Triple-Double Thomasa zatrzymało zespół Gortata

Lubię spotkania z podtekstem. Wczoraj w Sacramento spotkała się dwójka byłych kolegów z uczelni Kentucky (Wall i Cousins), ale jak się okazało to nie oni stali się bohaterami wieczoru.

Ten tytuł należał do notującego swoje pierwsze triple-double w karierze Isiaha Thomasa (24 punkty, 11 zbiórek, 10 asyst) i niezwykle pewnego w końcówce Rudy’ego Gay’a (24 punkty, 6 zbiórek).

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. OT Wynik
Washington Wizards 35-32 19 27 27 27 11 111
Sacramento Kings 24-44 30 17 23 30 17 117

Wnioski ze spotkania

  • Jak przyznali komentatorzy Kings, Thomas uwielbia wyzwania. Przed wczorajszym meczem powszechnie sądzono, że John Wall będzie miał używanie z dużo niższym (ale równie szybkim) rywalem. Rzeczywistość okazała się inna. To rozgrywający Wizards zdecydowanie przegrał ten pojedynek i to na obu połowach (szczególnie ważne były oba niecelne wolne na 17 sekund do końca, które ostatecznie dały Kings dogrywkę). W ataku Isaiah pokazywał to z czego jest znany – bardzo dobry drybling, crossovery, przebojowość i to, że nie boi się ważnych rzutów w końcówce (w ostatnich sekundach regulaminowego czasu gry odpalił trójkę, spudłował, Cousins zebrał, odegrał mu na dystans, ponownie rzucił i tym razem trafił). Dodatkowo z dobrej strony prezentował się w obronie. Nie dawał się łatwo przestawić, dobrze pracował na zasłonach, a gdy trzeba było to nie bał się poświęcić ciała i wymusić faul w ataku.
  • Przy okazji mowy o faulach w ataku, to wczoraj widziałem jedną z dziwniejszych kombinacji zagrań w tym sezonie. Najpierw Kings wyszli z kontrą 4 na 1 i zanotowali stratę, a po chwili to samo poszło w drugą stronę i wtedy Beal próbował zaliczyć wsad na Thomasie co zakończyło się przewinieniem.
  • W pierwszej kwarcie mógł podobać się Ben McLemore, który wyglądał zdecydowanie lepiej od Bradley’a Beala w tym spotkaniu. Szkoda tylko, że po otwierających 12 minutach zupełnie spuścił z tonu i później nie potrafił już nic trafić co ostatecznie sprawiło, że miał tylko 5/17 z gry (przy 7/23 Beala).
  • Pojedynek wysokich? Szczerze mówiąc to dla niego wstałem nad ranem bo możliwość zobaczenia Marcina Gortata przeciwko czołowemu środkowemu jest zawsze kusząca. Trzeba przyznać, że nasz rodak wyszedł z tego boju z tarczą. Cousins skończył mecz z 9/17 z gry, 24 punktami i 14 zbiórkami z czego większość z jego dobrych akcji w ofensywie miała miejsce w ostatniej kwarcie i dogrywce (przez cały czas miał problemy z faulami). Gortat tymczasem po słabym początku (nawet airball) skończył noc z 7/12 z gry, 19 punktami, 14 zbiórkami i dwoma bardzo ważnymi (celnymi) rzutami wolnymi w końcówce IV odsłony. Patrząc realnie to DMC powinien zagrać zdecydowanie lepsze zawody, ale wciąż notuje głupie faule (zwłaszcza w ataku). Inna sprawa, że zauważyłem ciekawą rzecz – sędziowie zaczynają mu niektóre rzeczy puszczać płazem (wcześniej tak nie było). Lekkie szturchnięcia, czy przesadne reakcje (łapanie się za głowę, krzyki po gwizdkach) – wcześniej to karane było od razu automatycznym „dachem”. Chyba Cousins zapracował sobie dobrą grą na trochę szacunku, a rolę czarnej owcy w Kings przejął Derrick Williams (przynajmniej dwa błędnie odgwizdane na nim faule).
  • Wspomniałem o Thomasie, wspomniałem o Cusinsie, nie mogę nie wspomnieć o Gay’u, który błysnął jako clutch-shooter. Przez trzy kwarty skrzydłowy grał przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo. W ostatnich 17 minutach rzucił jednak 16 punktów (10 w czwartej kwarcie, 6 w dogrywce) i to w momentach, gdy jego zespół tego najbardziej potrzebował. Łatwość z jaką mijał obrońców (długie kroki i bardzo długie ręce) pokazywała jaki ma potencjał – gdyby tylko był bardziej regularny…
  • Drew Gooden przeżywa kolejną młodość. W poprzednim meczu (z Nets) – 8/11 z gry, 1/2 z dystansu, 21 punktów i 9 zbiórek. Wczoraj – 7/10 z gry, 2/2 z dystansu, 18 punktów i 6 zbiórek. Jego kariera przypomina mi trochę przypadek Andray’a Blatche’a. Obaj mają niewątpliwy talent, ale brak odpowiedniego nastawienia powoduje, że nie potrafili grać na miarę swoich możliwości. Teraz wydaje się, że Gooden w końcu dojrzał (ma przecież 32-lata) i chce jeszcze trochę pograć w NBA – po takich występach szansa na kolejny kontrakt wydaje się być bardzo duża.
  • Kończąc – w Kings podobała mi się ich obrona. Widać tutaj pracę trenera Malone. Jego podopieczni nie pozwalają się łatwo minąć (zwłaszcza podobał mi się w tym elemencie McLemore), a jeśli już do tego dojdzie to są kierowani pod kosz gdzie czeka Cousins, Evans, Thompson lub Acy z których żaden nie boi się twardego faulu. Dodatkowo zawodnicy z Sacramento mają bardzo dobre i szybkie ręce przez co generują wiele strat rywali. Problem jest teraz gdzieś indziej – we własnych stratach. Jeżeli to się uda ograniczyć (zwłaszcza te głupie – drybling we własne nogi, podania 2 metry nad głową partnera, …) to ta drużyna może w przyszłym sezonie zacząć ocierać się o PO.
  • Wizards tymczasem nie mogą sobie pozwalać na tak katastrofalne początki spotkań (nie potrafili w pierwszych akcjach trafić absolutnie niczego) i muszą pilnować by ponownie nie dać sobie wydrzeć w zasadzie wygranego meczu w końcówce (100-95 przy 24 sekundach do końca) bo to zemści się przy rozstawianiu w PO – jeszcze 2-3 takie mecze i zamiast w miarę wyrównanej serii z Raptors, Bulls lub Nets mogą trafić na Heat lub Paceres – tego chyba nie chcą.

