Cześć, tęskniłem. A Wy?
ORLANDO MAGIC 87:97 INDIANA PACERS
– Pierwszy mecz sezonu, wyczekiwany przeze mnie (i nie tylko, na pewno) bardzo, mimo, że to tylko Magic-Pacers. Tak to już jednak jest po długiej przerwie od poważnego grania, choć przez Andrew Wigginsa tego „poważnego grania” będzie w tych rozgrywkach nieco mniej. I tu przechodzimy do Orlando Magic, którzy nie są typowani do miana najgorszej drużyny sezonu 2013/14 (mimo „obrony tytułu”), ale nie przeszkodzi im to z pewnością w dobrym, solidnym przytankowaniu.
Pierwsze punkty w tym sezonie zdobyli Pacers (Paul George), podobnie jak zresztą 10 kolejnych. Na pierwszą zdobycz Magic nie musieliśmy na szczęście czekać do meczu z 76ers, goście prezentowali się całkiem nieźle na tle jednego z faworytów aż do końca trzeciej kwarty, ale to spotkanie nie mogło mieć innego finału (run 21-4 Pacers). Andrew Nicholson rozegrał prawdopodobnie najlepsze 13 minut w swoim życiu (18 pkt, 8-9 FG), w czasie których zbliżył się do rekordu kariery na dystans tylko czterech punktów (jeszcze raz – w ciągu 13 minut!), ale to było w pierwszej połowie. Trzecią kwartę przesiedział, wrócił dopiero w garbage-time. Jason Maxiell grał przez 26 minut – pięć rzutów, zero punktów.
– Victor Oladipo jeszcze porządnie nie wyjechał z Indiany, a już w pierwszym meczu profesjonalnej kariery do niej wrócił. Zdobył 13 punktów (4-11 FG) w 22 minuty. Oddał pięć rzutów wolnych, połowę z całego dorobku Orlando. Magic znów będą pewnie bić rekordy ligi w tym elemencie..
– Moe Harkless zdobył 14 punktów, a Jameer Nelson dołożył fajną linijkę 12 punktów, 5 zbiórek, 7 asyst. Zawiódł nieco Nikola Vucević (8 pkt, 10 zb, 4-11 FG, 5 TO, -22), który w pierwszej połowie był absolutnie niszczony przez Roya Hibberta – o nim jednak za chwilę.
– Pacers, Pacers.. misja została wykonana i Indiana wygrała trzeci opener z rzędu, ale też rywal nie był zbyt wymagający – wręcz odwrotnie. Trzeba jednak przyznać, że mimo tankującego przeciwnika Pacers dokonali kilku i tak niezwykłych rzeczy. Nikt jeszcze nie zablokował w meczu otwarcia aż 18 rzutów. Dzięki temu wyczynowi gospodarze pobili swój 'domowy’ rekord organizacji. Za tym osiągnięciem stoi przede wszystkim front-court finalisty Wschodu – Roy Hibbert miał 7 bloków, a David West – pięć (wyrównany rekord kariery, po raz pierwszy od 2010 roku). Dołączył się jeszcze Paul George z trzema czapami (choć jednej nie powinno być – tej witającej Oladipo w NBA, był goaltending). Aż trzech graczy Magic dostało min. trzy bloki – najwięcej Harkless (5).
– Paul George rozpoczął sezon w naprawdę dobrym stylu, typowo swoją linijką 24 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst. W ostatnich 28 latach (czas się przyzwyczajać) tylko pięciu graczy Indiany zanotowało w meczu otwarcia 20/5/5. Tylko jeden z nich miał występ na poziomie George’a – Vern Fleming (1989). W całej lidze, ostatnim graczem z 24/6/5 i 3 blokami w openerze był Darius Miles (2005, Blazers).
– Roy Hibbert miał 8 punktów, 16 zbiórek i 7 bloków. To świetny statline w jakichkolwiek okolicznościach, a co jeśli dodam, że grał tylko 27 minut? W czwartej kwarcie wszyscy zamarli, patrząc na zwijającego się z bólu kolana środkowego Indiany, ale na szczęście to tylko źle wyglądało. Hibbert zagra dzisiaj w Nowym Orleanie. Na razie, został trzecim graczem od sezonu 1973/74 (wprowadzenie bloków do statystyk) z 16 zbiórkami i 7 blokami w meczu otwarcia (Kareem 1973, Gilmore 1982 – obaj w Hall of Fame).
Wyczyn Hibberta jest o tyle niezwykły, że aż 15 piłek zebrał w pierwszej połowie, z czego 12 w samej pierwszej kwarcie! To jego nowy rekord kariery w liczbie zebranych piłek w jednej odsłonie, a do ogólnego career-high (17) zabrakło tylko jednej zbiórki.
