Orlando Magic ma największe, bo 25% szanse, na zwycięstwo we wtorkowej loterii. Jest to efekt najgorszego bilansu w całej NBA (20-62) i coś co dostali w spadku po Dwigth’cie Howardzie. Magicy już w przeszłości trzykrotnie mieli okazję wyciągać draftową jedynkę a ich wybory później łączyły się osobami najlepszych podkoszowych ligi jak Shaquille O’Neal, Chris Webber i wspomniany Howard. Co ciekawe Magicy to jedyna drużyna w historii ligi, która od 1985 czyli momentu wprowadzenia loterii miała okazję rok po roku wyciągać pierwszy numer. Najpierw w 1992 roku dostali Shaqa, by po nieudanym podejściu do play offs 1993 (mieli identyczny bilans z Pacers po 41 zwycięstw, ale gorszy wynik bezpośrednich spotkań z Indianą) dostać Chrisa Webbera. Jak wiemy C-Webb nigdy nie zagrał na Florydzie, a sternicy klubu postawili na combo obrońcę, Anfernee „Penny” Hardaway’a (wybranego z trójką przez Warriors).
Wracając jednak do szans Magic to trzeba wspomnieć, że tylko trzykrotnie drużyny z największymi procentowymi szansami wylosowały jedynkę, a byli to kolejno Philadelphia 76ers w 1996 i przy wyborze Allena Iversona, następnie Cleveland Cavaliers w 2003 i przy wyborze LeBrona Jamesa, a w końcu Orlando Magic w 2004, kiedy postawili na Howarda.
W 2012 zespół z największymi szansami na zwycięstwo, czyli Charlotte Bobcats, dostali dwójkę i Michael Jordan musiał postawić na Micheala Kidda-Gilchrista, kiedy tak naprawdę marzył o Anthonym Davisie.
Odkąd loteria weszła w życie to trzy drużyny NBA miały okazję wygrać pick no1 aż trzykrotnie. Wśród szczęśliwców i obok Orlando Magic, najczęściej jedynkę dostawali Cleveland Cavaliers i Los Angeles Clippers. Magicy stawiali na Howarda, O’Neala i Webbera, Cavaliers na Brada Daugherty (był All Starem ale poważne problemy z plecami zakończyły karierę centra), LeBrona i Kyrie Irvinga. Z kolei L.A. Clippers najsłabiej pożytkowali swoje wybory. O ile Danny Manning – 1988 – zanotował awans do meczu gwiazd, ale chwilę później uciekł do Atlanty Hawks, o tyle cała liga do najgorszych zalicza ich wybór z 1998 przy osobie Michaela Olowokandi.
Najgorsze picki to oczywiście coś, o czym najczęściej mówią – latami – kibice NBA. Do tej grupy zaliczają się w ostatnim czasie Toronto Raptors, którzy w 2006 postawili na włoskiego podkoszowego Andreę Bargnaniego, mając szansę wyboru choćby LeMarcusa Aldridge’a. Dalej był też niefortunny wybór Kwame Browna, przez samego Michaela Jordana (dziś z Bobcats, wcześniej z Wizards), w 2001 roku. Co ciekawe Jordan próbował innych graczy z tego samego draftu, stawiając na nich w następnych sezonach – Tyson Chandler i Jason Richardson – ale żaden z nich nie był w stanie wyciągnąć Bobcats z ligowego dna. Innym przykładem niespełnionego talentu jest np. wybór do Golden State Warriors Joe Smitha, który po wygraniu nagrody Debiutanta Roku spadał z sezonu na sezon i gorzej prezentował się niż gwiazdy będące za nim – Kevin Garnett i Rasheed Wallace (Smith nawet brał pieniędze pod stołem i dogadywał się z Wolves w niecodzienny sposób, za co później NBA karała klub). Jako najgorszy wybór z jedynką i po latach uważa się pick Sacramento Kings z 1989 roku przypadający na Pervisa Ellisona. Środkowy zasłynął z tego, że po kilku sezonach spadania w ligowej hierarchii, odbił się, dostając w 1992 roku nagrodę za Największy Postęp.
Historia draftowych wyborów niemal rokrocznie przeplatana jest z kontuzjami graczy, którzy za chwilę (po kilku sezonach) zmuszeni są zakończyć karierę, mimo hucznych zapowiedzi i rysowania wielkiego potencjału gracza. Najnowsza generacja fanów NBA doskonale pamięta przypadki Grega Odena (ponad Kevinem Durantem w 2007 do Portland), Yao Minga (2002 do Houston) czy wyżej wspomnianego Brada Daugherty’ego (1986 do Cleveland). Jest jeszcze jeden aspekt, o którym trzeba wspomnieć.
NBA pamięta takie przypadki, kiedy rookie numerem 1 zaraz na początku przygody z ligą łapał kontuzję, a następnie wracał do wielkiej formy, którą imponował czy w końcu znajdywał uznanie trenerów przy awansie do składów All Star. Historia pamięta ostatni przypadek Blake’a Griffina (2009) oraz Kenyona Martina (2000). Pierwszy z nich trafił do Clippers a drugi do Nets.
Podsumowując: nie patrząc na to, która drużyna wygra nocną loterię draftową to wiadomo, że w czołówce wyborów 2013 roku powinni za parę tygodni znaleźć się Ben McLemore, Nerlens Noel, Otto Porter, Cody Zeller, Alex Len,Anthony Bennett, Trey Burke czy Victor Oladipo. Największym wygranym może okazać się Noel, którego po kontuzji zerwania wiązadła krzyżowego w kolanie nie ujrzymy na parkiecie do grudnia. Drużyna stawiająca na Nerlensa na pewno sporo zaryzykuje.
Małe sprostowanie, Jordan wybrał Kwame Browna ale do Washingtonu , Bobcatsi powstali dopiero w 2004 roku :)
sure;-) dzięki za uwagę. poprawione
mam pytanie
loterię pokaże ESPN, a czy w necie da się ją obejrzeć? macie jakies linki?
Jak zwykle: http://www.firstrow1.eu/sport/basketball.html
Jako fan Blazers z #1 brałbym bez zastanowienia Nerlensa Noela.
Voy
bezapelacyjnie ciągnij i rozwijaj ten wątek, bo tego typu spekulacje bardzo mnie kręcą.
Przykładowo tegoroczny draft jest chyba rekordowy jak choci o ilość przyzwoitych środkowych. Co z nich wyrośnie to inna sprawa, ale mamy w tym roku ich obfitość. Ostatnie lata nie rozpieszczały Nas wysokimi graczami, dlatego to tak ważne. Ja bardzo ciekaw jestem wysokiego Francuza. Chłopak ma niesamowite warunki (7’2″ wzrostu i 7’9″=236 cm zasięgu ramion) a przy tym jest mogilny oczywiście bardzo brakuje mu masy, ale to da się zmienić.
Noel (także chudzinka) rzeczywiście przypomina trochę Marcusa Camby, bo do Garnetta, do którego próbują go porównywać to jest trochę za wolny i za mało waleczny. Ciekaw jestem kto go weźmie i kim się stanie.