Indiana Pacers świetnie wykorzystała wszystkie braki w obronie i ataku Knicks. Zawodnicy z Indianapolis od początku spotkania narzucili rywalom swój styl gry, co zaowocowało zwycięstwem 93-82. Świetnie dysponowany był duet George Hill – Paul George, a szczególnie gra tego pierwszego robiła wrażenie. Knicks ciągle nie trafiają tak jak nas do tego przyzwyczaili w sezonie regularnym i w czwartek rywalizacja przenosi się do Madison Square Garden. Pytanie tylko, czy dla Knicks nie jest to powrót tylko i wyłącznie w celu pożegnania ?
Mimo podwyższenia składu i wstawienia do pierwszej piątki Kenyona Martina, początek spotkania zdecydowanie należał do Pacers. Gospodarze byli dobrze zorganizowani w obronie, przez co bardzo łatwo przechodzili do szybkiego ataku. Knicks przez pierwsze 5 minut, oprócz akcji 2+1 Anthony’ego nie trafili żadnego rzutu, a w tym czasie Paul George i George Hill w duecie zdobyli 11 punktów i bardzo szybko zmusili Mike’a Woodsona do wzięcia przerwy na żądanie. Po powrocie na parkiet radykalnie zmieniła się gra gości. Knicks zaczęli mocno odcinać, przez co wymusili kilka prostych strat, a swoje rzuty z półdystansu zaczął trafiać Carmelo Anthony i na 3 minuty przed końcem kwarty, na tablicy wyników widniał remis.
Pacers konsekwentnie szukali w pomalowanym Roya Hiberrta, a Knicks próbowali zacieśniać pole trzech sekund i podwajać centra gospodarzy. Nie przynosiło to jednak zamierzonych efektów, bo co prawda Pacers nie trafiali zza łuku, ale Chandler miał problemy z zastawieniem Hibberta, który w pierwszej kwarcie zebrał 3 piłki w ataku. Pod koniec pierwszej ćwiartki Pacers znowu przycisnęli w obronie i wygrali tę kwartę 23-16.
Od początku drugiej kwarty, na parkiecie pojawił się Amare Stoudemire i od razu zapisał na swoje konto dwa faule( w tym jeden techniczny). Zza łuku wreszcie trafił JR Smith, ale Knicks ciągle nie mogli zbliżyć się do rywali. Goście z uporem maniaka podwajali Hibberta, ale Pacers spokojnie i konsekwentnie grali piłka, szukając wolnego gracza, co zaowocowało celnymi trójkami Augustina i Younga. Po tych trafieniach gospodarze prowadzili 30-19.
Na ratunek przyszedł Carmelo Anthony, który najpierw trafił zza łuku, a w kolejnej akcji poprawił z high postu, ale Knicks ciągle nie nadążali w rotacji i w następnym posiadaniu, za 3 trafił Paul George. Nowojorczycy próbowali zaskoczyć rywali wstawkami obrony strefowej, ale szybko przekroczyli limit 5 przewinień, a Pacers mądrze wymuszali faule i stawali na linii rzutów wolnych. Kolejne rzuty pudłował JR Smith, popełniając dodatkowo 2 faule w ataku pod rząd. Goście zapomnieli o zastawianiu i pozwalali Pacers na ponawianie swoich akcji. Z dystansu trafiali George i Hill i z każdą minutą rosła przewaga graczy z Indianapolis. Gospodarze zakończyli pierwszą połowę runem 13-4 i do przerwy wygrywali 48-34.
Pacers imponowali konsekwencją taktyczną i bardzo mądrym czytaniem gry. Radzili sobie z obroną Knicks, wykorzystując pod koszem Roya Hibberta. Goście znowu nie mogli liczyć w ataku na JR’a Smitha, który legitymował się skutecznością 1/8 z gry do przerwy. Widoczny był brak na parkiecie Imana Shumperta, który z powodu obolałego kolana przebywał na boisku tylko 8 minut. Najbardziej cierpiała na tym obrona Knicks, która nie nadążała w rotacji i pozwalała na łatwe rzuty gospodarzom. Gości w grze trzymał Carmelo Anthony (16 pkt, 6 zb) oraz Raymond Felton(8 pkt). Po stronie gospodarzy najlepiej spisywał się Paul George ( 12 pkt, 8 zb, 4 ast) i George Hill(9 pkt, 3 ast). Pacers znacznie lepiej zbierali i w punktach drugiej szansy prowadzili aż 17-5.
W 3 kwarcie niewiele się zmieniło. Co prawda zawodnikom Knicks udało się zatrzymać, najlepszego do przerwy Paula Georga, ale kompletnie nie mieli sposobu na George’a Hilla. Rozgrywający Pacers zaliczył rewelacyjną kwartę dopisując na swoje konto 14 oczek. Mimo tego, że na parkiecie przebywał Iman Shumpert, obrona gości wcale na tym nie zyskała. Knicks wykorzystali fakt, że większą część kwarty na ławce spędził Roy Hibbert i poprawili swoją grę na desce. W grze ciągle trzymał ich Carmelo Anthony, który jednak wciąż nie imponował skutecznością. Gościom udało się minimalnie wygrać tą odsłonę, ale to ciągle Pacers wygrywali w całym spotkaniu 67-56.
