To był pierwszy mecz obu drużyn od finałów Konferencji na Wschodzie w poprzednim sezonie i to był przedsmak tego, co będziemy oglądać w finałach Konferencji w tych rozgrywkach. Czego się dowiedzieliśmy? Że Heat dalej nie mają odpowiedzi na Roy’a Hibberta, choć jest mała nadzieja dla kibiców Miami. Jaka?
Greg Oden, który wróci na ten jeden, jedyny, najważniejszy mecz w karierze, który będzie 7-spotkaniem w serii play off, zatrzyma tego wielkiego człowieka z Pacers, kładąc na szali swoje zdrowie, życie i coś tam jeszcze, przyczyni się do awansu Heat do wielkiego finału, w którym ci zdobędą trzeci tytuł z rzędu i potem będzie mógł odejść w spokoju, z poczuciem spełnienia do Walhalli, miejsca przebywania poległych w chwale wojowników.
Jeśli tak się nie stanie, to Indiana po prostu będzie grała przez środek, a tam ani Chris Bosh, ani Chris Andersen czy nawet Udonis Haslem zwyczajnie nie poradzą sobie z centrem Pacers.
Druga sprawa to to, że Paul George stanowi coraz większe zagrożenie w ataku i jeśli LeBorn James nie będzie go krył to lider Indiany będzie punktował jak chce. Był taki moment w trzeciej kwarcie, kiedy James złapał trzeci faul na George’u i od tego momentu zaczęli pilnować go pozostali zawodnicy Heat. Efekt? Do tego momentu Paul miał na koncie tylko 4 punkty i 0/4 z gry. Kiedy LeBorn przestał go bronić George się trochę rozkręcił i w trzeciej kwarcie rzucił 8 punktów z rzędu dla Pacers. Najpier trafił po wyjściu zza zasłony, a następnie dwie trójki z prawego rogu. Najpierw po akcji catch and shoot, a następnie pozostawiony zupełnie bez opieki jakiegokolwiek zawodnika gości.
Paul rzucił 10 ostatnich punktów w trzeciej ćwiartce, po tym jak Hibbert akcją dwa plus jeden wyprowadził miejscowych na pierwsze prowadzenie w meczu 58-57. Wcześniej Heat grali naprawdę bardzo dobrze, prowadząc już nawet w pierwszej połowie 13 punktami, a na przerwę schodząc z 7 oczkami przewagi.
Szczególnie dobrze zawodnicy Miami grali w pierwszej kwarcie, kiedy rzucili 30 punktów, trafiając na 57,1 proc. skuteczności. W drugiej też nie radzili sobie wcale najgorzej, ale już po przerwie do roboty wzięła się defensywa Pacers, która wygrała im ten mecz, i gości zanotowali wtedy tylko 37 oczek trafiając słabe 40 proc. z gry.
Przede wszystkim pudłowali trójki i do tego wiele z czystych pozycji, tylko 4 trafione z 21 prób i co nie powinno szczególnie dziwić przegrali walkę na tablicach 33-43. Wymusili za to aż 21 strat Pacers, co pozwoliło im się jeszcze utrzymywać w tym meczu, ale już w czwartej kwarcie gospodarze tylko 2-krotnie stracili piłkę.
Dobre zmiany w zespole Indiany dali C.J. Watson i Luis Scola i pomogli Pacers wyjść w połowie czwartej kwarty na najwyższe w meczu 9-punktowe prowadzenie. Najpierw obaj trafili po lay upie spod kosza, a następnie Argentyńczyk zebrał piłę w ataku po niecelnym rzucie za trzy George’a, a ten ponownie przymierzył zza łuku i miejscowi prowadzili 81-72.
Heat mieli jeszcze szansę wrócić, kiedy po 4 punktach z rzędu Andersena tracili już tylko 5 oczek, ale na niecałą minutę przed końcem, po tym jak Birdman zablokował Hibberta James pognał na połowę przeciwnika i rzucił airballa na wprost kosza. Mógł lepiej zagrać tę akcję. Przede wszystkim dłużej i spróbować wejść pod kosz albo znaleźć któregoś z partnerów na czystej pozycji. Sam chciał to jednak zakończyć no i nie wyszło.
W następnej akcji punktował David West, za trzy nie trafił Dwyane Wade, piłkę zebrał George Hill, podał ją do Lance’a Stphensona, który będąc sam na sam z kosze wsadem przesądził o wygranej Pacers.
Najwięcej dla gospodarzy rzucił Hibbert, autor 24 punktów, trafiając 10 z 15 rzutów z gry. Po 17 dodali West i George, z czego ten drugi 15 zdobył po przerwie. Miał też do tego 6 strat, ale już tylko jedną w drugiej połowie. 12 dołożył Stephenson.
James rzucił 17 punktów z 14 rzutów. Zebrał 14 piłek i rozdał 6 asyst. Wade zanotował również 17 oczek, ale miał najgorszy w drużynie wskaźnik plus/minus, który wyniósł -18. Bosh dodał 12 punktów, a 10 Andersen.
Kolejny mecz obie drużyny zagrają u siebie. Pacers w piątek z Charlotte Bobcats, Heat w sobotę z Cleveland Cavaliers. Obie drużyny zagrają też ze sobą za tydzień w Miami.
Miami Heat – Indiana Pacers 84:90 (30:19, 17:21, 17:28, 20:22)
Liderzy zespołów:
Punkty: James, Wade 17 – Hibbert 24
Zbiórki: James 14 – West 9
Asysty: James, Wade 6 – Hill 6
Przechwyty: Wade 3 – George, Hill, Watson 2
Bloki: Battier, Bosh, Chalmers, Allen, Lewis, Andersen 1 – Hibbert, Mahinmi
Bal ceglarzy ze strony Heat…
Indiana jest silniejsza niż rok temu jak wróci Granger to będą jeszcze silniejsi i Miami w tym roku będzie ciężko w walce o finał NBA.
Niekoniecznie. Fani Pacers ślinią się na powrót Grangera, ale imho nic on nie zmieni w grze drużyny. DG zapewne będzie całkowicie bez formy oraz zardzewiały (tak było w poprzednim sezonie po powrocie) i może po prostu nie „zatrybić” w tej maszynie. Nie zdziwię się jak Pacers będą chcieli go szybko wytransferować.
zadziwia mnie to jak Hibberta omijają kontuzje…
Ciekawe dlaczego Gluti nic nie napisał …
A ja żałuje tylko Joela Anthony’ego. Nie widzę go na treningach, ale kto pamięta jak był kluczową postacią, kiedy właśnie stanowił odpowiedź na Hibberta w PO? I potem kompletnie odsunięty…Dziwne to.
Może by spróbowali sprowadzić Mozgova…