Historia NBA zna wiele przypadków, w których to w lidze grali zawodnicy skoligaceni więzami rodzinnymi. Zdarzają się też moi mili przypadki jeszcze ciekawsze, gdzie mamy do czynienia z bliźniakami, co w perspektywie samego osiągnięcia jakim jest dostanie się do najlepszej koszykarskiej ligi świata jest dokonaniem wybitnym. A już klasą samą w sobie jest sytuacja, kiedy to obaj bracia robią na parkietach NBA karierę. Ze względu na to, że już niedługo możemy być świadkami takowego wydarzenia chciałbym zwrócić uwagę na dwójkę graczy z uczelni Kentucky…
Jak już napisałem we wstępie po boiskach NBA biegało już kilka par bliźniaków. Dla przykładu wspomnę tu Robina i Brooka Lopeza, Jasona i Jarroda Collinsa, Horace i Harvey’a Grantów, Dicka i Toma Van Arsdale, którzy niecałe trzydzieści lat temu grali w jednym zespole – w Phoenix Suns – czym z oczywistych względów nawiązują do braci Morris, grających dziś w stolicy stanu Arizona.
Z całej powyższej gromadki najwięcej dobrego o wspólnych sukcesach można powiedzieć na temat braci Lopez, którzy robią razem największe postępy i są obaj czołowymi postaciami w swych zespołach (choć niewątpliwe bardziej pochlebne opinie zbiera Brook). Niedługo jednak będziemy świadkami inwazji na ligę kolejnej pary bliźniąt, która może na prawdę sporo namieszać w najbliższych latach…
Oczywiście nie jestem prorokiem i zdaje sobie sprawę, że wiele talentów z koszykówki uczelnianej przepadało w czeluściach NBA niczym kamień rzucony w wodę, a w przypadku omawianych graczy nawet możemy ewentualnie zaposiłkować się dwoma kamieniami. Zaryzykuje jednak stwierdzenie, że mamy do czynienia z niezwykle utalentowanymi, a jednocześnie rozsądnymi zawodnikami, którzy wiedzą czego chcą i mają plan jak to osiągnąć…
Zatem zanim zaczniemy dalej analizować postacie, których dotyczy mój artykuł proszę pozwólcie, że przedstawię Wam Aarona i Andrew Harrisonów.
Bohaterowie mojego felietonu urodzili się w San Antonio w stanie Teksas, a więc w mieście o bardzo bogatych koszykarskich tradycjach. Przyszli na świat 20 października 1994 roku (a więc w czasie, kiedy to w NBA panował inny zespół z Teksasu – Houston Rockets) jako synowie Aarona i Marian Harrisonów. Pierwszy na świecie miał okazję pojawić się Aaron, który uprzedził swego brata w tej materii o jedną minutę.
Obaj ukończyli liceum Travis w rodzinnym stanie Teksas, w którym to byli obaj gwiazdami tamtejszej drużyny koszykarskiej. Lepszymi statystykami punktowymi wówczas mógł pochwalić się Aaron, który to notował 23,1 pkt przy 15,8 pkt na mecz brata, ale znacznie bardziej uniwersalnym graczem był już Andrew o czym świadczą statystyki dotyczące asyst (7,0 Andrew; 5,2 Aaron) oraz zbiórek (Andrew: 7,0; Aaron 2,5). Poniekąd różnice te wynikały także z pozycji na jakich grali, gdyż starszy z nich grał jako SG, a Andrew na pozycji numer trzy (chociaż warunki fizyczne mieli i mają nadal niemal identyczne)
Tak ot o po krótce przedstawia się metryczka obu panów.
Obecnie wspólnie grają na uniwersytecie Kentucky pod baczną opieką legendarnego coacha Johna Calipari. Jego osoba była ponoć kluczowa dla wyboru college’u przez naszą dwójkę, chodź zakusy na nich czyniły uczelnie z Maryland, Kansas, Baylor czy też Arizony.
Wracając zatem do postawionego powyżej założenia, że moi dzisiejsi goście w „Salonie koszykarskim” mają możliwość zrobienia większych karier niż pary bliźniąt wymienione przez moja skromną osobę na początku.
Pierwszym elementem, na którym opieram swoje przekonanie jest sama uczelnia Kentucky. W ostatnich latach jest to istna fabryka dostarczająca graczy do NBA. Zawodnicy z tej uczelni hurtowo zasilają zespoły zawodowej ligi za oceanem. Niemal regułą stało się w ostatnim czasie, że wyjściowy skład Calipariego bez przeszkód przechodzi przez loterię draftu. Wspomnę tylko nazwiska John Wall, Eric Bladsoe, DeMarcus Cousins, Terrence Jones, Enes Kanter, Anthony Davis, Michael Kidd-Gilchrist czy też Norlens Noel. Nie jest przypadkiem, że dziś wszyscy Ci gracze są znaczącymi nazwiskami w lidze (może za wyjątkiem Noel’a, który leczy kontuzje). Każdy z nich warsztatu poważnej koszykówki uczył się właśnie w Lexington u wspomnianego szkoleniowca Wildcats.
