Wynik tego meczu może być trochę mylący, bo przez 43, a nawet 45 minut tego pojedynku to był blowout ze strony Pacers. Kiedy Paul George dwoma wolnymi wyprowadził Indianę na 26 punktów przewagi na 5 minut do końca to w zasadzie było już po meczu.
Na parkiecie nie było już Davida Westa i Georga Hilla. Po celnych osobistych na ławkę powędrował George. Spurs zdobyli 7 oczek z rzędu, ale dalej przegrywali 19 i trener Frank Vogel ściągnął jeszcze pozostałych dwóch zawodników pierwszej piątki gości – Lance’a Stephensona i Roy’a Hibberta. Na boisku pozostali już rezerwowi obu drużyn, a ci gości mieli spokojnie dowieźć zwycięstwo do ostatnich sekund. I dowieźli, ale nie spokojnie. Bo wraz z powędrowanie starterów Indiany na ławkę zaczęły się emocje w AT&T Center.
Najpierw punkty wsadem zdobył Aron Baynes, źle piłkę spod własnego kosza wyprowadził Ian Mahinmi, przejął ją Patrick Mills, przymierzył za trzy i nagle zrobiło się minus 14 na niecałe dwie i pół minuty do końca. O czas poprosił Vogel. Niewiele to pomogło. Stratę zanotował Solomon Hill, a po chwili Matt Boner również trafił zza łuku.
Trochę oddechu celnymi wolnymi dał Pacers C.J. Watson, ale dwójkowa akcja Bonnera i Millsa i kolejny celny rzut z dystansu sprawił, że przewaga gości zmalała do 10 oczek.
W następnej akcji pod kosz wszedł Watson, ale spudłował lay up. Wielką zbiórkę na atakowanej desce zapisał jednak na swoim koncie Luis Scola i Vogel po raz kolejny wziął przerwę na żądanie. Piłka z boku powędrował do Scoli, ale ten nie zauważył nadbiegającego z tylu Millsa, który przechwycił piłkę, pognał na połowę Indiany i miał czystą pozycję do rzutu za trzy z lewej strony.
Była minuta do końca, mogło się zrobić minus 7 i doszłoby do bardzo ciekawej końcówki. Mills jednak spudłował i Spurs zaczęli faulować. Jednego z dwóch rzutów wolnych trafił Watson, chwilę później zza łuku spudłował Marco Bellineli i gospodarze nie mieli już szans na wygraną. Zabrakło czasu. Choć i tak trzeba ich pochwalić za ambicję i wolę walki bo runem 18-2 na przestrzeni 3 minut sprawili, że przez ostatnie minuty tego meczu zrobiło się trochę emocjonująco na parkiecie.
Niemniej nawet pomimo tej słabej końcówki trzeba przyznać, że Pacers byli dziś zespołem lepszym. To był ich czwarte spotkanie z 5-meczowej serii wyjazdowej i jak na razie idzie im nieźle. Wygrali z Clippers, przegrali minimalnie z Blazers, odnieśli wygraną nad Jazz i dzisiaj pokonali Spurs. Czeka ich jeszcze pojedynek w niedzielę z Thunder, a do tego we wtorek zmierzą się u siebie z Heat. Niezły maraton i to z samą czołówką ligi. Te spotkań powinny dać nam odpowiedź jak dobra jest w tym sezonie Indiania.
Dzisiejszy egzamin na parkiecie w San Antonio zdali bardzo dobrze i to pomimo tego, że po trójce Manu Ginobiliego w drugiej kwarcie przegrywali już 13 punktami. Następnie jednak wzmocnili defensywę, zanotowali run 21-6 i po wolnym George’a prowadzili 43-41. Lay up Manu doprowadził jeszcze do remisu, ale 5 oczek z rzędu rzucił George i Indiana wyszła na prowadzenie, którego nie oddała już do końca spotkania.
O ich wygranej zadecydowała trzecia kwarta, w której ograniczyli Spurs do tylko 17 punktów i 28,6 proc. skuteczności z gry – 6/21. Nie bez znaczenie było tu też to, że gospodarze drugą połowę rozpoczynali z Bonnerem w pierwszej piątce, po tym jak urazu łydki w pierwszych 24 minutach doznał Tiago Splitter.
Greg Popovich liczył pewnie, że Matt będzie wyciągał Westa na obwód i zrobi miejsce do penetracji dla Tony’ego Parkera. Trochę się chyba przeliczył, bowiem krążący na obwodzie Bonner nie stanowił aż tak dużego problemu dla Pacers, jaki West stanowił dla San Antonio z kryjącym go właśnie Bonnerem. Brak Spliitera spowodował, że obrona gospodarzy pozwoliła Indianie na 34 punkty w trzeciej ćwiartce na 68,4 proc. skuteczności – 13/19 z gry i 18 oczek przewagi przed ostatnią kwartą, którą powiększyli później do 26 oczek.
Po rak kolejny świetnie zaprezentował się George, autor 28 punktów z 14 rzutów, w tym 4/4 za trzy. To jak lider Pacers przeniósł swoja grę na jeszcze wyższy poziom w tym sezonie w porównaniu do poprzedniego jest jedną z historii tych rozgrywek.
Oprócz niego jeszcze 6 zawodników gości zapisało na swoim koncie podwójną zdobycz punktową. 20 z 12 rzutów dodał West, 15 Stephenson, a po 12 Hill, Watson, Scola i Hibbert. Dwaj ostatni zebrali do tego po 10 piłek.
Słabo zagrała jednak ławka w porównaniu do rezerwowych Spurs. Oprócz Scoli i Watsona nikt z pozostałych zmienników Indiany nie zdobył punktów. To może być problemem Pacers, nawet pomimo tego, że mają lepszą ławkę niż rok temu.
Wśród gospodarzy najskuteczniejszy był Kawhi Leonard – 18 oczek. 16 dołożył Ginobili, 13 z 14 rzutów Parker, a po 10 Mills i Tim Duncan, który trafil tylko 3 z 10 rzutów z gry.
Kolejny mecz obie drużyny zagrają na wyjeździe. Pacers dziś z Oklahoma City Thunder, Spurs we wtorek z Toronto Raptors.
Indiana Pacers – San Antonio Spurs 111:100 (20:28, 32:20, 35:17, 24:35)
Liderzy zespołów:
Punkty: George 28 – Leonard 18
Zbiórki: Hibbert, Scola 10 – Duncan 6
Asysty: Georgr 6 – Mills 6
Przechwyty: West 3 – Mills 3
Bloki: West 2 – Duncan 1
Myślę, że bardzo dużo dały Indianie ostatnie playoffy kiedy to uwierzyli w siebie(progres Hilberta,Paula). 1szy skład od tej pory się nie zmienił więc doszło do tego jeszcze zgranie. Oby tylko wyzdrowienie grangera nie popsuło chemii
Ciekawe czy Granger nie zostanie wcześniej wytransferowany za jakiś solidnych role playerów , wg mnie jest to najrozsądniejsza opcja dla Indiany.
Hibbert tak jak zaczął fenomenalnie ten sezon to teraz już tak nie zachwyca, szczególnie w defensywie.