We wczorajszym wpisie przyjrzałem się czego potrzebują zespoły z Central Division, dziś pora na kolejne pięć drużyn, w tym m.in. świeżo upieczonych mistrzów NBA – Miami Heat, którzy wygrali dziś w siódmym meczu finałów z San Antonio Spurs i po raz drugi z rzędu podnieśli w górę puchar Larry’ego O’Briena.
Atlanta Hawks: zbudować nowy fundament zespołu
Jastrzębie dzięki świetnej pracy swojego GM-a – Danny’ego Farry’ego tego lata będą mieli najwięcej pieniędzy na pozyskanie nowych zawodników. Pod kontraktami na przyszły sezon mają tylko trzech graczy: Ala Horforda, Lou Williamsa i Johna Jenkinsa, na których wydadzą 18,4 mln dolarów.
Co to oznacza? Proste. Będą mogli zaproponować dwa maksymalne kontrakty dwóm największym gwiazdom i Hawks wcale nie ukrywają, kogo chcą pozyskać. Ich marzeniem jest podpisanie nowych umów z Chrisem Paulem i Dwightem Howardem. Osobną kwestią jest to, czy im się to uda.
W Atlancie na pewno nie zostanie Josh Smith, który oczekuje maksymalnego kontraktu, a takiego w Hawks nie dostanie. Wg władz Atlanty dynamiczny skrzydłowy nie jest wart takich pieniędzy, i pomimo tego, że uwielbiam Smitha, który jest jednym z moich ulubionych graczy w tej lidze, to muszę się z nimi zgodzić. J-Smoove nie zasługuje na maksa. Koniec. Kropka.
Atlanta jako miasto nie jest zbyt atrakcyjnym miejscem dla koszykarzy. To nie wielki rynek pokroju tego w Los Angeles czy Nowym Jorku. I nawet posiadanie latem największej ilości środków na wolnych agentów może nie być przekonującym argumentem dla największych gwiazd. Nawet dla Howarda, który notabene urodził się w Atlancie.
Dwight powiedział jednak ostatnio, że chętnie połączył by sił z Paulem w jednym zespole. Chris podobno również z aprobatą wypowiadał się o tym pomyśle. Jedynym wyjściem, by mogli grać razem jest podpisanie umów z nowym zespołem, ponieważ ani Lakers, ani Clippers nie zgodzą się na sign-and-trade pomiędzy sobą. Będą woleli stracić swoje gwiazdy niż dać się wzmocnić rywalowi zza miedzy własnym kosztem.
Jeśli w tym, co obaj mówią jest trochę prawdy to są tylko dwa zespoły, do których mogliby pójść. Mavs albo Hawks. Z tą różnicą, że tylko ci drudzy mogą im zaproponować maksymalne kontrakty. Grając dla tych pierwszych musieliby podpisać umowy za mniejsze pieniądze, a nie sądzę, by się na to zgodzili. Dlatego Atlanta wydaje się logicznym wyborem, ale prawdopodobieństwo, że do tego dojdzie jest bardzo niskie. Gdyby jednak udało im się namówić na dołączenie do zespołu jednego z nich, wtedy drugi mógłby się poważnie nad połączeniem sił zastanowić.
To trochę koszykarskie science-fiction, niemniej przyznacie, że wspólna wizja gry Paula jako rozgrywającego, Horforda i Howarda pod koszem i Williamsa wchodzącego z ławki pobudza wyobraźnie.
Zejdźmy jednak na ziemię. Kogo rzeczywiście mogą pozyskać Hawks? Podobno są zainteresowani Davidem Westem, ale to nie jest dobry wybór. West ma już swoje lata i proponowanie mu wysokiego kontraktu mija się z celem. Poza tym jego miejsce jest w Pacers. Tam dobrze się czuje, a Indiana z nim w składzie wygląda naprawdę mocno. Chyba, że jakiś sing-and- trade na mocy którego West zasiliłby Hawks, a Smith Pacers?