Po drugie w opiniach wszystkich ekspertów zbliżający się draft będzie najmocniejszym zaciągiem od wielu lat. Ponoć już dawno nie było graczy o tak sporym potencjale, a Harrisonowie wymieniani są w czołówce, co zresztą przywołam w dalszej części. Pozwala to jednak realnie myśleć o tym, że potencjalny nabywca ich usług w NBA będzie miał z olbrzymi pożytek z gry jednego czy drugiego, a umiejętnościami dysponują nieprzeciętnymi.
Przeanalizujmy zatem osobno profil każdego z nich i zobaczmy co jest ich atutami, a nad czym muszą jeszcze popracować.
Zacznijmy od Aarona Harrisona, który w obecnych rozgrywkach NCAA w barwach uniwersytetu Kentucky zdobywa średnio 14,7 pkt oraz 2,2 as i 3,3 zb.
Zawodnik ten to typowa trójka, który już dziś jest porównywany z Kevinem Durantem z czasów jego gry na uniwersytecie Texas. Porównanie to nie jest bezpodstawne, gdyż obaj dysponują ogromnym zasięgiem ramion. Dodatkowo eksperci bardzo cenią sobie pracę nóg tego gracza. Aaron dysponuje znakomitym ballhandingiem, a jednocześnie wykorzystuje tą umiejętność w akcjach ze zmianą tempa. Jego instynkt strzelecki pozwala odnaleźć podobieństwa do stylu gry młodego Ray’a Allena, a ogromny potencjał stawia go aktualnie w czołowej piątce młodych graczy na pozycji numer trzy. Niestety musi jeszcze sporo popracować nad regularnością rzutu, gdyż zdarza mu się notować mecze bez celnej trójki na koncie. Warto jednak zauważyć, że nie rzuca na siłę – tzn. nie stara się za wszelką cenę oddawać rzuty z dystansu. Kiedy widzi, ze nie ma dnia częściej stara się przedostawać w okolicę kosza, co trzeba uznać, za bardzo dojrzałe postępowanie.
Aktualnie jest on notowany na 30 pozycji w „Top 100 Prospect Players” i gdyby przystąpił do draftu 2014 szacuje się, że mógłby nawet zostać wybrany z numerem 14. (to najwyższe miejsce z kilku analizowanych przeze mnie zestawień)
Młodszy z bliźniaków – Andrew gra jako dwójka. Jego statystyki to 11, 2 pkt, 3,4 zb i 2,5 zbiórki na jedno spotkanie. W opinii wielu obserwatorów uczelnianego basketu jest to idealny materiał na „combo guard’a”. Doskonale panuje nad piłką, dysponuje sporą szybkością i znakomicie wpisuje się w transition offense. Podobnie jak brat posiada instynkt do zdobywania punktów, ale jednocześnie posiada bardzo kreatywne spojrzenie na przebieg wydarzeń na boisku i potrafi uruchamiać podaniami kolegów z drużyny. Gra zarówno lewą jak i prawą ręką – co odnosi się też do kończenia akcji. Dobre warunki fizyczne, szeroki zasiąg ramion sprawiają, że doskonale odnajduje się w grze jeden na jeden i nie unika gry na kontakcie. Co jednak najważniejsze i co podkreśla szerokie grono specjalistów od wyławiania młodych talentów, posiada zdolności przywódcze i doskonałą psychikę do gry w koszykówkę. Uwielbia współzawodnictwo i w trudnych momentach potrafi pociągnąć za sobą resztę drużyny. Gorzej jeszcze wychodzi mu gra bez piłki. Notuje także sporo strat, co wynika z wielu nieprzemyślanych decyzji, ale to grzechy wieku młodzieńczego. Spotkałem się także z zastrzeżeniami odnośnie braku odpowiedniego skupienia w defensywie. Jego ambicja i bardzo fizyczny styl gry powodują także, że szybko traci niepotrzebnie energię i brakuje mu sił w końcowych fazach meczów, ale to też kwestia ustawienia gracza przez trenera i myślę, że John Calipari z pewnością da sobie z tym radę i naprostuje młodziana.
Gdyby Andrew przystąpił do draftu w 2014 roku to miałby szanse wedle aktualnych zestawień zostać wybrany w granicach miejsc 22-26. W zestawieniu Top 100 wyprzedza jednak brata o pięć pozycji i znajduje się obecnie w rankingu na 25 miejscu. Jest on też aktualnie porównywany z zawodnikami pokroju Derona Williamsa czy też Bradley’a Beal’a.
