(14-17) Detroit Pistons 92 – 109 Orlando Magic (9-20)
Orlando Magic wygrali pierwsze domowe spotkanie w tym miesiącu. Magicy od początku aż do samego końca kontrolowali wynik i mogą pochwalić się wreszcie bilansem powyżej 30% zwycięstw.
Kluczem do sukcesu okazał się występ na poziomie All-Star, Arrona Afflalo, który zdobył dzisiaj 23 punkty i zrobił to na znakomitej skuteczności 9/11 z gry. Niezłe zawody rozegrał również Victor Oladipo – career-high 11 asyst i 16 punktów, przy tylko jednej stracie. Jeden z pierwszych bardzo dobrych występów od powrotu na parkiet po kontuzji zapisał na swoim koncie Tobias Harris – zdobywca 16 punktów i 10 zbiórek.
Josh Smith coraz bardziej przekonuje ekspertów ligi, że jest zawodnikiem bardzo przecenianym, a jego transfer do Detroit Pistons jest jednak niewypałem. Dzisiaj zaledwie 5 punktów będąc zaledwie 2-13 z gry. Ciekawy statline zaprezentował też Kentavious Caldwell-Pope, który w niemal 24 minuty nie zdobył żadnej asysty, żadnej zbiórki i nie był w stanie nawet zapunktować.
Najlepsi: Arron Afflalo (23 punkty, 9-11 FG), Nikola Vucević (20 punktów, 11 zbiórek), Victor Oladipo (16 punktów, 11 asyst), Tobias Harris (16 punktów, 10 zbiórek) – Brandon Jennings (21 punktów, 8 asyst)
(6-23) Milwaukee Bucks 93 – 104 Brooklyn Nets (10-19)
Powrót na boisko po kilkunastu tygodniach Larry’ego Sandersa nie pomógł zespołowi z Wisconsin na odniesienie dopiero siódmego zwycięstwa w tegorocznej kampanii. Lepsi okazali się tym razem Brooklyn Nets, którzy postawili bardzo mocno na small-ball. Wyszli piątką Williams-Livingston-Johnson-Pierce-Garnett, a dużo minut na środku dostał też Teletović.
Spotkanie zupełnie bez historii. Siatki Jasona Kidda od początku przejęli to spotkanie i nie wypuścili już wyniku. Nieźle zaprezentowali się Paul Pierce i Kevin Garnett, ale dzięki wynikowi dostali kilkanaście minut wolnego.
Do zwycięstwa Brooklyn poprowadzili rezerwowi – zmuszeni do grania jak starterzy – Shaun Livingston i Mirza Teletović. Kolejne rozczarowujące zawody rozegrał natomiast Deron Williams, który jest chyba w swoim najgorszym sezonie w karierze.
Po stronie Milwaukee oprócz powrotu Sandersa (10pkt, 7zb, 2blk + 6 fauli w ponad 20 minut) jedynym pozytywem był jeszcze Giannis Antetokounmpo – Greek the Freak miał 16 punktów, 10 zbiórek i 3 bloki.
Najlepsi: Shaun Livingston (20 punktów, 6 asyst), Mirza Teletović (19 punktów, 6 zbiórek) – Giannis Antetokounmpo, Khris Middleton (15 punktów, 8 zbiórek)
(12-15) Toronto Raptors 95 – 83 New York Knicks (9-20)
W meczu zagrać nie mógł Carmelo Anthony, ale New York Knicks po pierwszych trzech kwartach mieli praktycznie wygrane spotkanie.
Nieźle spisywał się wówczas Tim Hardaway, który w zastępstwie za Melo i m.in. Imana Shumperta dostał pokaźną liczbę minut na parkiecie – zdobył 15 punktów. Oprócz niego przyzwoicie zagrali też Beno Udrih – 15 punktów i 10 asyst. Rzuty ograniczył dzisiaj J.R. Smith (7-15 z gry) i wyglądało to całkiem nieźle – miał 17 punktów, 7 zbiórek i 6 asyst, a 18 „oczek” i 12 zbiórek dołożył Andrea Bargnani.
