Vince Carter przez całą swoją karierę bazował głównie na swojej szybkości, motoryce i świetnej atletyczności. Z wiekiem wszyscy zawodnicy, którzy opierali swoją grę właśnie na tych cechach stają się mało przydatni i nie mają zbyt wiele do zaoferowania klubom NBA.
Brak fizyczności powoduje, że nie są w stanie dominować, a nawet grać jak równy z równym z o wiele młodszymi koszykarzami. Ponadto jeśli w trakcie swojej kariery zauważają, że pierwszy krok już nie jest tak szybki, a biegnąc w kontrze dogania ich jeden z przeciwników, to jest to znak by zacząć zmieniać nieco swój styl gry. W innym przypadku przyjdzie moment, w którym przestaje się być efektywnym, a drużyny zatrudniają cię nie po to, żebyś im pomógł na parkiecie, a dla wniesienia odrobiny doświadczenia w szeregi zespołu.
Właśnie dlatego czysto koszykarskie umiejętności, jak m.in. dobry rzut, pozwalają niektórym zawodnikom na przedłużenie swoich karier o kilka lat. Szczególnie jeśli w trakcie swojej przygody z NBA potrafili prowadzić zdrowy i nienaganny tryb życia.
Jednym z takich graczy jest bez wątpienia Vince Carter. Większości osób, kiedy słyszą dźwięk jego nazwiska w pierwszej kolejności na myśl przychodzą niesamowite wsady, którymi zachwycał kibiców koszyków na całym świecie.
Ale Carter to przecież nie tylko wsady. To także, o czym często się zapomina bardzo dobry strzelec i pomimo tego, że w styczniu skończy 37 lat potrafi być jeszcze przydatną postacią w drużynie. W ubiegłych rozgrywkach zdobywał średnio 13,4 punktów na mecz i rzucał ze skutecznością 40,6 proc. za trzy, zaczynając większość spotkań z ławki. Może nie jest to kandydat do nagrody dla najlepszego rezerwowego sezonu, ale który zespół nie chciałby mieć w składzie takiego zmiennika, w dodatku od weterana.
To wszystko sprawia, że Carter ani myśli o zawieszeniu butów na kołku, o czym mówił w rozmowie z Star-Telegram. – Nie chcę sobie tego robić – powiedział. – Nie chcę się ograniczać. Niech moje ciało podyktuje mi najlepszy moment, do powiedzenia: czuję, że to koniec.
36-latek dodał, także że jego podejście do gry – czy to są jego najlepsze lata, czy też nie – się nie zmieniło. – To ten sam rodzaj rutyny w czasie off season – wyjaśnił. – Będę o rok starszy, ale nie czuję się o rok starszy, więc to dobra rzecz.
Carter jest w ostatnim roku kontraktu, w czasie którego zarobi 3,2 mln dolarów. Jeżeli w tym sezonie, będzie grał równie dobrze, tak jak w poprzednim, to jestem przekonany, że latem 2014 roku zgłosi się do niego kilku contenderów, żeby zaproponować mu nie tylko nową umowę, ale także możliwość walki o upragniony pierścień.
Na kilkuletni kontrakt raczej nie będzie miał co liczyć, niemniej ktoś może mu zaproponować coś więcej niż minimum dla weteranów. Nadal przecież potrafi skutecznie zagrać jeden na jeden, stworzyć sobie pozycję do rzutu. Nawet jego obrona jest lepsza niż można by oczekiwać na podstawie jego reputacji.
A Carter zasługuje, by dostać jeszcze możliwość walki o mistrzostwo. Niestety, w Mavs nie ma na to większych szans.
Carter to czlowiek,który jest królem paki. kto podczas meczu przeskakuje centra i pakuje? Hehe. Czlowiek dynamit.
zapraszamy do Bullsów :)
dokładnie. do Byków go!
Przykre jest ze gracze pokroju „Answera”, T-Maca czy wlasnie VC nie zdobywaja tytulu. Bardzo bym chcial by zdobyl chociaz jeden bo gosc naprawde na to zasluguje.