Pragnę jednak zaznaczyć, że bardziej prawdopodobne, że obaj zostaną zwerbowani do NBA dopiero w roku 2015, co uważam za korzystniejsze rozwiązanie ze względu na szlifowanie ich talentu przez coacha Calipariego.
Wszystkie powyższe opinie przytoczone przeze mnie znalazły potwierdzenie w meczu z Louisville Cardinals rozegranym 28 grudnia bieżącego roku. Wildcats wygrali to starcie 73:66, a Harrisonowie byli kluczowymi zawodnikami, którzy zadecydowali o wyniku rywalizacji.
Gwoli wyjaśnienia dla mniej zorientowanych w hierarchii zespołu z Kentucky gwiazdą numer jeden i jednym z czołowych naborów zbliżającego się draftu jest rzecz jasna Julius Randle. Problem w tym, że najważniejszych momentach spotkania zaczęły go łapać skurcze i z tego względu nie był w stanie przebywać na parkiecie. Wówczas to właśnie Andrew i Aaron wzięli sprawę w swoje ręce i rozstrzygnęli losy spotkania. Pierwszy z nich zakończył zawody z 18 oczkami, a drugi zaliczył 10 pkt. Wygrana w meczu derbowym ma szczególny smak, a jednocześnie pokazała, że potrafią oni brać odpowiedzialność na swe barki. Ciekawostką jest też fakt, że Rick Pitino , a więc trener pokonanej drużyny miał okazję prowadzić ekipę koszykarzy z uczelni Kentucky w latach 1989-1997 ( po czym objął posadę pierwszego coacha w Boston Celtics). Jak widać był to mecz z wieloma podtekstami, a zatem o większym ciężarze gatunkowym. Wiąże się to również z większą presją, którą obaj bracia dzielnie wytrzymali.
Ważne jest także to co w pomeczowej wypowiedzi można było usłyszeć z ust Andrew Harrisona:
„That’s what you come to Kentucky for, to play the big games,” It’s a great feeling and it’s an even better win, but we’re always looking to get better.” – powiedział w wywiadzie dla ESPN
Pokazuje to, że obaj mają dobrze poukładane w głowie i że posiadają ambicję rozwijania swych umiejętności. Są świadomi, że czeka ich jeszcze sporo wysiłku i mnóstwo ciężkiej pracy. Jednak wszystkie te litry potu wylane na treningach z pewnością zaowocują w przyszłości.
Mam przeczucie, że ta dwójka na prawdę sporo osiągnie w NBA. I nie sugerujcie się numerami w drafcie, bo doskonale wiecie, że nie oddają one w pełni wartości gracza ( czego najlepszym przykładem jest Anthony Bennett). Już niedługo możemy być świadkami ( i z całego serca liczę na to, że faktycznie tak się stanie) ekspansji talentu dwójki braci z Texasu, którzy w szybkim tempie mogą zawojować ligę. Może dzięki nim za parę lat mój artykuł, który teraz czytacie będzie miał wartość szczególną, gdyż prawidłowo odczyta przyszłość Harrisonów. Cóż wtedy powie Wróż-Maciej :)
Na koniec pragnę tylko napomknąć, że felieton o braciach Harrison jest pierwszym z cyklu „Salon koszykarski„, który zagości na łamach enbiej.pl od 2014 roku i w miarę regularnie będą tu gościć osobistości niekoniecznie z pierwszych stron gazet, ale niosące za sobą ciekawe historię. Zatem do zobaczenia już niedługo w kolejnej odsłonie serii.
Już chciałem napisać, że chętnie poczytałbym wiecej o przyszłych graczach NBA aż doczytałem do końca. Świetna wiadomość na koniec roku ;)
Bardzo ciekawy art. Fajnie poczytac o mlodych/przyszlych gwiazdach koszykowki.
5 za starania 4 za wykonanie :-P
Przydało by się parę statystyk jak wzrost czy waga
Ja tam już czekam na draft i wasze przedstawienie kandydatów.
Fajnie by było gdybyście pisali coś więcej o lidze akademickiej
Czasem żałuje że już nie mam sportklubu z meczami NCAA na pokładzie
Zaryzykował bym stwierdzenie że lepiej mi sie ogląda NCAA niż NBA
Waga i wzrost są bardzo zmienne w tak młodym wieku :) a dodatkowo nie jest to sedno artykułu, a ja nie jestem aż tak wielkim fanem statsów. Ważne jest to co dzieje się na boisku, a nie to co w tabelkach ;)
Ale każdy ma inne spojrzenie i będę się starał łączyć jedno z drugim ;)
mecze NCAA na espn america albo net :)
Enbiej=NBA. Teksty o lidze akademickiej były na początku istnienia strony, przez 2 pierwsze lata, ale cieszyły się małą popularnością i odeszliśmy od pisania o NCAA (redaktorzy odpowiedzialni za NCAA piszą dziś na College Hoops choćby nasz kolega Olek Szóstka => http://www.collegehoops.pl/)
taktak Woy
Ja nie mówie by pisać dużo i regularnie ale jakiś artykulik raz na 2 tygodnie?
