Miami Heat przegrywali wczoraj 13 punktami pod koniec 3 kwarty, 75-65 na początku 4 kwarty i 94-89 przy 28.2 sekundy do końca meczu. Ochrona zaczęła rozciągać żółte liny, które miały powstrzymać wbiegających na parkiet… fanów Spurs w Miami? Ewentualnie hejterów Tima Duncana ;)
Jak się okazało, niektórzy fani Heat zaczęli opuszczać halę już pod koniec trzeciej kwarty. Potem dowiedzieli się, że Miami są blisko remisu, a następnie, że zaczęła się dogrywka. Niektórzy z nich bardzo chcieli wrócić do hali pomimo tego, że drzwi były już za nimi zamknięte. Zaczęła się awantura pomiędzy ochroną złożoną w większości z kobiet, a kilkoma pijanymi fanami Heat. Awantura rozgorzała do tego stopnia, że potrzebna była interwencja policji.
Relację można przeczytać na twitterze Victora Quendo, reportera Miami ABC.
Poniżej kilka materiałów video z incydentu:
Użycie słowa „fan” w stosunku do takich ludzie jest jednak nadużyciem i słusznie zostało w tytule wyróżnione…
To tak jak bandytów nazywać huliganami, albo kurwy nazywać galeriankami… serio? Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Takich ludzi można nazwać na dwa sposoby, gdzie jeden nie wyklucza drugiego – idioci lub/i wandale.
szkoda,ze sedzia nie gwizdal faulu na Ginoblim.Gimbofani Miami juz nie musieliby 'tracic’ czasu na mecz nr 7
Tyle tylko, że Ginobili zrobł tam kroki.
Żałośni pseudofani :D
W Stanach jest to powszechne, na wszystkich parkietach i w innych ligach też. Dziwny zwyczaj. Szczególnie na takim etapie jak rozgrywka finałowa. Dla mnie to skrajny brak szacunku dla własnej drużyny.