Tym razem po dogrywce San Antonio Spurs wygrali z Memphis Grizzlies 104-93 i już za 2 dni mogą zostać pierwszym tegorocznym finalistą. Niedźwiadki wygrywały już nawet 18 punktami w 1 kwarcie, ale zawodnicy z Memphis nie umieli utrzymać tej przewagi i pozwolili dogonić się gościom. Playoffs to czas weteranów, a tych po stronie Spurs nie brakuje. Tim Duncan i Tony Parker dali dobrą lekcję swoim młodszym kolegom z Memphis, prowadzą w Finale Konferencji Zachodniej 3-0 i nic nie zapowiada nagłej zmiany sytuacji. Grizzlies mają zbyt mało atutów w ataku i zbyt krótką ławkę, aby zaskoczyć jeszcze 4 razy Spurs.
Obie drużyny zaczęły spotkanie mocną, zespołową obroną. Grizzlies wyciągnęli wnioski z wcześniejszych dwóch spotkań i starali się maksymalnie ograniczyć grę Tony’ego Parkera, co przyniosło zamierzony efekt i Francuz szybko popełnił 2 straty. Przez pierwsze 4 minuty, nie oglądaliśmy celnych rzutów z gry. Gospodarze narzucili szybkie tempo, co nie było korzystne dla Spurs.
Fatalnie spisywał się duet Green-Duncan, który przy prawie każdym pick&roll’u popełniał straty, a Grizzlies konsekwentnie wykorzystywali swoją przewagę w transition offense. Goście wyszli na prowadzenie 19-6, a trener Popovich na tyle się zdenerwował, że postanowił zmienić całą piątkę, co rzadko spotyka się w Plyaoffs. Niedźwiadki grały niesamowicie przestrzennie, a obrona Spurs nie do końca nadążała z rotacją i po pierwszej kwarcie Grizzlies prowadzili w FedEx Forum 29-13.
Drugą odsłonę zdecydowanie lepiej zaczęli goście. Trener Popovich wpłynął w przerwie na swoich graczy i po powrocie na parkiet zobaczyliśmy odmienionych Spurs. Szczelna obrona, mocne zastawienie i wykorzystanie szybkiego ataku pozwoliły im zmniejszyć straty do 9 oczek. Grizzlies zaczęli mieć problemy w ataku, a kompletnie niewidoczny był Zach Randolph, którego bardzo mądrze krył Boris Diaw.
Dopiero kiedy na parkiet powrócił Marc Gasol, koszykarze z Memphis zmusili nieco rywali do zacieśnienia szyków obronnych. Goście jednak radzili sobie w defensywie, a na atakowanej połowie ograniczyli popełnianie strat. Kolejne rzuty zaczęły wpadać Tony’emu Parkerowi i Tim’owi Duncan’owi i duet ten sprawił, że Spurs wygrali drugą kwartę 27-15 i w całym meczu przegrywali już tylko 40-44.
Druga kwarta nieco zamazała słaby obraz gry z pierwszej kwarty. Grizzlies wyszli na to spotkanie maksymalnie skoncentrowani i chcieli od pierwszej minuty udowodnić wszystkim, że są w stanie wrócić do gry w tej serii. 8 popełnionych strat przez Spurs w pierwszej kwarcie, mogły być niepokojące, ale w drugiej odsłonie wszystko wróciło do normy i prawie każdy zawodnik rezerwowy dawał nową jakość zespołowi Grega Popovicha.
Na początku dobrze radził sobie Mike Conley, który szybko przechwycił 5 piłek i mądrze bronił przeciwko Parkerowi. W 2 części jednak dopisał na swoje konto 4 straty co pogorszyło jego ocenę. Goście uciekali od gry na kontakcie co sprawiło, że Niedźwiadki tylko raz (!!!) stanęły na linii rzutów wolnych.
W drugiej połowie widzieliśmy już bardziej wyrównaną grę i oba zespoły toczyły walkę kosz za kosz. Zarówno Popovich jak i Hollins, w dużej mierze korzystali z usług swoich rezerwowych. Walka jeszcze bardziej się zaostrzyła, ale wciąż to Grizzlies utrzymywali niewielką przewagę. Spurs wrócili jednak do swojej gry, mądrze dzieląc się piłką i wykorzystując wszechstronność Manu Ginobili’ego.