Ponadto w Atlancie wyrazili zainteresowanie Montą Ellisem i Andre Iguodalą. W przeciągu tego co widzieliśmy przez ostatnie kilka sezonów obaj nie są zawodnikami, którzy na swoich barkach mogliby prowadzić zespół do sukcesów, a szczególnie ten pierwszy, który liczy do tego na wysoki kontrakt. Może wyjściem byłoby zaryzykowanie z Andrew Bynumem, bo w formie to na pewno top3 centrów ligi, ale czy lokowanie w niego dużych pieniędzy rzeczywiście ma sens, jeśli znowu jego kolana odmówiłyby posłuszeństwa. Wtedy Hawks zapchaliby by sobie budżet na lata.
Ciekawą opcją byłoby pozyskanie Tyrek’a Evansa, ale ten jest zastrzeżonym wolnym agentem i Kings mogą wyrównać każdą propozycję kontraktu, jaką złoży mu inny klub.
Wyjściem może być zastosowanie podobnego manewru, jak poprzedniego lata Mavs, czyli podpisanie jednorocznych kontraktów i próba powalczenia o wolnych agentów za rok. Problem polegałby tylko na tym, że latem 2014 roku dużo pieniędzy na nowych zawodników mają np. Lakers, a który z topowych graczy ligi mając do wyboru granie w Los Angeles, a granie w Atlancie zdecydowałby się na Hawks? No właśnie.
Charlotte Bobcats: odbudowa poprzez draft
Bobcats nie maja innego wyjścia, jak pójść drogą Oklahomy City Thunder i budować swój zespół na podstawie zawodników wybranych w drafcie. W związku z tym ostatnim ważne są dwie kwestie. Po pierwsze niech nie wybiera Michael Jordan, ponieważ wszyscy wiemy co potrafi robić z wysokimi numerami swoich zespołów, a po drugie Charlotte przydałoby się trochę więcej szczęścia.
Nawet jeśli są najgorszą drużyną ligi to mają pecha w losowaniu, jak w ubiegłym roku, kiedy sprzed nosa uciekł im pick nr 1, a co za tym idzie Anthony Davis. W tym roku też nie było zbyt wesoło, ponieważ spadli w loterii na 4 miejsce.
Z pozyskaniem topowych wolnych agentów też może być problem, ponieważ kto chciałby grać w Bobcats. Jakieś pomysły? Nawet jeśli zaproponowaliby komuś wysoki kontrakt, to kto by się zgodzi tam przyjść? Może Monta Ellis, który liczy na kasę w tym off season. Ale czy warto w niego inwestować i powiedzmy z dołu tabeli wspiąć się o kilka miejsc, a i tak się nie rozwijać. Czy lepiej grać ogony, ogrywać młodych, utalentowanych zawodników jak Kemba Walker i Michael Kidd-Gilchrist, którzy z każdym kolejnym meczem nabierają cennego doświadczenia.
Ewentualnym wyjściem dla Charlotte jest oddanie swojego wysokiego numeru w drafcie w ramach wymiany. Pojawiła się ostatnio plotka, że chętnie pozyskaliby Chrisa Bosha z Heat w zamian za 4 numer w tegorocznym naborze do ligi, ale ile w tej wiadomości jest prawdy i czy rzeczywiście miałaby ona sens dla Cats. Nie sprawiłoby to na pewno, że od razu zaczęli by wygrywać, a do tego Bosh po następnym sezonie ma opcje gracza i mógłby z nich zrezygnować, a co za tym idzie – opuścić Charlotte, którzy zostaliby wtedy z niczym.
Zespołowi z Północnej Karoliny potrzeba przede wszystkim cierpliwości w budowaniu składu. Takiej jaką wykazali się właśnie Thunder, którzy co roku wyciągali w drafcie dobrego zawodnika, z roku na rok stając się coraz lepszym zespołem i teraz będąc w czołówce ligi.
Trzon w postaci Walkera i MKG już jest. Potrzeba jeszcze kilku elementów w tej układance.
Miami Heat: center pilnie poszukiwany
Przed tym sezonem wydawało się, że trend small ballu wyznaczony przez Heat zdominuje ligę na jakiś czas. Klasyczne ustawienie pod koszem z dwoma wysokimi miało odejść do lamusa. Miami wydawało się tak mocne, że brak klasycznego centra w ogóle miał im nie przeszkadzać, a 27 kolejnych zwycięstw w sezonie zasadniczym tylko utwierdzało w tym przekonaniu.