– Świetnie spisał się także Lance Stephenson (19 pkt, 8-12 FG, 7 zb, 5 ast). Tylko on, George i David West (13 pkt, 5 zb, 4-11 FG) zanotowali w tym meczu dla Pacers min. 10 punktów – przynajmniej w tym elemencie Magic wygrali.
– Był to 89. mecz między Indianą a Orlando. Pacers odnieśli zwycięstwo, które pozwoliło im wysunąć się na prowadzenie 45-44 w tej rywalizacji.
CHICAGO BULLS 95:107 MIAMI HEAT
– Miami Heat po raz trzeci w historii odebrali mistrzowskie pierścienie, jednak dziś nie pozwolili Bykom zepsuć tego święta, jak sześć lat temu (108:66 dla Bulls). Było odwrotnie – to Heat zepsuli Chicago powrót Derricka Rose’a (12 pkt, 4-15 FG, 1-7 3pt, 5 TO, 4 ast). D-Rose po raz 17. w karierze miał skuteczność z gry gorszą niż 27%. Aż cztery takie spotkania to mecze z Heat. Tylko jedna drużyna poza nimi wpędziła Rose’a w takie kłopoty więcej niż raz – Magic (2, jestem dumny).
– Emocje w tym meczu skończyły się w drugiej kwarcie, po której gospodarze prowadzili 54:33, zdobywając w niej 37 punktów na 5-5 za trzy. Przeprowadzili run 31-5. Oto Miami Heat, którzy celują w czwarty trip do Finałów jako pierwsza drużyna od 26 lat oraz w pierwszy threepeat od 12 lat.
– Bulls zmniejszyli pod koniec rozmiary porażki, również zdobywając 37 punktów w czwartej kwarcie i trochę podganiając Heat w końcówce, ale nie udało im się już na początku sezonu postraszyć mistrzów. Plus jest taki, że po pierwszym dniu królem strzelców ligi jest Carlos Boozer (31 pkt, 13-18 FG). Po pierwszej połowie miał 19 punktów i 7-11 z gry, ale jego koledzy trafili łącznie tylko 5 z 29 rzutów. W drugiej połowie Jimmy Butler rzucił aż 17 punktów (20 w całym meczu, 6-12 FG, 5 stl) i jakoś ten box-score zaczął wyglądać. Po 10 punktów dodali Mike Dunleavy i Taj Gibson (8 zb, 3 ast). Po trzech kwartach Bulls mieli jednak 23 trafienia z gry przy 22 popełnionych faulach.
Jeszcze o Boozerze – jego 31 punktów to rekord Chicago dla meczów otwarcia od 2004 roku (Kirk Hinrich), ale żaden Byk w ostatnich 28 latach nie rzucił tylu punktów w openerze przy tak wysokiej skuteczności.
– Heat reprezentowała w tym meczu dziewiątka graczy. Każdy z nich rzucił min. 6 punktów, a aż siedmiu – ponad 10. Wielka Trójka wcale się nie wybiła ponad innych, LeBron James miał tylko 17 punktów (8 ast, 6 zb), Chris Bosh 16, Dwyane Wade 13, ale Miami to kolektyw. 13 punktów (5 stl) miał Mario Chalmers, a rezerwowi rzucili w sumie 42 punkty – 14 Shane Battier (4-4 3pt!), po 11 Ray Allen (7 ast – rekord w barwach Heat) i Norris Cole (7 zb, 5-7 FG). Można powiedzieć, że tej Wielkiej Trójki w ogóle nie było. W 25 minut z LBJ’em, Flashem i Boshem na parkiecie Heat zdobyli o 4 punkty mniej od rywali, ale z min. jednym z tych graczy na ławce byli +16 (i 9-13 za trzy).
– 17 punktów Jamesa to jego drugi najgorszy wynik w karierze wśrod wszystkich meczów otwarcia (najgorszy: 10 punktów w 2007 roku).
– Bardzo zespołowa gra opierająca się na szukaniu czystych pozycji w rogach dała Heat 51,4% skuteczości z gry i 11-20 za trzy, z czego 6-8 ze wspomnianych kornerów. Ten patent działa w Miami nie od dziś – w poprzednim sezonie Heat oddali i trafili najwięcej rzutów za trzy z rogów boiska, na czwartej najlepszej skuteczności w lidze (43%). Wszystkie sześć korner-trójek, jakie Heat trafili w tym spotkaniu, było asystowane, podobnie jak 70% wszystkich trafień gospodarzy.
