Piąte spotkanie pomiędzy drużynami z Miami i Florydy miało być kropką nad ‘i’ podczas półfinałów konferencji wschodniej. Wśród Bulls ciągle brakowało kontuzjowanych D. Rose’a, K. Hinricha i L. Denga, natomiast w składzie Heat wyraźne problemy z kolanem dały się we znaki D. Wade’owi. Istaniała opcja nawet, że obrońca opuści spotkanie przed własną publicznością. Pomiędzy wygranym spotkaniem a nadchodzącym Flash zdecydował się na zabieg pomagający chwilowo zapomnieć mu o bólu, ale samo spotkanie pokazało, że lider ataku Heat daleki jest od optymalnej dyspozycji. Z drugiej strony, Tom Thibodeau poszerzył rotację swojego zespołu o gracza, którego zdążył przetestować w potyczce numer 4, Richarda Hamiltona. Rip nie zawiódł, dając dobrą zmianę i dodając Bykom skrzydeł w ataku, choć początek samego spotkania numer 5 był fatalny w wykonaniu gości..
Rozpoczęło się od 10-0 dla miejscowych i zanosiło się tak naprawdę na pogrom byłych Mistrzów. Nawet pojedyncze trafienia Butlera i Boozera nie zatrzymało naporu Heat. Serial punktowy Żaru trwał w najlepsze i w wyniku świetnej postawy ich liderów po niespełna 7 minutach meczu było już 22-4!
Po chwili w trans wpadł Carlos Boozer i można śmiało rzec, że wyciągnął Byki z opresji. Jego 12 oczek w drugiej połowie kwarty, przy pojedynczych trafieniach zmienników – Hamiltona i Robinsona – nieco zatarły złe wrażenia z gry gości a wynik był znacznie poprawiony (21-30).
W drugiej odsłonie byczy zmiennicy grali jeszcze lepiej a Robinson z Hamiltonem znajdowali luki w obronie Mistrzów. Bulls w połowie II kw. zagrali bardzo proste, ale zarazem niezwykle skuteczne akcje, wykorzystując luki na obwodzie gospodarzy. Swoją drogą można rzec, że Miami zostało uśpione tak wysoką, własną przewagą. Seria trójek Butlera, kolejne trafienie zza łuku Nate’a oraz punktowe zdobycze z linii Boozera przyniosły zmianę prowadzenia. Bulls przejęli kontrolę nad meczem i zaliczyli 5 oczek przewagi (42-37).
Po chwili swoją chwilę szaleństwa miał Chris Bosh, który chciał wytrącić rywala z rytmu posyłając dwie z rzędu trójki do kosza Byków! Jednak podopieczni Toma Thibodeau szybko się otrząsneli i znajdywali w kolejnych akcjach swojego meczowego no1 – Boozera (Carlos do przerwy przechodził samego siebie i miał na koncie 19pkt). Ponadto trzeci raz zza łuku trafił Robinson. Bulls wyglądali świetnie w drugiej kwarcie, nie dość, że poprawili funkcjonowanie obrony to jeszcze rozegrali najlepszą w serii z Heat drugą kwartę (53-47 dla Bulls, do przerwy). Robinson miał na koncie już 14 oczek, a Jimmy Butler – 12.
Wydawało się , że w trzeciej kw. doczekamy się najlepszej gry w wykonaniu Heat. W końcu nie chcieli oni wracać na kolejny mecz do United Center, bo przecież wygrana numer 2 Byków mogłaby dodać zespołowi z Windy City wiatru w żagle. Na starcie kwarty zza łuku trafił James, ale to nie przestraszyło gości i kontynuowali oni swoje skuteczne ataki na kosz Mistrzów. Butler zagrał akcję 2+1, łapiąc na faul Haslema, a na chwilę przebudził się włoski strzelec, Marco Belinelli. Trójka tego drugiego spowodowała największą przewagę, 7-punktów.
Do gry mocniej włączył się LeBron James i swoimi solowymi popisami zaliczył 6 kolejnych punktów drużyny. Mimo skutecznej gry lidera Heat goście ciągle polegali na duecie Butler – Boozer, a swoją obecność na parkiecie, pierwszym i zarazem ostatnim koszem zaznaczył Noah (to jego punktów zabrakło później, w końcówce). Na niespełna trzy minuty przed zakończeniem trzeciej odsłony trzecią trójkę w meczu zaliczył Hamilton. Po dwóch celnych osobistych Robinsona przyjezdni odjechali na rekordowe w tym spotkaniu 11 punktów (75-64). Można było wówczas odnieść wrażenie, że jesteśmy blisko obejrzenia niespodzianki i drugiej wyjazdowej wygranej Chicago w tej serii. Ray Allen i Chris Andersen zmniejszyli rozmiary przegranej kwarty do 8 (69-77).
Czwarta odsłona była kluczowa i okazała się kwartą zadaniowców – Shane’a Battiera i Norrisa Cole’a. W dodatku Heat zmuszali Bulls do błędów i niecelnych rzutów. Faworyci gonili rywali i z minuty na minutę byli bliżej przejęcia prowadzenia. Dyspozycja Battiera dała szybkie skrócenie dystansu do Bulls, a jego dwie trójki z początku kwarty i dwa celne osobiste stonowały zapędy przeciwnika. Po chwili do ataku dołączył się Norris Cole i jego trafienie oraz dunk pozwoliły na przejęcie prowadzenia (84-83). Następne akcje Miami były już autorstwa Wade’a i Jamesa, z kolei Byki polegały na pewnej ręce Boozera (26pkt) oraz Robinsona (91-94). Kiedy na minutę z haczykiem do końca meczu piłkę stracił Chris Bosh wydawało się, że przyjezdni mogą jeszcze doprowadzić do remisu. Niestety dla fanów Chicago ostatnie próby trzypunktowych rzutów – Butlera i Robinsona – nie wpadły do siatki i to Miami cieszyło się z kolejnego awansu do finału konferencji.
Wynik: 94-91 dla Heat i wygrana rywalizacja 4-1
Pomeczowe notki:
– dla Chicago było to 99. spotkanie bez Derricka Rose’a
– dla Heat był to trzeci z rzędu awans do finału konferencji (wzorem Chicago Bulls)
– podczas czterech ostatnich lat gry w play offs Bulls, trzykrotnie z dalszej gry eliminował Byki LeBron James
– po raz kolejny z Chicago – Heat przegrali pierwszy mecz, by następnie zwyciężyć w serii 4-1
– Heat u siebie mają bilans 12-1 od czasów finałów konferencji 2012.
– Żar notuje wynik 6-0 podczas spotkań mogących zakończyć serię (tzn. ,że żaden z ich rywali nie obronił match balla)
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/68668_10151579860252156_139445714_n.jpg
powinna być jeszcze jedna statystyka
14 asyst – To chyba jeden z gorszych wyników w sezonie (chciałem sprawdzić ale ni cholery nie potrafie po NBA.com się poruszać.
A JAMES. A James znowu słabiuuuuuuuutko.