4, 19, 36,16, 10 – takimi różnicami kończyły się kolejne mecze tegorocznych Finałów. Jeśli czegokolwiek w nich brakowało, to właśnie – poza Game 1 – spotkań rozstrzyganych w końcówkach, jednym rzutem, pojedynczą zagrywką. Wszystko wynagrodził nam szósty pojedynek pomiędzy Spurs i Heat, w którym mieliśmy tyle emocji, że spokojnie starczyłoby, aby obdzielić nimi kilka innych. Zwycięsko wyszli z niego Heat, którzy jeszcze na pół minuty przed końcem czwartej kwarty byli na przegranej pozycji, jednak rękami Raya Allena udało im się doprowadzić do dogrywki, w której wygrali, doprowadzając do siódmego meczu.
Więcej o tym meczu napisze przed południem Wojtek. Ja tymczasem, na gorąco podam tylko kilka najważniejszych faktów. Jeśli brakowało nam emocji w poprzednich meczach finałowych, to jak nazwać to, co stało się we wtorkową noc?
Genialna pierwsza połowa w wykonaniu Tima Duncana. 37-letni Timmy przez pierwsze 24 minuty uzbierał 25 punktów z 13 rzutów i zebrał 8 piłek, dominując razem z kolegami w pomalowanym, a jeszcze ciekawsza jest statystyka trafionych rzutów Spurs z restricted area w tym okresie:
Spurs, mimo fatalnej dyspozycji w ofensywie Manu Ginobiliego i Tony’ego Parkera oraz odcięcia od pozycji rzutowych Danny’ego Greena, prowadzili do przerwy 50-44 po runie 11-0 na zakończenie drugiej kwarty. Heat, z nieskutecznym LeBronem (3-9 z gry do przerwy) i Chrisem Boshem (3-8) nie radzili sobie z agresywną grą Spurs pod koszami oraz jak zwykle efektywnym Kawhi Leonardem, który zrobił choćby to:
Po przerwie mieliśmy już eskalację emocji. Kolejne runy, zarówno Spurs (ponownie 11-0), jak i Heat. Powroty z piekła do nieba. Fatalne decyzje LeBrona i genialne trafienia Parkera.
Przed ostatnią kwartą było 75-65 dla Spurs, którzy mieli gigantyczną przewagę w paint (44-16), a co gorsza dla Heat – LeBron James ciągle nie był sobą, pudłując kolejne rzuty, a mający problemy z kolanem Dwyane Wade nie był na tyle agresywny, aby zdobywać łatwe punkty.
Głównym tematem przed rozpoczęciem czwartej ćwiartki, było to, czy będziemy właśnie oglądać ostatnie 12 minut sezonu 2012/13. To było naprawdę 12 szalonych minut, w których wynik i sytuacja obu drużyn zmieniała się właściwie co chwilę, a nie które rzeczy mogły naprawdę mocno dziwić:
LeBron się obudził, rzucił 16 oczek w czwartej kwarcie i wydawało się, że kolejny raz jest tym, który gra na poziomie niedostępnym dla innych. Byłoby tak, gdyby ta kwarta trwała 11 minut, bo przez ostatnie 60 sekund King James podejmował fatalne decyzje, które doprowadziły na 28 sekund przed końcem meczu do prowadzenia Spurs 94-89 po trzech celnych rzutach wolnych Manu Ginobiliego. Wcześniej, najpierw za trzy na rękami Jamesa, a później po wejściu pod kosz, trafiał Tony Parker, wprowadzając ławkę rezerwowych ekipy z San Antonio w ekstazę.
