Czwartek w NBA, trzy mecze, trzy blow-outy. Łącznie różnicą 70 punktów. Ech..
NEW YORK KNICKS 113:83 BROOKLYN NETS
– Oto derby Nowego Jorku, w których zmierzyły się drużyny o łącznym bilansie 8-26, zajmujące 13. i 14. miejsce w konferencji, i to Wschodniej. Oto derby Nowego Jorku. Lepsi okazali się Knicks, którzy odnieśli na Brooklynie pewne zwycięstwo przerywające ich dziewięciomeczową serię porażek, ale.. no właśnie. Cóż, jeszcze przed sezonem mecz Knicks-Nets byłby jednym z pierwszych na liście tych, na które najbardziej czekałem, ale pierwszy miesiąc RS szybko to zweryfikował. Niestety. To jest Wschód i obie drużyny tracą tylko trzy wygrane do ósmego miejsca, ale chyba nie o to chciały walczyć.
– Knicks są piątą drużyną w historii NBA, która przerwała streak dziewięciu przegranych 30-punktowym zwycięstwem. Jako ostatni zrobili to Warriors (2010), ale przed Nowojorczykami nikt nie dokonał tej sztuki w meczu na wyjeździe. Tylko dwie ekipy w jeszcze lepszym stylu zakończyły równie długą serię porażek. Cavaliers (2001/02) i Suns (1976/77) wygrywali wówczas 33 punktami. Z drugiej strony – Nets po raz pierwszy w swojej historii przegrali dwa kolejne mecze u siebie różnicą co najmniej 20 punktów. Knicks nie pokonali ich tak wysoko od 1993 roku. Tylko dwa razy w historii tej rywalizacji NYK odnosili wyższe zwycięstwo.
– Carmelo Anthony zdobył 19 punktów na bardzo efektywnym 8-12 z gry, zbierając także 10 piłek i rozdając 6 asyst. Wreszcie przełamał się Iman Shumpert, który w zaledwie 23 minuty gry pobił rekord sezonu z 17 punktami, trafiając aż 5 rzutów za trzy. Andrea Bargnani miał 16 punktów, 3 bloki i 2 zbiórki. Raymond Felton, Tim Hardaway Jr. i Amare Stoudemire (5-6 FG) zaliczyli odpowiednio 13, 12 i 11 punktów. Knicks trafili aż 57% rzutów z gry i aż 16 z 27 rzutów za trzy! Cześć Nets (39% FG, 4-16 3pt).
– W barwach Brooklynu tylko Brook Lopez (24 pkt, 9 zb, 8 w ataku) i Joe Johnson (13 pkt, 4-15 FG) rzucili przynajmniej 10 punktów.
LOS ANGELES CLIPPERS 101:81 MEMPHIS GRIZZLIES
– Doc Rivers jest 23. trenerem w historii NBA z liczbą 600 zwycięstw na koncie. Wygrywając z Grizzlies, coach Clippers dołączył do Ricka Adelmana i Gregga Popovicha jako jedynych aktywnych trenerów z takim osiągnięciem. Z tej okazji (no i Mikołajki, wiadomo) Clippers postanowili zrobić mu prezent i rozegrać najlepszą defensywnie połowę w tym sezonie. W całym meczu ograniczyli Memphis do 37,7% skuteczności (rekord sezonu), natomiast po przerwie Grizzlies trafili tylko 35% rzutów (11 pkt, 17,6% w trzeciej kwarcie), choć do tego meczu przystąpili jako druga drużyna ligi pod względem skuteczności z gry w drugich połowach (ponad 50%).
– Dla Memphis, którzy w zeszłym sezonie wygrali 32 z 41 meczów u siebie, to już szósta porażka na własnym parkiecie w tym sezonie. Grizzlies są jedyną drużyną Zachodu (Wschód to nie NBA), która ma w tym sezonie gorszy bilans gier u siebie niż na wyjeździe. Dziś wrócił Zach Randolph, ale poza 12 punktami i 12 zbiórkami miał też 9 pudeł na 13 prób oraz aż 7 strat. Efektywny był Mike Conley (16 pkt, 6-8 FG, choć tylko 4 ast), nieco mniej rezerwowi (12-33 FG) z Quincym Pondexterem (15 pkt, 3 stl) na czele. Tayshaun Prince nie trafił żadnego z pięciu rzutów. Kosta Koufos zanotował zaś 17 punktów (rekord sezonu) oraz 9 zbiórek.