Potem jednak przyszły finały konferencji z Indianą Pacers, które obnażyły braki centymetrów pod koszem, a wszyscy mówili i pisali, jaki to Chris Bosh jest soft. Seria ze Spurs zdała się to potwierdzić. Bosh był niemiłosiernie ogrywany przez Duncana i po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że lepiej by Chris grał dalej od kosza. Tu jednak potrzebny jest ktoś wysoki, kto będzie bronił dostępu do kosza. Bosh nie jest i nigdy nie będzie ostatnim obrońcą.
Już podczas serii z Pacers przechodziło mi przez głowę, czy dla Heat nie byłoby lepiej handlować Boshem w zamian za jakiegoś defensywnego centra, który zbierałby piłki i blokował. Wydaje mi się nawet, że gdyby Miami przegrało mecz nr 7 z San Antonio to z Big 3 w przyszłym sezonie mogłoby zostać już tylko Big 2. Plotkowało się o ofercie Bobcats, o której pisałem wyżej. Pick nr 4 plus powiedzmy Bismack Biyombo i coś jeszcze za Bosha? A może coś o czym marzyłaby większość polskich fanów koszykówki – Marcin Gortat plus któryś z braci Morrisów, albo Luis Scola za Bosha? Dyskutowanych możliwości byłoby zapewne wiele, a władze Heat każdą z nich długo by analizowali.
Miami jednak wygrało i Big 3 na pewno pozostanie nieruszona do następnego sezonu. Mają przecież szanse na three peat, po raz pierwszy w lidze od czasów Lakers (2000/02). A co dalej? W Miami potrzebny jest przede wszystkim center. Jeden Chris Andersen na ławce to za mało, a jemu i tak ktoś pewnie zaproponuje większe pieniądze, a Heat ze względu na sytuację kontraktową nie będą w stanie wystosować podobnej oferty.
Heat pewnie będą dysponować tylko wyjątkiem mini mid level i minimalnymi gażami dla weteranów. Patrząc na dostępnych na rynku centrów tego lata jestem ciekaw kto mógłby zgodzić się wzmocnić Miami za właśnie ten wyjątek w wysokości ok. 3 mln dolarów. Do głowy przychodzą mi trzy nazwiska – Timofey Mozgov, Zaza Pachulia albo Samuel Dalemebert. Pierwszy jest zastrzeżonym wolny agentem, ale jeśli Nuggets nie przedstawią mu oferty kwalifikacyjnej to stanie się niezastrzeżonym wolnym agentem i będzie mógł podpisać kontrakt z kim chce. W ubiegłym roku jego zarobki były na poziomie ok. 3 mln dolarów, więc kontraktowo by się zgadzało. Pozostał dwójka musiałby się jednak zgodzić na obniżkę zarobków. Pachulia o 2 mln w porównaniu do ubiegłego roku, a Dalembert o połowę.
Ten drugi był już przymierzany do Heat po pierwszym sezonie Big 3, ale wtedy ostatecznie wybrał ofertę Houston Rockets, którzy zaproponowali mu wtedy dwuletni kontrakt na kwotę 13,6 mln. Niemniej w kwietniu media za oceanem pisały, że pochodzący z Haiti podkoszowy chętnie przeniósłby swoje talenty na Florydę w następnym sezonie, a wizja mistrzostwa mogłaby być w tym przypadku decydująca. Niewątpliwie byłoby to duże wzmocnienie Miami.
Orlando Magic: czekając na rozwój młodych zawodników i lato 2014
Nie będę się w przypadku Orlando zbytnio rozpisywał, bo i nie ma czemu. Nie dlatego, że jest źle, ale dlatego, że jest zaskakująco dobrze.
