Przyznam się, że ze sporym zażenowaniem przyglądam się w ostatnich dniach poczynaniom koszykarskich arbitrów. Dotyczy to zarówno rozjemców spotkań naszej rodzimej TBL, jak również sędziom zza oceanu. To czego jesteśmy świadkami w wykonaniu tych panów zabiera mi najzwyczajniej przyjemność oglądania spotkań. Najgorsze jest to, że zapewne nie tylko mnie…
Emocje są nieodłącznym elementem koszykówki. Towarzyszą one zarówno zawodnikom jak i oglądających mecze kibicom. Ileż to razy byliśmy świadkami stopniowania napięcia przez realizatora w spotkaniach, które decydowały się w ostatnich sekundach. Trener bierze czas. Kamera kolejno pokazuje zawodników obu drużyn, w tle leci piosenka Gary’ego Glittera „Rock 'n roll pt2„. Szkoleniowcy nerwowo tłumaczą swoim podopiecznym zagrywki, które za chwilę będą musieli urzeczywistnić na parkiecie. Spiker w hali podgrzewa atmosferę, co także w coraz większym stopniu udziela się Nam, widzom przed odbiornikami TV. Zbliżenia twarzy głównych aktorów, zaczynamy czuć ciarki na plecach. Nerwy tym większe, jeśli jesteśmy świadkami potyczki naszej ulubionej drużyny. Koszykarze na boisku, muzyka zamienia się w „Welcome 2 the Jungle” zespołu Guns 'n Roses, albo w przypadku starszych fanów w legendarny kawałek „Sirius” grupy The Alan Parsons Projects. Teraz już nasze emocje sięgają zenitu…
Chyba każdy fan koszykówki przynajmniej raz w życiu zaznał takiego niebiańskiego doznania. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że to cholernie uzależnia. Warto jednak pamiętać, że skoro to wszystko udziela się nam w niebotycznym stopniu, to zawodnicy też mają prawo do emocji. Prawda?
Otóż wcześniej myślałem, że jak najbardziej mają i w takowym przekonaniu żyłem niemal 30 lat. Oglądając w ostatnim czasie mecze koszykarskie doszedłem do smutnego wniosku, że sędziowie mają nieco inne zdanie na ten temat. Oni nie uznają chyba wybuchu emocji za coś, co powszechnie jest uznawane za normalny, ludzki odruch. W ich mniemaniu jest to złamaniem przepisów. I kropka!
PRZYPADEK I: Mecz PGE Turów Zgorzelec – AZS Koszalin, ostatnie sekundy czwartej akcji. LaceDarius Dunn trafia za trzy punkty na trzy sekundy przed końcem. AZS, który przed chwilą przegrywał jednym punktem teraz wychodzi na prowadzenie (+2). Trenerzy i koledzy w przypływie radości wybiegają na boisku, aby pogratulować strzelcowi i co? Dostają techniczny i za chwilę dwa kolejne rzuty wolne przeciwników doprowadzą do dogrywki. W doliczonym czasie ekipa z Koszalina przegrywa… Chyba coś tu jest nie tak…
PRZYPADEK II: Mecz New York Knicks – Houston Rockets, Melo Anthony toczy twardy pojedynek z Terrencem Jonesem. Od początku obaj gracze sobie nie żałują i grają bezpardonowo. Gwiazda Knicks najwyraźniej nie ma łatwego życia z młodzieńcem z Houston. Po jednym z udanych zagrań głośno krzyczy z radości, pokazuje tym samym rywalowi swoją wyższość. Niby normalny odruch rywalizacji (najwyżej w moim mniemaniu), ale… za chwilę dostaje technika…
Ten sam mecz, kilka akcji później. Akcja toczy się teraz pod koszem gości z NY. Teraz to Jones okazał się lepszy od Anthony’ego. Po udanej dobitce rzutu kolegi nie omieszkał spojrzeć w stronę rywala i szepnąć mu na ucho, kto teraz tu rządzi… Jones zostaje ukarany faulem technicznym…
Na pierwszy rzut oka wszystko jest ok. Sędziowie zachowali się zgodnie z przepisami. I to jest właśnie cholernie nie tak!!!
Nie wiem w jakim to wszystko zmierza kierunku, ale coś najwyraźniej zaczęło tu szwankować. Przepisy zaczynają zabijać ducha gry. Trash Talking to element gry. Pozwólcie zawodnikom wyzwalać swoje emocje. Nie starajcie się z nich zrobić bezuczuciowych i pozbawionych układu nerwowego ludzi. Na nich też ciąży ogromna presja i to, że się wyżyją najzwyczajniej im pomaga w grze. To jest część rywalizacji, którą tak kochają. Zabraniając im tego, poddajecie ich koszykarskiemu zabiegowi wazektomii. To nie ma jaj…
Wyobraźcie sobie teraz, że jest rok 2020. Załóżmy hipotetycznie, że gwiazdą NBA jest Andrew Wiggins, który po każdym zdobytym punkcie, po każdym bloku, po każdym przechwycie, ogląda się za siebie i spoglądając w dół wraca pod swój broniony kosz. Zero emocji. Tak samo postępują jego koledzy. Rywale również. Podoba Wam się to??? No właśnie…
Problem w tym, że obecnie sędziowie serwują nam strasznie mdłą potrawę pozbawioną pikanterii. I tylko Sheedowi Wallece’owi otwiera się zapewne nóż w kieszeni patrząc na to wszystko. Albo z drugiej strony może jedynie cieszy się, że siedzi w drugim rzędzie asystentów Pistons, bo dzięki temu sędziowie nie słyszą jego „ball don’t lie”. W przeciwnym wypadku wyleciałby już na rozgrzewce…
Oglądając ten cały kabaret, którym coraz częściej bawią Nas arbitrzy z łezką w oku wracam do lat 90-tych, kiedy to takie rzeczy były na porządku dziennym, a koszykówka była grą dla facetów.
