33 asysty przy 42 trafieniach z gry rozdali Hawks, a ich 7 graczy miało dwucyfrową liczbę punktów. Heat wygrali ostatnie 7 spotkań w Philips Arena, ale w końcu musieli przełknąć gorycz porażki. Dzięki lepiej rozegranej końcówce Jastrzębie wygrały 121-114.
Najlepszym graczem Jastrzębi był Paul Millsap, z 26 punktami i 7 zbiórkami. DeMarre Carroll skończył mecz z 19 punktami i 6 zbiórkami, a Pero Antic miał 17 oczek i również 6 zbiórek. Gości standardowo prowadził LeBron James, ale jego 30 punktów i 6 asyst to było dzisiaj za mało.
Ławka Hawks była lepsza od ławki rywali, w stosunku 45 – 21. Ten czynnik okazał się kluczowy dla losów spotkania. Oprócz tego Hawks byli lepsi w pomalowanym, zdobywając 48 punktów przy 32 Heat, a także mieli lepszą skuteczność z gry – 51.9%.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Miami Heat |
29-12 | 31 | 39 | 22 | 22 | 114 |
Atlanta Hawks |
21-19 | 34 | 37 | 26 | 24 | 121 |
Przebieg spotkania
Heat zagrali bez odpoczywającego Dwyane’a Wade’a i było to mocno widać na samym początku spotkania. Przez pierwsze kilka minut LeBron był niemal niewidoczny i Heat ciężko było zdobywać punkty. Po drugiej stronie parkietu świetnie radził sobie Pero Antic, zdobywając 10 punktów i świetnie urywając się obrońcom.
Goście odżyli po pierwszej przerwie. Obrona Atlanty zostawiała sporo miejsca Battierowi, a ten bezlitośnie to wykorzystywał. LeBron zaczął grać na swoim normalnym poziomie, dzięki czemu atak znowu wyglądał znakomicie. Jednak ławka Hawks poradziła sobie świetnie i wyprowadziła swoją drużynę na kilkopunktowe prowadzenie. Po pierwszej kwarcie 31-34 dla Jastrzębi.
Druga ćwiartka rozpoczęła się od dwóch ciosów Kyle’a Korvera, przedłużającego swoją serię do 109 meczów z co najmniej jedną trafioną trójką. Świetny Mario Chalmers to było za mało, żeby odrobić stratę, a Hawks cały czas powiększali różnicę. Zwłaszcza zaimponowali mi Mike Scott i Shelvin Mack – rozgrywający bardzo dobre zawody z ławki. Dzięki nim Jastrzębie utrzymywały przewagę nad rywalami w okolicach 10 punktów. Mack na przestrzeni całego spotkania miał 13 punktów i 7 asyst, dzięki czemu zastąpił słabiutko dysponowanego Jeffa Teague’a (2 punkty, 1/7 z gry, 6 asyst).
Hawks wygraliby ten mecz w cuglach, gdyby umieli utrzymać rywali w obronie. Uwaga defensywy musiała skupiać się na LeBronie Jamesie, a ten rozciągał grę, a także samemu zdobywał punkty. Wszelakie podwojenia na aktualnym MVP były jak najbardziej zrozumiałe, w końcu Hawks nie posiadają wystarczająco dobrego obrońcy na powstrzymanie LBJ’a. Ale Jastrzębie przy tym kompletnie nie radziły sobie w obronie na obwodzie (11/17 za trzy w pierwszej połowie Heat). Shane Battier trafiał z otwartych pozycji, a Ray Allen biegał po zasłonach jak za najlepszych lat. Do tego trafiali Chalmers, Bosh i oczywiście James. Dopuszczenie do 70 punktów w pierwszej połowie to zdecydowanie za dużo jak na jakąkolwiek drużynę NBA. Podobnie można napisać o obronie mistrzów, która zagrała bardzo słabe spotkanie.
Tak jak Heat byli lepsi w trafieniach zza łuku, tak Hawks mieli przewagę w pomalowanym. Po połowie było w tej strefie 20-30 dla Jastrzębi, a to głównie za sprawą świetnej gry zespołowej (19 asyst przy 25 trafieniach, jak później zauważyłem identycznie wyglądało to u Heat). Nie sposób było przeoczyć świetną grę Paula Millsapa, który kończył dogrania kolegów i trafiał sporo właśnie z trumny. Po połowie miał 20 ze swoich 26 punktów. Jako fan gry zespołowej i rozciągania obrony, ten mecz oglądało mi się w pierwszej połowie świetnie. 70 – 71 dla Hawks po 24 minutach gry.
Zupełnie inny mecz oglądaliśmy w drugiej połowie. Obie ekipy zaczęły grać twardo, była walka o każdą piłkę i bardziej defensywne spotkanie. Heat wyrównali stan spotkania po akcji 2+1 Chrisa Bosha, ale Hawks mieli na to odpowiedź – run 9-0, w którym ich obrona zaczęła wyglądać tak jak powinna od początku meczu.
Goście odrobili stratę za sprawą LeBrona i Mario Chalmersa, ale w dalszym ciągu nie potrafili objąć prowadzenia. Hawks uciekli im po 3 kolejnych jump shotach Eltona Branda i trójce Lou Williamsa. Końcówkę tej kwarty Heat mieli lepszą, ale za sprawą mądrego wymuszenia 2 fauli i trafienia 4 osobistych, Hawks prowadzili 97 – 92 przed kluczową kwartą tego spotkania.
