ORLANDO MAGIC 92:83 CHARLOTTE BOBCATS
– Siedmiu graczy Orlando przekroczyło w tym meczu granicę 10 punktów, dzięki czemu Magic przerwali wreszcie swoją sześciomeczową serię porażek. Po double-double zaliczyli podkoszowi Glen Davis (17 pkt, 12 zb) i Nikola Vucević (10 pkt, 14 zb), box-score wypełnił Jameer Nelson (17 pkt, 7 zb, 6 ast), przyzwoicie spisał się Victor Oladipo (10 pkt, 5-10 FG, 4 TO). Arron Afflalo miał 16 punktów, 4 zbiórki i 5 asyst i choć znów był mało skuteczny (6-18 FG, w trzech ostatnich meczach 33% z gry), to jednak trzeba przyznać, że na 22 mecze tego sezonu Afflalo tylko raz nie przekroczył progu double-digits. Nie zapomniajcie, on wciąż kręci 21/4/4 na mecz.
– Bobcats po raz 18. w tym sezonie zatrzymali swojego rywala poniżej 100 punktów, to najlepszy wynik w lidze. O ile w obronie Rysie są naprawdę dobre, tak na ich nieszczęście trzeba jeszcze od czasu do czasu zaatakować. Co prawda pięciu graczy z double-digits to nie jest zły wynik, jednak żaden z nich nie zdobył więcej niż 12 punktów. Dokładnie tyle na swoim koncie miał Gerald Henderson, jednak trafił on tylko 3 z 14 rzutów. Kemba Walker był 4-18, Ramon Sessions 3-11.. nawet Al Jefferson, Big Al Jefferson, miał tylko 4 celne próby na 10 oddanych. Co by jednak nie mówić, zbalansowany scoring był – aż ośmiu graczy zmieściło się w przedziale od 8 do 12 punktów.
– Nelson, jak już wspomniałem, zdobył dziś 17 punktów, jednak co ciekawe – wszystkie po przerwie. To drugi w jego karierze mecz, w którym nie miałby w pierwszej połowie ani jednego punktu, by po zmianie stron zdobyć przynajmniej 17. Pierwszy taki przypadek miał miejsce w 2007 roku. W Charlotte warto jeszcze zwrócić uwagę na całkiem udany występ Cody’ego Zellera, który miał 10 punktów i 6 zbiórek w 15 minut (5-7 FG).
LOS ANGELES CLIPPERS 96:88 BOSTON CELTICS
– Ten mecz był przede wszystkim pierwszym powrotem Doca Riversa do Bostonu. Z tej okazji Clippers postanowili pokonać Celtics, choć ci stawili naprawdę spory opór. Po stronie gospodarzy najbardziej wyróżnili się Jeff Green (29 pkt, 10-23 FG), Jordan Crawford (20 pkt, 9 ast, 5 zb), bardzo dobrze spisał się również Brandon Bass (17 pkt, 12 zb). Celtics mogliby nawet urwać ten mecz, gdyby nie tylko 4 punkty od ich ławki rezerwowych. Courtney Lee, król NBA w występach „10 punktów w 15 minut”, dziś nie rzucił nic poza paroma fakami w stronę sędziów (6 fauli).
– Jamal mimo wszystko wygrał z Jordanem to starcie J. Crawfordów, miał 21 punktów (7-14 FG, 2-2 3pt) w 27 minut z ławki. Stephen Jackson w 12 minut spudłował wszystkie trzy rzuty z gry (każdy był trójką). Antawn Jamison dodał 3 punkty, ale nawet nie wiecie, jak ważne – skrzydłowy Clippers stał się 40. graczem w historii ligi, który zdobył w swojej karierze ponad 20000 punktów.
– Jeśli Clippers, to obowiązkowo Chris Paul i Blake Griffin. Pierwszy rozegrał bardzo dobry mecz, mały flirt z triple-double (22 pkt, 7 zb, 9 ast, 8-16 FG). Po raz 12. w karierze był liderem zespołu w punktach, zbiórkach i asystach. Griffin zanotował 18/7/4.
– Rivers jako 16. trener w historii NBA musiał zmierzyć się z wyzwaniem starcia z drużyną, którą poprzednio doprowadził do mistrzostwa. W tym gronie jednemu coachowi zdarzyło się to w przypadku aż dwóch ekip, chodzi o Alexa Hannuma. W szesnastce tej znajdują się również Bill Russell, Bill Fitch i KC Jones, którzy także mierzyli się z Celtics.