Ludzie kochali oglądać taką koszykówkę, a skoro lud chce igrzysk, to im je po prostu dajcie. To nic złego. Ba, nawet więcej – sami koszykarze też będą wniebowzięci. Oni też potrzebują czasami dać upust swym emocjom, a kiedy mają to robić jak nie po udanym zagraniu? Nie ma w tym nic zdrożnego, zapewniam!
Bo zawodnicy kochają trash talking, bo kibice kochają oglądać swych pupili, którzy swymi niekontrolowanymi wybuchami radości dają im, coś więcej, coś co sprawia im wielką przyjemność i łechta ich koszykarskie podniebienia. Wprawia niemal w taki sam stan uniesienia, jak magiczne mikstury druida Panoramixa.
Właśnie to chcemy oglądać! Ludzie wychowani na Knicksach Pata Rileya, legendarnych Bad Boys, Chicago Bulls z Jordanem, rywalizacji Reggie Millera ze Spikiem Lee czy też Celtach z Birdem, właśnie tego typu dodatków potrzebują do całego zestawu, który nazywają „meczem koszykówki”. Bez tego ta gra zwyczajnie traci część swych barw…
Obawiam się, że jeśli interpretacje sędziowskie pójdą w tym kierunku, to niedługo zawodnicy przed meczem będą musieli wypijać litry melisy, żeby nie narazić swego zespołu na niepotrzebną stratę punktów.
Zatem apeluje do Was drodzy arbitrzy: Nie zabierajcie nam tych emocji!!! Bo właśnie to jest to, co misie lubią najbardziej!!!
PS (na załączonych filmikach żadnemu zawodnikowi nie stała się krzywda)
Niestety tak się zaczyna dziać także w ligach amatorskich. Ja gram w takiej lidze we Wrocławiu i sędziowie sami przyznają, że dostali takie wytyczne i liga ma iść w takim kierunku. Zero dyskusji, krzyków, ani przesadnego cieszenia. Już zostało wprowadzone, że za przekleństwa jest faul techniczny. Nie raz dostaliśmy technika za przeklinanie w trakcie przerwy na żądanie!!! DRAMAT!
Dawanie za byle co fauli technicznych to jest przesada, ale również zwykłe faule są teraz dawane po mało ostrych akcjach. Jakby obecnie mieli grać Bad Boys to chyba wylecieliby za limit fauli po pierwszej kwarcie.
W ten sposób nie można zmieniać koszykówki.
Ostatnio Lance dostał technika za coś takiego: http://www.youtube.com/watch?v=ejIPeHfjt88
Teraz koszykówka staje się bezpłciowa. Już w 2k są wyrażane większe emocje niż w NBA. Rozdawać techniki za krzywe spojrzenie, albo kilka słów to ostre przegięcie.
A i najlepsze jest to, że te techniki nie są rozdawane równo. Największym gwiazdom jak Bron czy KD takie akcje są często puszczane płazem.
Kolejny przykład to ostatni mecz GSW vs LAC gdzie Griffin został nieprzepisowy wywalony (nie lubię rudzielca jak cholera). Teraz nawet jeśli zostaniesz popchnięty i od razu nie uciekniesz tylko staniesz jak facet to dostajesz technika.
Jestem zwolennikiem zaostrzenia zasad i eliminowania wszelakich „Bad Boys”, ale gwizdanie techników w ostatnim czasie staje się nagminne…
Dzisiaj Oakley za samo wejście na boisko dostałby technika.
NBafan no ale z tego co pamietam liga przyznala sie do bledu za wyrzucenie griffina swoja droga tez nie moge zniesc typa xd. co do tematu tez mi sie to nie podoba. niedlugo bedzie to liga tylko dla gentelmenow
Najgorsza jest jednak niesprawiedliwość. Jeden gracz fauluje drugiego, popycha i ciągnie za sobą, a ten drugi go odepchnie i coś mu powie i obaj dostają po techniku. Jak dla mnie to gracz, który to wszczął powinien być bardziej ukarany. Czyli jeśli już to podwójny technik i wykluczenie, a drugi z jednym technikiem. Albo pierwszy dostaje technika, a drugi nic. Bo teraz to w sumie wystarczy kogoś zaczepić dwa razy (i niech to zrobi inny gracz za każdym razem) i wywalisz lidera rywalowi, a sam masz 2 techniki, ale na konto dwóch różnych graczy. Niedługo modne stanie się wpuszczenie kogoś z głębi ławki i prowokowanie gwiazd. Zapłaci karę, złapie faul techniczny, ale przynajmniej pogra i się przyczyni dla drużyny. Dojdziemy do punktu, że stanie się to elementem taktyki, bo to się obecnie opłaca.
to nie wina sędziów takie są przepisy oni tylko sędziują to Stern wykastrował ligę , fakt w latach 80-90 można było zostac oplutym pobitym na parkiecie to nie było fajne moim zdaniem , ale komisarz ligi poszedł za daleko twarda obrona jak najbardziej bicie przeciwnika nie
teraz mamy basket dla panienek niestety :(
oczywiście nie podoba mi się w jakim kierunku to zmierza, ale nie chciałbym zobaczyć na parkiecie Bad Boys II, a po drugie przypomniałem sobie ostatnio video z „malice in the palace” i liga nie może pozwolić sobie na powtórkę.