Nie przestają zaskakiwać podopieczni Bretta Browna i po udanej inauguracji sezonu poszli za ciosem w kolejnym spotkaniu. Minionej nocy Sixers nawiązali do pierwszego tygodnia sezonu sprawiając niespodziankę w pojedynku z wyżej notowanymi Houston Rockets. Bohaterem spotkania okazał się James Anderson, który podczas przygotowań do sezonu był jeszcze zawodnikiem Rakiet. Mecz odbył się bez narzekających na urazy Jamesa Hardena i Michaela Cartera – Williamsa, ale widowisko zbytnio nie ucierpiało na ich absencji.
Wskutek absencji Cartera-Williamsa, trener Brown postawił na Tony’ego Wrotena i co ciekawe zawodnik rozegrał swój mecz życia. Gracz, który tego lata przybył do Philadelphii z Memphis zanotował pierwsze w karierze triple-double , na poziomie 18pkt-11as-10zb , z powodzeniem zastępując młodszego kolegę. Dla Wrotena był to pierwszy start w piątce jakiegokolwiek klubu w NBA i tym samym stworzył on nową historię – zostając pierwszym graczem od 1971 roku, który w pierwszopiątkowym debiucie zaliczył potrójny dublet.
„First time for everything, I never had a triple-double at any level, not middle school, high school, anywhere. It’s a blessing. I’m at a loss for words now. A lot of hard work in the gym.” TONY WROTEN
Jeszcze większy występ zanotował James Anderson, który najpierw doprowadził do dogrywki, swoim celnym i szczęśliwym rzutem na trzy na 6,6 sek do końca regulaminowego czasu, a następnie w dodatkowym czasie wykonał dwa ważne trafienia z osobistych, pieczętując wygraną numer 5 dla Sixers. Anderson przez całe spotkanie prezentował fantastyczną skuteczność, trafiając 12 z 16 rzutów z gry oraz 6 z 8 wykonywanych trójek. Co ciekawe rzucający obrońca nie tylko zaliczył najlepszy punktowy występ w karierze – 36 – ale również nie popełnił żadnej straty piłki. Wcześniej rekordem obrońcy, z 4-letnim stażem m.in. wśród Spurs i Rockets było 19 oczek.
„I got in a rhythm early and guys did a good job finding me, I finally got an opportunity and it’s great timing.” JAMES ANDERSON
Z drugiej strony , w drugim kolejnym spotkaniu, skutecznością imponował Jeremy Lin. Po rekordzie sezonu i 31pkt z wcześniejszego spotkania przeciwko Raptors, Lin pokusił się o rekordowe dla siebie w karierze 9 celnych trójek. Amerykanin z tajwańskimi korzeniami w sumie wykonywał 15 prób zza łuku a trafiając dziewięć z nich wyrównał rekord organizacji z Houston, należący od 1996 roku do Roberta Horry’ego. Jeremy zapisał też na koncie 12 asyst, przy 8 stratach piłki.
Lina udanie wspierał Dwight Howard, który pod nieobecność Jamesa Hardena imponował wszechstronnością, kończąc mecz z 23pkt-16zb-6blk-6as.
Obie drużyny zanotowały wysoką liczbę za za trzy punkty – trafiając łącznie 26 rzutów (36% Rakiet i 44% Szóstek). Obie też po tej wzajemniej potyczce legitymują się teraz bilansem 5-4.
Rockets prezentowani przed sezonem jako faworyci Konferencji Zachodniej mieli nadzieję na sweepa przeciwko Sixers, ale nieoczekiwana porażka kazała im czekać kolejny rok. Ostatni raz, kiedy Rakiety ograły do zera w regular season 76ers był w sezonie 2006/7. Zespół Kevina McHale’a oddał 96 rzutów, z czego 41 wykonywanych było za łuku. Co ciekawe w czterech spotkaniach w historii Rakiet, kiedy zespół z Houston oddawał 40 lub więcej rzutów za trzy, wszystkie 4 były przegrane!
Wynik: Philadelphia 76ers – Houston Rockets 123:117 OT
Strzelcy: Anderson 36, Turner 23, Wroten 18 oraz Lin 34, Howard 23, Parsons 22
przechwyt Younga w dogrywce na Howardzie – wow! – zaraz mi się przypomniał przechwyt Jordana na Malonie…
Philly są niesamowici. Żaden zespół nie prezentuje takiego entuzjazmu i radości w grze.