OKLAHOMA CITY THUNDER 116:100 MEMPHIS GRIZZLIES
– Może Was to zdziwi, ale Thunder są ostatnią drużyną w lidze, której udało się wreszcie wygrać drugi mecz w back-to-back. To jednak kiedyś musiało się stać, tym bardziej, że OKC wygrali aż 12 z ostatnich 13 meczów. W ciągu ostatniego tygodnia, po jedynej porażce we wspomnianej serii (z Portland, więc żaden wstyd) Thunder notują średnio 111 punktów i 52,7% z gry. Dziś poprawili oba te wyniki, zdobywając 116 punktów na miażdżącym 56,3% z gry. Grizzlies nie pozwolili na taką skuteczność we własnej hali od grudnia 2010 roku. To było główną przyczyną ich pierwszej w tym sezonie porażki w meczu, w którym przekroczyli granicę 100 punktów. Od początku poprzedniego sezonu Memphis ma w takich spotkaniach bilans 45-5.
– Kevin Durant po 30/10/5 w dwóch poprzednich meczach dziś zdobył „tylko” 18 punktów (6-12 FG), ale dziś mógł sobie odpocząć, robotę zrobiła trójka Westbrook-Lamb-Jackson, której łączna skuteczność z gry wynosi 20-31 (16-16 FT). Westbrook zdobył 27 punktów, zebrał 6 piłek i rozdał 9 asyst, trafiając 7 z 12 rzutów z gry oraz wszystkie 11 osobistych (po raz pierwszy w karierze). W ciągu ostatnich 28 lat żaden gracz nie zanotował tylu punktów, zbiórek i asyst w równie krótkim czasie, najbliżej był Sleepy Floyd (1986). Jeremy Lamb trafił z kolei aż 7 na 9 rzutów (3-4 3pt), bijąc swój rekord kariery w liczbie zdobytych punktów (18). Reggie Jackson miał 17 punktów w 23 minuty.
– Dla Grizzlies najwięcej punktów zdobył Mike Conley (20 pkt, 9 ast), kolejny dobry występ zaliczył również Jon Leuer (17 pkt, 6 zb).
SAN ANTONIO SPURS 109:77 MILWAUKEE BUCKS
– To był po prostu kolejny mecz, w którym Spurs wcześniej wyszli na parkiet, nabili trochę punktów i potem żaden z ich graczy nie przekroczył granicy 30 rozegranych minut. Tim Duncan spędził na parkiecie 24 minuty, ale nie przeszkodziło mu to w zdobyciu 21 punktów (9-12 FG) i zebraniu 16 piłek. John Henson (4 pkt, 8 zb) siedział w pierwszym rzędzie i podziwiał. W ciągu ostatnich 28 lat tylko jeden gracz zanotował 21/16 w tak naprawdę pół meczu – Kenneth Faried (2012).
– Pierwsza piątka Bucks zdobyła dziś mniej punktów niż Duncan, starterzy z Milwaukee mieli 19 punktów przy 7-28 z gry. Plus tego blow-outu był taki, że trzech debiutantów Bucks dostało całkiem duże minuty i wykorzystało tą szansę – właśnie Giannis Antetokounmpo (15 pkt, 8 zb, 5-8 FG), Nate Wolters (18 pkt, 7 ast) i Miroslav Raduljica (10 pkt, 7 zb) okazali się być jedynymi zawodnikami zespołu gospodarzy z dwucyfrówką na koncie.
– Duncan w swojej karierze w 30 meczach przeciwko Bucks notował średnio 22 punkty i 11.4 zbiórki. Tylko dwóch graczy (min. 10 meczów) mogło pochwalić się lepszymi osiągami – Billy Cunningham (24.5/11.7) i Charles Barkley (22.2/11.5).
PHILADELPHIA 76ERS 99:106 MINNESOTA TIMBERWOLVES
– Sixers prowadzili w Minnesocie różnicą 19 punktów już po dwunastu minutach tego spotkania, ale nie ma takiego meczu, którego nie da się przegrać. To jednak o tyle ciekawe, że Szóstki wg +/- były do dziś najgorszą drużyną w lidze w pierwszych kwartach. W 1Q trafili 77,3% rzutów przy zaledwie 30% Wolves. Na koniec meczu i tak mieli w tym elemencie sporą przewagę (52,7% – 38,5%), ale zmarnowali ją, popełniając aż 26 strat i pozwalając Wilkom na aż 17 zbiórek w ataku. To ich dziewiąta kolejna porażka na wyjeździe oraz 11 w 13 ostatnich meczach w Minnesocie.
