W Houston rozpoczyna się nowa era – może nawet w mniejszym stopniu liczy się to, czy zakończy się ona zdobyciem trzeciego mistrzostwa w historii organizacji, niż sam fakt, iż Rakiety mogą wreszcie wrócić do gry o najwyższą stawkę. Ale nie wywołam większego oburzenia, jeżeli stwierdzę, że epoka Dwighta Howarda i Jamesa Hardena przywołuje silnie na myśl erę poprzedniego wielkiego centra Rakiet – Hakeema Olajuwona.
Dokładnie 29 lat temu, 27 października 1984 roku, Hakeem Olajuwon zadebiutował w barwach Houston Rockets w starciu z Dallas Mavericks. Wtedy rozpoczął się ważny okres nie tylko dla historii ekipy z Houston, ale także dla całej ligii – dodam uczciwie, że również ze względu na fakt, iż dzień wcześniej oficjalny debiut zaliczył Michael Jordan. Rockets w każdym razie spotkanie ze stanowym rywalem wygrali 122-111. Od tego dnia przez kolejnych 18 lat świat mógł podziwiać niezwykłego centra z Nigerii, jego niezwykłą dynamikę, bogaty asortyment ofensywnych zagrań i tak zwanego Dream Shake’a – czyli serię zagrań opartych o obroty wokół własnej osi, pompki i inne „zmyłki”, które niezliczoną ilość razy rozbrajały defensywę przeciwnika.
Praca stóp Olajuwona doprowadzała kryjących go wielkoludów do szaleństwa, a i sam Shaquille O’Neal, bez wątpienia jeden z największych dominatorów na tej pozycji, nazwał Hakeema swoim najtrudniejszym przeciwnikiem, któremu nie raz uległ (zdecydowanie najboleśniej w finałach NBA z 1994-go roku, kiedy jego Orlando nie wygrało nawet jednego meczu).
Jednak zachwycając się ofensywną grą Olajuwona, często niesprawiedliwie zapomina się o jego rewelacyjnej obronie. Był to przecież Obrońca Roku w 1993 i 1994 roku, 9 razy wybierany do All-Defensive Teams, 4-krotny lider ligii w liczbie bloków na mecz – nawet do 4,6 na mecz w 1990 roku!
Oprócz umiejętności blokowania rzutów, Hakeem zaliczał sporo przechwytów – aż w 5-ciu sezonach ponad 2 na mecz, co rzadko zdarza się zawodnikom, którzy nie są obrońcami – wystarczy zresztą popatrzeć na statystki przechwytów z ostatnich kilku lat, aby stwierdzić, że nawet teraz byłby w czołówce tej kategorii. Tym samym, patrząc na ogół statystyk tego nietuzinkowego centra, można wysnuć śmiały wniosek, iż był on najwszechstronniejszą „piątką” w historii ligi. Wbrew utartym poglądom, nie był też wcale niskim środkowym – siedem stóp wzrostu (213 cm) to tyle samo, ile mierzy Andrew Bynum, uważany przecież w obecnych czasach za ogromnego zawodnika. Połączenie prezentowanej przez Hakeema szybkości z jego warunkami fizycznymi stawia go w kategorii „wybryków natury”, może nawet pokroju LeBrona Jamesa.
Poznać ekipę Rockets, która w 1994 roku sięgnęła po pierwszy tytuł mistrzowski, mogliście tutaj: https://www.enbiej.pl/2013/08/10/houston-rockets-1993-94/. Dlaczego natomiast wspominam dziś lidera właśnie tej drużyny? Cóż, 29 lat to może nie jest okrągła rocznica, ale zawsze jakaś możliwość na sentymentalną podróż w czasie – nie jest to jednak główny powód. Po erze Hakeema mogliśmy oglądać jeszcze tylko jeden ciekawy roster w Houston – ten w którym u boku Yao Minga grał Tracy McGrady, a wspomagali ich m.in. Mutombo, młodsi Luis Scola i Aaron Brooks czy Shane Battier.
