W 30 zespołowej lidze, w której mamy przegląd od mających bilanse powyżej 80% zwycięstw Trail Blazers, Pacers czy Thunder do drużyn ledwie nad granicą 20% wygranych (Bucks i Jazz) mamy kompletny przekrój różnych problemów. W dzisiejszym felietonie postaram się przybliżyć największe bolączki kolejnej piątki zespołów ligi.
Cześć 1 -> Czułe punkty wszystkich zespołów ligi 1/5
Los Angeles Clippers
Głównym problemem Clippers jest to, że Chrisowi Paulowi wciąż brakuje klasowego wsparcia.
Bardzo lubię Blake’a Griffina i uważam, że w jego grze cały czas widać progres, ale nie jest to jeszcze zawodnik, który może wziąć na siebie ciężar gry w playoff i odciążyć CP3.
W tej sytuacji plan obrony przeciwko LAC jest dość prosty. Nie ma sensu skakać do zbiórek w ataku (przy Jordanie i Griffinie i tak byłoby ciężko), wracamy do obrony blokując kontrę, wrzucamy najlepszego obwodowego obrońcę na Paula (podwojenie od czasu do czasu też nie zaszkodzi) i sprawiamy żeby musiał pozbyć się piłki. Jeżeli Clippers będą chcieli wygrywać w post season zagraniami po dryblingu Griffina lub jego rzutami z wyskoku to nie zwiastuję im większych sukcesów.
Doceniam jednak ostatnie transfery LAC (zwłaszcza Redicka). To drugi obok Crawforda gracz, który potrafi trafić po koźle, a do tego nieźle podać. Jego obecność w ważnych meczach może niwelować brak przysłowiowego „Robina”, który jest niezbędny każdemu Batmanowi.
Houston Rockets
Wciąż jestem pod wrażeniem gry Rockets w meczu przeciwko Spurs. Z całym szacunkiem dla Portland Trail Blazers i Indiana Pacers – Houston ma w tej chwili najlepszą grę inside-out w lidze. Także w ich przypadku można jednak znaleźć słabsze ogniwa.
Głównego nie będę jednak szukał na boisku, ale na ławce rezerwowych, a dokładniej na trenerskim stołku. Tak, o tobie mówię Kevinie McHale.
McHale mnie do siebie nie przekonuje. W obecnym sezonie, w którym ma naprawdę imponujący skład ewidentnie miota się jeżeli chodzi o rotację.
Jedną sprawą jest to, że wciąż nierozwiązana jest kwestia Omera Asika (próby gry na dwie wieże z góry były skazane na porażkę i kto jak kto, ale tak dobry podkoszowy jak McHale powinien był o tym wiedzieć). Inną jest to, że wciąż nie wiemy kto jest pierwszym rozgrywającym Rockets (Lin, później Beverley i gdy złapał kontuzję znów Lin), zapomniany w rotacji jest bodaj najlepszy obrońca na pozycjach SF/SG – Ronnie Brewer (on może być bardzo potrzebny w PO), a grający przecież w lepszym niż rok temu zespole Harden notuje 38.8 mpg i już pojawiają się jego kłopoty ze zdrowiem.
W tej ostatniej kwestii – jasne, fajnie gdy zespół buduje (i potem utrzymuje) dużą przewagę, ale jak tak dalej pójdzie to McHale zajedzie Hardena i Parsonsa zanim będziemy mieli przerwę na ASG.
Dallas Mavericks
Jeżeli chcesz poprawić statystyki ataku to przyjedź do Dallas. W Big D wszystko jest większe, łącznie ze zdobyczami punktowymi rywali.
Mavs są w tym sezonie w ligowym ogonie jeżeli chodzi o punkty tracone na mecz – 102.8 (27. wynik w lidze) i w klasyfikacji zbiórek – 40.7 (również 27. Miejsce). Powody są proste i zostały już zdiagnozowane przed sezonem.
Pierwszym i chyba najważniejszym jest to, że zespół nie ma tak im potrzebnego defensywnego środkowego. Próba reanimowania Sammy’ego Dalemberta nie idzie zbyt dobrze i Carlisle próbuje się ratować wystawiając pod koszem DeJuana Blaira. Bardzo go lubię, jest produktywny, twardy, bardzo dobrze zbiera i dorzuci kilka punktów w ataku, ale cholera – gość ma 201 cm wzrostu (mniej niż np. Paul George) i nie stanowi żadnego zagrożenia jako obrońca w pomalowanym (wyobrażacie sobie jego pojedynki z Hibbertem czy Howardem?).