To by było jednak na tyle jeżeli chodzi o New York Knicks. Jeszcze-zespół Mike’a Woodsona odniósł 20 porażkę w sezonie i jest 4-12 u siebie, w mecce koszykówki Madison Square Garden po fatalnej czwartej kwarcie. Toronto Raptors dowodzeni przez DeRozana i Valanciunasa zupełnie zdominowali NYK i zatrzymali ich na 12 punktach w 12 minut, sami zdobywając aż 29.
Dinozaury wyjechały z Nowego Jorku jako czwarty najlepszy zespół Konferencji Wschodniej (bilansem byliby niżej, zasady dotyczące dywizji, której Raps są liderem). Co ciekawe Raptors są już 8-7 na wyjazdach, za to u siebie w Toronto przegrali 8 spotkań z 12.
Ile jeszcze potrwa „Knicks Basketball” Mike’a Woodsona?
Najlepsi: Jonas Valanciunas, DeMar Derozan, Kyle Lowry (15 punktów, 11 asyst) – Andrea Bargnani, J.R. Smith, Beno Udrih, Tim Hardaway
(12-14) Washington Wizards 98 – 120 Minnesota Timberwolves (14-15)
To był idealny pokaz sił Wschodu w starciach z Zachodem. Rezultat takiego pojedynku – niby-równych bilansem – ukazany powyżej. Washington Wizards zostali zmiażdżeni w Minneapolis, prawdziwy blowout. Marcin Gortat został totalnie zdominowany przez duet Peković-Love i Randy Wittman postanowił dać Polakowi tylko 24 minuty.
Najbardziej Wizards nie powinna jednak boleć sama porażka, która wciąż pozwala bowiem cieszyć się miejscem w pierwszej ósemce Konferencji. Zespół z Waszyngtonu stracił bowiem na jakiś czas Bradleya Beala, którego koledzy z zespołu musieli znosić z parkietu do szatni z powodu kontuzji.
Marcin Gortat: 8 punktów, 7 zbiórek w 24 minuty
Najlepsi: John Wall (26 punktów, 7 asyst) – Kevin Love (25 punktów, 11 zbiórek), Nikola Peković (18 punktów, 10 zbiórek), J.J. Barea (17 punktów, 4 asysty, 8-10 z gry w 19 minut)
(14-14) Denver Nuggets 89 – 105 New Orleans Pelicans (13-14)
Dwa równe zespoły, które walczą o 8 miejsce na Zachodzie spotkały się dzisiaj w Nowym Orleanie. Było to bardzo ważne starcie dla obu ekip. Przed meczem podano informację, że po stronie Nuggets ostatecznie z gry wypada Kenneth Faried, a dla Pelicans nie zagrają Eric Gordon i Jason Smith.
Spotkanie jednak bez większych historii. New Orleans Pelicans od początku objęli prowadzenie, a Denver Nuggets nie udało się zbliżyć do gospodarzy na mniej niż 6 punktów (taka przewaga utrzymała się też swoją drogą przez jedynie kilkanaście sekund). Jest to o tyle dziwne, bowiem Pelikany radzić sobie musiały również przez dłuższy czas bez Anthony’ego Davisa i Jrue Holidaya, którzy mieli problemy z faulami. Mimo tego ten pierwszy w 28 minut miał 17 punktów, 7 zbiórek i 4 bloki, a Jrue w 29 minut zdobył 17 punktów i 8 asyst i totalnie zdominował Ty Lawsona gdy był na boisku.
Najlepszy występ zanotował dzisiaj jednak kolejny raz Tyreke Evans. Rookie of the Year z Sacramento prezentuje formę równą sprzed kilku lat kiedy to sięgał po wspomnianą statuetkę. Zanotował 19 punktów, 10 asyst i 7 zbiórek – było bardzo blisko drugiego triple-double w sezonie. Evans w ostatnich czterech spotkaniach notuje blisko 19 punktów, 10 asyst i 8 zbiórek.
