Nie patrzcie na wyniki poszczególnych spotkań, które poza G1 z zaciętą walką miały niewiele wspólnego. Drużyny od G2 i G4 zwyciężały odpowiednio różnicą 19, 36 i 16 punktów. Dziś Spurs wygrali 10 oczkami, choć gdyby nie późny zryw Miami ta przewaga byłaby oczywiście wyższa.
Trzeba jednak zauważyć, że jak dotąd nikt w tych Finałach nie wygrał dwóch kolejnych spotkań. I Spurs, i Heat odpowiadali na porażki pewnymi zwycięstwami. Po raz pierwszy od 2003 roku finaliści w pięciu pierwszych meczach „wymieniali” się zwycięstwami i porażkami na przemian. Tamtą serię Spurs-Nets Ostrogi wygrały w sześciu meczach. Podobny scenariusz może zaistnieć i w tym przypadku.
Drużyną, która musi przełamać wspomniany trend i wygrać dwa mecze z rzędu są Heat, którzy wracają do siebie z 2-3. Spurs oczywiście również przydałoby się drugie zwycięstwo z rzędu, bo lepiej skończyć to od razu, prawda? Wygląda jednak na to, że dojdzie do Game 7, gdyby patrzeć tylko w statystyki – Heat nie wygrali dwóch kolejnych meczów od przełomu drugiej rundy i Finałów Konferencji, ale też nie przegrali dwóch spotkań z rzędu od 10 stycznia.
Heat w tych PO wygrali wszystkie sześć meczów-odpowiedzi na porażki średnią różnicą 20.7 punkta. Ale nawet jeśli uda im się wygrać Game 6, zostaje jeszcze G7…
To, że dotychczasowe spotkania (z wyjątkiem pierwszego) były mniejszymi lub większymi blow-outami, nie znaczy, że tak musi być do końca serii. W 2005 roku Spurs wygrali z Pistons w siedmiu meczach, a trzy poprzednie kończyły się różnicą 1, 9 i 7 punktów, choć cztery poprzednie Spurs/Pistons wygrywali 15, 21, 17 i 31 punktami.
Jeśli jednak ta tendencja utrzyma się i do końca serii nie zobaczymy ani jednego w miarę wyrównanego meczu, Finały 2013 zostaną pierwszymi od 17 lat (Seattle-Chicago), w których tylko jedno spotkanie zakończyło się jednocyfrową różnicą. Sam sprawdzałem.
Dlaczego Spurs mogą to zamknąć już we wtorek – od 2003 roku mają bilans 14-2 w meczach na wyjeździe, na które stawili się z trzema zwycięstwami w serii na koncie. Reszta ligi ma w takich sytuacjach bilans 61-75.
Gdyby jednak Heat udało się odwrócić losy serii i odrobić 2-3, wygrywając oba mecze u siebie, zostaliby czwartą drużyną od 1985 roku (wprowadzenie 2-3-2 w Finałach), która tego dokonała (Lakers 1988, Rockets 1994, Lakers 2010).
Heat
Spurs i cały szał z nimi związany zostawmy na koniec. Najpierw Heat, którzy po G4 i fantastycznym meczu Wielkiej Trójki mieli przejąć serię i obronić tytuł. Tymczasem LeBron James, choć miał dobry statline 25/6/8/4, trafił tylko 8 z 22 rzutów z gry. Boris Diaw świetnie go bronił, w bezpośrednich pojedynkach zatrzymał go na 1-8 FG. Dwyane Wade znów zagrał bardzo dobrze (25 pkt, 10 ast). Chris Bosh trafiał swoje (16 pkt, 6 zb, 5 w ataku, 7-11 FG), a Ray Allen z ławki zdobył 21 punktów (7-10 FG, 3-3 3pt), z czego 15 w czwartej kwarcie. To on sprawił, że Spurs nie wygrali +20.
Allen zaliczył dwie czteropunktowe akcje w meczu Finałów jako pierwszy gracz w historii. Ostatnim, który dokonał tej sztuki w jakimkolwiek meczu PO, był James Jones (2009).
Gospodarze trafili dziś 60% rzutów z gry. Tak. Zrobili to, choć trafili tylko 9 z 22 rzutów za trzy. Popełnili 18 strat i dali sobie zgarnąć z tablic aż 12 piłek, ale choć oddali o 16 rzutów z gry mniej, to tak wysoka skuteczność z gry, zwłaszcza w PO, zdarza się bardzo rzadko. Od Finałów 1986 to czwarty taki przypadek, po Lakers 1987, Bulls 1991 i Magic 2009 (rekord – 62,5%).
60% skuteczności to rekord play-offs dla meczów przeciwko drużynom LeBrona Jamesa. W sezonie regularnym stało się to tylko dwa razy – w 2004 roku (Spurs 66,2%) i 2012 roku (Celtics 60,6%).
Motorem napędowym Spurs był oczywiście Tony Parker (26 pkt, 5 ast, 10-14 FG), który raz po raz rozbijał obronę Miami. Generalnie na ten mecz must-win dla San Antonio stawiła się cała pierwsza piątka, w której znalazł się Manu Ginobili – o tym jednak za chwilę. Starterzy Spurs zdobyli aż 107 punktów!
114 punktów Spurs to rekord Finałów 2013.
O Ginobilim i Danny’m Greenie napiszę naturalnie więcej, ale trzeba wspomnieć także o Timie Duncanie (17 pkt, 12 zb, 7-10 FG) i Kawhi’m Leonardzie (16 pkt, 8 zb). Świetne występy. Dla TD to dziewiąte double-double w tych play-offach, co jest nie tylko najlepszym wynikiem w lidze, ale i jego osobistym rekordem od 2008 roku.
Manu Ginobili
Argentyńczyk w pierwszych czterech meczach zdobył w sumie tylko 30 punktów i wszyscy na niego czekaliśmy. Dziś grał od pierwszej minuty i od samego początku był agresywny – na to liczyli wszyscy fani Spurs oraz Gregg Popovich. Ginobili w całym meczu zdobył 24 punkty i rozdał 10 asyst (8-14 FG, 7-8 FT, +19).
W ostatnich 20 latach tylko jeden gracz zanotował w Finałach swój pierwszy start w całym sezonie – Marcus Camby w 1999 roku.
Ginobili miał 50 „touches” w całym meczu – Spurs zdobywali 1.67 punkta na posiadanie w akcjach, w których piłki dotknął Manu.
Danny Green
Ginobili się przełamał, Green się nie załamał. Chłopak już jest bohaterem tych Finałów, na co dowodem jest fakt, że jego kandydatura na MVP tej serii jest nie pewna, ale na 100% rozpatrywana. Co za historia! Green zdobył dziś 24 punkty (8-15 FG, 6 zb), trafiając 6 z 10 rzutów za trzy. Pobił rekord Raya Allena z 2008 roku w liczbie trójek w jednej serii Finałów. W całej serii jest 25-38 za trzy, z czego 18-24 z czystych pozycji i 7-14 z kontestowanych. Wow.
Green wyrównał także rekord w liczbie celnych rzutów za trzy w pięciu kolejnych meczach PO, niezależnie od rundy (Dennis Scott 1995, Ray Allen 2009). Potrzebuje już tylko czterech trójek, by pobić następny rekord, tym razem w liczbie trafień zza łuku w pojedynczej serii PO (także Scott i Allen).
Green w trzech poprzednich rundach PO 2013 trafił w sumie 28 trójek – o trzy więcej, niż po pięciu meczach Finałów.
You must be logged in to post a comment.