Na starcie decydującej kwarty, zawodnicy Knicks zdobyli szybko 5 punktów, zmniejszając straty do 8 oczek, ale potem kompletnie rozluźnili szyki obronne i gospodarze zaliczyli run 11-2. Wreszcie obudził się JR Smith i trafił kilka rzutów (7/22), ale to było za mało na zespołowo i konsekwentnie grająca drużynę z Indianapolis.
Zza łuku trafił Stephenson, a kolejne punkty dokładali Paul George i DJ Augustin sprawiając, że od gości wciąż dzielił ich bezpieczny dystans. Knicks zacięli się w ataku i oprócz indywidualnych akcji Smitha, dwóch trójek Copelanda i akcji 2+1 Tysona Chandlera, goście nie mieli nic więcej do zaoferowania. Pacers zagrali bardzo dobre spotkanie i pokonali Knicks 93-82.
Zwycięstwo to oznacza, że w Indianie powoli produkują już koszulki na finał konferencji, bo jeżeli Knicks dalej będą w tak słabej dyspozycji, to nie zapowiada się na niesamowity comeback. Pacers wykorzystują swój atut w postaci Roya Hibberta, a podwajanie go przez zawodników z Nowego Yorku, nie przynosi żadnego efektu. Nie najgorzej wyglądały wstawki obrony strefowej, ale jeżeli defense Knicks będzie wpuszczał wszystkich w pomalowane, to nic dobrego ich nie czeka.
Świetny mecz rozegrał George Hill oraz jak zawsze imponujący wszechstronnością Paul George. Dobra gra tego duetu i niezła postawa Hibberta, jak na razie są ich przepustką do finału. Knicks ciągle mają problem ze skutecznością i o ile w drugiej połowie całkiem przyzwoicie zagrał JR Smith, o tyle 0/6 Shumperta, 0/3 Martina i 0/2 Kidda mogą niepokoić kibiców nowojorczyków.
New York Knicks 82-93 Indiana Pacers
Knicks : Anthony 24 pkt, 9 zb Smith 19 pkt Felton 14 pkt, 6 ast
Pacers : Hill 26 pkt, 4 ast George 18 pkt, 14 zb, 7 ast West 10 pkt, 10 zb
Stan rywalizacji : Knicks 1 – 3 Pacers
Bez niespodzianki w Indianie. Potwierdza się, że NYK i LAC to dwa zespoły, których bilans w RS, najbardziej odbiega od faktycznej siły drużyny. W 1 rundzie jeszcze im się przyfarciło, bo trafili na Boston, ale teraz… Indiana nie ma problemu ze zbieraniem piłki, Knicksi mało grają akcji przez Chandlera, który nie ma rzutu z midrange’u , więc Hibbert może spokojnie stać pod koszem i straszyć przed penetracjami. Kidd nie trafia w 8 meczu z rzędu, pamiętacie jak Shaq pisał o tym, że w najważniejszych meczach u Jasona Kidda wychodzi brak jaj?
O Melo i Wariacie to nie chce mi się nawet pisać, nie rozumiem czemu Woodson tak mało gra Copelandem, w tym meczu w ciągu 12 minut miał +12 !
Hill, pierwszy świetny mecz od G2 w Atlancie.
George nadal pudłuje jak zły, ale w przeciwieństwie do Melo dodatkowo asystuje/lepiej niż Hill, swoją drogą/
Polubiłem na fejbuku profil Tylera Hansbrough, chyba mój ulubiony role-player obecnie, może statystyki tego nie odzwierciedlają, ale broni tak, że przez te 10 minut, które jest na parkiecie, rywalom odechciewa się grać/ co nie? Melo/.
Pamiętam jak jakiś czas temu, stworzyłem sobie piątkę najbardziej przehypowanych graczy ligi, no i jako center występował tam Hibbert, cóż, pomyliłem się. W tych PO udowadnia, że może nie jest spektakularny jak Shaq, ale od wykluczenia po przepychance z Lee, złapał wiatr w żagle i obecnie jest jednym z najpewniejszych punktów Indianie, który może wiele namieszać w starciu z Miami.
Nie wydaje Ci się ,że w Knicks pękła chemia? Smith robi sobie nocne wypady i pewnie już myśli o nowym kontrakcie, a Kidd gra bez energii. Ich back court w ogóle nie przypomina drużyny z regular season – analogiczna sytuacja do Denver Nuggets. Widzę, że wychodzi też jakość warsztatu trenera, którym niczym nowym nie potrafi zaskoczyć (wzór to jednak Popovich lub Hollins).