Wbrew pozorom Magic wcale nie wyszli tak źle po oddaniu Dwighta Howarda, jak to się wszystkim na początku wydawało. Mają teraz w składzie ciekawych, młodych graczy, jak Nikola Vucevic, Moe Harkless, czy też Tobias Harris, do których dołączy w tym roku następny, wybrany z numerem 2 w zbliżającym się za tydzień drafcie.
Ponadto za rok Orlando również powinno wybierać z jednym z pierwszych numerów, a wg ekspertów przyszłoroczny nabór do ligi ma być dużo mocniejszy niż tegoroczny. Jest więc szansa, że Magic uda się wybrać gracza, który będzie w przyszłości stanowił o sile organizacji.
Do tego latem przyszłego roku odejdzie im kontrakt Hedo Turkoglu, a ostatni rok umowy Jameera Nelsona jest opcją zespołu. Oznaczać to będzie, że oprócz utalentowanej młodzieży i kolejnego prospektu Orlando będą mieli okazję podpisać któregoś z topowych wolnych agentów.
W Magic wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku i myślę, że mogą się odbudować szybciej niż jeszcze przed rokiem sądziliśmy.
Washington Wizards: zdrowie i kosmetyczne zmiany
W zasadzie tym, czego potrzebują Wizards w następnym sezonie to przede wszystkim zdrowie. Już w tych, zakończonych dziś w nocy rozgrywkach wydawali się mieć zespół, który z powodzeniem mógł walczyć o play off.
Wystarczy spojrzeć na jedną statystykę. Po tym jak rozpoczęli sezon od 5-28 do składu po kontuzji wrócił John Wall i Czarodzieje zanotowali bilans 24-21. Jestem nawet przekonany, że gdyby Wall grał od początku sezonu to zespół ze stolicy USA awansowałby do post season kosztem Milwaukee Bucks.
W tym off season Wizards potrzebują dokonać jedynie kosmetycznych zmian. Dobrym wyjściem byłoby podpisanie nowych kontraktów z Martellem Wbsterem i A.J.-em Pricem, którzy sprawdzili się w tym sezonie w obliczu urazu i przerwy w grze Walla, ale także i Bradley Beala.
Ponadto w Waszyngtonie musieliby dodać jakiegoś zawodnika pod kosza, ponieważ Nene jest dosyć kontuzjogennym zawodnikiem i w każdej chwili może wypaść z powodu jakiegoś urazu. Wydaje mi się, że idealną opcją byłby tutaj Carl Landry, jeśli ten zrezygnuje oczywiście z opcji gracza na kolejny sezon. Skrzydłowy sprawdził się w tym sezonie jako wchodzący z ławki w ekipie Warriors. Pytanie tylko czy będzie chciał opuścić drużynę Golden State, która ma za sobą bardzo dobry sezon.
By go przekonać Wizards musieliby pewnie wykorzystać na niego pełny mid level, czyli ok. 5 mln dolarów, ale jestem więcej niż pewny, że Landry jest wart tych pieniędzy. Alternatywą do Landry’ego byłby na pewno J.J. Hickson, który tego lata najprawdopodobniej zmieni klub. Za ubiegły rok zainkasował 4 mln, więc wyjątek mid level zainwestowany w byłego gracza Blazers nie byłyby pieniędzmi wyrzuconymi w błoto.
Nie możemy jeszcze zapominać, że Czarodzieje dysponują także trzecim numerem w tegorocznym drafcie, co również może okazać się wzmocnieniem przed kolejnymi rozgrywkami. Play offy w następnym sezonie? Bardzo prawdopodobne.
Na dziś tyle. Jutro kolejna część potrzeb zespołów przed kolejnym sezonem. Tym razem przyjrzę się ekipom z Atlantic Division.
