznie trudniej Kangur będzie miał w rywalizacji z Mistrzem NBA Timem Duncanem. Trzeba od razu jednak zazanczyć, że jeszcze 2-3 lata temu Bogut był poważnie brany pod uwagę w wyścigu o nagrodę Defensora Roku, ustępując Dwightowi Howardowi.
Bogut dzięki 18 zbiórkom minionej nocy, stał się pierwszym od 24 lat Wojownikiem, który w 5 kolejnych spotkaniach play offs zanotował co najmniej 10 zbiórek. Australijski środkowy, który z każdym dniem play offs wygląda pewniej, podniósł swoją przeciętną zbiórek do 14, wyraźnie dominując pod własnym koszem, jeśli chodzi o ilość odskoków. W dodatku Australijczyk znakomicie spisuje się w konfrontacji z Duncanem, zatrzymując centra z Wysp Dziewiczych na poziomie co najmniej 9 niecelnych rzutów w każdym spotkaniu przeciwko Warriors. Duncan osaczony osobą Wielkiego Kangura zaliczył minionej nocy najgorszy występ w serii z Warriors, trafiając tylko 7 z 22 rzutów z gry. Skuteczność Tima w porównaniu do wyników serii z Lakers, spadła o całe dziesięć procent i na dziś oscyluje w granicach 41%. Kończąc wywód o Andrew – center Wojowników jest pierwszym graczem klubu mającym w tych samych play offs dwa występy na poziomie minimum 18 zbiórek (18 z SAS i 21 z DEN). Jak widać inwestycja, kosztem oddania Monty Ellisa, spłaca się z każdym następnym meczem play offs. Bogut i Warriors zebrali mionej nocy aż 65 piłek (14 więcej od Spurs!).
Numerem drugim w tym zestawieniu jest X-factor Marka Jacksona – Jarrett Jack. Były obrońca Blazers i Hornets (również Raptors czy Pacers) okazał się bohaterem ostatniej potyczki ze Spurs. Notabene wygrana po dogrywce stała się pierwszym zwycięstwem w dodatkowym czasie gry i podczas play offs Wojowników od kwietnia 1976. Jack z kolei poszedł śladami najlepszych w tegorocznych play offs strzelców podczas czwartej kwarty czyli Carmelo Anthony’ego i Nate’a Robinsona – trafiając trzy ważne kosze w 70 sekund ostatniej odsłony, doprowadzając po części do dogrywki. Jak na razie Jarrett ma na koncie 61 oczek podczas wszystkich czwartych kwart play offs 2013 i notuje 5/5 przy akcjach typu pick’n’roll przy ostatnich 17 minutach gry ( w sezonie zasadniczym i w ostatnich akcjach notował tylko 6 trafień przy 18 podobnych próbach !)
Jack (24 pkt przy 9-16 z gry oraz 7 as. minonej nocy) na 9 spotkań tegorocznych play offs aż 8-krotnie przechodził granicę 10 oczek. W dodatku pięcokrotnie notował granicę 20 punktów i w serii z Nuggets jego przeciętna wynosiła 18 pkt. Teraz ze Spurs jego przeciętna spadła do 14 punktów, ale utrzymuje on ciągle niezłe wskaźniki skuteczności; po 52% z Samorodkami, ma on 46% w konfrontacji z Ostrogami. Z drugiej strony obrońca Jacksona imponuje pracą w defensywie (nieustępliwości oraz zaangażowania nie można mu odmówić) i podczas rywalizacji z Andre Millerem oraz Ty Lawsonem wychodził obronną ręką, wygrywając 4 ze spotkań. Teraz być może uda się zakończyć zwycięsko konfrontację z Tonym Parkerem? Jarrett Jack już dziś cieszy się zainteresowaniem ze strony innych klubów NBA i na pewno po zakończeniu obecnych play offs spróbuje swoich sił na rynku wolnych agentów. Jedno jest pewne, jego aktualna forma pozwala mu myśleć o małej podwyżce płacowej w perspektywie nowego kontraktu (nie koniecznie w Oakland).
Oglądając postępy niektórych graczy – jak choćby wspomniani w ostatnim czasie Norris Cole i Nate Robinson – dojść można do wniosku ,że play offs to nie tylko czas dla wielkich gwiazd i popisy liderów drużyn. O sukcesie często decyduje zespołowa obrona, chemia w drużynie, ale również postawa zadaniowców – często nawet takich, których skuteczność w sezonie zsadniczym była dużo gorsza (Cole i Jack przy opisanych rzutach po pick 'n’ rollu).
To nie tylko czas wielkich gwiazd czy zadaniowcow to rowniez czas coraz lepszych art na temat PO:) gratulacje super art
Cholera, szkoda mi będzie Golden jak odpadną z SAS.
Prawdziwy powiew świeżości od chłopców Jacksona (w przypadku Michaela mogłoby to zabrzmieć dwuznacznie). Fajnie, że Golden udało się pojawić w świadomości kibiców NBA, bo wcześniej było traktowane jako kopciuszek na Zachodzie (sam zresztą również nie doceniłem potencjału GS). No i proszę! brzydkie kaczątko, na naszych oczach, przemienia się w łabędzia.
