Załóżmy, że twoja drużyna rzuca 114 punktów na 51,3 proc. skuteczności w całym meczu, w tym bardzo dobre 44,4 proc. za trzy, cała pierwsza piątka zapisuje na swoim koncie podwójną zdobycz punktową, a dwóch najlepszych graczy zdobywa odpowiednio 26 i 22 oczka, do tego przeciwnicy mają kłopoty ze stratami, których popełniają aż 20, a twój zespół zamienia je na 32 punkty i ponadto wygrywa walkę w pomalowanym, skąd pochodzi 54 oczek zespołu, o 10 więcej niż u oponentów.
Byłbyś pewny, że te wszystkie statystyki oznaczają dość pewne zwycięstwo, prawda? Każdy by był. To jednak czasem za mało, jeśli grasz przeciwko Golden State Warriors, którzy rzucają jeszcze więcej i na dużo lepszej skuteczności niż twój zespół.
Goście rzucili Heat 123 punkty (56,1 proc. z gry, w tym 51,7 proc. z dystnasu) i nikt w tym sezonie nie rzucił jeszcze mistrzom NBA tak dużo. Sam Stephen Curry zdobył 36 oczek, trafiając 13 z 22 rzutów, w tym 8/15 zza łuku, rozdał do tego 12 asyst i skradł 4 piłki. Co ciekawe lider Warriors miał na koncie tyle celnych trójek, co cały zespół gospodarzy, a co jeszcze ciekawsze grał tak dobrze, że LeBron James wcale nie wydawał się najlepszym graczem na parkiecie.
Zresztą James pomimo tego, że rzucił wczoraj 26 oczek, najwięcej dla Miami, to zrobił to w tak cichy sposób, że nawet nie było tego widać. Był jednak taki moment w czwartej kwarcie, kiedy mógł przejąć mecz i zastanów się teraz jak to wygląda. James wcale nie gra spektakularnie, ale i tak jest najlepszym zawodnikiem Heat, odnosisz wrażenie, że cały mecz gra na pół gwizdka, a i tak jest blisko tego, by w te kilka chwili przechylić szalę wygranej na stronę swojej drużyny. Nieźle, co?
Kiedy na nieco ponad pięć minut do końca gospodarze przegrywali 102-111, najpierw LeBron trafił trójkę naprzeciwko kosza, by w kolejnej akcji znów clenie przymierzyć i zmniejszyć straty Miami do tylko 4 oczek, po tym jak przegrywali już 15 pod koniec trzeciej kwarty.
Warriors mieli jednak wczoraj Curry’ego, ale i nie tylko, bo mieli również Davida Lee, który również zagrał bardzo dobry mecz. Po tym jak gospodarze doszli Golden State na 4 punkty Lee najpierw trafił pół-hak nad Chrisem Boshem, następnie wbiegł pod kosz, ściągając na siebie uwagę obrońców, oddał piłkę na lewą stronę do nie pilnowanego Klaya Thompsona, który zaraz podał ją do rogu do Curry’ego, a ten trafił za trzy, a w jeszcze kolejnej akcji Lee zrobił spin-move, kiedy krył go Dwyane Wade, wbiegł pod kosz i rzutem o tablicę powiększył przewagę Warriors do 11 oczek. Gdy chwilę później Lee trafiał jeszcze dwa rzuty wolne, zrobiło się plus 13 na niecałe dwie minuty do końca i było po meczu.
Lee rzucił wczoraj 32 punkty, był 13/17 z gry i zebrał 14 piłek, pomagając wygrać gościom walkę na tablicach 40-31. David już w pierwszej kwarcie miał na koncie 13 oczek, a większość z nich zdobył ogrywając jak chciał Shane’a Battiera. To może być problem dla Miami w play offach z zespołami grającymi klasycznym silnym skrzydłowym i centrem (Indiana Pacers), bo Battier zwyczajnie nie jest w stanie fizycznie rywalizować z silniejszymi fizycznie skrzydłowymi. Może James zamiast Battiera powinien ich kryć? Albo do piątki powinien wrócić Udonis Haslem, ewentualnie jako starter od początku mógłby grać Chris Andersen? Eric Spoelstra musi chyba coś z tym zrobić, bo choć Battier trafiał wczoraj za trzy (11 punktów i 3/4 z dystansu) to w tym sezonie nie zdarza się to za często.
Problemem Warriors były wczoraj straty. 20, po których 32 punkty rzucili Heat to zdecydowanie za dużo. Osobną kwestią jest to, że gdyby nie te straty to Miami prawdopodobnie przegrałoby więcej, a przecież i gospodarze gubili piłkę – 15 strat, z czego aż 8 miał na koncie James.
Goście byli jednak wczoraj piekielnie skuteczni. Trafili pierwszych 11 z 13 rzutów i następnie przez długi czas utrzymywali ponad 60 proc. skuteczność w pierwszej połowie, a Heat zwyczajnie zostawiali zbyt często na otwartych pozycjach dwójkę obrońców Warriors – Curry’ego i Thompsona. Ten drugi rzucił 16 punktów, trafiając 4 trójki. 15 oczek z ławki dodał Harrison Barnes.
22 oczka, 9/18 z gry, w tym 2/2 za trzy, zdobył Wade, 19 punktów z 16 rzutów dołożył Bosh, a 17, 6/10 z gry, Mario Chalmers. W Heat zawiodła trochę ławka rezerwowych, która rzuciła 17 punktów, trafiając 5 z 13 rzutów.
Kolejny mecz obie drużyny zagrają na wyjeździe. Warriors już dziś z Atlantą Hawks, Heat w sobotę z Orlando Magic.