Boxscore

Wizards: Booker 10 (8zb), Ariza 12, Gortat 19 (14zb), Wall 14 (8ast), Beal 19 (6ast), a także Harrington 6, Gooden 18 (6zb), Singleton 0, Webster 9, Miller 4, Temple 0

Kings: Evans 7 (10zb), Gay 24 (6zb), Cousins 24 (14zb), Thomas 24 (11zb, 10ast), McLemore 11 (5zb), a także Williams 8, Thompson 10 (5zb), Acy 2, McCallum 7

Komentarze do wpisu: “Triple-Double Thomasa zatrzymało zespół Gortata

  1. Zawsze jak jest szansa zbliżyć się na wyciągnięcie ręki do 3 miejsca to Wizards wtapiają z kimś z kim nie powinni w takim momencie przegrać.

  2. Jak dla mnie kluczową postacią meczu był jednak Boogie. Miałem obstawiony jego overek u bukmachera, więc co łatwo zrozumieć jego problemy z faulami mnie mocno wkurzyły, ale to co zrobił od wejścia w 4q do końca meczu to już klasa, coś czego nie widywaliśmy zbyt często wcześniej (wtedy były fochy itp). A teraz? Wchodzi z foul trouble i zaczyna rzucać, dobijać, praktycznie całe crunch time i dogrywkę to pomalowane było jego. Trio Cousins-Thomas-Gay to nie jest wiele, ale to jest jakiś fundament do budowania ekipy, szkoda tylko że dochodzą głosy, że młody rozgrywający to jest chyba raczej bardziej na wylocie, przynajmniej ostatnio Kings dość mocno szukali wymiany z nim chyba

    1. Był, był – gdyby nie jego akcje to Kings nie zbliżyliby się na dystans dający szansę na dogrywkę (a potem odskoczyli w dogrywce), ale moim zdaniem wciąż te najważniejsze rzuty trafiał Gay.

      Isaiah gra fantastyczny sezon, ale ma trochę pecha, bo w tej chwili w lidze jest wielu dobrych lub bardzo dobrych rozgrywających. W zasadzie zespoły, które mogłyby chieć go zatrudnić to Knicks (niekoniecznie pasuje do koncepcji + nie mają kasy), Magic (Oladipo to jednak dwójka), Bucks (podobnie z Knightem + burdel w drużynie) i ew. Lakers (really?). Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w Kings miałby raczej zagwarantowane miejsce w S5 i mógłby dostać jakąś sensowną podwyżkę to może jednak pozostanie w Sacramento nie byłoby dla niego takim złym pomysłem (SacTo nie mogą pokazywać od razu jak bardzo go chcą bo wybiją sobie kartę przetargową z ręki, a wiadomo że nie chcą go przepłacać).

  3. Ważną postacią meczu typu antybohater był jeszcze Beal… Najpierw pudło w ostatniej akcji meczu (nie liczę tego ostatniego rzutu przez całe boisko) z super pozycji , którą pomógł wypracować mu Gortat poprzez swoją świetną zasłonę. Następnie po kolejnej świetnej akcji Gortata, spaprana trójka przy stanie 113 do 111 dla Kings.

  4. Ja bym Isaiah Thomasa widział w …Detroit. Historycznie się zgadza,to by było niezwykłe,dwóch I. Thomasów jako gwiazdy jednego klubu. Pogonić Bricka Jenningsa,dawać Isaiaha

Comments are closed.