No niestety, niecelny osobisty leonarda, i dwie ofensywne zbiorki heat po ktorych rzucili dwie trojki w koncowce pogrzebaly szanse spurs. Moze w game 7 się uda
Ray Allen jest KLASĄ sam dla siebie. Obejrzałem przed chwilą jeszcze raz końcówkę (w drodze do pracy;) i to jest naprawdę historyczne. Na tą chwilę pal licho rekord Greena w 3pt w finałach, zobaczymy do kogo będzie należało ostatnie słowo. Dziś Sugar Ray jest WIELKI a Green został zablokowany w rzucie na 2OT (podobnie jak Parker moment wcześniej). LeBron miał pomyłki w końcówce ale jednak przeplatał je z genialną grą. Ogólnie nie „zawalił”. A TDBL nie było pustą statystyką. Nawet soft Bosh sprawił się genialnie w końcówce, zbiórki, BLOKI. Takie widowisko to ja rozumiem. Najlepsze finały od lat!
Ray Allen uratował Jamesowi tyłek. Gdyby James w takim stylu zakończył te finały, to chyba musiałby przejąć ksywkę po „pussy” Boshu (szczególnie bez opaski na głowie by pasowała jak ulał) i po „Kingu” nie zostałby żaden ślad. Ogólnie to Parker również się przyłożył do tej przegranej dwie akcje jeden na jednego z Boshem a on zamiast penetrować odpala dwa bezsensowne rzuty z dystansu. Dziwne, że Popovich ich w końcówce nie ustawił jak należy, bo to SA przegrało na własne życzenie. Tak doświadczony zespół nie może sobie na to pozwolić. W game 7 wszystko zaczyna się (i kończy) od nowa. SA miało pierścienie na palcach, ale sami je sobie ściągnęli, więc ostatni mecz to szanse 50-50
To nie jest tak, że Ray Allen uratował tyłek Jamesowi, Wade’owi i reszcie. Tak tworzy się zespół żeby był odpowiedni zawodnik na odpowiedni moment. Można by również stwierdzić że swego czasu Paxon i Kerr ratowali tyłek Jordana, Horry ratował Olajuwona, a później Kobiego i Shaqa, itd. Fakt że Miami wygrali szczęśliwie, ale za upór i determinację w końcówce (dwie ofensywne zbiórki) należą im się dodatkowe brawa.
Jasne, że wygrywa zawsze zespół. Nie o to mi zupełnie chodziło, o czym piszesz. Wyobraź sobie teraz co by było, jakby SAS wygrali mistrzostwo tym meczem. James zanotował dwie ostatnie straty zespołu i jako „król” nie potrafił wziąć odpowiedzialności za wynik na swoje barki. Ewentualnie nie musiał sam rzucać, co przytoczyłeś (Jordan do Paxona, czy Kerra), ale powinien poprowadzić zespół do zwycięstwa. Dalej uważam, że Ray uratował Jamesa ;)
swoją drogą to jak się zastanowić dłużej to wydaje się dziwne że SAS miało szanse to wygrać- Manu, Parker i Green zagrali beznadziejnie, nawet Neal z ławki nic nie wniósł
Osiem strat Ginobilego zadecydowały. Gość ma już tylko przebłyski w niektórych meczach. W tym okazał się psujem dla własnego zespołu.
I niestety błąd Popa gdy ściągał Duncana z obrony w końcówce 4 kwarty. Nie miał kto zbierać po niecelnych rzutach Lebrona, a poprawki wpadały. W konsekwencji SA przegrało wygrany mecz, a może nawet tytuł.
Spurs frajersko przegrali mecz i nie zdziwię się, jeśli tytuł.
Tak na szybko. Na plus:
– Duncan w pierwszej połowie
– trójka Parkera na remis po 89 i jego przechwyt na Chalmersie po który wyprowadził Spurs na dwa punkty przewagi
– Miller i jego trójka w jednym bucie
– James przez 11 minut czwartej kwarty
– Miller zbierający piłkę po pierwszym niecelnym rzucie za trzy Jamesa na 23 sekundy do końca meczu
– James trafiający zza łuku na 20 sekund do końca meczu
– zbiórka Bosha w ataku w ostatniej akcji
– Bosh blokujący Parkera w dogrywce
Na mega, mega plus:
– Ray Allen z prawego rogu
Na minus:
– James w ostatniej minucie (oprócz trafionej trójki): dwie straty, które mogły kosztować Heat mistrzostwo
– Leonard pudłujący pierwszy rzut wolny
– James w dogrywce: 1/3 z gry i strata
– Popovich trzymający w ostatniej akcji na ławce Duncana. Tim by to zebrał. To tak samo zła decyzja jak zostawienie Hibberta na ławce w game 1 finałów Wschodu
Na mega minus:
– Ginobili i jego 8 start. Fatalnie podejmowane decyzje w meczu. Po świetnym występie w meczu nr 5 zagrał bardzo źle. Pop powinien go ściągnąć w czwartej kwarcie z boiska.