Od początku mi ta ich chemia w zespole, wydawała się bardziej kreowana, niż prawdziwa. W ekipie w której grają jednocześnie Melo, Stat i Smith, gdzie tylko ten pierwszy wychodzi w pierwszej piątce, miodowe lata nie mogły trwać wiecznie, nawet z pomocą najlepszych speców od pijaru.
Od początku sezonu, wszyscy trąbili o tym, jak to Melo stał się człowiekiem drużyny, który ponad indywidualne osiągnięcia zaczął stawiać dobro zespołu, taka nowojorska odpowiedź na Lebrona, poniekąd. Zaczęto wychwalać Woodsona, nawet Gaśnicobijca wystawił laurkę Woodsonowi, że jest pierwszy trenerem, który zwraca mu uwagę na grę w obronie.
W Nowym Jorku uwierzono, że już teraz Melo jest gotowy pokonać Jamesa. Atmosferę podkręciła końcówka Karmelity w RS, która była elektryzująca.
No i się napalono na pierścienie dla Nyków, zapominając, że-strzelam- 85% zwycięstw NYK było zasługą skuteczności za 3, a z dobrze broniąca na obwodzie Indianą, tacy gracze jak Kidd, Novak czy Felton tracą 50% wartości (no może poza Novakiem, ten to 99%).
Karmelo jest dla NYK’ów jednocześnie błogosławieństwem jak i przekleństwem. Wygrywa dla nich wiele meczów w RS, ale w PO jest kotwicą. W tym meczu, wraz ze Smithem, oddali łącznie 45 rzutów(na 87 całej drużyny!!) z których zdobyli 37 punktów,Howard z wolnych wygląda,przy takiej skuteczności, jak Jeff Hornacek.
Dalej, Shumpert, powiem szczerze, że pojedynki jego z Bradleyem w 1 rundzie PO, należały do najsłabszych w historii match-upów na pozycji SG. Ceglarz niesamowity, a Woodson chce z niego zrobić shootera, efekt? 0/6 FG, 0/5 za 3.
Mimo tak słabych efektów, Woodson nie przestaje grać izolacji na Melo i Smitha, nie ma żadnego innego pomysłu na ten zespół, w chwili gdy trójki im nie wchodzą, a penetracje pod kosz kończą się stratami, gdyż Chandler jest zagrożeniem tylko w pomalowanym, więc Hibbert nie musi się ruszać spod kosza.
Mimo wszystko, nie skreślałbym ich w tej serii, teraz mecz w Nowym Jorku, podejrzewam, że wyjdą na 2:3, a wtedy G6 będzie decydujące, jeśli NYKi wygrają, to wejdą do finału, a nie jestem do końca pewny czy Indiana wytrzyma presję jeśli będzie 2;3. Już w zeszłym roku, po wyjściu na prowadzenie 2:1 z Miami, wiele osób widziało ich w finale konferencji, a jak się zakończyło dobrze pamiętamy. Z drugiej strony, teraz brakuje im już tylko jednego zwycięstwa.
Co do Smitha, to cóż… Rihannie też bym dał się namówić na imprezę. Niemniej, wydaje mi się, że akurat Smithowi takie imprezy to nie przeszkadzają w osiągach, on po prostu jest bardzo chimerycznym graczem, który ma zbyt duże ego. Takie sprawia wrażenie, jakby chciał być franchise playerem w Nowym Jorku, za bardzo uwierzył w swoją niezwykłość, zapominając, że w żadnym innym klubie gracz z 42% skutecznością, nie byłby traktowany jak gwiazda. No ale to Knicksi…
Nie ograniczałbym się wyłącznie do chemii w zespole. Ten zespół od początku sprawiał wrażenie kolosa na glinianych nogach. Jest to niezły zespół, który stać na spektakularne zwycięstwa, jednak w jego przypadku- media i kibice- zadziałały na zasadzie photoshopa- zrobiły z ładnej dziewczyny seksbombę.
Solidni rzemieślnicy z Indiany zmazali jednak makijaż z twarzy NYKów i widzimy prawdziwe oblicze Nowego Jorku. Drużynę jednowymiarową, która przy agresywniejszym kryciu swoich liderów, wygląda kiepsko, by nie powiedzieć marnie.
Tak samo skreśliłem Hibberta i teraz każdy dobry występ mnie szokuje… Patrząc, że Bosh lekko mówiąc nie gra sezonu życia, to faktycznie Heat będą mogli się mocno męczyć z monotonną, ale skuteczną ofensywą Pacers.
dla mnie te dwa mecze przegrane z hawks i ten mecz w NY przegrany przez pacers są jakoś niepokojące, nie grali wtedy w ogóle, nie wiem z czego to wynika i czy im się to włącza tylko jak nie mają sytuacji must win, bo mam nadzieję że jak będą mecze z miami to już będą grać na 100% skoncetrowani
Ja od początku pisałem, że Indiana jest znacznie mocniejsza niż Knicks.