Potrzeby zespołów przed kolejnym sezonem cz.1: Central Division
Miami jeszcze musi poszukać nowych zadaniowców, bo z obecnego składu mogą albo zakończyć karierę (Miller, Battier) albo zmienić klub (Allen)
Orlando z Bobcast w kolejnym sezonie pewnie będą trzymać się dna, żeby zapolować w drafcie i wtedy odbiją sie od niego i to może wysoko
Bobcats tak na prawdę nigdy się nie odbili z tego dnia (nie licząc jednego udanego sezonu kiedy weszli do PO) tak więc nie ma na nich presji wielkiej żeby wrócić do elity jak w Orlando ;) Pomysł z Boshem? Mógłby być dobry ale lepiej zacząć od zmiany właściciela ;P O ile Miller i Battier są pod znakiem zapytania tak Allen raczej zostanie w Miami. Mówiono o chęci powrotu do Bostonu po tym sezonie ale czy Boston będzie go chciał po tym jak odszedł do rywali na sezon żeby zdobyć mistrzostwo? Poza tym jest już wiekowym zawodnikiem a Celtics muszą odmłodzić kadrę zamiast sprowadzać kolejnych weteranów. Orlando muszą przede wszystkim podjąć decyzję czy handlować nr 2 czy też starać się wybrać w drafcie jak najlepiej, ogrywać młodzież w nadchodzącym sezonie i pozbyć sie Nelsona i Turkoglu. Wizards muszą wzmocnić strefę podkoszową i tutaj przydałby się Andrew Bynum.
Atlanta ma chrapkę na Howarda + CP3 ale czy obaj będą chcieli właśnie tam trafić? Z jednej strony mogliby z miejsca stać się kandydatem do finału Wschodu ale Atlanta to nie Los Angeles tak więc myślę, że Howard jednak zostanie w Lakers a CP3 może jak zdecyduje się opuścić Clippers to pewnie za sprawą Mavs. Tak czy owak coś czuję, że Hawks stracą Smitha i nie podpiszą nikogo z 2jki Howard/Cp3. Odnośnie samego kontraktu dla J-Smoove to jest wart max te 14 baniek rocznie ale patrząc na ilość przepłaconych grajków w lidze nie dziwię się jemu, że chce maksa ;]
Miami mogłoby pomyśleć o Hicksonie albo Reggie Evansie. Co prawda obaj są raczej PF, niż C, ale Żary byłyby co najmniej + 10 na tablicach. Wątpię, aby Siatki chciały się z kimkolwiek targować Evansem, ale kto wie. Z drugiej strony Sammy Dalambert też byłby ciekawą opcją. Gdyby pozwolono mu w pełni rozwinąć skrzydła, myślę, że spokojnie mógłby grać na poziomie 10/10/2. Z kolei Josha Smitha chętnie zobaczyłbym w Wizards. Ale to mało prawdopodobne. Czekam na Twoje przemyślenia odnośnie Atlantic Division i moich ulubionych 76ers. Pozdrawiam!
A połączenie sił Paula i Howarda w Houston? Przecież o tym również się mówi i chociaż nie mieliby możliwości dania im tak wysokich kontraktów tym niemniej wizja perspektywicznej drużyny z Hardenem może być kusząca. Zwłaszcza jakby udało im się zejść z kontraktów Robinsona i najlepiej Lina (choć to ostatnie jest wątpliwe).
Gdyby tak Lina i Robinsona do Clippers, CP3 do Houston? Chociaż to się ociera niemal o abstrakcję. I tak naprawdę nie wiem, czy Rockets są potrzebne jakiekolwiek zmiany. Może Lin powróci do swojej formy z końcówki 2011/12. Świetnie rozwinął się Beverley, mają tureckiego walczaka na tablicach, Chandlera Parsonsa i dużo więcej perspektywicznej młodzieży. Tak w ogóle – kiedy tylko dowiedziałem się o przenosinach Hardena, byłem przekonany, że wejdą do fazy posezonowej. Mam nadzieję, że w kolejnych rozgrywkach uda im się zajść jeszcze wyżej.
CP3 + Howard w Houston z miejsca sprawiliby, że Rockets staliby się pretendentem do wielkiego finału. Podobają mi się obecni Rockets i szkoda byłoby gdyby marnowali się Beverley i Asik. Oboje w tym sezonie pokazali, że stać ich by grać w s5. Oczywiście to nie to samo co Howard i Paul więc w przypadku przyjścia tej dwójki Asik, Lin i Beverley powinni odejść czysto sportowo dla dobra rozwoju.
No i ani widu ani słychu o kolejnej części a już niedziela nastała…