Skazywani na pożarcie w tym sezonie koszykarze 76ers już drugi raz postanowili zaśmiać się z analiz fachowców. Tym razem podopieczni Bretta Browna, mimo że przegrywali przez większość meczu, po udanej końcówce odprawili z kwitkiem Washington Wizards.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Philadelphia 76ers | 2-0 | 21 | 23 | 30 | 35 | 109 |
Washington Wizards | 0-2 | 33 | 21 | 20 | 28 | 102 |
Po pokonaniu Miami Heat, morale drużyny z Filadelfii wzrosło na tyle, że na fantazji zdołała wygrać raz jeszcze, tym razem z ekipą Marcina Gortata. W tym wesołym meczu, z dużą ilością biegania, w którym oba zespoły rzuciły w sumie 54 punkty z szybkiego ataku, nie oglądaliśmy zbyt wiele dobrej koszykówki, a właściwie nie oglądaliśmy jej wcale.
Na 6:28 przed końcem meczu, genialny w debiucie, ale słabszy w pierwszej połowie przeciwko Wizards Michael Carter-Williams (14 pkt, 5 ast, 3 zb) trafił trójkę, dającą pierwsze w tym meczu prowadzenie (92-89) dla Sixers. Po kolejnych 180 sekundach było już właściwie po meczu, kiedy swoją trzecią trójkę bez obrońcy trafił Spencer Hawes (16 pkt, 14 zb, 5 ast), a niszczący wysokich graczy Wizards Thaddeus Young dodał kolejne dwa punkty spod kosza. 101-92 na cztery minuty przed końcem meczu. Degradacja Wizards nastąpiła niezwykle szybko.
Young przez cały mecz znajdował się w tych miejscach w pomalowanym, które akurat Marcin Gortat i Trevor Booker omijali szerokim lukiem. W całym meczu zanotował 29 punktów z 20 rzutów i 8 zbiórek. Już po dwóch meczach możemy spokojnie stwierdzić, że Wizards zwyczajnie nie radzą sobie z grą w trumnie, zarówno po atakowanej, jak i bronionej stronie parkietu. Gracze z Philly rzucili 74 punkty z paint, a rotacja defensywna Czarodziejów wyglądała jak ta u kadetek WKK, które oglądam co tydzień, czyli nie wyglądała. Stąd też od początku łatwe punkty spod kosza zdobywali Young, kiedy nikt nie asekurował wychodzącego wysoko do Hawesa Gortata.
Wizards, podobnie jak w meczu z Pistons, bardzo rzadko korzystają z opcji grania dwójkowej akcji z wysokim, nie mówiąc o izolacji dla centra. W pierwszej połowie takich sytuacji nie odnotowano. W drugiej John Wall kilka razy uruchomił Gortata, co okazało się niezłym pomysłem, bo defensywa Sixers w końcu została czymś zaskoczona. Takie sytuacje są jednak pojedyncze, a gra ofensywna zespołu ze stolicy wydaje się być zbyt jednowymiarowa, polegająca na wykorzystywaniu szybkości Walla i skuteczności Bradleya Beala. Ten drugi, po dwóch meczach ma 10 trafionych rzutów na 36 prób i w swoich granych na siłę indywidualnych akcjach na dystansie jest bardziej irytujący niż Nick Young, którego przecież w Waszyngtonie dobrze znają.
Gospodarze nieźle wyglądali tylko do przerwy, kiedy Wall grał swoją typową, szybką koszykówkę. Trafił pierwsze sześć rzutów z gry, w sumie 9 z 12 na 23 punkty. Do tego czasu jakieś 90% punktów zdobytych przez Wizards z pomalowanego pochodziło z szybkich ataków, rozpoczynających się od skutecznego wymuszania strat już na połowie boiska. Sytuacja odwróciła się po przerwie, kiedy mający problemy z bólem pleców Wall (26 pkt, 6 ast, 5 zb, 3 prz) przestał trafiać, a Sixers, do skuteczności pod koszami dorzucili trafienia Evana Turnera (23 pkt, 10-18 z gry, 6 zb, 4 ast, 2 prz) po skutecznych wbiciach w pomalowane oraz Cartera-Williamsa.
Bezsensowne rzuty przez ręce rywali forsował Beal, który tylko w ostatnich pięciu minutach spudłował pięć razy. Prowadzenie Sixers szybko urosło i nawet pościg za pomocą trójek Martella Webstera (13 pkt, 3-7 za trzy) nie był w stanie odwrócić losów meczu.
Marcin Gortat zadebiutował w pierwszej piątce Wizards pod nieobecność kontuzjowanego Nene i zanotował 12 punktów, 7 zbiórek i 3 bloki w 37 minut, trafiając 5 z 10 rzutów z gry. Kiedy polski center przebywał na parkiecie, Wizards byli o 11 punktów gorsi od 76ers. Duży wpływ na grę Gortata ma na pewno brak zgrania z resztą zespołu, zwłaszcza w defensywie, gdzie widać problemy w komunikacji. Przed Polakiem jeszcze wiele pracy, aby zdobyć zaufanie Walla do ich gry pick&roll. Przeciwko Sixers zagrali jedną taką akcję, zakończoną łatwymi punktami. Środkowy Wizards stawia mnóstwo wysokich zasłon, z których korzystają niscy, ale niewiele wynika z nich jeśli chodzi o indywidualne osiągi MG. 29-latek z Łodzi niewątpliwie musi twardziej walczyć na deskach, bo 7 zbiórek w 37 minut to zdecydowanie zbyt słaby wynik, a nasz rodak najgorzej wygląda przy zbiórkach kontestowanych przez rywali. Większość piłek zbiera, kiedy w najbliższej odległości nie ma żadnego przeciwnika. Niebawem będziecie się mogli o tym przekonać zerkając w statystyki pochodzące z technologii SportVU, które NBA udostępniło właśnie na swojej stronie.
12 punktów, 14 zbiórek, 7 asyst i 2 przechwyty zaliczył Trevor Ariza, ale tym razem nie trafiał trójek z rogów (1-7 za trzy), a punkty zdobywał głównie z szybkiego ataku. Sixers trafili aż 51.1% rzutów z gry, dając do myślenia tym, którzy jeszcze przed tygodniem uznawali ich za pewniaka do tankowania.
jeszcze jedna wygrana i trener straci stołek:)
lubie ten komentarz :D
W ostatnim roku bobcats zaczęli od 7-5,a jak się skończyło każdy wie
Phoenix też tankują aż miło
…sezon jeszcze młody ale podobaja mi się te komentarze :D