– Kevin Love w siedmiu poprzednich pojedynkach z Sixers notował tylko 13.4 punktu na mecz (najgorszy wynik dla meczów przeciwko jednej drużynie), ale dziś niemal podwoił ten wynik, zdobywając 26 punktów, a także 15 zbiórek i 5 asyst. Ostatni udany come-back z 19 punktów dla Wolves miał miejsce w listopadzie 2010 roku i wtedy Love również dołożył do tego swoją cegiełkę, w jeszcze większym stopniu niż teraz (pamiętne 31 punktów i 31 zbiórek). To siódme 25/15 Love’a w tym sezonie, żaden inny gracz w lidze nie ma na swoim koncie więcej niż dwa takie występy.
– Dobry chłop Nikola Peković miał 20 punktów, 10 zbiórek (7 w ataku) i 9-15 z gry. Ricky Rubio zanotował 21/5/7/3. Po stronie Sixers warto wyróżnić przede wszystkim dwóch graczy z 20 punktami na koncie – Spencera Hawesa i Tony’ego Wrotena (8-13 FG) – a także, niestety, Evana Turnera. Miał on co prawda nie-takie-złe 13/8/4, ale popełnił aż dziewięć strat jako pierwszy Sixer od 2009 roku (Andre Iguodala).
DETROIT PISTONS 106:111 NEW ORLEANS PELICANS OT
– Pelicans znów mają bilans na poziomie 50%, dziś wskoczyli na 10-10 dzięki wygranej nad Pistons po dogrywce, w której Ryan Anderson (22 pkt, 6-18 FG) zdobył aż 8 z 15 punktów Nowego Orleanu. Do OT wcale nie musiało dojść, gdyby Pelicans postarali się o więcej niż tylko 13 punktów, ale ostatecznie wyszli z tego starcia zwycięsko. Spory wpływ na to miały 22 punkty i 16 zbiórek Jasona Smitha. W pierwszym elemencie Smith ustanowił rekord sezonu, w drugim – kariery. Jrue Holiday miał 19 punktów i 8 asyst.
– Po raz pierwszy od 2007 roku Pelicans/Hornets zdobyli więcej punktów w dogrywce niż w czwartej kwarcie.
– Najlepszym graczem Pistons był zdecydowanie Greg Monroe, autor 28 punktów (13-22 FG) i 10 zbiórek. Nieco „ciszej” zagrali Josh Smith (11 pkt, 5-15 FG) i Andre Drummond (10 pkt, 11 zb), ale z drugiej strony, Monroe był jednym z aż trzech zawodników Detroit z min. 20 punktami na koncie. Brandon Jennings zaliczył linijkę 25/5/4/6 jako pierwszy gracz Pistons od 15 lat (Grant Hill). Powracający do gry Rodney Stuckey dodał z ławki 20 punktów, 4 zbiórki i 4 asysty.
CHICAGO BULLS 78:83 NEW YORK KNICKS
– Przeczuwałem, że ten mecz tak się skończy, jeśli chodzi o wynik. Starcie Bulls-Knicks w obecnej sytuacji nie mogło być jakiś wspaniałym meczem. Byki po raz trzeci z rzędu nie wyszły poza 80 (!) punktów, co jest najdłuższą tego typu serią od grudnia 2012 roku (Magic). Chicago nie miało podobnej passy od 12 lat. Mike Dunleavy miał dziś 20 punktów i 8 zbiórek – ok – ale trafił tylko 7 rzutów na rekordowe w karierze 24 próby.
– Dla Knicks to również był typowy mecz, gdzie Carmelo Anthony zdobył 30 punktów i zebrał 10 piłek i wziął ze sobą tylko jednego gracza z dwucyfrówką, jednak dość niespodziewanie dziś był nim Amare Stoudemire. Bardzo się cieszę ze jego 14 punktów i 9 zbiórek (7-11 FG), mogliście nie zauważyć, ale w czterech ostatnich meczach Amare za każdym razem przekraczał próg 10 punktów, notując ich średnio 14.3 na mecz (70,6% FG).
