Kiedy rok temu Los Angeles Lakers tworzyli zespół – w oparciu o Dwighta Howarda i Kobe Bryanta, który miał walczyć o mistrzowski tytuł, chyba mało kto się spodziewał, że po dwunastu miesiącach sytuacja klubu zmieni się o 180 stopni. Rozgrywki 2013/14 mogą okazać się dla fanów „Jeziorowców” ciężkim przeżyciem.
Przed sezonem
Lato w Los Angeles przebiegało w sumie zgodnie z tym, czego mogliśmy się spodziewać. Sprawa pozostania w zespole Dwighta Howarda od początku wyglądała na przegraną, a prognozy na temat zdrowia Kobe Bryanta tylko pogarszały nastroje wśród fanów. Odejście Howarda do Houston Rockets mocno pokrzyżowało plany GM-a Lakers Mitcha Kupchaka, i spowodowało, że „Jeziorowcy” zmuszeni byli pogodzić się z marginalną rolą jaką odegrają w bieżących rozgrywkach.
Kupchak postanowił pozostawić w zespole Pau Gasola, wraz z kończącym się kontraktem, a amnestionować Mettę World Peace’a, który ostatecznie zakotwiczył w Nowym Jorku. Zespół opuścili także gracze odgrywający mniejsze lub większe role w poprzednim sezonie, Antawn Jamison, Earl Clark, Devin Ebanks i Darius Morris. W ich miejsce w LA pojawili się gracze, o których można napisać wszystko, tylko nie to, że będą budować przyszłość zespołu prowadzonego przez Mike’a D’Antoniego. Chris Kaman, Nick Young, Shawne Williams, Wes Johnson i Jordan Farmar są raczej opcjami na przetrzymanie i jako takie dogranie tego sezonu, może powalczenie o playoffs. Każdy z nich zawarł umowę na okres jednego sezonu, po którym w Lakers możemy spodziewać się prawdziwej rewolucji.
Umowę przedłużył także naczelny przybijacz piątek Robert Sacre, a z podczas Draftu, z numerem 49 pozyskano skrzydłowego Ryana Kelly’ego.
Skład
Kobe Bryant – nieszczęsne ścięgno Achillesa mocno pokrzyżowało plany Lakers w tym sezonie. Drużyna rozpocznie rozgrywki bez swojego lidera, a dyspozycja samego Bryanta już po powrocie będzie jedną z największych zagadek sezonu. Doskonałe poprzednie rozgrywki (27.6 pkt, 6 ast, 5.6 zb, 46.3% z gry) rozbudziły nadzieje na jeszcze jedno odrodzenie Black Mamby. Znając charakter Kobe’go tankowanie Lakers, mimo nie najlepszego składu, jest wykluczone, a o ile zdrowie pozwoli 35-letni zawodnik zostawi serce na parkiecie, aby tylko Lakers awansowali do Playoffs.
Pau Gasol – Hiszpan już przynajmniej trzy razy był poza Lakers, a jednak za każdym razem ostatecznie zostaje w zespole. Kupchak postanowił zatrzymać Gasola, choć niewykluczone, że jego nazwisko może być jednym z najczęściej pojawiających się przy plotkach transferowych przed Trade Deadline. Ostatni sezon starszego z braci Gasol był totalną klapą. Rozgrywany w cieniu ciągłych plotek o opuszczeniu Lakers, zakończył z najniższą średnią punktów w karierze (13.7), trafiając słabe 42.2% rzutów w post-up. Po opuszczeniu 33 meczów w sezonie 21012/13 i operacji kolan w lecie, może coraz częściej przegrywać fizyczną walkę z młodszymi rywalami.
Steve Nash – po opuszczeniu 32 meczów w poprzednim sezonie, ciężko opierać przyszłość Lakers na Nashu. Nawet tę najbliższą, w tym sezonie. W Los Angeles nie ma już cudotwórców z Phoenix, a wyeksplowatowane ciało byłego MVP ligi wydaje się coraz gorzej znosić trudy gry w NBA. Kontuzja Bryanta może przełożyć się na lepszą efektywność Nasha, który pod nieobecność najlepszego strzelca Lakers będzie miał możliwość decydować o tym, co dzieje się na parkiecie i mniej grać bez piłki, do czego się nie nadaje, co pokazały ostatnie rozgrywki. Nash zapewne dalej będzie jednym z najlepszych spot-up shooterów w lidze. Z kolei największym problemem drużyny będzie defensywna gra Nasha. Każdy z młodych i atletycznych rozgrywających w lidze jest w stanie minąć go bez problemu.
