Trzykrotnie w ostatnich dwóch dekadach pierwszy numer w drafcie wyciągali Cleveland Cavaliers, natomiast L.A. Clippers czynili to dwukrotnie oraz Orlando Magic również dwa razy. Orlando (biorąc pod uwagę jeszcze jeden dodatkowy rok) miało okazję cieszyć się z dwóch jedynek z rzędu, mimo faktu, iż w sezonie 1992/3 mocno mierzyli w play offs i z bilansem 41-41 przegrali je rywalizacją z Indianą Pacers (lepszy bilans gier bezpośrednich). Dwa razy jedynkę dostali też Milwaukee Bucks, którzy i w tym roku wysoko mierzą, w numer 1. Co ciekawe ani razu, mimo głośnych oczekiwań, nie dostali możliwości wyboru z jedynką Charlotte Bobcats a sam Michael Jordan nie krył rozczarowania, kiedy Hornets (przyszli Pelicans) dostawali w swoje ręce Anthony’ego Davisa.
Rozważając gorący w tym sezonie temat „tankowania” czyli świadomego przegrywania spotkań – by w przyszłej loterii zyskać jak najwięcej szans na wylosowanie numeru 1 -zestawiłem zawodników, drużyny oraz potencjalnych „szczęściarzy” na przestrzeni ostatnich lat, którym bardzo rzadko zdarzało się osiągać zamierzony cel (jedynka lub przyszły franchise player). Również Wam zadam pytanie, które nurtuje mnie od początku sezonu, czy warto celowo odpuszczać mecze, zwłaszcza, że potencjalne przyszłe gwiazdy NBA będą dwie a może trzy a chętnych na przejęcie ich z jedynką jest co najmniej 8!
2013 – Cavaliers i Bennett
Jako tankujący w poprzednich rozgrywkach postrzegani byli Orlando Magic *liżący rany po oddaniu Dwighta Howarda (zawodnika, którego wybrano przed laty też z jedynką) i wygrywający tylko 20 spotkań. Na drugim miejscu, w kolejce stanęli Charlotte Bobcats, z 21 wygranymi. Jedynak natomiast powędrowała do trzecich w kolejce Cavs, mających 24 wygrane. O ile większość z nas wierzy w rozwój Victora Oladipo , to również nie wierzy w kolejną gwiazdę ligi o nazwisku Zeller. Pytanie czy wybór Anthony’ego Bennetta z jedynką przez Kawalerzystów też pozostaje kwestią sporną i musimy poczekać co najmniej 2 lata by ocenić rozwój gracza. Podsumowując na dziś największymi wygranymi ostatniego draftu mogą być Magicy.
2012 – Hornets i Davis
Sezon, w którym niechlubny rekord ligi (7-59) ustanowili Charlotte Bobcats. W po-lockoutowym roku drużyna Michaela Jordana stawała się faworytem w wyścigu po Anthony’ego Davisa. Dopiero trzeci w kolejce, okazali się, późniejsi zwycięzcy, legitymujący się wówczas takim samym bilansem jak Cavaliers (21-45) – Hornets. Uwaga, na kolejkę po Davisa zapisywało się co najmniej osiem drużyn; Wizards, Kings, Nets czy Raptors i również liczyli na wielkie szczęście. Ówczesna jedynka już dziś postrzegana jest jako wielka gwiazda ligi i naprawdę Michael Jordan może żałować, iż w jego miejsce trafił do Cats Michael Kidd-Gilchrist.
2011 – Cavaliers i Irving (pick od Clippers)
Sezon niemal bliźniaczo podobny do tego wyżej, w którym draftowym bohaterem był Kyrie Irving. 17 zwycięstw Wolves i 19 Cavaliers dawało obu ekipom sporo szans na draftową jedynkę. Skład innych drużyn , polujących na jak najwyższy pick zdawał się być też podobny jak zestaw prezentowany w 2012 (Nets, Kings, Wizards, Raptors). Nie byłoby w tym drafcie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Cavs dostali jedynkę, ale korzystając z picku wyciągniętego od Clippers (w zamian za Barona Davisa). Clippers mieli bilans 32-50 i 23-ci w lidze. Cavs dostali ze swojego oryginalnego numer 4 i Tristana Thompsona. Wolves musieli zadowolić się Derrickiem Williamsem, z dwójką, którego już nie oglądamy w Krainie Jezior.
