We wczorajszym Telegramie napomknąłem o pierwszej seryjnej przegranej San Antonio Spurs w 68. rozgrywkach ligi. Minionej nocy podopieczni Grega Popovicha pozostawali w cieniu Chicago Bulls, a absencja Manu Ginobiliego, Kahwi Leonarda oraz Danny’ego Greena pogłębiła kryzys wicemistrzów NBA. Z drugiej strony Bulls nie dysponują dziś ani głębią składu, ani jakościowymi zmiennikami, choć trzeba przyznać, że w pojedynku z drużyną z Texasu wszyscy obecni na parkiecie zaliczyli bardzo pozytywny występ.
Już pierwsza kwarta boju na lini Pop-Thibs pokazała nam, iż będzie to mecz walki oraz spotkanie , w którym piękno koszykówki zejdzie na drugi plan. Byczy team skupił swoją uwagę na Tonym Parkerze, motorze napędowym Spurs, a ciasna defensywa na obwodzie wyraźnie wpłynęła na losy potyczki.
Tony Parker przez cały niemal mecz czuł na sobie oddech świetnie broniącego Jimmy Butlera. Skrzydłowy, który zajął miejsce w S5 Bulls zatrzymał Mistrza Europy na jednej udanej penetracji (1-6 po minięciu i wejściu na kosz), gdzie średnio Francuz notuje 6.6 punktów po podobnych zagraniach i jednym rywalu.
Spurs w ostatnich trzech minutach pierwszej kwarty zdobyli tylko trzy punkty (Patty Mills) i zakończyli kwartę wynikiem 15-21.
Druga odsłona była popisem umiejętności Taja Gibsona, który w tym fragmencie gry zanotował 9 punktów i m.in. wyróżnił się efektownym slam dunkiem. Akcje Spurs udanie kończyli rezerwowi obwodowi, Patty Mills (12pkt) i Marco Belinelli (11pkt), ale front court Spurs praktycznie niewiele miał do powiedzenia. Jednak rola obwodowych wicemistrzów była na tyle spora, bowiem Ostrogi zdobyły się na zryw 17-3, by przejąć prowadzenie od gości.
Carlos Boozer, Jimmy Butler i Taj Gibson zdobyli 30 z 56 punktów Bulls z pomalowanego. Cała trójka rzuciła o cztery więcej od Spurs (26 oczek ze strefy podkoszowej). Dla Chicago był to drugi najlepszy występ pod tym względem od 56 oczek zdobytych przeciwko Sixers w tych rozgrywkach. Bulls wygrali też zbiórkę 39-31.
O ile druga kwarta pozwoliła Spurs na mały come back w grze, kwarta została wygrana 21-19, o tyle trzecia odsłona powiększyła prowadzenie gosci (którzy przed tym meczem notowali negatywny bilans spotkań wyjazdowych 9-12).
Chicago nadal bazowało na efektywnej skuteczności Butlera (7/11 z gry), Gibsona (6/10) i wszechstronności Joakima Noaha. Rodak Tony’ego Parkera doskonale radził sobie w starciu z Timem Duncanem . Natomiast ekipa z Texasu świetnie rozpoczęła odsłonę od dwóch trójek (Belinellego oraz Parkera) a później stawiała na dogrania do Tima Duncana (7 oczek w kwarcie).
Po przerwie na żądnie Toma Thibodeau losy meczu zaczęły się przechylać na stronę gości. Wsad Boozera, celna trójka Butlera oraz skutecznie egzekwowane osobiste zaprowadziły Chicago do prowadzenia 68-61.
Kluczem do zwycięstwa okazały się defensywa oraz liczba strat. Bulls rozegrali świetny mecz gubiąc tylko 8 piłek (co jest ich najlepszym osiągnięciem w tym sezonie). Natomiast Spurs zmuszeni sobie radzić bez Manu Ginobiliego , zgubili aż 19 piłek.
Czwarta kwarta okazała się marszem Bulls w stronę pewnego zwycięstwa. Przyjezdni pozostawali bez odpowiedzi (czytaj Leonarda) na robiącego różnicę Butlera. Również wszechstronność Noaha (10pkt-10zb-8as) była znacząca i siała spustoszenie pod koszem bronionym przez rywali koszem. Sześć oczek na starcie odsłony Gibsona oraz cztery z rzędu trafienia Kirka Hinricha (11pkt) zaprowadziły Chicago do największej przewagi w meczu, 14 punktów (85-71). W tym samym czasie i przez kolejne trzy minuty Spurs pozostawali bez punktów.
Nie po raz pierwszy w obozie Bulls dał też o sobie znać D.J. Augustin, który postawił przysłowiową kropkę nad „i” , popisując się trójką na 90 sek przed końcem meczu. Dla ex gracza Raptors było to kolejne przyzwoite spotkanie w barwach drużyny, która dała mu szansę. D.J. zakończył mecz z 15pkt i 5as. Co ważne nie przegrał wyraźnie rywalizacji z Tonym Parkerem (20pkt i 6as).
Carlos Boozer – podobnie do Joakima Noaha (10/10) – zakończył mecz na poziomie double double (16pkt i 12zb). Po stronie Spurs dubletem popisał się Tim Duncan (17/12). Sam Duncan to jednak była zbyt niska siła by przeciwstawić się atutom Bulls.
Ciekawostki: Spurs notują bilans 38-19 bez Manu Ginobiliego podczas trzech ostatnich sezonów. 7 graczy, którzy punktowali w Bulls zdobyło po co najmniej 10 punktów. Był to pierwszy tego typu przypadek Chicago w tych rozgrywkach. Bulls zdobyli 16 punktów ze strat Spurs oraz 19 punktów drugiej szansy, po 14 ofensywnych zbiórkach.
Manu Ginobili przy urazie pachwiny i szczegółowych badaniach lekarskich wypadł z gry na 3 tygodnie.
Wynik: Chicago Bulls (23-22) – San Antonio Spurs (33-13) 96-86
Punkty: Butler 19, Boozer 16, Augustin 15, Gibson 15, Hinrich 11, Noah 10, Dunleavy 10 oraz Parker 20, Parker 17, Mills 12 i Belinelli 11.
Niestety, ale kryzys Spurs chyba dopiero się zaczyna :( Kontuzje Leonarda, Manu Gino, Greena, Splittera wplywają i będą wpływać negatywnie na wyniki.
Czy SAS ma możliwość jakiś wzmocnień/wymian?
Byki walczą :) Tylko i już za to można ich kochać.
Augustine przy Tibie i w jego koncepcji jest coraz bardziej równym i pewnym graczem.
Natomiast Noah to jest klasa sama w sobie.
Nie ma wielu graczy, którzy potrafią tak wpływać na motywację, postawę w defensywie i morale zespołu.
Generalnie w tym meczu SAS przegrało z podkoszowymi Bulls. Świetny występ również Gibsona i co nie zawsze się zdarza Boozera.
Natomiast patrząc na SAS to wpływ Manu jest jednak ogromny.
Żałuje, że nie grał, bo jest to jeden z bardziej cenionych przeze mnie graczy w NBA z innych ekip, niż Bulls, którym kibicuje.