Young, Gasol i Henry prowadzą Lakers (bez Kobego) do wygranej nad Wolves

No Kobe. No problem. Tak można by powiedzieć o Lakers w tym sezonie. Jeziorowcy znowu muszą radzić sobie bez swojego najlepszego zawodnika, ale w ogóle im nie przeszkadzało. Po prostu znowu grali to samo, co przed powrotem Bryanta po kontuzji Achillesa, czyli szybko z dużą liczbą podań i wymiennością pozycji.

Dzięki temu pokonali Wolves i to nawet pomimo tego, że nie posiadali w składzie żadnego nominalnego rozgrywającego, bo dalej poza grą są przecież Steve Nash, Steve Blake, Jordan Farmar, do których dołączył występujący w ostatnich meczach na tej pozycji nr 1 Kobe Bryant. Co prawda w składzie Lakers na ten mecz znajdował się już podpisany niedawno Kendall Marshall, ale Mike D’Antoni nie zdecydował się jeszcze wystawić go dziś na parkiet.

Brak rozgrywających dał się jednak trochę we znaki gospodarzom, bo ci popełnili aż 19 strat, z czego 10 na swoim koncie mieli odpowiadający za prowadzenie ofensywy Jodie Meeks, Xavier Henry i Nick Young. Tych kłopotów w rozegraniu nie potrafili jednak wykorzystać Wolves, którzy zdobyli tylko 10 punktów po stratach Lakers.

W pierwszej kwarcie gra miejscowych wyglądała bardzo dobrze. Przede wszystkim gospodarze znakomicie dzieli się piłką, notując aż 12 asyst przy 14 celnych rzutach (na 22 prób), a do tego grali efektownie prezentując m.in. takie zagrania.

Nic nie zapowiadała kłopotów, które miały za chwilę nadejść.

Jeszcze po step backu Yonga prowadzili 44-33 w połowie drugiej ćwiartki, ale od tego momentu ich ofensywa stanęła, a do gry wzięli się goście. Do końca pierwszej polowy zanotowali run 20-7 i to oni prowadzili po pierwszej połowie 53-51. Do tego znacznie poprawili obronę w drugiej kwarcie, wymuszając na graczach Lakers aż 10 strat w tej części meczu.

Szczególnie imponował Kevin Love, który po 24 minutach gry miał już na koncie 20 punktów, 7/10 z gry i 7 zbiórek. Gospodarze nie mogli znaleźć na niego odpowiedzi i nie miało znaczenia, który z podkoszowych Jeziorowców akurat pilnował skrzydłowego Minnesoty.

W drugiej połowie gra toczyła się punkt za punkt i kosz za kosz praktycznie do połowy czwartej kwarty. Po starcie Pau Gasola, który również często gubił dzisiaj piłkę (7 strat), z piłką na kosz pognał Luc Mbah a Moute i lay upem zmniejszył straty Wolves do tylko jednego oczka – 89:90.

Hiszpan jednak od razu odkupił swoje winy. Zdobył dla Lakers 7 kolejnych punktów, trafiając m.in. za trzy z prawego rogu, a w tych ostatnich 5 minutach meczu zdobył aż 9 z 14 punktów zespołu. Był wtedy najlepszym zawodnikiem na boisku i w tym najważniejszym momencie, wspólnie z Youngiem, który trafił chwilę później ważną trójkę, poprowadził gospodarzy do wygranej.

Wolves w końcówce nie potrafili znaleźć odpowiedzi na grę miejscowych, przez ostatnie 5 minut ani razu nie trafiając z gry, a do tego w czwartej kwarcie zostali zatrzymani na tylko 6 celnych rzutach z gry na 25 prób.

Jeziorwców do wygranej poprowadziło przede wszystkim trio Gasol-Young-Henry. Pierwszy flirtował z triple-double rzucając 21 punktów (10/15 z gry), zbierając 13 piłek i rozdając 8 asyst. Zaprezentował się bardzo dobrze, ale popełnił też 7 strat. Drugi z kolei był najlepszym strzelcem zespołu, zdobywając 25 punktów z 14 rzutów, trafiając 4 trójki na 6 prób. Przede wszystkim grał mądrze i nie forsował niepotrzebnych rzutów. Xavier natomiast rzucił 21 punktów, 8/19 z gry i gdyby Meeks rzucił 3 oczka więcej, miał ich 17, to po raz pierwszy od 1998 roku aż czterech zawodników Lakers rzuciłoby w jednym meczu co najmniej 20 oczek.

W Wolves najskuteczniejszy był Love, autor 25 punktów i 13 zbiórek, ale pod dobrej pierwszej połowie, zupełnie zawiódł w drugiej. Rzucił wtedy tylko 5 oczek, trafiając 2 z 8 prób z gry i nie zdobywając punktów w czwartej kwarcie.

22 oczka i 13 zbiórek, z czego aż 10 na atakowanej desce dołożył Nikola Pekovic. 14 oczek, ale z 16 rzutów dodał Kevin Martin.

Goście w całym meczu zanotowali aż 22 zbiórki ofensywne. Nie potrafili jednak tego wykorzystać będąc dziś słabo dysponowanym pod względem strzeleckim – tylko 34,7 proc. z gry, przy 53,8 proc. Lakers. Do tego popełnili 17 start, po których gospodarze zdobyli 23 punkty.

Kolejny mecz obie drużyny zagrają na wyjeździe. Lakers już dziś z Golden State Warriors, natomiast Wolves w niedzielę z Los Angeles Clippers.

Minnesota Timberwolves – Los Angeles Lakers 91:104 (26:35, 27:16, 23:30, 15:23)

Liderzy zespołów:

Punkty: Love 25 – Young 25

Zbiórki: Love, Pekovic 13 – Gasol 13

Asysty: Rubio 7 – Gasol 8

Przechwyty: Mbah a Moute 3 – Henry 3

Bloki: Love, Shves 1 – Gasol, Kaman, Sacre 2

Komentarze do wpisu: “Young, Gasol i Henry prowadzą Lakers (bez Kobego) do wygranej nad Wolves

  1. bez Kobiego wygladaja o wiele lepiej, widac radosc i polot z gry kiedy Bryanta nie ma na parkiecie

  2. Duuuużo błędów językowych w tekscie.
    Ale mecz był ciekawy. Kobe póki co rzeczywiście niepotrzebny im do wygranej, ale pożyjemy zobaczymy.

    1. Już poprawione :) Na swoją obronę dodam, że już od 1 jestem na nogach i oglądam NBA, stąd mogło się pojawić trochę błędów :/ Zmęczenie materiału po prostu :P

  3. Ta statystyka z 3 graczami z 20+ punktów to na serio? wow

    1. Nie do końca. Popełniłem tutaj gafę w tłumaczeniu, szukając statystyk po tym meczu. Jeśli Jodie Meeks rzuciłby 20 punktów (miał ich 17) to wtedy 4 graczy Lakers zapisałoby na swoim koncie po 20 oczek po raz pierwszy od 1998 roku. Sorki za błąd.

  4. LAL z pewnoscia duzo lepiej sie oglada bez Kobe’go niz z nim. Tam teraz zaczyna sie rodzic potencjal w postaci Younga i Henry’ego. Gdyby Marshall wkrecil sie w zespol, rozdal troche asyst to kto wie…moze i na PO by starczylo. Jakby nie bylo w D-Leauge te 19 pkt tez mial, moze i poprawil rzut. Pozyjemy zobaczymy.

Comments are closed.