W dzisiejszej NBA oczywista stało sie, że aby przekonać jakąś gwiazdę, lub nawet dobrego zadaniowca do siebie należy mieć odpowiedni trzon drużyny i zaoferować, a wręcz niemal zapewnić walkę o mistrzostwo z obecnym składem. Tak samo było w przypadku tworzenia big 3 w Miami Heat. W tym procesie ważnym czynnikiem był Dwyane Wade, do którego dołączyli LeBron James i Chris Bosh aby zdobyć to o czym marzy każdy koszykarz. Jak wiemy plan się udał i to nawet dwa razy.
W ostatnim czasie trzy-krotny mistrz NBA, D-Wade mówił dziennikarzom, że ma dość pomagania Heat w doborze zawodników do drużyny. Po prostu nie chce już w tym brać udziału.
Z powodu wysokich kontraktów na Florydzie, Heat nie ma dużego pola do popisu jeśli chodzi o podpisywanie wolnych agentów. Jedyne co zrobili tego lata jak dotychczas to podpisanie, za minimum dla weterana, wracającego po kontuzji Grega Odena i zwolnienie Mike Millera za pomocą amnestii. Za rok także nie ma liczyć na większe ruchy. Wtedy każdy będzie myślał, czy LBJ przedłuży kontrakt z Miami czy nie. O tym jednak jeszcze nie dyskutujmy, bo teraz celem numer jeden dla Jamesa jest zdobycie kolejnego tytułu.
Jeśli słuchać plotek, ostatnio miało dojść do spotkania między Patem Riley’em wraz z Wade’m i Lamarem Odomem. Nie dość, że do spotkania nie doszło, to Wade zadeklarował, żeby menadżer klubu nie prosił go więcej o takie rzeczy.
„Zostawiłem to wszystko im. Odszedłem rozumiejąc, że nie mamy za wiele do roboty. Pat Riley jest najlepszy w tym co robi, więc wszystko jest w porządku.” Mówił lekko sfrustrowany Wade.
Fakt – Riley to jeden z najlepszych menadżerów w lidze, mało kto odmówi mu współpracy. Może i sam da radę, ale nie wiem czy taki ruch Dwyane’a nie popsuję relacji między nimi. Ciekawe czy teraz partnerem do werbowania nowych zawodników nie będzie właśnie LeBron. Jeśli potencjalny wolny agent byłby osobiście przekonywany przez najlepszego zawodnika na świecie, to wątpię aby odrzucił ofertę Miami. Czas pokaże.