Jeżeli Mavs nie uda się sprowadzić dobrego defensora, który potrafiłby nadrobić braki Nowitzkiego, Calderona i Ellisa to chyba ich ostatnią deską ratunku jest liczenie na kruche zdrowie Brandana Wrighta, a to im niestety dobrze nie wróży.
Phoenix Suns
Kto by przed sezonem przypuszczał, że po około 30 spotkaniach Suns będą w czołowej 10-tce ligi?
Jeżeli chodzi o ich grę to przede wszystkim należy przypomnieć, że tak w zasadzie to jest zespół złożony w większości z graczy mniej lub bardziej niechcianych w swoich drużynach lub takich, którzy są po tzw. „przejściach”.
Ich radosna koszykówka oparta przede wszystkim na grze duetu Bledsoe – Dragic sprawiła, że zyskali nawet pseudonim „Slash brothers” (slash – ścięcie i odniesienie do pary Curry – Thompson, która jest nazywana „Splash brothers”).
Gdzie są ich problemy? W tym, że nikt w Phoenix nie wie co dokładnie mają teraz robić.
To był zespół złożony z myślą o nadchodzącej przebudowie. Mieli być w ligowym ogonie i spokojnie walczyć o jak najwyższy wybór w draftowej loterii. Teraz nagle się okazało, że mają szansę nawet na udział w Playoff i nie wiadomo czy zespół trzeba osłabić czy wzmocnić.
W zasadzie sprawa jest dość prosta, ale Suns muszą działać szybko żeby za 30 spotkań nie okazało się, że trafią do PO z 7-8 miejsca czym zablokują sobie szansę na swój pick z czołowej 14tki i skończą sezon po 4-5 spotkaniach ze zdecydowanie mocniejszym zespołem.
Mają elementy by pójść i w jedną (osłabienie przez wymienienie np. Dragicia czy Frye’a na których byłby popyt i wyłapanie kolejnych picków) i w drugą stronę (bardzo cenne nagromadzone wybory w drafcie w połączeniu np. z wygasającą umową Okafora). Pora na ich ruch.
Denver Nuggets
Nuggets są drugim zespołem po Suns, którzy są sporą niespodzianką tego sezonu. Nie tak dużą jak ekipa z Phoenix, bo mimo wszystko mają na papierze zdecydowanie mocniejszy skład, ale jednak bilans w granicach 50% przy zmianie trenera i nagromadzeniu kontuzji zasługuje na szacunek.
Oni także są trochę rozdarci, ale w Denver wiadomo że zespół ma pozostać mocny i nawet ósme miejsce jest warte walki. W tej sytuacji moim zdaniem problemem jest brak „gwiazdorskiego” wsparcia dla Lawsona.
Nawet zakładając powrót do zdrowia (i formy) McGee i Gallinariego drużynie Shawa może w PO brakować „game changera” i gracza ściągającego podwojenia. Już za Karla próbowali (z niezłymi skutkami) grać wyrównaną ósemką zamiast zespołem z 2-3 gwiazdami i zadaniowcami, ale na walkę o tytuł to było zdecydowanie zbyt mało.
Uważam w tej sytuacji, że powinni dołożyć wszelkich starań by wyciągnąć do Denver kogoś w stylu Zacha Randolpha – zawodnika, który jest przepłacony w klubie lubiącym oszczędności i będącym skłonnym do odebrania w zamian paru młodych i zdolnych graczy na zdecydowanie niższych umowach. Fani Grizzlies pewnie nie chcą nawet o tym słuchać (Z-Bo też deklarował, że chce wypełnić umowę), ale gdybym otrzymał ofertę z np. Fariedem, Chandlerem/Gallinarim i Hicksonem to bym ją przemyślał.
Paul ciągle czeka na swojego „Malone’a”.
Zgadzam się, że rakiety muszą poszukać opcji gry bez Brodacza, bo go zajadą. Są momenty w grze Rakiet, że cała drużyna superstrzelców nagle staje, piłkę bierze Brodacz i jest mecz Brodacz kontra reszta świata. W większości przypadków to się sprawdza, ale to nie jest rozwiązanie na PO, wygranie ligi.
sorry, ale oddanie Farieda i dwóch ważnych członków rotacji za jednego Z-Bo byłoby bez sensu biorąc pod uwagę charakter Randolpha, którego zaangażowanie byłoby niewiadomą po takim transferze. Lubie gościa i z Lawsonem mogliby stworzyć świetny duet, ale Zach ma już 32 lata, a Kenneth dopiero 24.