(24-26) Denver Nuggets 80 – 119 Indiana Pacers (40-11)
Rozbici kontuzjami Nuggets przyjechali do Bankers Life Fieldhouse i zmuszeni byli zagrać pierwsze pełne spotkanie bez swojego lidera – Ty’a Lawsona. W efekcie na rozegraniu zmuszony był zagrać Randy Foye i nie poszło mu źle. Rozdał 10 asyst i miał przy tym 3 straty. Jednak przy tym wszystkim zdobył tylko 9 punktów, trafił 2/13 z gry i 1/5 za trzy.
Nuggets brakowało lidera, który mógłby pociągnąć grę w trudnych momentach. Żaden z graczy Bryłek nie miał skuteczności na poziomie ponad 50%. Pacers zatrzymali ich na 31.5% z gry (28/89) i 6/26 za trzy. Do tego zostali zmiażdżeni na tablicach 37-56 i w pomalowanym 36-58. Nuggets w tym meczu zdobyli najmniej punktów w całym sezonie i Brian Shaw nie może zaliczyć swojego powrotu do Indianapolis (w ostatnich sezonach był tam asystentem) do udanych.
Ławka Pacers zagrała najlepszy mecz w sezonie, ale miała też dużo więcej czasu, żeby się pokazać. Najwięcej ze starterów zagrał Lance Stephenson i było to tylko 28 minut. Każdy gracz użyty w rotacji zapunktował, a rezerwowi łącznie zdobyli 46 punktów. 11 zdobył Scola, 9 Granger, a po 7 dołożyli Mahinmi i Butler.
Najlepsi gracze: Wilson Chandler (17 punktów, 5 zbiórek, ale też 6/19 z gry i 2/8 za trzy), J.J. Hickson (12 punktów, 8 zbiórek) – David West (25 punktów, 11/13 z gry), Roy Hibbert (14 punktów, 12 zbiórek), Paul George (12 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty)
(22-29) New Orleans Pelicans 101 – 108 Toronto Raptors (27-24)
Kluczowym momentem tego spotkania była 4 kwarta, kiedy Pelicans doskoczyli do rywali na 1 punkt. Wtedy Raptors zanotowali serię 15-3, a główny udział mieli w tym Kyle Lowry i Tyler Hansbrough. Ze stanu 102-89 na 6:35 przed końcem Pelicans już się nie podnieśli.
Pelicans popełnili 15 strat, co Raptors zamienili na 24 punkty i właśnie to było jedną z decydujących statystyk. Nie pomogła nawet bardzo dobra skuteczność, na poziomie 50.6%, a także bardzo dobre spotkanie Tyreke’a Evansa. Evans jest łączony w ostatnim czasie z wieloma wymianami i tym meczem podbił swoją wartość rynkową. Niestety przy tym wszystkim nieco niewidoczny był Anthony Davis. 19 punktów i 7 zbiórek to dobre statystyki, ale po graczu formatu All-Star spodziewano się więcej.
Najlepsi gracze: Tyreke Evans (23 punkty, 10 asyst, 10/14 z gry), Anthony Davis (19 punktów, 7 zbiórek), Brian Roberts (18 punktów) – Kyle Lowry (19 punktów, 7 zbiórek, 12 asyst), Patrick Patterson (22 punkty, 6 zbiórek), DeMar DeRozan (22 punkty)
(37-15) San Antonio Spurs 100 – 109 Detroit Pistons (22-29)
Mecz był wyrównany w pierwszej połowie, ale Pistons przeważyli szalę na swoją korzyść przed jej zakończeniem i poszli za ciosem zaraz po rozpoczęciu trzeciej kwarty. Drugą ćwiartkę zakończyli serią 15-5, dzięki której mieli 11-punktowe prowadzenie. Drugą połowę zaczęli od serii 14-4, dzięki czemu wyszli na prowadzenie 73-52. W pierwszym runie kluczowy był Brandon Jennings, który zamknął połowę dwoma trójkami, a w drugim podkoszowe trio Smith – Monroe – Drummond. Każdy z nich zdobył po 4 punkty w serii 14-4.
W barwach Spurs do gry wrócił Marco Belinelli i zagrał dobre spotkanie, notując 20 punktów i 5 zbiórek. Zawiodła jednak pierwsza piątka i liderzy Ostróg. Tim Duncan miał 11 punktów, 8 zbiórek, 6 strat i Spurs byli z nim na parkiecie -21. Przez to zagrał tylko 21 minut. Tony Parker zagrał 20 minut, miał wskaźnik +/- na poziomie -18 i zdobył tylko 11 punktów i 3 asysty. Niestety, ale dzisiaj lepsza gra ławki nie wystarczyła do wygranej. Różnicę zrobiły też straty, bo Spurs popełnili ich, aż 19.
Najlepsi gracze: Marco Belinelli (20 punktów, 5 zbiórek), Boris Diaw (12 punktów, 4 zbiórki), Cory Joseph (11 punktów, 9 asyst) – Brandon Jennings (21 punktów, 6 asyst), Rodney Stuckey (20 punktów), Greg Monroe (15 punktów, 10 zbiórek)
(19-34) Boston Celtics 102 – 86 Milwaukee Bucks (9-42)
Celtics zagrali bez Rajona Rondo i spokojnie wygrali w Milwaukee. Bucks trzymali się blisko rywali przez 3 kwarty, ale czwarta skończyła się zwycięstwem Celtów 32-18. Bucks popełnili, aż 21 strat, co goście zamienili na 32 punkty. Bardzo dobrze zagrała przede wszystkim defensywa. Ofensywę pociągnął Jeff Green, który zdobył 29 punktów i trafił 5/8 w kluczowej 4 kwarcie.
Najlepsi gracze: Jeff Green (29 punktów), Kelly Olynyk (14 punktów, 11 zbiórek), Jared Sullinger (13 punktów, 10 zbiórek) – Brandon Knight (22 punkty, 5 zbiórek), Gary Neal (17 punktów), John Henson (16 punktów)
(15-38) Philadelphia 76ers 80 – 123 Golden State Warriors (31-21)
Po porażce 45 punktami w Los Angeles, 76ers wybrali się do Oakland, a tamtejsi Warriors chcieli pokazać, że wcale nie są gorsi od Clippers. Skończyło się na 43 punktach różnicy. Warriors wygrali tablice 60-38, mieli nawet 49 punktów przewagi i rozjechali tankujących rywali. Było to ich najwyższe zwycięstwo od 16 listopada 2002 roku, kiedy udało im się pokonać Orlando Magic 135-92.
Marreese Speights miał noc życia i zdobył career-high 32 punkty, do czego dołożył 8 zbiórek. Od widowni otrzymał nawet gromkie „M-V-P! M-V-P!” . Jako ciekawostkę należy też dodać, że Speights grał kiedyś w barwach 76ers i właśnie jako zawodnik tej drużyny ustanowił swój poprzedni rekord kariery – 28 punktów, w grudniu 2009 roku przeciwko Clippers.
Najlepsi gracze: Michael Carter-Williams (24 punkty), Evan Turner (12 punktów, 4 zbiórki) – Marreese Speights (32 punkty, 8 zbiórek), Stephen Curry (23 punkty, 8 asyst), David Lee (13 punktów, 13 zbiórek)