Wielkie emocje zafundowały kibicom ekipy Houston Rockets i San Antonio Spurs. Mieliśmy nie tylko diametralne zmiany tempa gry obu drużyn, ale również kłótnie między trenerami i emocje do ostatniego gwizdka.
Ostatecznie Rockets udało się wyszarpać wygraną po tym jak w drugiej połowie prowadzili już 23 punktami, a w czwartej przegrywali pięcioma.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Houston Rockets | 13-5 | 30 | 27 | 26 | 29 | 112 |
San Antonio Spurs | 14-3 | 24 | 22 | 34 | 26 | 106 |
Przebieg spotkania
Popovich już przed meczem poczynił zmiany w podstawowym składzie wymieniając Tiago Spittera na bardziej mobilnego Borisa Diawa (Francuz wybił palec w pierwszej połowie i na drugą wyszedł z kolei Matt Bonner). Innym ciekawym manewrem było bronienie od początku spotkania Jamesa Hardena przez Kawhi’ego Leonarda (później często przechodził na niego Green).
Otwierające minuty były walką punkt za punkt. Kibicom Spurs podobać się musiało to, że znów pewnie grał Duncan (przełamał się chyba na dobre meczem z Magic). Z drugiej strony od samego początku duże problemy Parkerowi sprawiał Beverley odbierając mu możliwość wchodzenia pod kosz.
Tempo spotkania było niesamowicie wysokie i szybko zaczęło przynosić to korzyści gościom, którzy punktowali po zasłonach (Howard – Harden) lub grali drive-and-kick trafiając raz za razem z dystansu.
Dobrze grali Terrence Jones i zmieniający Beverley’a Aaron Brooks. Dzięki ich postawie i wsparciu Garcii z Caspim Rockets zaczęli coraz bardziej odjeżdżać. W kilka minut przekuli bardzo dobrą obronę w 23 punkty przewagi i wydawało się, że jest już powoli po meczu.
Spurs jednak przegrupowali się dzięki zrywowi Tony’ego Parkera. Francuz zdobył 10 kolejnych punktów (niektóre w absolutnie cyrkowy sposób) i po chwili różnica znów była jednocyfrowa.
W samej końcówce kwarty doszło do przedziwnego zdarzenia. Na zegarze było tylko kilka sekund i Spurs wybijali piłkę z boku. To zadanie otrzymał Duncan, ale po jego prawej stronie (w kierunku podania) znalazł się McHale. Na prośbę zawodnika i sędziego trener Rockets przeszedł na drugą stronę, ale po chwili (przed samym wybiciem) znów wrócił. Tim ostatecznie rozpoczął akcję, ale Popovich był tak wściekły na sędziego, który pozwolił na to zachowanie, że otrzymał przewinienie techniczne. Mało tego, mówiąc potocznie „opieprzył” nawet samego McHale’a.
Po zmianie stron lepiej wystartowali Spurs. Za każdym razem, gdy zbierali się do zrywu Rockets potrafili ukąsić z dystansu. Było to niejako lustrzane odbicie tego co SAS zwykle grają z tym, że im tego wieczora „trójka” wybitnie nie siedziała (tylko 2 trafienia do tego momentu).
Szalał Chandler Parsons, ale gospodarze nie odpuszczali. Po tym jak zobaczyliśmy najstarszy alley-oop na Świecie (Ginobili do Duncana) – trybuny oszalały.
W kilka minut świetna gra tercetu Ginobili – Belinelli – Parker sprawiła, że wynik zaczął oscylować wokół remisu. Rockets i trener McHale wyglądali na zagubionych, ale uratowała ich słabsza końcówka kwarty miejscowych.
Czwarta kwarta znowu lepiej rozpoczęła się dla Spurs po tym jak rozszalał na dobre się Belinelli i przewaga miejscowych osiągnęła nawet 5 punktów.
To był kluczowy moment meczu, bo rozbici Rockets robili głupie błędy, a Spurs powinni to wykorzystać. Nie potrafili jednak tego zrobić notując masę głupich strat i grając tak nietypowe dla San Antonio akcje 1na1.
Bardzo słabe zawody zaliczał Green, który nie tylko nie trafiał z dobrych pozycji, ale także miał duże problemy z Hardenem na swojej połowie. Popovich musiał przesunąć Leonarda na Parsonsa żeby go trochę schłodzić, a Brodacz od razu zaczął to wykorzystywać.
Jego izolacje i wymuszenia przewinień (niektóre gwizdki były mocno kontrowersyjne) sprawiły, że Rockets znów wyszli na prowadzenie.