Informacja dodatkowa: od początku sezonu 2010/11 (przybycie Thibodeau do Chicago) Bulls pozwalali na najmniej prób i trafień z rogów. Gorszą skuteczność tego typu rzutów generowali tylko Celtics, gdzie Thibs był wcześniej asystentem. Wyczyn Heat jest więc jeszcze bardziej niezwykły.
– Heat wygrali 38 z ostatnich 40 meczów sezonu regularnego. Tylko jedna drużyna w historii zanotowała taką serię – Dallas Mavericks w sezonie 2006/07.
– Po raz 13. z rzędu obrońca tytułu rozpoczął sezon meczem u siebie. Wygrał dziesięć z nich (wyjątki: Lakers 2002/03, Heat 2006/07, Mavericks 2011/12).
LOS ANGELES CLIPPERS 103:116 LOS ANGELES LAKERS
– Ten wynik można śmiało uznać za niespodziankę, podobnie jak styl, w jakim Lakers odnieśli to zwycięstwo. Teraz, gdy Clippers wreszcie odbili się od dna, a Lakers nie mają Kobe’go Bryanta i wychodzą piątką Nick Young-Shawne Williams-Pau Gasol-Steve Blake-Steve Nash, wydawało się, że ci pierwsi przypieczętują dziś zmianę warty w Mieście Aniołów. Tym bardziej, że wygrali wszystkie cztery mecze derbowe w poprzednim sezonie..
– O pierwszej piątce Lakers w tym meczu można napisać cztery słowa – Pau Gasol (15 pkt, 13 zb), Nick Young (13 pkt, 3-10 FG). Dzięki, przejdźmy dalej. Ławka rezerwowych zdobyła aż 76 punktów, z czego wszystkie 41 w czwartej kwarcie, przed którą Jeziorowcy przegrywali czterema punktami. 76 punktów to najlepszy wynik zmienników Lakers od 1988 roku (84 przeciwko Warriors). W poprzednim sezonie ich średnia wynosiła 26.1 punkta na mecz (28. wynik w lidze).
Bohaterem meczu był Xavier Henry, który zdobył 22 punkty (8-13 FG) i zebrał 6 piłek. Nie dość, że pobił strzelecki rekord kariery, to jeszcze po raz pierwszy był najlepszym strzelcem meczu NBA. Po takim meczu w swoim wykonaniu mógł śmiało stwierdzić, że Lakers są w tym roku „for real”. Jordan Farmar dodał 16 punktów, 4 zbiórki i 6 asyst (6-10 FG), 13 oczek zdobył Jodie Meeks, 12 Jordan Hill (8 zb, 7 w ataku, 6-8 FG w 18 min). Blisko double-double był także Chris Kaman (10 pkt, 8 zb, 20 min). I tylko szkoda, że w ten fantastyczny trend nie wpisał się Wesley Johnson (1-11 FG).
– Jamal Crawford, najlepszy rezerwowy poprzedniego sezonu, zdobył 15 punktów, ale to wciąż mniej niż miał sam Jordan Farmar. To oczywiście nie tak, że rezerwowi Clippers zagrali źle – Matt Barnes miał 8/6/3, Darren Collison – 9 punktów w 12 minut (4-5 FG) – ale jeśli zmiennicy rywali zdobywają tak dużo punktów, ciężko jest wygrać w jakiejkolwiek sytuacji. Blake Griffin miał 19 punktów i 7 zbiórek. Był najlepszym strzelcem zespołu, choć mógł dołożyć kilka punktów więcej z linii (3-10). Marsz po nagrodę MIP rozpoczął DeAndre Jordan (17 pkt, 11 zb, 8-10 FG), Chris Paul miał 15 punktów, 6 zbiórek, 11 asyst i 5 przechwytów, natomiast JJ Redick w debiucie zdobył 13 punktów. Do przerwy Clippers trafili aż 58,5% rzutów, ale nie ustawiło im to meczu – po pierwszej połowie prowadzili tylko dwoma punktami.
– Ostatnim graczem Lakers, który w meczu otwarcia rzucił z ławki 22 punkty, był Kobe Bryant (1997), jednak – co jeszcze ciekawsze – odkąd Kobe trafił do NBA i Los Angeles, Jeziorowcy są 5-0 w meczach otwarcia bez niego.
Najlepsi
punkty: Boozer (31)
zbiórki: Hibbert (16)
asysty: Paul (11)
przechwyty: Paul, Chalmers, Butler (5)
bloki: Hibbert (7)
3pt: Battier (4)
FT: James (7)
straty: West, Gasol, Rose, Vucevic (5)
minuty: Griffin (40)
Enbiejowy typer: trafiłem rezultat tylko jednego z trzech meczów, ale wygrana Indiany nie była zbyt wątpliwa.
My też tęskniliśmy:) Pozdrawiam i czekamy na więcej