Denver Nuggets przegrali piąte spotkanie z rzędu, a kolejny raz poniżej 30% z gry zagrał Ty Lawson. Zespół Briana Shawa przeżywa duży kryzys.
Najlepsi: Tyreke Evans, Anthony Davis, Jrue Holiday, Ryan Anderson (16 punktów, 10 zbiórek) – Wilson Chandler (22 punkty, 9 zbiórek), J.J. Hickson (16 punktów, 10 zbiórek)
(13-17) Los Angeles Lakers 103 – 105 Utah Jazz (9-23)
Jeżeli Utah Jazz wygrywają to robią to zawsze w dobrym stylu, po emocjonującym spotkaniu i wygrywają – mimo wszystko – z dużymi klubami. Dziewiątą wygraną w tym sezonie odnieśli przeciwko Los Angeles Lakers, ale nie przeszkadza im to w byciu wciąż najgorszą ekipą Konferencji Zachodniej na który zaszczyt tak bardzo pracują.
Spotkanie było wyrównane przez wszystkie 48 minut, a zadecydowały dosłownie ostatnie sekundy. Początkowo bardzo ważne punkty z linii rzutów na remis zdobył Jordan Hill. Mieliśmy na tablicy wyników 103 – 103. Wówczas blisko 20 sekund na rozegranie akcji mieli Jazzmani – piłkę w swoje ręce dostał bardzo dobry tej nocy Gordon Hayward. Spudłował po wejściu pod kosz. Przy całym zamieszaniu Robert Sacre i Jordan Hill nie przypilnowali jednak Derricka Favorsa, popełniając błąd niczym debiutanci. Favors bez większego wysiłku zgarnął piłkę i wpakował ją do kosza na 2 sekundy przed końcem spotkania. Szansę na wygranie spotkania mieli więc jeszcze Lakersi. Wyprowadzona piłka została dostarczona do Jodie’go Meeksa, który jednak spudłował rzut niemal 5 metrów za linią trzypunktową.
„Myślę, że to mój pierwszy game-winner. Znakomite uczucie, ale gramy znów jutro więc trzeba o tym szybko zapomnieć i przygotować się do następnego meczu.” – mówił po wygranej z Lakers, ucieszony Derrick Favors.
Najlepsi: Chris Kaman (19 punktów, 10 zbiórek), Nick Young (21 punktów), Jordan Farmar (16 punktów, 7ast, 7zb) – Gordon Hayward (24 punkty, 5 zbiórek, 9 asyst), Derrick Favors (18 punktów, 14 zbiórek)
(22-7) Miami Heat 103 – 108 Sacramento Kings (9-19) [OT]
Heat liczyli, że uda im się przywieźć wygraną z Sacramento dając jednocześnie odpocząć Wade’owi, Allenowi i Andersenowi. Cousins, Gay i Thomast mieli jednak inne plany.
Prowadzeni przez nich goście nie tylko odrobili 17 punktów straty z pierwszej połowy, ale także doprowadzili do dogrywki, w której byli już zdecydowanie lepsi od ekipy Spoelstry.
Jakby tego było mało, prowadzący w tym meczu Heat LeBron James nabawił się kontuzji pachwiny i jego status przed kolejnym spotkaniem jest niepewny.
Najważniejsze statystyki: Kings zdominowali strefę podkoszową (60 do 38) i robili gości na desce (51 do 35).
Najlepsi: LeBron James (33 punkty, 8 zbiórek, 8 asyst), Chris Bosh (18 punktów, 7 zbiórek) – DeMarcus Cousins (27 punktów, 17 zbiórek, 5 asyst), Rudy Gay (26 punktów), Isaiah Thomas (22 punkty, 7 zbiórek, 11 asyst)
Kumacie że zmiana trenera w NY i tak gówno da jak tylko Melo gra na tym samym poziomie całe rozgrywki bo Smith i tak musi oddać milion rzutów zeby zdobyć więcej niż z 10 punktów, Felton tez gra gorzej niż rok temu Shumpert ma przebłysk raz na miesiąc ta drużyna już nic nie ugra