Golden State Warriors – Miami Heat 123:114 (38:33, 27:28, 31:26, 27:27)
Liderzy zespołów:
Punkty: Curry 36 – James 26
Zbiórki: Lee 14 – Chalmers 7
Asysty: Curry 12 – James, Wade 5
Przechywty: Curry 4 – Wade, Chalmers 3
Bloki: Green 1 – James, Beasley 1
Oglądałem mecz i nie żałuję. To co trafiał Curry to się w głowie nie mieści, sprzed rąk Wade’a czy Jamesa. W pewnym momencie miał chyba 6/8 3pt, trafiał wszystko. Słabszy mecz Thompsona (koszmarny kozłujący). Szkoda, że autor nie wspomniał o Andre Iguodali, bo ten cały mecz grał świetnie w obronie (jak zwykle), dobrze rozprowadzał piłki po parkiecie i umiał przyśpieszyć w momentach gdy czas na akcję się kończył. Barnes z ławki niesamowita energia i to było kluczem do powiększenia przewagi GSW w 2 kwarcie. W Heat – Beasley, 4 faule w 13 minut, Allen – 1-4FG. Ławka uboga i mogą mieć problem Heat w PO. Teraz na nba.com jest możliwość obejrzenia KAŻDEGO rzutu poszczególnych zawodników, polecam obejrzeć Curry’ego w tym meczu, niezła gratka dla fana NBA. Pozdrawiam.
Dokładnie. Iguodala to obok Curry’ego najważniejszy zawodnik Warriors. Bez niego są słabsi, bo nie mają nikogo, kto byłby w stanie rozgrywać jako drugi playmaker (Toney Douglas to trochę za mało), a AI robi to świetnie i Stephen może w pewnych momentach meczów zająć się tylko zdobywaniem punktów, podczas gdy Andre kreuje grę. I oczywiście nie można zapominać o jego świetnej defensywie.
Btw. Nie działa video.
Podmieniłem. Teraz powinno być ok. Dzięki :)
Noc Niespodzianek. Widać, że zaczyna się trudny okres dla wielu ekip, gdzie można łatwo złapać zadyszkę. Heat przegrali z Wojownikami i wszystkie oczy na Curry’ego – 43 minuty gry :), ale to był fenomenalny występ też ze strony Lee. 14 zbiórek i skuteczność z gry.
SASi przegrali z Knicks co dla mnie jest niezłym szokiem. Tak zorganizowana ekipa z tak zdezorganizowaną ekipą.
Wreszcie Durantula nie dał rady Nets. Jednak tym razem reszta ekipy nie zagrała nic ciekawego. Wreszcie widać było niestety brak Westbrooka.
Do niespodzianek można też zaliczyć porażkę Królów z 76, którzy notowali niezłe wyniki.
Obronili się TrailBlazers za to i to rozstrzeliwując Bobki. Ta ekipa ma moc. Aldridge skupił się na zbiórkach i z Leonardem opanowali tablice. Za to Lillard i Matthews zajęli się rozstrzeliwaniem Bobków. 6-6 za 3 Lilliarda i 5-6 Matthewsa – po prostu WOW. Plus double double Mo Williamsa. Mega występ.
godzina 20:00 powtórka meczu na N-Sport :-)
Pełna zgoda co do trafnej analizy spotkania. Wypadałoby zapytać co się dzieje z obroną Heat. Trener nie potrafił wczoraj (dzisiaj) zareagować na problemy defensywne zespołu. Battier był ośmieszany przez Lee, Bosh zresztą to samo, gdy próbował kryć podkoszowego Warriors. Warto zauważyć, że Heat maja w tym sezonie problem nie tylko z zespołami dobrze zorganizowanymi w obronie z silnymi podkoszowymi (Pacers, Bulls) ale także z drużynami grającymi radosną , ofensywną koszykówkę. (76-sixers, Celtics, Sacramento, czy dzisiaj Warriors). LeBron powinien skupić się ponownie na rzutach wolnych. W początkowej fazie sezonu wyglądało to dobrze – teraz wraca do swojego przeciętnego poziomu. Zawodnik, który pretenduje po raz kolejny do nagrody MVP nie może w kluczowym punkcie spotkania pudłować dwóch rzutów wolnych. Jedynym pocieszeniem dla fatalnej gry Miami jest fakt, że pomimo tak niewiarygodnej skuteczności z gry Wojowników byli w zasadzie całe spotkanie w grze.
Ja myślę ,że błędem jest odejście od częstszego używania w rotacji pary Haslem-Anthony (w końcu kontra Lee – Bogut). Ci gracze mieli bardzo pozytywny wpływ na defense Heat. Takich pracusi dziś jak na lekartstwo przy minutach innych graczy Żaru. Heat będą mieć problemy z drużynami z mocnym front courtem.
Wady Anthonego są powszechnie znane – mizernośc w ataku i braki techniczne. Lecz ten chłopak jak zresztą zauważyłeś jest niezwykle przydatny w defensywie. Jeszcze dwa sezony temu wystawiany był w pierwszej piątce gdzie Bosh grał na swojej nominalnej pozycji. Spolstera i tak pewnie zostanie przy swoim mając najmocniejszy argument w postaci „sprawdzonego” ustawienia, które dało dwa tytuły mistrzowskie. Przypomina mi się wywiad trenerem Heat przed rozpoczęciem sezonu gdzie stwierdził, że większy nacisk będzie kładziony na ofensywę. Rezultaty tej strategi widzimy na własne oczy, a jej ofiarami są m.in Anthony czy Haslem.