Od początku 4 kwarty obie strony szły łeb w łeb. Niewidoczny w 3 kwarcie Chris Bosh rozciągał obronę gospodarzy, ale ci również nie odpuszczali w ofensywie i nadal utrzymywali prowadzenie. Ale co się odwlecze to nie ucieczę. Na 7 minut przed końcem LeBron James trafił trójkę dzięki której Heat wyszli na +2, a po chwili dołożył drugą. Nie oznaczało to jednak prowadzenia 5-punktowego, gdyż sędziowie odjęli 2 nieprawidłowo zdobyte punkty Heat. Chodziło tutaj o akcję Chrisa Bosha, w której zdobył on punkty po upłynięciu 24 sekund w akcji.
Hawks byli konsekwentni i wrócili na prowadzenie dzięki wymuszaniu fauli i 5 trafieniach z linii osobistych. Końcówka zapowiadała się świetnie i taka faktycznie była. Na łatwe punkty Carrolla odpowiedział za trzy Norris Cole i Heat ponownie byli tylko -3. Pero Antic jednak znalazł się sam na sam z koszem i nie mógł tego spudłować. W kolejnej akcji fatalne pudło zanotował Shelvin Mack, pudłując reverse lay up.
LeBron przywrócił nadzieję trafiając 2+1 na kontakcie z Millsapem i Anticem, ale w kolejnej akcji (kluczowej dla losów spotkania) dała o sobie znać słaba dzisiejszego dnia obrona gości. Kyle Korver dostał piłkę w rogu boiska i miał mnóstwo miejsca i czasu na trafienie kluczowej trójki. On po prostu nie mógł tego spudłować. Z tego dołka Heat już nie byli w stanie się podnieść. Heat 114 – 121 Hawks.
Miami ma ogromne problemy w obronie w tym sezonie, co pokazuje ostatnie 10-12 meczów. To nie jest ta sama gryząca parkiet obrona co rok temu. Bardzo łatwo rozmontować ją szybkimi podaniami, jeśli piłka dojdzie do środka pod kosz to już jest po temacie, Haslem i Andersen nie stanowią problemu. Czy to jest odpuszczanie sezonu i zbieranie sił na playoffy – z założeniem że startują z drugiego miejsca?
Tak czy siak, Indiana odjeżdza.
Miami typowo nastawia się na playoff. Ich cyferki nie interesują, a batalia o pierwsze miejsce nie ma sensu, bo poza Indianą to reszta jest do ogrania w 4 max. 5 meczy w serii…
zgadzam sie, chcą dograć sezon jak najmniejszym kosztem. dają odpocząć co drugi mecz Wade’owi i jak trzeba to innym. to nie sezon, w którym idą na rekord zwycięstw.
Korver już czasem na siłę napier…la za trzy, żeby tylko przeciągnąć rekordową serię. Doskonale to było widac z Nets w Londynie – 1/8 za trzy, byle tylko cisnąć, nieważne że przez ręce, nieważne, że drużyna dostaje baty…
tylko ,że tym razem trafiał i zadał decydujący cios Heat. BTW. nie wiedziałem ,że Wade nie zagra ale pierwsza połowa była mega ofensywna i przy wyniku 70-71 dla Hawks , pierwsza cała piątka Jastrzębi miała już na koncie 10 punktów (lub więcej)
On jest od tego żeby napier…ał za trzy a taka rola strzelca że raz siedzi a raz nie a wczoraj nie było źle.
No zgoda, od tego jest strzelec żeby rzucać ale Korver ma niezłe centymetry i trafia 90% z linii, może więc czasem dobrze by było zagrać jakoś inaczej… Ponadto jest różnica w rzucaniu a cegleniu. Kiedy na włosku wisiało pobicie rekordu procentowego w sezonie Steva Kerra to do rzucania się nie garnął, żeby za dużo nie spudłować. I rekord pobił. Dziś na odwrót, po 9-10 rzutów w meczu – byleby wpadło…Żeby nie było, że tak po nim jadę to doceniam fakt na jakim procencie za 3 ten gość gra.
w RS mogą odpuścić indianie z którą pewnie i tak by przegrali, ale powinni walczyć o drugi najlepszy bilans w lidze (zakladam ze indiana bedzie nr1) jesli chca dosc do finalu (z przewaga parkietu spurs ich zmiazdza), a narazie są na 5. Z takimi druzynami ja hawks, wizards majacymi bilans okolo 50/50 powinni wygrywać. Przegrać mecz (odpuscic) moga sobie w przypadku np clipers, wariors.. troszke lepszych ekip. Bo jeżeli przegrywaja z sredniakami, i mocniejszymi ekipami to zostaje im wygrywanie z ogonem ligi np Bobcats calym jednym punktem… nie sadze też, ze w 10 meczach 5 porazek to strategia :-) poprostu coś złego się z nimi dzieje… nie rozumiem troszke tej rotacji trenera, czemu beasley tak malo gral- wyglada na myslacego w tym sezonie.
Z tym odpuszczanie to mocno naciągana historia :) w Miami coś zaczęło szwankować i to jest fakt. 4 z 6 ostatnich meczy to przegrane a wygrali z 76ers i Bobcats…
To, że w play-off oglądać będziemy inne Miami to raczej pewne. Nie zmienia to faktu kompromitującej gry defensywnej mistrzów NBA. Spójrzmy sobie prawdzie w oczy, Battier to powoli statysta, Bosh – bez komentarza, LeBron – to jeden z jego najsłabszych sezonów pod względem defensywy. Znane są problemy w pomalowanym, ale jeżeli na obwodzie dzieją się takie rzeczy jak dziś to można zapomnieć o mistrzostwie.