– Amare spisał się naprawdę dobrze, ale znów – jak w każdym poprzednim meczu – najlepszym strzelcem był Carmelo. Ostatnią drużyną, której liderem w liczbie zdobytych punktów w każdym z 21 pierwszych meczów sezonu był ten sam gracz, byli Sixers (2005/06 i Allen Iverson).
UTAH JAZZ 122:101 SACRAMENTO KINGS
– Spojrzałem na ten wynik i moją pierwszą myślą było coś w stylu: „Wow, Rudy Gay zadebiutował”. Jak się okazało, jednak nie zadebiutował, ale Kings powoli się przyzwyczajają, choć 21-punktowe zwycięstwo najgorszej drużyny w lidze to wciąż zaskoczenie. Jazz wygrali mecz „na Wschodzie Zachodu” i są już 5-19, Kings mają 6-14. Razem te dwie najgorsze drużyny w swojej konferencji wygrały tylko o jedno spotkanie więcej niż będący bezpośrednio nad nimi Lakers.
– Ok, uporządkujmy – Jazz pobili rekordy sezonu w liczbie punktów (122), asyst (35), strat (6!), największej przewagi (28) i rozmiarów zwycięstwa (21). Tak, rozdali 35 asyst przy tylko 6 stratach, to dopiero 20. taki przypadek od 1985 roku, dla Utah pierwszy.
– Jazz trafili 54% rzuty z gry i 13 z 23 trójek, co w połączeniu z asystami i stratami daje nam ofensywny występ idealny. Najwięcej punktów zdobył Richard Jefferson (20), który w 21 minut gry trafił aż 7 z 9 rzutów. Po 17 oczek dodali Gordon Hayward, Derrick Favors i Alec Burks, debiutant Trey Burke już dawno włączył się do wyścigu po ROTY, dziś miał 11 punktów i 9 asyst.
– DeMarcus Cousins (21 pkt, 11 zb, 7-14 FG) i Isaiah Thomas (20 pkt, 7 ast, 7-13 FG, 5 TO) spisali się dobrze, ale sami nigdy nie będą w stanie wygrać meczu, zwłaszcza przy 122 straconych punktach. Zobaczymy, co wymyślą z Gayem. Liczę na więcej minut dla Jimmera Fredette (13 pkt, 4-6 FG, 11 min), bo go lubię.
– Cousins już po raz dziewiąty w tym sezonie zaliczył 20/10 i co ciekawe – aż osiem razy zrobił to na własnym parkiecie, w Sacramento. Wyjątek to mecz z 23 listopada, w Los Angeles przeciwko Clippers (kiedy odciągał Thomasa od Chrisa Paula, pamiętacie) zaliczył 23 punkty i 19 zbiórek.
DALLAS MAVERICKS 93:95 GOLDEN STATE WARRIORS
– Stephen Curry miał swój dzień, zdobył 33 punkty, rozdał 10 asyst, miał 13-25 z gry i 6-11 za trzy, a przede wszystkim trafił game-winnera, który całkowicie pozwolił nam zapomnieć o jego 8 stratach. Po raz piąty w swojej karierze Curry w dwóch kolejnych meczach zdobył przynajmniej 30 oczek. W tym roku musi znaleźć się w Meczu Gwiazd, szkoda, że prawdopodobnie nie wyjdzie w pierwszej piątce.
– Klay Thompson miał szczęście, że Curry miał dziś dobry dzień, bo sam spudłował aż 11 z 14 rzutów (11 pkt). Double-double zanotował David Lee (15 pkt, 11 zb), natomiast Andrew Bogut pobił swój rekord sezonu w liczbie zebranych piłek (6 pkt, 18 zb). Takiej ciekawostki się nie spodziewaliście, Hilton Armstrong jest pierwszym graczem w historii NBA, który ma na koszulce #57 – dziś zadebiutował.
– Dla Mavericks, którzy prowadzili w pewnym momencie już 18 punktami i nawet to nie wystarczyło im do wygranej, po 21 punktów zdobyli Dirk Nowitzki i Monta Ellis. Dla tego drugiego był to powrót na stare śmieci, dla pierwszego w sumie zresztą też, pamiętacie 2007 rok? Dirk na pewno tak.
Najlepsi
punkty: Curry (33)
zbiórki: Bogut (18)
asysty: Curry (10)
przechwyty: Jennings (6)
bloki: Kemba Walker, Kenyon Martin (4)
straty: Turner (9)
3pt: Curry (6)
FT: Westbrook, Anthony (11)
Enbiejowy typer: 5/9, w sezonie 195/325