Do końca meczu zostały niecałe trzy minuty, kiedy Kemba Walker trafił swój rzut i Bobcats wygrywali 85-79. Gospodarze byli na dobrej drodze, by przerwać serię dwóch porażek z rzędu, ale jak się później okazało były to ich ostatnie punkty w tym meczu, a w końcówce Lakers do zwycięstwa poprowadził duet Kobe Bryant–Pau Gasol.
Najpierw Kobe znalazł wolnego w prawym rogu Nicka Younga, który trafił za trzy, a później sam wszedł pod kosz i lay upem zmniejszył straty do jednego punktu. Steve Clifford widząc, co się dzieje poprosił o czas.
Niewiele to jednak pomogło, bowiem w następnej akcji Cats Hiszpan świetnie zablokował Ala Jeffersona, piłkę zebrał Walkera, ale i jego szybki rzut zza łuku okazał się niecelny. Zbiórkę zanotował Jordan Hill i piłka nie mogła trafić do nikogo innego, jak do Bryanta, a ten bardzo sprytnie wymanewrował kryjącego go Geralda Hendersona. Zrobił pompkę, obrońca gospodarzy wyskoczył do góry i w tym momencie faul wymusił lider Lakers. Sędziowie odgwizdali przewinienie, a Kobe celnymi osobistymi wyprowadził Jeziorowców na jednopunktowe prowadzenie.
Zmienić rezultat meczu próbował Henderson, ale jego fadeaway okazał się niecelny (Sami-Wiecie-Kto by go trafił?), a i dobitka Jeffersona nie znalazła drogi do kosza i Bobcats zmuszeni byli faulować, by pozostać jeszcze w grze.
Na linii nie pomylił się Gasol i zrobiło się plus 3 dla przyjezdnych. Trener Clifford ponownie wziął przerwę na żądanie. Piłka trafiła do Bena Gordona, ale dobra obrona Bryanta zmusiła go do oddania trudnego rzutu przez ręce. Pilkę zebrał jeszcze Jefferson i próbował zmniejszyć jeszcze straty, ale po raz kolejny został zablokowany przez Gasola i to Lakers mogli cieszyć się z pierwszego zwycięstwa z Black Mambą w składzie.
Sam pojedynek, jak zresztą większość spotkań tych drużyn był bardzo wyrównany. Prowadzenie w meczu zmieniało się aż 23 razy, na tablicy wyników 1-krotnie widniał remis, a żadna z drużyn nie prowadziła więcej niż jednocyfrową liczbą punktów. Cats wygrywali najwięcej tylko 9 oczkami, z kolei Lakers trzema.
Trzeba jednak dodać, że obie drużyny dość słabo spisały się pod względem strzeleckim. Goście wygrali pomimo tego, że nie trafiali nawet 40 proc. z gry. Ich skuteczność dziś – 39 proc., w tym 35 proc. za trzy. Gospodarze też radzili sobie niewiele lepiej pod tym względem – 43,9 proc. trafionych rzutów, w tym tylko 15,4 proc za trzy (2/13).
Całkiem dobre spotkania, chyba najlepsze po powrocie po zerwanym Achillesie zagrał Bryant. Rzucił 21 punktów na niezłej skuteczności (8/15 z gry), rozdał 8 asyst i zebrał 7 piłek. Zanotował jednak aż 7 start. Wtórował mu w tym Gasol, który 6-krotnie tracił piłkę i razem z Kobem zanotowali 13 z 15 strat Lakers w tym meczu.
Hiszpan poza tymi dwoma blokami w końcówce i celnymi wolnymi spisał się dziś słabo i potwierdził, że w tym sezonie daleko mu od jego najlepszej dyspozycji. Był drugim strzelcem zespołu z 15 punktami na koncie, ale potrzebował do tego aż 15 18 rzutów, z których trafił 6. Takiemu Hillowi do zdobycia 15 oczek wystarczyło tylko 7 rzutów. 13 zapisał na swoim koncie Young, ale też trafił tylko 2 z 10 rób z gry. Plusem tego ostatnie było jednak to, że dostawał się na linię (8/9 z osobistych).
Dla Cats najlepiej zagrał Walker. Rzucił 24 punkty z 13 rzutów (10 celnych) i rozdał 8 asyst. Zabrakło mu jednak trochę zimnej krwi w końców, kiedy miał szansę wyprowadzić swój zespół na 4-punktowe prowadzenie, ale niestety spudłował trójkę. 14 oczek dołożył Jefferson, 13 Henderson, a 10 z ławki Gordon.
Kolejny mecz Lakers zagrają w poniedziałek na wyjeździe z Atlantą Hawks, z kolei Bobcats zmierzą się we wtorek u siebie z Sacramento Kings.
Los Angeles Lakers – Charlotte Bobcats 88:85 (22:23, 22:20, 20:25, 24:17)
Liderzy zespołów:
Punkty: Bryant 21 – Walker 24
Zbiórki: Hill 9 – Jefferson 9
Asysty: Bryant 8 – Walker 8
Przechwyty: Johnson, Gasol, Meeks, Sacre 1 – Taylor 3
Bloki: Gasol 4 – Jefferosn, Henderson, Biyombo 2
Blazers robia miazge w Philadelphi, rzucaja 139 pkt, 21 trojek, 41 asyst a wy podobnie jak nba.com i espn-nba tylko o tych smiesznych Lakers i Kobe’m…
Mimo iż sam kibicuję Portland- to akurat nie dziwię się że raczej nikt z redakcji nie oglądał tego spotkania.( wynik był wiadomy – ja sam nie lubię oglądać blowoutów) A żyję w błogim przeświadczeniu że jak już ktoś piszę relację to oglądał spotkanie.
ptb: robią to dobrowolnie, ty za nic nie płacisz więc trochę szacunku. Zawsze możesz wejść na inną stronę i tam czytać o meczu, który cię interesuje. Chłopaki robią świetną robotę, nie zawsze mogą wszystkim dogodzić.