Wczorajsze spotkanie miało być przede wszystkim pojedynkiem Marca Gasola z DeMarcusem Cousinsem. Był, ale tylko przez jedną kwartę, a później Hiszpan był już zdecydowanie górą. Jego gra przy wsparciu Z-Bo i Conley’a zagwarantowała Grizzlies piątą wygraną w sezonie.
Gasol w całym spotkaniu otarł się o triple-double zaliczając 19 punktów, 8 zbiórek i 9 asyst.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Memphis Grizzlies | 5-6 | 25 | 22 | 27 | 23 | 97 |
Sacramento Kings | 4-6 | 18 | 16 | 31 | 21 | 86 |
Przebieg spotkania
Start spotkania zapowiadał wiele emocji. Komentatorzy i kibice nie mogli się doczekać na podkoszową batalię Gasola i Randolpha z Cousinsem i Thompsonem. Małym smaczkiem spotkania był zaś pojedynek Vasqueza (przez jeden rok w Grizzlies) ze swoim dawnym mentorem – Conley’em.
Obaj środkowi swoich zespołów dobrze zaczęli zawody. Hiszpan w swoim stylu był centralną postacią ofensywy Grizzlies pełniąc niejako rolę point-center. Porównania z Vlade Divacem nie są na wyrost – Gasol ma podobne wyczucie tempa gry i bodaj najlepsze podanie spośród wszystkich podkoszowych ligi.
Z drugiej strony Cousins najpierw dobrze się odgryzał atakując obręcz. Z czasem jednak coraz częściej popełniał klasyczne dla siebie błędy, a przede wszystkim zbyt często uważał się za odpowiednią osobę do wyprowadzania piłki. DeMarcus potrafi kozłować i mieliśmy już kilka razy przykłady jego akcji typu coast-to-coast, ale cholera – nie po to ma obok siebie choćby Vasqueza czy McLemore’a żeby wybiegać spod swojego kosza z piłką w kontrze.
Sam Wenezuelczyk zresztą świetnie prezentował się w pierwszej połowie wykorzystując raz za razem przewagę wzrostu i siły nad Conley’em. Kings brakowało jednak cały czas większej ilości opcji w ataku. McLemore i Mbah a Moute nie potrafili trafić nawet z czystych pozycji. W tej sytuacji bardziej zbilansowana ofensywa gości zaczęła budować przewagę, która jeszcze przed zmianą stron osiągnęła wymiar dwucyfrowy.
Trzecia kwarta nie zmieniła drastycznie obrazu gry. Grizzlies świetnie ją rozpoczęli dzięki dobrej grze w obronie i dzieleniu się piłką w ataku. Zryw 14-7 prowadził Mike Conley, który dwukrotnie trafił z dystansu, a połączenie tego z dobrym ustawianiem się partnerów i kilkoma błędami defensywy Kings sprawiło, że już po chwili goście prowadzili 20 punktami.
Trener Malone próbował szukać zmiennika, który poprawiłby ofensywę jego zespołu. Okazał się nim być Travis Outlaw, który w trzeciej kwarcie zdobył 11 ze swoich 18 punktów dokładając jeszcze kilka zbiórek i ewidentnie pobudzając Kings dzięki czemu przed ostatnimi 12 minutami na tablicy było tylko 74-65.
Otwarcie czwartej kwarty było próbą gospodarzy do wyrównania stanu gry. Przez pierwsze cztery minuty Grizzlies jeszcze wychodzili obronną ręką utrzymując pięciopunktową przewagę. Po chwili jednak akcję 2+1 zaliczył Thornton i trafienie z dystansu dołożył Outlaw by było już tylko 82-79.
Niestety dla miejscowych to było ich przedostatnie trafienie z gry w tym meczu, a zespół z Memphis ma Zacha Randolpha. 9 punktów skrzydłowego gości wystarczyło by schłodzić zapędy Kings i sprawić, że Grizzlies są w tej chwili tylko 1 spotkanie poniżej granicy 50% zwycięstw.
Inna sprawa – rozumiem o co chodziło Malone’owi trzymając na ławce swoich starterów dając im nauczkę i pokazując, że od pięknych zagrań bardziej ceni koncentrację i wysiłek (zwłaszcza pod swoim koszem). Nie wiem jednak, czy w końcówce nie powinien mimo wszystko spróbować zmienić Thomasa na Vasqueza i Ndiaye na Cousinsa dając zespołowi więcej spokoju w rozegraniu akcji i dodatkową opcję w ataku.
Pozostałe uwagi:
- Kings nie udało się jeszcze w tym sezonie zaliczyć spotkania, w którym trafili minimum 40% rzutów z dystansu. Wczoraj mieli 7/23 (30.4%).
- Jeżeli pierwszym wysokim z ławki jest Chuck Hayes to nie może być dobrze. Podkoszowy zresztą otrzymał solidny cios łokciem od Gasola w pierwszej kwarcie i zakończył zawody z kilkoma szwami na brwi. Co ciekawe – powrócił po tym jeszcze do gry.
- Grizzlies zdominowali deskę wygrywając statystkę zbiórek 49 do 35.
- Trener Malone i obecność Vasqueza bardzo wpłynęły na ilość strat na spotkanie jakie notują w tym sezonie Kings – 12.4 to najlepszy wynik w lidze.
- Niedocenioną umiejętnością Zacha Randolpha jest to jak dobrze ustawia się w ataku pod koszem. To było szczególnie widoczne naprzeciw Cousinsa, który przecież ma warunki fizyczne by robić to samo.
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Grizzlies: Randolph 22 (10zb), Prince 6 (9zb), Gasol 19 (8zb, 9ast), Conley 19 (9ast), Allen 12 (5zb), a także Davis 0, Pondexter 5 (5zb), Miller 0, Koufos 6 (6zb), Bayless 8
Kings: Mbah a Moute 4, Thompson 3, Cousins 9 (5zb), Vasquez 8, McLemore 5 (5zb), a także Hayes 0, Salmons 10 (5ast), Outlaw 18 (6zb), Ndiaye 2 (6zb), Thomas 15, Thornton 12
Jedna drużyna ma bilans 8-2,a tu cisza.Może chociaż parę słów o PTB