Niesamowite emocje zafundowali miejscowym kibicom zawodnicy Thunder. Russell Westbrook wygrał strzelecki pojedynek ze Stephenem Currym, a jego kluczowy rzut znalazł się na ustach wszystkich fanów NBA.
Za takie mecze kochamy tą ligę.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | OT | Wynik |
Golden State Warriors | 9-8 | 28 | 23 | 31 | 22 | 8 | 112 |
Oklahoma City Thunder | 11-3 | 32 | 22 | 22 | 28 | 9 | 113 |
Przebieg spotkania
Pierwsza kwarta rozpoczęła się od bardzo dobrej gry w obronie gospodarzy. Po obejrzeniu ich dwóch spotkań z rzędu przeciwko zespołom z bardzo dobrym atakiem muszę powiedzieć, że ten aspekt Thunder jest wciąż niedoceniany. Zbyt wiele osób koncentruje się na umiejętnościach gry w ataku Duranta i Westbrooka, a nie patrzy jak cała drużyna wykonuje fantastyczną pracę w obronie.
OKC tymczasem potrafili wykorzystywać straty Warriors i raz za razem punktowali, w czym prym wiódł Westbrook (przełamał się po słabym meczu przeciw Spurs). Jego trafienia odpowiadały za 10 z pierwszych 16 punktów Thunder, a z drugiej strony przyjezdnych w grze utrzymywał duet Barnes – Curry.
Dodatkowa uwaga do pierwszej kwarty – podoba mi się to jak Durant potrafi schodzić w cień gdy jeden z jego kolegów łapie wiatr w żagle.
W drugiej odsłonie Warriors szybko odrobili straty wykorzystując głębszą rotację Thunder (u Jacksona na boisku zwykle było tylko 2 rezerwowych (Nedovic – Green, O-Neal – Green, Nedovic – O’Neal).
Dobre wejście znów zaliczyła para Jackson – Adams. Pierwszy szybko zdobył 5 punktów, ale widać było że nie czeka nas powtórka z meczu przeciwko Spurs, gdzie trafiał raz za razem. Drugi znów nie błyszczał statystycznie, ale był niezwykle waleczny i wartościowy (jego rola w zespole będzie w najbliższych dniach jeszcze większa po tym jak w końcówce kwarty palca wybił Perkins).
Z drugiej strony bardzo duże problemy ze skutecznością mieli Lee i Thompson, którzy nie trafiali nawet z otwartych pozycji. Mimo wszystko, GSW byli w stanie utrzymać się w grze i do przerwy przegrywali tylko 3 punktami.
Po zmianie stron lepiej rozpoczęli Warriors, którzy w kilka minut odrobili straty i po floaterze Curry’ego mieli już sześć punktów przewagi. W tym momencie (wliczając końcówkę drugiej kwarty) zaliczali zryw 15-3, a pozbawieni Perkinsa miejscowi wyglądali na lekko zagubionych.
Po chwili było już 72-63 i wydawało się, że Warriors powoli przejmują spotkanie. Za grę Thunder w tym okresie odpowiadali przede wszystkim Westbrook (trzy przechwyty w kwarcie) i Ibaka, którzy raz za razem stawali na linii rzutów wolnych. GSW mogli się tymczasem pochwalić trafieniami praktycznie wszystkich graczy na parkiecie.
Przebudzony w kwarcie Thompson (13 punktów) cały czas dawał gościom kilka posiadań zapasu, ale Thunder zaczęli krok po kroku odrabiać straty.
Teraz swoją szarżę notowali OKC (12-2), a przewodził im Kevin Durant, którego trudny rzut z odchylenia dał miejscowym prowadzenie 83-82.
Gra się wyrównała. Z jednej strony punktował Curry, z drugiej odpowiadał Westbrook. W zespole Jacksona dodatkowo ponownie przebudził się Harrison Barnes, ale żadna ze stron nie potrafiła uzyskać większej przewagi.
Po chwili po wsadzie Ibaki znów mieliśmy remis, a przy dwóch minutach do końca kwarty zwiastowało to wielkie emocje. Ostatnie akcje regulaminowego czasu gry kończyły się na linii rzutów wolnych. Lepiej tam prezentowali się Thunder (2/2 Durant, 2/2 Ibaka). Z drugiej strony duże problemy miał Lee (2/4) i to głównie przez 6 spudłowanych w sumie wolnych GSW w tej kwarcie czekała nas dogrywka. Z innej beczki – decydujący rzut Duranta i rozpisana pod niego akcja zupełnie mi się nie podobała i zakończyła się bardzo trudnym rzutem – mały minus panie Brooks.
Już na starcie dogrywki Warriors stracili Boguta, który zaliczył swój szósty faul. Jak się okazało później, miało to bardzo duże znaczenie.
Gościom bardzo brakowało produktywności podkoszowych, a zwłaszcza Lee (2/12 w całym meczu). Z drugiej strony OKC cały czas potrafili wymuszać przewinienia i stawać na linii dzięki czemu już po chwili mieli przewagę. Po trafieniu z półdystansu Duranta było już +4, a na zegarze niecałe 2 minuty do końca.
Nie minęła minuta, a Warriors już prowadzili za sprawą Barnesa, który wykorzystał niedoświadczenie w obronie Jeremy’ego Lamba. W kolejnej akcji spudłował Durant i piłka była po stronie Thunder. Tym razem Barnesa pilnował Westbrook. Skrzydłowy nie był w stanie zaatakować obręczy i pudło dało znów szansę miejscowym.
Oto jak to się zakończyło:
Warriors zdobyli tylko 5 punktów w szybkim ataku przy 15 Thunder. Dodatkowo trafili tylko 20/29 z linii rzutów wolnych przy 35/42 miejscowych. Z samych tych dwóch statystyk OKC mieli + 25 punktów przewagi.
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Warriors: Lee 10 (12zb), Barnes 26, Bogut 14 (8zb), Curry 32 (11zb, 5ast), Thompson 16 (6zb), a także Speights 2, Green 7, O’Neal 5, Nedovic 0
Thunder: Ibaka 18 (13zb), Durant 25 (14zb, 5ast), Perkins 4, Westbrook 34 (7zb, 5prz), Sefolosha 7 (6zb), a także Collison 4, Adams 5 (7zb), Jackson 8, Fisher 0, Lamb 8
Thunder w końcu znaleźli idealną rolę dla Ceglarza. Kiedy rzuca 35% z gry, Thunder wygrywają, zaś przy jego 53% przegrywają, także można było śmiało przewidzieć, że trafi tę trójkę :-)
To co zrobił Thompson w końcówce…Ręce opadają.
zdjęcie do tematu fajnie pokazuje jak Durant czekał na podanie i powinien je dostać moim zdaniem, Russel trafi taki rzut raczej rzadziej niż KD, (ktoś pisał nawet że 1/20)widać że po tej kontuzji naprawdę zobaczył że jest potrzebny i będzie teraz rzucał , ok zgadzam się ale końcówki muszą być dla KD i tyle. KD nie powinien tej piłki na początku nawet podawać do Ibaki tylko rzucać, OKC to dla mnie najlepsza drużyna Zachodu (mają patent na SAS), tylko to ryzyko z Westbrookiem właśnie, KD jest wyjątkowy i to on ma być Batmanem (nie umniejszając znaczenia Westbrooka dla drużyny, Robin to też dużo)
Westbrook chciał mu imho podać (dryblował w jego stronę), ale 1) był odcinany tam (dzięki temu miał miejsce na obrót i rzut) no i 2) nie wiem czy nie brakłoby im czasu.