Zabawne, że GS, póki co, pokonuje SAS ich własną bronią. Dlaczego San Antonio, od kiedy pamiętam, zawsze świetnie radzi sobie w RS? Bo MoM w każdym meczu, może zostać inny gracz. Parker, Duncan, Manu, zdarzało się to również Greenowi, Nealowi czy Leonardowi. Jeśli Duncan pudłuje niemiłosiernie, bo więcej rzuca Parker, jak temu nie idzie to zawsze można liczyć na Neala, itd. Nagle okazuje się, że nie tylko SAS ma zespół w którym każdy może zostać bohaterem spotkania. Identycznie jest z GS, to już nie tylko Stefan Kura, ewentualnie Lee. Wbrew pozorom, posiadanie tylu game-changerów w jednym zespole, to komfort, który posiada niewiele drużyn, przez to nawet gdy wypadnie ktoś z pierwszej piątki, to jego brak nie jest tak widoczny jak choćby w Oklahomie. Przecież większość sezonu Golden radziło sobie bez Boguta, ledwo zaczęły się PO a już Lee wypadł z gry, a mimo to Golden w tym roku zanotowało tylko jeden słabszy okres, gdzie przegrali kilka spotkań z rzędu. Nie można też zapomnieć o Brandonie Rushu, który w tym roku zagrał tylko 25 minut więcej niż Róża.
Mimo bryantowej skuteczności, coraz pewniej radzi sobie Barnes, którego na początku sezonu sprawiał wrażenie dziecka we mgle. Wyglądał tak marnie, że czym prędzej pozbyłem się go z FL, a tu proszę, mamy PO i Barnesa, który jest najskuteczniejszym graczem w drużynie. Nie wiem czy jest to spowodowane dorośnięciem do poważnej koszykówki przez Harrisona, świetnej pracy jaką wykonał Jackson, czy po prostu tym, że jego „naturalny” match-up biega za innymi. Niemniej, Barnesowi należą się pochwały, pamiętajmy, że to rookie.
Bogucie, mój Bogucie, czemuż ty ze szkła? Tak zapewne śpiewałaby moja babcia, gdyby była o 60 lat młodsza i była fanką Warriors. Koleś w obronie jest niesamowity, silniejsza wersja Niedźwiadka o imieniu Mark( W OBRONIE), która mogłaby przestać korzystać z porad Biedrinsa w sprawie rzutów wolnych. Szkoda, że kontuzje nie omijają go jak Dariusz Róża parkietu, bo przy takiej biedzie wśród centrów, jest tu potrzebny jak insulina cukrzykowi. Bogut dominuje Duncana od pierwszego meczu serii i nic nie wskazuje na to by się miało to zmienić.
Jack. Jego obecna sytuacja, przypomina mi postać Roda Tidwella z filmu Jerry Maguire.
Nie chcę was zanudzać fabułą filmu, kto widział, ten pewnie też dostrzeże podobieństwa.
Bądź, co bądź, tuż przed podpisaniem,prawdopodobni, ostatniego kontraktu w lidze, Jack jest w życiowej formie, jest pewny, nie forsuje rzutów, rzadko traci piłkę, a do tego najlepiej z wszystkich Wojowników, kreuje grę. Jeszcze niedawno krążyły plotki, że Jack będzie chciał dostać 10mln za 3 lata, wydaje mi się, że grą w tych PO spokojnie zapewnił sobie parę dolarów więcej, na waciki żonie na pewno starczy.
W tym momencie trzymam kciuki za Golden, przypominają mi Polskę na Mundialu w 74, Danie na ME w 92 czy Monaco w Lidze Mistrzów w 2004. To niewątpliwie jest czas Warriors, bez względu na to czy przejdą SAS, czy skończą jedynie z tymi dwoma zwycięstwami serii, to i tak Golden w tym roku, wykreowało największą liczbę bohaterów. A ja lubię bohaterów, zwłaszcza gdy nie towarzyszy temu gwiazdorstwo. GO WARRIORS!
Bardzo dobry komentarz, jak zawsze Qcin. Wiele porównań i analiz trafionych;-) Jerry Maguire to jeden z najlepszych sportowych filmów. Bogut to taki Davor Suker jak szukasz porównań futbolowych lub Robert Prosinecki – i życzę nam by w jego ślady nie poszedł Stefan Kura. Warriors przypominają samych siebie z PO 2007, kiedy prowadził ich pewien brodacz, z małym wyjątkiem oni wówczas tak dobrze nie bronili.
Ja to właśnie obawiam tych podwyżek w GSW. Każdy niemal powinien dostać- spada kontrakt Bierdinsa chyba już po tym? / Albo po następnym więc cosik będzie ale wszystkich niestety się nie utrzyma. A Jack/ Klay / Curry to podstawa na obwodzie- na skrzydłach Green / Barnes pod koszem Lee/ Bogut / Landry – dorzucić Rusha jeszcze jednego podkoszowego typu Martin – bo podkoszowi Warriors potrzebują jeszcze mięsa pod koszem bo faule łatwo łapią