– Po bardzo słabym meczu w Atlancie Clippers zdali sobie sprawę, że Top 3 Konferencji powoli im ucieka, i dziś rozegrali jeden z najlepszych meczów w tym sezonie. Po 15 punktów zdobyli Chris Paul (8 ast, 4 zb, 6-11 FG, 28 min), Jamal Crawford i Darren Collison (6-9 FG, 21 min). Blake Griffin trafił tylko 5 z 15 rzutów, ale dostarczył 14 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst. Antawn Jamison trafił 3 trójki w 16 minut i łącznie miał 11 punktów, natomiast DeAndre Jordan zanotował 10 punktów, 14 zbiórek i 3 bloki. Debiutant Reggie Bullock był 3-3 za 3. Rezerwowi Clippers trafili dziś razem 8 z 12 rzutów z dystansu.
MIAMI HEAT 87:107 CHICAGO BULLS
– Heat zagrali w Chicago bez Dwyane’a Wade’a i Chrisa Andersena, a i LeBron James (21 pkt, 5 zb, 7-17 FG) z Chrisem Boshem (10 pkt, 4-11 FG, 2 zb) jakoś nie kwapili się do przejmowania tego meczu. Bulls są 6-1 z Miami na własnym parkiecie, odkąd na Florydę zawitał LeBron, a do Illinois – Tom Thibodeau. Heat przegrali drugi mecz z rzędu, ale to tylko sezon regularny, a na tak słabym Wschodzie musieliby się bardzo postarać, by zająć miejsce poza pierwszą dwójką. I tak play-offy zaczną się tutaj dopiero w Finale Konferencji.
– Jak zwykle w starciach Bulls z Heat, sporą rolę odegrała przewaga Chicago pod koszami. Gospodarze wygrali tablice 49-27, zbierając 13 piłek w ataku i zamieniając je na aż 24 punkty drugiej szansy (Heat po 6). Byki trafiły 50% rzutów z gry, zatrzymując gości na zaledwie 41,6%. Jakby to jeszcze nie starczyło, trafili 10 z 19 rzutów za trzy przy 6-22 Miami.
– Luol Deng zdobył 20 punktów (5 zb, 5 ast, 4-7 3pt) po raz szósty z rzędu. To jego najdłuższa seria w karierze. Dziś Deng nie był jednak pierwszą opcją dla Chicago, tą był świetny Carlos Boozer z 27 punktami i 9 zbiórkami przy 10-17 z gry. Bardzo dobrze spisał się także Joakim Noah z solidnym double-double 17 punktów i 15 zbiórek, a także rezerwowy Taj Gibson, będący ostatnio w świetnej formie. Dziś miał 19 punktów i 6 zbiórek (8-12 FG) w 24 minuty. W czterech ostatnich meczach notował 21.5 ppg i 8 rpg, trafiając dwie trzecie rzutów w średnio mniej niż pół godziny gry. Polecam w fantasy. Kirk Hinrich zdobył 13 punktów, 5 zbiórek i 7 asyst, razem z Tonym Snellem trafili 5 z 8 trójek.
– Dla Miami najwięcej punktów zdobył Michael Beasley, autor 15 oczek i 7 zbiórek. Norris Cole miał 12 punktów i 6 asyst.
Najlepsi
punkty: Boozer (27)
zbiórki: Noah (15)
asysty: Paul (8)
przechwyty: Pondexter, James, Lewis (3)
bloki: Jordan, Bargnani (3)
straty: Randolph (7)
3pt: Shumpert (5)
FT: Boozer, Koufos (7)
minuty: Deng (41:40)
Enbiejowy typer: 2/3, w sezonie 168/278