Wtedy Spurs chwycili się ostatniej deski ratunku i taktyki Hack-A-Howard. Ostatecznie środkowy trafił 4/6 z linii, ale w międzyczasie znowu doszło do szalonej sytuacji. Dwight był faulowany przez Bonnera, a (co typowe) Harden próbował w tym samym czasie trafić z dystansu (jeśli nie trafi nie będzie tego w statystykach, a jak trafi to mamy potencjalną akcję 3+1). Sędziowie jednak nie wiedząc dlaczego odgwizdali faul na Hardenie i dali Rockets trzy rzuty wolne. Oj, Popovich znowu był wściekły i aż dziw że nie wyleciał z sali.
Ostatecznie błędy w rozegraniu kluczowych akcji Spurs sprawiły, że to Rockets odnieśli zwycięstwo w derbowym pojedynku. Tymczasem tabela zachodu spłaszcza się coraz bardziej – pierwszych i piątych SAS i HOU dzieli już tylko 1.5 zwycięstwa.
Kibiców Rockets po tym spotkaniu może martwić tylko akcja w samej końcówce gdy po wsadzie Parsons położył się na parkiet mając chyba problemy z plecami. W tej chwili nie wiadomo jak poważny jest uraz.
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Rockets: Howard 13 (11zb), Jones 10 (16zb), Parsons 25 (5ast), Beverley 11 (6zb, 5ast), Harden 31 (7zb, 6ast), a także Casspi 8, Asik 3, Brooks 3, Garcia 8
Spurs: Duncan 20 (8zb), Diaw 5, Leonard 6, Parker 27 (6zb, 8ast), Green 7, a także Bonner 6, Splitter 6, Mills 2, Belinelli 18, Ginobili 9 (11ast)
Moim zdaniem Pop w tej sytuacji miał rację. Sędziowie powinni zareagować, a nie pozwalać na takie żałosne zachowania.
Pewnie, ze miał rację, tyle że sędziowie uznali inaczej i Pop powinien dostać drugiego dacha (niesłusznie ale jednak). Tu śedziowie dali dupy drugi raz :)
Bardzo dziwny mecz. Owszem Rakiety dobrze broniły i dzięki celnym trójkom zbudowali sporą przewagę. Jednak zamiast spokojnie ją wieźć do końca oni forsują rzuty za 3. Kompletnie nie grają do Howarda. Nie może być tak, żeby center mający przewage nad broniacym go zawodnikiem ( nie oszukujmy sie Duncan juz nie ma 25 lat a Splitter to inny poziom) oddawał 6 rzutów w meczu z czego dwa to alley-oopy po penetracji Brodacza. Ogólnie skończyło się szczęśliwie ale ufanie rzutom za 3 należaloby ograniczyć, bo jak nie wpada to Rockets są bezradni jak dieczi we mgle. Kolejne świetne spotkanie Jonesa i Parsonsa. W grudniu częśc dalsza testowania na co może być stać Houston. Jeszcze jedno, długimi momentami dzisiaj McHale wyglądał na tej ławce jak Kidd nie reagował na seriale Ostróg i nie modyfikował taktyki przy przewadze. No ale skończyło się dobrze, więc może za bardzo krytykuje ukochany klub :)
Z obroną przeciwko Dwightowi bym nie przesadzał. Timmy wciąż jest niezłym obrońcą, a Splitter jest w tym sezonie w tym elemencie absolutną czołówką ligi (nie gra tyle siłą co głową).
Poza tym, umówmy się – Howard ma w zasadzie 1.5 zagrania w ataku. Zejście do środka i rzut półhakiem lub czekanie na podwojenie i odegranie. Pilnowanie go nie jest jakimś „rocket science” (zbieżność przypadkowa) :)
Dwight jest bardzo niepewny siebie. Właściwie to on nie umie grac odwrócony plecami do kosza. Treningi z Dreamem nic nie wnoszą.
Chodzi o to ,że nie ma żadnych – na razie i od lata – treningów między wysokimi http://www.enbiej.pl/2013/11/21/hakeem-znow-pomoze-dwightowi/
Ok. Ale to i tak chore, żeby Howard przeprowadzał 3-4 proby gry 1 na 1 w meczu. Nie uważasz?
Tu się absolutnie zgodzę. Nawet Danny Green ma więcej akcji rysowanych pod niego niż Dwight.
emocje jak w playoffs
Bardzo dobry mecz. Nie zaluje nie przespanej nocy :) fajna spina trenerow ubarwila widowisko. Narazie Houston na 2 spotkania w San Antonio oba wygralo w tym sezonie ale mysle ze i tak Spurs to murowany kandydat do finalu ligi.
Kevin Mchale jako trener na razie nie dorasta do pięt Greggowi Popovichowi,więc chciał jakoś zapajocować,aby nie czuć się przygniecionym co nieco :)