Nick Young – szalony strzelec, który może rozpocząć sezon w pierwszej piątce. Znając jednak jego miłość do rzucania, po powrocie do gry Kobe Bryanta, powinien szybko z niej wypaść. Ponad 72% rzutów w poprzednim sezonie oddał z odległości powyżej 5 metrów, rzadko próbując atakować kosz. Gość, który prędzej zepsuje atmosferę w zespole, niż pomoże.
Chris Kaman – po świetnym w jego wykonaniu sezonie 2009/10, zdecydowanie spuścił z tonu, a stale prześladujące kontuzje sprawiły, że opuścił aż 111 meczów w ostatnich trzech sezonach. Ciągle przydatny w grze pick&roll, co przy obecności Steve’a Nasha otwiera dobrą opcję ofensywną dla Lakers. Jako podstawowy środkowy Lakers może okazać się zbyt dużą luką defensywną, pozwalając rywalom zdobywać zdecydowanie zbyt dużo punktów po izolacjach oraz pick&rollach.
Jodie Meeks – miał być idealnym elementem układanki D’Antoniego, pasującym do ofensywnego stylu gry. Rozegrał jednak najgorszy sezon w karierze, trafiał tylko 38.7% rzutów z gry i fatalne 24.6% trójek w kontrataku. Kolejna dziura Lakers w obronie.
Steve Blake – kolejny z graczy Lakers, którzy stracili większą część sezonu na leczeniu kontuzji. Jeśli będzie zdrowy, może okazać się dobrą rezerwową opcją dla Nasha. Blake trafiał w ostatnich rozgrywkach świetne 42.4% rzutów za trzy, a aż 48.4% w sytuacjach spot-up, co stwarza ciekawą opcję na wspólną grę Nasha i Blake’a. Co ciekawe, bardzo dobrze broni w izolacjach, nawet wyższych graczy.
Jordan Farmar – duża niewiadoma. Farmar wraca do NBA po dwuletnim pobycie w Europie i od razu ma okazję wskoczyć o rotacji Lakers. Sredni strzelec z dystansu, który jednak dobrze gra pick&roll, przez co może okazać się ważną opcją w ofensywie D’Antoniego.
Shawne Williams – skrzydłowy zapamiętany głównie ze swoich przygód niekoniecznie koszykarskich. 27-letni zawodnik podczas swojej ostatniej przygodny z NBA, w Nets, trafiał kompromitujące 28.6% rzutów z gry. W całej karierze trafia 33,5% za trzy przy ponad dwóch próbach, a najlepszy okres zanotował, kiedy grał pod wodzą… D’Antoniego w Knicks. Właśnie znajomość taktyki obecnego trenera Lakers będzie największym atutem Williamsa, który powinien otrzymać kilkanaście minut w każdym meczu na czwórce. Jeśli powtórzy sezon z trafionymi 40% rzutów za trzy, będzie to wielki sukces.
Jordan Hill – jeszcze jedna postać z Los Angeles, która spędziła sezon 2012/13 na leczeniu kontuzji. Mój faworyt w zespole Lakers, nie odpuszczający w żadnej sytuacji, świetny zbierający, choć mocno ograniczony jeśli chodzi o umiejętności ofensywne. 15.2 pkt, 13 zb i 1.5 blk PER-36 robi wrażenie. O ile zdrowie pozwoli, mimo sporej konkurencji, ma szansę okazać się wartościowym ogniwem LAL. Pomimo swojej siły, słabo broni, pozwalając rywalom na zdobywanie średnio 1 punkt w każdej akcji post-up.
Wesley Johnson – jak nie teraz, to kiedy? W przypadku 4 numeru Draftu 2010 to pytanie jest jak najbardziej uzasadnione. Poza pojedynczymi wyskokami nie sprawdził się ani w Minnesocie, ani w Phoenix, trafiając tylko 40% rzutów z gry, oddając w każdym meczu średnio niemal 8 prób.
Robert Sacre – tak, to ten gość, który częściej jest pokazywany gdy fetuje udane zagrania kolegów z ławki, niż gdy sam robi coś pozytywnego na parkiecie. W 32 meczach poprzedniego sezonu trafił w sumie 18 rzutów.
Przewidywania co do rotacji Lakers są niczym wróżenie z fusów, kiedy spojrzymy na stan zdrowia poszczególnych graczy. Najmocniejsza piątka teoretycznie powinna wyglądać tak:
PG – Steve Nash
SG – Kobe Bryant
SF – Nick Young
PF – Pau Gasol
C – Chris Kaman
Jednak już na początku D’Antoni zmuszony będzie mieszać na pozycji rzucającego obrońcy, ponieważ mało prawdopodobne, aby Kobe rozpoczął sezon w pełni sił. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że trener Lakers w niektórych meczach na czwórce będzie wystawiał bardziej mobilnego gracza, pasującego do jego taktyki.