Teraz większość oczu znowu kieruje się w kierunku Teksasu, za sprawą niesfornego Dwighta Howarda, który już nie tylko chce, ale musi coś światu udowodnić. I mimo jego niesławnego charakteru, przeciętnej postawy w zeszłorocznych rozgrywkach i wreszcie rezygnacji z najsłynniejszej organizacji koszykarskiej na świecie, mimo nawet tego, że część mnie zawistnie nie chce, aby mu się powiodło – jednak czekam, jak zapewnie wielu innych, na tegoroczne Houston Rockets w playoffach z pewną ekscytacją. Czekam na Howarda, który odzyska tytuł króla defensywy, na Hardena, który ostatecznie zakończy panowanie Czarnej Mamby wśród rzucających obrońców (to musiało nadejść), na nowy Wielki Duet, który ustawi się na czołowym miejscu w kolejce po tron LeBrona Jamesa i jego Heat. Brzmi nierealnie? Może, ale czy nie kusząco?
Wymagać od tegorocznych Rockets nawiązania do legendarnej ery Olajuwona jest trudno. Oczekiwać mistrzostwa już teraz – jeszcze trudniej. Czasem, być może ze względu na samego Howarda, ciężko nawet z nimi całym sercem sympatyzować. Ale czy nie chcielibyśmy jednak oglądać tej organizacji znowu na szczytach NBA, grającej swoją szybką i błyskotliwą koszykówkę na najwyższych szczeblach rozgrywek? Myślę, że jednak tak.
Dwight miał szansę współtworzyć wielki panteon legendarnych centrów w Los Angeles, ale zmuszam się i zachęcam do tego samego innych, aby dać mu szansę nawiązania do innej wielkiej postaci na tej pozycji – tym razem w Houston – i kto wie, może stare dobre czasy w klubie Rakiet znowu powrócą.
Harden ponad KB24? Nie nie ;)
Prawdopodobnie dzisiejsze rakiety mają szanse nawiązać do czasów Hakeema. Znów są tam 2 gwiazdy na pozycjach 2 i 5 i cala grupa wyrobników. Znów Houston może grać inside-outside bo jak wiemy koszą niesamowitą ilość trójek. Ten skład jest młodszy od tego sprzed 20 lat, wiec i bardziej perspektywiczny a Dwight i harden juz maja w lidze taka pozycje jak wowczas Hakeem i Clyde. Nie wydaje mi się, żeby w tym roku już wzbili się na wyżyny, ale za rok czy 2 moze to wyglądać naprawde swietnie. Jedno jest pewne, przeskoczą ekipe Yao i T-maca. Tamtym przeszkodziły kontuzje, oby tych omijały a będzie pięknie jak 20 lat temu.
Mówienie o równej pozycji Hakeema i Dwighta jest dość sporą herezją. Howard uznawany jest za klasowego centra tylko dlatego, że na tej pozycji jest po prostu posucha. W czasach wielkich centrów Hakeem zdolny był uzyskiwać statystyki na poziomie około 28 ppg, 13 rpg i około 4 bpg – pokazuje to przepaść miedzy tymi zawodnikami. Porównać można ewentualnie umiejętności defensywne obu panów. Ofensywnie to Howard jest niestety ubogi i trzeba liczyć na to, iż Olajuwone pomoże mu rozwinąć nieco skrzydła pod atakowanym koszem. Tamta drużyna miała jeszcze dwie ważne cechy – doświadczenie oraz lepszą ławkę, obecnie w Houston trochę tego brakuje.
@ tw karol
ja nie mowie ze Dwight jest rownie dobry jak Hakeem tylko ze ma rowna pozycje w obecnej lidze. W domysle ze dominuje nad reszta tak jak Dream dominował 20 lat temu. Widocznie mnie nie zrozumiałes