Kolejne punkty i asysty dokładał Tony Parker i Spurs wciąż byli blisko wyrównania. Ostatecznie zabrakło im do tego 1 punktu i mimo tego, że kolejny raz goście okazali się lepsi od swoich rywali, tym razem 24-21, na tablicy widniał wynik 65-64 dla Grizzlies.
Na starcie czwartej kwarty, zza łuku trafił Dany Green i Ostrogi wyszły na pierwsze w tym spotkaniu prowadzenie. Po akcji 2+1 Matta Bonnera, przewaga Spurs urosła nawet do 6 oczek. Grizzlies wiedzieli, że nie mogą pozwolić uciec swoim rywalom i po dwóch celnych trójkach Conleya i Pondextera znowu mieliśmy remis. Matt Bonner nie radził sobie z Z-BO, szczególnie przy walkach na desce, gdzie największy z misiów silny skrzydłowy Grizzlies przestawiał swojego rywala. Randolph był jednak nieskuteczny w ataku, więc koszykarze z Memphis ogrywali swoją drugą wieżę w postaci Marca Gasola.
Wciąż niesamowity był Manu Ginobili, który wykorzystywał wszystkie słabości Grizzlies. Na 19 sekund przed końcem spotkania, mieliśmy remis i piłkę po stronie graczy z Memphis. Marc Gasol zrezygnował z gry 1 na 1 i oddał piłkę do Mike’a Conleya. Ten jednak zdecydował się na wjazd pod kosz, gdzie próbował „przelobować” znacznie wyższego Tiago Splittera, ale próba ta była bardzo nieudana i tym samym czekała nas dogrywka.
W dodatkowym czasie niesamowity był Tim Duncan, który w 30 sekund wyprowadził swój zespół na 5 punktowe prowadzenie. Duet Splitter-Duncan udowodnił, że obrona podkoszowych Grizzlies jest do przejścia i rzucili razem 13 punktów, mordując Niedźwiadki w pomalowanym. Swoje 5 punktów dołożył także Tony Parker. Gospodarze byli niesamowicie zmęczeni, nie trafiali prostych rzutów, popełniali szkolne błędy w obronie i gdyby nie 5 punktów Mike’a Conleya to zwycięstwo Spurs byłoby jeszcze bardziej okazałe. Goście wygrali dogrywkę aż 18-7 i w całym spotkaniu okazali się lepsi od Grizzlies 104:93.
Memphis Grizzlies 93:104 San Antonio Spurs
Grizzlies : Conley 20 pkt Gasol 16 pkt, 14 zb Pondexter 15 pkt
Spurs : Parker 26 pkt, 5 ast Duncan 24 pkt, 10 zb Ginobili 17 pkt, 7 zb, 5 ast
Spurs prowadzą już 3:0 i w dotychczasowej historii, nikt kto prowadził w serii 3:0, nie pozwolił sobie wyrwać zwycięstwa.
Świetne widowisko. Spurs zmiażdżyli Grizzlies. Szkoda porażki we własnej hali Memphis, ale to już prawie pewny finał dla ekipy z San Antonio. T-mac szykuj się:)
Lakers odpadli z hukiem, więc Spurs muszą wygrać w tym roku!
McGrady grał w jakimś meczu tej serii?
Grał z GSW w game 5..
w pierwszym meczu tej serii też grał , 2 zb i 2 pudła za 3, jeszcze nie trafił w PO miał asyte i zbiorki ale sie musi wstrzelic, moze w finale :)
Ja oglądałem inny mecz bo u mnie to Grizzlies wygrali pierwszą kwartę 29-13 ale OK. Ważne że jednakowo się zakończyły obie gry.
http://www.nba.com/games/20130525/SASMEM/gameinfo.html
W czasie meczu pisałem i byłem przekonany, że na ekranie było 26-10, ale dzięki, już poprawiam.
Szkoda Grizzlies. Mają zbyt małą siłę ofensywną na Spurs. Allen i Prince to są świetni ale strzelecko mało przydatni. Nie ma strzelców za trzy. Bayless na ławce to za mało, a i on nie jest pewnyn jokerem.
Mam wrażenie, że Miśkom zaczyna brakować kondycji, jakby nie patrzeć mają za sobą dwie ciężkie serie, może i wygrane dość szybko, ale bardzo fizyczne. Wczoraj w drugiej połowie nie nadążali do obrony, a dogrywka to już trochę pokaz człapania.