Trener – Mike D’Antoni
Trener ukierunkowany na konkretną taktykę, w skrócie polegającą na jak najszybszym rozpoczynaniu i kończeniu akcji. D’Antoni do pełnego egzekwowania swoich założeń potrzebuje specyficznych zawodników, przez co w poprzednim sezonie tak ciężko było zaadaptować do tej koncepcji Dwighta Howarda. Podczas sezonu możemy obserwować sporo gry z Pau Gasolem na piątce i Shawne Williamsem/Wesleyem Johnsonem na czwórce, napędzanych przez Steve’a Nasha. O ile w ofensywie Lakers powinni sobie jeszcze jako tako radzić, o tyle największą bolączką D’Antoniego jest defensywa, podobnie zresztą jak przez całą karierę. Dlatego też do sztabu trenera Lakers dokoptowano specjalistę od defensywy Kurta Rambisa. Jego zadaniem będzie nie dopuścić do tego, żeby Lakers nie gubili się w obronie jeszcze bardziej niż w ostatnich rozgrywkach, kiedy Kobe i spółka zajęli 19 miejsce w efektywności defensywnej.
Prognoza
Spotkałem się z kilkoma opiniami o tym, jakoby Lakers powinni odpuścić zupełnie rozgrywki 2013/14 i rozpocząć tankowanie, aby w silnym Drafcie 2014 wyłowić zawodnika, mogącego zapoczątkować proces przebudowy zespołu. Wyobrażacie sobie godzącego się na to Kobe’go? Nie ten charakter, nie te ambicje. Bryant przez całą karierę stawia przed sobą wysokie cele, nie inaczej jest tym razem. Przede wszystkim chce wrócić na parkiet, wyprzedzić na liście najlepszych strzelców Michaela Jordana, no i awansować przynajmniej do Playoffs. Skazywani na pożarcie Lakers wcale nie stoją na straconej pozycji, i o ile zdrowie liderów pozwoli, przy odrobinie szczęścia i wielkiej ambicji Bryanta mogą pozytywnie zaskoczyć. Na ich korzyść przemawia także fakt, że większość zawodników nie ma gwarantowanych kontraktów na przyszły sezon, więc z całych sił będą gryźć parkiet, aby pokazać się z jak najlepszej strony. Istnieje jednak także druga opcja, ta gorsza dla fanów LAL.
Jeśli zdrowotnie posypią się Gasol, Nash czy raz jeszcze Bryant, Lakers mogą zanotować najbardziej spektakularną klapę od sezonu 2004/05 (34-48), kiedy na parkiecie, obok Bryanta biegał choćby Chris Mihm. Zarówno taktyka D’Antoniego, jak i skład Lakers posiadają tak dużo luk, że nawet jeśli ekipa z LA będzie dysponowała czołowym atakiem w lidze, może nie być w stanie odrobić strat w defensywie.
Realnie patrząc, Lakers nie powinni awansować do PO, ale dla dobra ligi, wielki powrót Bryanta i walka „Jeziorowców” o ósme miejsce do ostatniego meczu sezonu regularnego może okazać się jedną z najfajniejszych historii sezonu 2013/14.
Widziane z innej strony:
Łukasz Lech: Wciąż trudno zrozumieć mi jak po tak efektownych transferach przed poprzednim sezonem Lakers mieli tak duże problemy z ograniem się. Howard i Nash przecież mogliby być idealnym towarzystwem dla Bryanta i spółki, aby przeciwstawić się trio z Soth Beach. Jak potoczyły się losy trójki z Californii wszyscy dokładnie wiedzą. Sfrustrowany Howard przeniósł już swoje talenty do Houston, a do Los Angeles zawitało kilku ciekawych graczy z Chrisem Kamanem na czele.
Mam nadzieję, że aktualny roster Lakersów jest jedynie stanie przejściowym, bo chyba ciężko patrzeć na niego w perspektywie zdetronizowania z królewskiego tronu Jamesa i spółki.
Lakers są o tyle w ciężkiej sytuacji, że raczej nie włączą się do walki o mistrzostwo, a jak pisał wyżej Piotrek nie jest to drużyna, która może pozwolić sobie na tankowanie. Tym bardziej, że u schyłku kariery jest Kobe Bryant, dla którego zdobycie szóstego pierścienia mistrzowskiego byłoby zwieńczeniem pięknej kariery.
BEAT L.A.!
;)
Zawodnicy LAL mogą gryźć nawet dwa parkiety lecz bez umiejętności ofensywnych i z takimi lukami w defensywie mogą sobie pomarzyć o playoff. Sam Kobe nawet jeśli wróci i od razu sie wstrzeli nic tu nie da. Wystarczy pilnować Koba i Nasha a wszystko bedzie dobrze.