Taki zbiorczy z najważniejszymi wydarzeniami, statystykami lub ciekawostkami.
ZAPRASZAMY DO REDAKCJI, AKURAT JEST WOLNY WAKAT:-) NCAA NIE DLA MNIE, SORRY.
kurde nie moge edytować :-/
@Paweł – ale zgodzisz sie ze wzrost,waga i zasięg ramion odgrywają w koszykówce znaczną rolę?
Tak, wiem że oni jeszcze rosną, wiem też że czasem ich „wymiary” są sztucznie zawyżane ale to nadal są kluczowe informacje. Będą wyżsi? OK ale przydało by sie napisać jacy teraz są.
I chodzi mi juz o następne artykuły.
Zdradzę Ci, że kolejny „Salon koszykarski” jest właśnie w trakcie powstawania i już takie dane znajdują się w odniesieniu do bohatera głównego :)
Ja też jestem bardzo zainteresowany taki artykułami, bardzo śledzę Draft i rozwijających się chłopaków. Regularnie sprawdzam draft measurements bo w nich czasem można znaleźć odpowiedzi na pytania o talent niektórych zawodników.
Nieczęsto krytykuję autorów artykułów, które z przyjemnością czytam. Dlatego z góry Pawła za moje zachowanie przepraszam.
Bardzo bym prosił o trochę więcej realiów. Jeden z braci przez większość ekspertów związanych z NBA określany jest jako PG a drugi jako SG, nikt nie traktuje żadnego z nich jako 3-kę, czyli SF. Porównywanie ich do Kevina Duranta nawet z czasów uniwersyteckich jest trochę nadinterpretacją. Durant na pomiarach w butach miał 6’10” czyli z grubsza 208 cm, a zasię ramion 7’4″, co daje 223-224 cm. Gabarytami pasuje jako niezły PF, choć gra jako SF.
Bliźniaki w butach mają 6’5″ czyli 195 cm i zasięg ramion 6’8″ co daje im 203-204 cm przy wadze na poziomie 92 kg. To jest ogromna różnica i ciężko powiedzieć, żeby któryś z bliźniaków miał ogromny zasięg ramion! 3 cale różnicy to można by rzec standard dla afro amerykańskiego koszykarza. Niektórzy mają różnicę nawet 9 cali. przykładowo ja mam niestety zaledwie 5’8″ wzrostu (bez butów) ale zasięg ramion 6’1″ – identycznie jak Nate Robinson, choć standing roach większy bo 7’8″. To normalne mając wzrost powyżej 180 cm, ale nie mój.
Porównanie z Rayem Allenem może jest i na miejscu, choć żaden z tych chłopaków nie dysponuje tak ułożonym i opanowanym rzutem. Chłopcy są obaj bardziej atletyczni od Raya.
Mnie osobiście patrząc na grę Arona nasuwa się Tyreke Evans.
Andrew to rzeczywiście prospekt typu Combo guard, czyli jak dla mnie Johny Wall. Choć życzę im obojgu jak najlepiej, to chyba żaden nie będzie graczem formatu Wall-a czy Allen’a. Życie pokaże.
W Kentucky gra trzech małych graczy i na pozycji SG gra częściej James Young. Aaron częściej wystawiany jest na skrzydle, a to ze względu na jego uniwersalność i warunki fizyczne (Aaron jest cięższy od Younga i obaj mają po ok 198 cm – dane ze strony uniwerku Kentucky) – ale to wszystko jest zmienne w zestawieniu Calipariego – oglądając jednak mecze Cats częściej na trójce gra AH.
Co do porównania do KD to ze względu na dynamikę w grze i przejście z obrony do ataku – styl poruszania także mają zbliżony, przypomnę, że jeszcze w czasach Sonics Durantula był strasznie chudy :), a młody Ray Ray z Bucks to także bardzo wyrazisty dunker, a nie tylko strzelec dystansowy jak obecnie.
Nie brałbym aż tak tych wszystkich danych powaznie :) Barkley miał 198 cm i był jednym z najlepszych PF w historii NBA :)
To koszykówka, a nie matematyka :)
Fajny tekst i dobrze, że zwróciłeś uwagę na tych zawodników.