Zwykle gdy dwa zespoły urządzają sobie konkurs strzelecki tak jak wczoraj Pelicans z Sixers to niewiele dobrego możemy powiedzieć o obronie. W sumie to prawda, ale ze schematu wyłamał się Anthony Davis, który staje się czarnym koniem w wyścigu po tytuł najlepszego obrońcy ligi.
20-latek nie musiał wczoraj szaleć na atakowanej połowie, ale pod swoim koszem był prawdziwą bestią. Już po pierwszej kwarcie miał na koncie 5 bloków by ostatecznie wieczór zakończyć z 13 punktami, 9 zbiórkami, 8 blokami i 2 przechwytami.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Philadelphia 76ers | 5-6 | 22 | 24 | 20 | 32 | 98 |
New Orleans Pelicans | 4-6 | 34 | 33 | 36 | 32 | 135 |
Przebieg spotkania
Sam mecz był wyrównany tylko przez pierwsze 6 minut. W szalonej koszykówce (cała masa rzutów przy 12-15 sekundach na zegarze rzutowym) ambitni Sixers byli w stanie wytrzymać tylko tyle. Później zaczęła się uwidaczniać przewaga talentu gospodarzy.
Otwierająca kwarta miał dwóch bohaterów. Wspomnianego Davisa, który był praktycznie jedynym graczem na parkiecie myślącym o obronie i Ryana Andersona, który zadebiutował w rozgrywkach 2013/2014 i w niecałe 7 minut uzbierał 10 oczek.
Najgorsza w lidze obrona 76ers (pozwalają rywalom na ponad 111 punktów na mecz, czyli o 25 (!) więcej niż najlepsi w tym względzie Pacers) dała pełny „pokaz” swoich możliwości.
Wiadomo, że ani Hawes, ani Young, ani Allen nie postraszą blokami. Nie postraszyli też rotowaniem do graczy wchodzących pod kosz. Przez całe spotkanie goście wyglądali jakby mieli za cel ustanowienie jakiegoś rekordu. Odpuszczali na dystansie dobrych strzelców (Anderson – 6/10 za trzy i Gordon – 3/7 (wiele było tak otwartych że zdążyliby zjeść obiad przed rzutem) + Roberts – 3/5). Doskakiwali i pozwalali się mijać tym, którzy to lubią: Holiday’owi i Evansowi. Nie zastawiali w końcu swojej deski (10 ofensywnych zbiórek Pels) i pozwalali na łatwe punkty w kontrze (26-13). Efekt? 60.5 % skuteczności z gry NOP.
Sześćdziesiąt i pół.
Żeby nie było tak różowo po stronie miejscowych. Ich obrona też nie jest specjalnie imponująca i nie można zawsze liczyć na to, że Davis „posprząta” błędy swoich kolegów. Lepszy rywal to wykorzysta. W sumie nawet nie lepszy (na papierze) od Pelicans, bo przecież drużyna Monty’ego Williamsa dała się już w tym sezonie rozstrzelać takim tuzom jak Magic, Suns (dwa razy), Lakers czy Jazz…
Tyle jednak o obronie. W ataku poza Andersonem bardzo mógł się podobać Tyreke Evans, który odzyskuje radość z gry w koszykówkę. Kilka z jego minięć mogło sprawić, że rywalowi kręciło się w głowie, a w New Orleans Arena dało się słyszeć charakterystyczne dla streetballa „ochy” i „achy”.
Nie będę się na was znęcał opisując wejścia pod kosz Tony’ego Wrotena czy Dariusa Morrisa. Sam mecz miał poziom intensywności jak rozgrywki naszej lokalnej piłkarskiej ekstraklasy. Gdyby nie to, że oglądanie Davisa to czysta przyjemność to prawdopodobnie nigdy nie dotrwałbym do drugiej połowy.
Dotrwałem. Niepotrzebnie.
Trzecia kwarta służyła za dobicie, a czwarta była koszykarskimi dożynkami, w których błyszczeli Austin Rivers i Darius Morris (obaj po 12 punktów).
Czy to było spotkanie po którym wszystko w Pelicans i Sixers wróci do normy?
Pierwsi liczą na to, że powrót Andersona będzie bodźcem, który pozwoli zespołowi na wdrapanie do czołowej ósemki. Drudzy powinni już coraz częściej być ofiarami takich strzelanin ponieważ po pierwsze nikt już ich nie będzie lekceważył, a po drugie ich obrona jest co najwyżej zabawna.
Pozostałe uwagi:
- Największe poruszenie w hali wywołało zdobycie przez Pelicans 100 punktów w końcówce trzeciej kwarty, które oznaczało darmowe frytki dla kibiców.
- Carter-Williams (kontuzja stopy) opuścił wczoraj trzecie spotkanie z rzędu, a jeśli wierzyć słowom trenera Browna to ma również odpoczywać w Dallas i jego ewentualny powrót do składu może nastąpić dopiero przeciwko Raptors.
- Swój debiut w barwach NOP zanotował Josh Childress. W ciągu 6 minut udało mu się zanotować 1 zbiórkę.
- Jeśli Daryl Morey (GM Rockets) potrzebował jakiegoś bodźca by próbować wymienić Asika na Andersona to wczorajszy występ tego drugiego nie mógł być lepszy (10/16 z gry, 6/10 z dystansu, 26 punktów w 27 minut). Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie by Pels chcieli go teraz oddawać.
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Sixers: Young 11 (5zb), Turner 4 (6zb), Hawes 14, Anderson 11, Wroten 19, a także Davies 4 (8zb), Allen 4 (5zb), Thompson 8, Orton 3, Morris 20
Pelicans: Davis 13 (9zb), Aminu 10 (6zb), Smith 8 (7zb), Holiday 14 (6zb, 12ast), Gordon 19, a także Anderson 26, Amundson 2, Childress 0, Withey 0, Evans 15, Roberts 14 (6ast), Morrow 2, Rivers 12
Znow ten Davis :) … niesamowicie sie rozwija. Co do jego ekipy to teraz po powrocie Andersona beda jeszcze mocniejsi. Troche mnie zdziwil ich slaby poczatek sezonu ale mysle ze z meczu na mecz beda coraz lepsi.
przyjemnie się patrzy na rozwój takiego zawodnika… kiedyś dokładnie tak samo obserwowałem Rose’a czy Love’a.
Myślę, że jeszcze nie w tym sezonie, ale za rok, może dwa ten chłopak będzie jedną z czołowych postaci ligi. Musi tylko jeszcze nabrać trochę tężyzny fizycznej i ograć się z kolegami. Ten zespół trzeba trochę poukładać, bo owszem skrzydło w postaci Davis i Anderson to bardzo mocna strona zespołu. Podobnie z obwodem: Holiday, Gordon, Evans i początkujący Rivers, to potężna siła ofensywna. Niestety bardzo brakuje temu zespołowi jakiegoś wojownika na środku i zmiennika dla Davisa.
Swoją drogą liga teraz jak nigdy w historii jest bogata w znakomitych zawodników na pozycji PF.