Toronto Raptors przyjechali zapewne do Pepsi Center z mieszanymi uczuciami. Jeśli jacyś zawodnicy gości są przesądni (a wiemy, że sportowcy zazwyczaj są) musieli obwiać się pewnego rodzaju fatum, które zawisło nad nimi właśnie w hali mieszczącej się w Denver. Otóż nie wygrali w Kolorado od ponad 12 lat i dziś po cichu liczyli na zamazanie tej haniebnej serii…
Jeżeli ktoś tu może mówić o klątwie, pechu, fatum etc. to raczej są to gracze Denver Nuggest, których w ostatnim czasie przetrzebiły kontuzję. Do końca sezonu wypadł im Nate Robinson, a do gry niezdolny też był pierwszy rozgrywający – Ty Lawson.
Raptors natomiast bez osłabień, za to ze świeżo upieczonym przyszłym uczestnikiem meczu gwiazd – DeMarem DeRozanem.
Pierwsza kwarta to bardzo wyrównane spotkanie. Przez osiem minut oglądaliśmy grę kosz za kosz. Później przewagę dość wyraźnie zaczęli zdobywać zawodnicy Raptors. Zawdzięczają to serii 7:0 za sprawą, której w mgnieniu oka odjechali z wynikiem rywalom. Wyróżniającym się graczem w tej odsłonie gry był Terrence Ross, który w przeciągu pierwszej ćwiartki rzucił rywalom 10 oczek, a jego ekipa prowadziła po tym czasie 29:25.
Gra na podkoszowych na starcie drugiej kwarty zaowocowała zwiększeniem przewagi na korzyść kanadyjskiego teamu. Efektywny był Tyler Hansbrough, który regularnie powiększał konto punktowe swego zespołu. Denver starało się nie stracić kontaktu z rywalami, a udawało im się to za sprawą gry Evana Fourniera oraz Kenettha Farieda. Rewelacyjnie akcję ofensywne gospodarzy napędzał Randy Foye, który do przerwy zanotował aż 12 asyst. Niestety nie wystarczyło to na dogonienie wyniku, ale jak najbardziej dawało nadzieje na lepszy rezultat w kolejnych fazach gry. Po dwóch kwartach było 60:53.
Po dwóch minutach trzeciej odsłony podopieczni Briana Shawa szybko doszli rywali na jedynie 2 pkt. Stało się tak po trójce Wilsona Chandlera (62:60 dla TOR). Potem jednak większego rezonu nabrała gra Kyle Lowry’ego, który w znaczącym stopniu przyczynił się do ponownego powiększenia prowadzenia Raptors. Goście znowu kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku i spokojnie napawali się przewagą. Kiedy ekipa z Kolorado zaczęła ponownie kierować piłki do graczy podkoszowych, dała o sobie znać dobra defensywa oponentów. Szybkie ręce obwodowych i nieustępliwość Amira Johnsona pozwalały wyprowadzać szybkie kontry, które kończyły się w taki o to bolesny sposób dla Nuggets.
Właśnie za sprawą takiej gry Toronto Raptors sukcesywnie powiększali swój dystans dzielący ich od graczy z obozu przeciwnego. Po 36 minutach goście byli lepsi o 16 pkt.
Wsad Jonasa Valenciunasa w początkowej fazie czwartej odsłony dał graczom Dwane Casey’a nawet 20 pkt przewagę, a to oznaczało już, że dla Nuggets było po meczu. Ba! Na niecałe siedem minut przed końcem było nawet 99:75. Wówczas przyjezdni troszkę odpuścili i pozwoliło to zaliczyć „Samorodkom” dość pokaźną serię, którą zakończyła końcowa syrena. Skończyło się na wyniku 100-90, ale patrząc na przebieg meczu należy to uznać za dość skromny wymiar kary.
Tak czy inaczej Raptors wygrywają w Denver pierwszy raz od 12 lat. Złe demony zostały przepędzone i tylko Kyle Lowry może być smutny, że nie został wybrany do ASG, który odbędzie się za dwa tygodnie w Nowym Orleanie.
Być może porażka Nuggets spowodowana była tym, że ich kibice przybyli na ich mecz w koszulkach… Denver Broncos. Właśnie barwy miejscowego zespołu futbolowego dominowały na trybunach Pepsi Center. Już jutro Broncos zagrają w Superbowl z ekipą Seattle Seahawks, stąd zapewne chęć wyrazu zjednoczenia z finalistami rozgrywek NFL, ale zawodnicy Nuggets mieli prawo poczuć się nieswojo…
Randy Foye zakończył mecz z 16 asystami, co mogło w pewnym sensie zrekompensować nieobecność Ty Lawsona. Niestety nie na tyle, żeby wygrać wczorajszy mecz. Najlepszymi strzelcami w obozie gospodarzy okazali się J.J Hickson oraz Evan Fournier – obaj mieli po 18 pkt. Hickson zebrał też 13 piłek i był drugim z graczy Denver obok wspomnianego Foye’a, który zanotował double double.
Ofensywa Toronto najwięcej zawdzięcza trójce graczy Terrence Ross, Kyle Lowry oraz DeMar DeRozan. Pierwszy rzucił 18, drugi 13, a wybrany wczoraj do meczu gwiazd DeRozan był najlepszym strzelcem gości z 19 oczkami na koncie.
Gdybym miał jednak wyróżnić kogoś szczególnie w ekipie z Kanady to niewątpliwie byłby to John Salomons. Pozyskany z Sacramento Kings koszkarz trafił trzy trójki na cztery próby, z ławki uzbierał 11 pkt, a do tego z 9 asystami był najlepiej podającym w swym zespole.
Kluczowe elementy gry:
– straty po stronie Nuggets (25!!!)
– 34% z gry gospodarzy w II połowie meczu
– dobra defensywa Toronto Raptors
MVP MECZU: Terrence Ross
TORONTO RAPTORS (25-21) – DENVER NUGGETS (22-23) 100-90
(29:25, 31:28, 26:17, 1420)
D. DeRozan 19 pkt, T. Ross 18 pkt, J. Valenciunas oraz K. Lowry po 13 pkt – E. Fournier oraz J.J Hickson po 18 pkt, K. Faried 12 pkt
Gallinari nie zagra przez cały sezon, to samo może sptkać McGee, Nate wypadł do końca sezonu, coraz częstsze problemy ma Lawson.Niestety ten sezon już jest stracony… A jeszcze Nuggets nie mają swojego picku w drafcie, a Knicks i tak się załapią do PO. Denver może być najbardziej przegranym tego sezonu.