Kilka dni temu właściciel New York Knicks James Dolan obiecał, że jego zespół wywiezie zwycięstwo z Atlanty. Udało się, choć nie obyło się bez problemów. Podejrzewam jednak, że z lepszą drużyną Knicks byłoby o wiele trudniej o wygraną.
Goście przede wszystkim świetnie zaczęli mecz. W pierwszych minutach przypominali tych Knicks, którymi się zachwycaliśmy na początku poprzedniego sezonu. Świetnie dzielili się piłką, szczególnie Iman Shumpert, który po pierwszej połowie miła już na koncie 7 asyst, a w całym spotkaniu 9, tworzyli sobie otwarte pozycje do rzutu, nie popełniali strat – tylko 2 w czasie pierwszych dwóch kwart, a co najważniejsze byli skuteczni w ataku, zwłaszcza w rzutach zza łuku.
Za trzy trafiali przesunięty do pierwszej piątki J.R. Smith oraz Carmelo Anthony. Pierwszy trafił 3 trójki w pierwszej kwarcie, drugi 2. Jednak nie tylko potrafili celnie przymierzyć z dystansu. Swoje próby potrafili wykorzystać również rezerwowi – Pablo Prigioni oraz Tim Hardaway Jr.
Debiutant w zespole z Nowego Jorku był po pierwszej połowie drugim strzelcem drużyny z 10 punktami na koncie i aż szkoda, że grał w tym spotkaniu tylko 15 minut. Mike Woodson powinien na niego stawiać zdecydowanie częściej. 15 oczek po dwóch kwartach miał na koncie Melo, z czego 10 już w pierwszej ćwiartce.
Dobra gra w ataku gości przełożyła się na to, że w drugiej kwarcie po celnych osobistych Anthony’ego osiągnęli już nawet 17-punktowe prowadzenie, które Hawks udało się ostatecznie zniwelować do 10 oczek przed przerwą.
Jeśli było się do czegoś przyczepić w grze Knicks to tylko i wyłącznie obrona pomalowanego. Gospodarze już w pierwszej połowie zdobyli z niego 36 punktów, a 56 w całym meczu i brak Tysona Chandlera był aż za nafto widoczny. Jeff Teague wchodził pod kosz jak chciał i kiedy chciał. Andrea Bargnani i pozostali podkoszowy gości nie stanowił dla niego żadnej przeszkody i rozgrywający Jastrzębi po pierwszej połowie miał na koncie 14 punktów.
I gdyby tylko Atlanta wykorzystywała swoje czyste pozycje zza łuku – spudłowała 9 pierwszych trójek, była 1/11 przed przerwą, to myślę, że bez problemu prowadzili by z drużyną z Nowego Jorku.
Trzecia kwarta to popis gry Hawks. Szczególnie pary Al Horford-Teague. Ich dwójkowe akcje co chwilę napędzały atak miejscowych, a obrona Knicks w ogóle nie potrafiła znaleźć na nich odpowiedzi. Świetny był Horford, który w tej części meczu rzucił 10 oczek, a Atlanta za sprawą runu 21-4 wyszła na 5-punktowe prowadzenie, a ostatecznie przed ostatnią ćwiartką prowadziła 68-65.
Knicks w tej odsłonie meczu byli tragiczni. Zdobyli tylko 10 punktów, trafiając jedynie 5 z 25 rzutów z gry, w tym 0/7 za trzy. Na nic zdawały się kolejne przerwy w grze trenera Woodsona. Obietnica Dolana o wygranej w Atlancie nieco się oddalała. tym bardziej, że na początku czwartej kwarty Hawks zaliczyli run 10-3, wyszli na 6 punktów przewagi, a swoje rzuty zaczął trafiać w końcu Kyle Korver, zdobywając dla Jastrzębi 8 oczek z rzędu, trafiając dwukrotnie za trzy. Był to już jego 81 mecz z rzędu w sezonie regularnym z co najmniej jedną trójką. Do wyrównania najlepszego osiągnięcia, pod tym względem, którego autorem jest Dana Barros brakuje mu już tylko 8 takich spotkań.
Niemniej po drugiej trójce Korvera gospodarze dość nieoczekiwanie stanęli, a do gry wzięli się Knicks, którzy zanotowali run 20-4 i wyszli na 10-punktowe prowadzenie na nieco ponad 2 minuty do końca meczu. Szczególnie dobrze grała dwójka Raymond Felton i Bargnani. Pierwszy rzucił wtedy 6 oczek i zanotował 3 asysty, wszystkie do Włocha, z których ten rzucił 8 punktów, w tym dwukrotnie zza łuku.
Hawks próbowali jeszcze gonić i po rzucie Teague’a i Cartiera Martina udało im się zmniejszyć straty do tylko 5 oczek, ale na więcej nie starczyło im już czasu.
Najwięcej dla przyjezdnych rzucił Melo – 25 punktów, ale potrzebował do tego 25 rzutów. 10 dodał Felton, 14 z ławki Hardaway Jr., a pierwsze double-double w sezonie na poziomie 20 oczek i 11 zbiórek zanotował Bargnani. Włoch grał jednak bardzo słabo w obronie. Dał się ogrywać Horfordowi, a do tego dał wjeżdżać pod kosz graczom gospodarzy. W Nowym Jorku już tęsknią za Chandlerem. 12 punktów zdobył Smith, dla którego był to pierwszy mecz w wyjściowym składzie od 9 marca 2012 roku.
W Hawks najlepszym strzelcem był Teague, autor 25 oczek. 23 dołożył Horford, na świetnej skuteczności – trafił 11 z 14 rzutów z gry. 13 rzucił Martin, ale potrzebował do tego aż 13 rzutów. Zawiódł nieco Paul Millsap – 6oczek, 3/9 z gry. Miał jednak za to kilka niezłych zagrań w defensywie przeciwko Anthony’emu.
Kolejny mecz Knicks zagrają już dziś. W Madison Square Garden podejmą Houston Rockets, Hakws z kolei w piątek będą gościć u siebie Philadelphię 76ers.
New York Knicks – Atlanta Hawks 95:91 (29:24, 26:21, 10:23, 30:23)
Liderzy zespołu:
Punkty: Anthony 25 – Teague 25
Zbiórki: Bragnani 11 – Carroll 9
Asysty: Shumpert 9 – Teague 8
Przechwyty: Shumpert 4 – Millsap 1
Bloki: Bargnani, Shumpert, Felton 1 – Millsap 3