Do Twoich „plusów” dopisałbym jeszcze blok Bosha w ostatniej akcji na Greenie, wszyscy wiemy, że chłopak ma oko do trójek i mogła być druga dogrywka.
Dokładnie, gdyby nie Bosh, to kto wie co by się wydarzyło :)
No i oczywiśnie „No shoe shot”, czyli arcyważną trójkę Millera w 4Q BEZ BUTA! :)
Tak tworzą się momenty, które będziemy wspominać latami…
Henryku tyle że lebron w tym meczu wcześniej zaliczył 2 urocze straty takie „bardzo widoczne”. masz racje pisząc o paxonie i kerr-rze tyle że mj wcześniej tak wyraźnie nie popisał się stratami (wiem że zamotałem ale da się chyba skumać).
A mecz był megaemocjonujący.
Dało się skumać :D mi nie chodziło o porównanie zawodników z różnych epok (wiadomo kogo do kogo :D) bo ten temat powoduje dużo kontrowersji. chodzi o to że np do Miami ściągnęli Allena nie żeby rzucał po 15-20pkt na mecz w RS, tylko po to żeby mu ręka nie zadrżała przy najważniejszym rzucie za 3pkt w sezonie. i to właśnie zrobił.
Co za mecz w wykonaniu HEAT. Trzy godziny emocji. Wzloty i upadki. Robiło sie nerwowo aczkolwiek MIAMI zachowało zimną krew mimo 2 strat LBJ-a, które mogły przesądzić ich los. Jak narazie to najlepszy mecz tych play-off.
Let`s go HEAT!
Ależ emocje. Jestem ciekaw czy Smugi nie załamią się po tym meczu green, leonard to są wciąż młodzi gracze oby się nie posypali z psychiką.
Smugi? Chyba ostrogi.
Bosh w pierwszej połowie był soft jak podkładki.
Dupa tam! Spursi oddali obydwa pośladki w końcówce. A już myślałem że dziś po raz ostatni się nie wyśpie.
A ja mam takie niecodzienne pytanie, co się stało LeBronowi, że nie miał opaski?
Najpiękniejsze jest to, że mam autograf Ray’a, który zdobyła moja siostra w NBA Store w Nowym Jorku, zrobiwszy sobie z nim oczywiście zdjęcie. Z moim imieniem itd. Było to daaaawno temu gdy Ray był jeszcze w Bucks ale dziś znaczy dla mnie jeszcze więcej!
Clabas,to nie Smugi tylko Ostrogi :)
Smugi masz w Portland :)
A no tak mój błąd ;p
Ponawiam swój post z rana
Będą historycy długo mówili i analizowali ten mecz. Będą opowiadali o genialnym przez 3 kwarty Duncanie, który potem kompletnie zniknął. Zaczął pudłować łatwe rzuty i przegrywać tablice z Chrisem Boshem. Będą opowiadali jak to LeBron przegrywał rywalizacje z Tonym Parkerem i rzucał airballe w ważnych momentach 4 kwarty. Będą mówili o Francuzie, który wydawało się, że swoją genialną grą w ostatnich minutach meczu da Spurs mistrzostwo ( bo tak to Tony cały mecz grał beznadziejnie ). A potem opowiadali jak Heat wyrwali ten niesamowity mecz numer 6 dwiema trójkami, kiedy Spurs już myśleli o fecie, a realizator pokazywał kibiców Heat opuszczających trybuny…
Oj tak, dobry mecz, świetne defensywy i w cholerę dużo emocji.