2010 – Wizards i Wall
4 sezony wstecz byliśmy świadkami tankowania Nets, ustanawiania niechlubnej serii kolejnych 18 porażek (15 zwycięstw w całym sezonie), kiedy to fani przyszłych brooklynczyków zakładali papierowe torby na głowę! Siatki wówczas próbowały schwytać dwie wielkie gwiazdy, by wkroczyć na Brooklyn z wielkim impetem i wielkimi liderami. Na pierwszym planie był przyszły gwiazdor John Wall, a Jan Ściana miał dodatkowo przyciągnąć osobę LeBrona Jamesa. Plan niestety szybko trafił do kosza, bowiem najgorsi Nets dostali dopiero trójkę i postawili na – nieobecnego już na pokładzie – Derricka Favorsa. Jedynkę dostali czwarci najgorsi, Wizards, dwójka – czyli Evan Turner – powędrował do szóstych od końca, z 27 wygranymi, Sixers. Nets – podobnie do Bobcats 2012 – byli największymi przegranymi podczas draftu 2010.
2009 – Clippers i Griffin
5 lat temu w kolejce do tankowania ustawiały się trzy najsłabsze zespoły regular season – Clippers, Wizards (po 19 wygranych) oraz Kings. Nagrodą dla najgorszego zespołu miał być Blake Griffin (który kolejny rok spędził na rekonwalescencji). Królowie dostali za najgorszy bilans, przyszłego Rookie of the Year – Tyreke’a Evansa – który dziś już grywa w Nowym Orleanie. Dwójka do dziś – Hasheem Thabeet – i wybór Memhis Grizzlies (24-58) kojarzony jest z największą wpadką ostatnich lat. Trójka, z kolei to James Harden, przyszła i była już Broda Oklahoma City. Za największych przegranych draftu, i nocy w której odszedł Król Popu – Michael Jackson – uważa się Minnesotę T’Wolves i ich ex GM’a Dave’a Kahna. Otóż Kahn mający aż trzy wybory w pierwszej 20stce, postawił na takie nazwiska jak Johnny Flynn, Ricky Rubio i oddał do Denver Ty’a Lawsona. Po latach być może załuje, że nie zostawił Lawsona i nie dołożył do składu DeMara DeRozana lub Stepha Curry oraz Taja Gibsona ;-)
2008 – Bulls i Rose
22-gi bilans w lidze, mieli w sezonie 2007/8 Chicago Bulls. Kiedy wydawało się, że o pierwszy pick powalczą będący w wyraźnym kryzysie Miami Heat (ostatecznie postawili na Michaela Beasley z dwójką) – wygrywający tylko 15 spotkań – to los chciał, iż loterię wygrali 6-krotni Mistrzowie NBA. Późniejszego MVP ligi można było dostać za 32 zwycięstwa w sezonie zasadniczym. Ze smakiem / niesmakiem jedynki obyli się również Sonics (20 wygranych) czy Wolves i Grizzlies (22). W dniu draftu Wilki wymieniły się z Niedźwiedziami i postawiły na Kevina Love kosztem O.J. Mayo. Sonics/Thunder przyjęli pod skrzydła Russella Westbrooka.
2007 – Blazers i Oden
Trzeci rok z rzędu (patrząc od góry) wysoki pick wpadł w ręce Grizzlies. Przed wyborami Mayo i Thabeeta postawili oni na Mike’a Conley’a , który okazuje się być ostoją składu Miasta Elvisa, do dziś. Mimo wszystko Conley to był dopiero czwarty wybór tego draftu, ekipy mającej najgorsze osiągi sezonu zasadniczego, 22-60. Tak jak rok później, pierwszy pick powędrował do ekipy z bilansem 32-50 a byli nimi Portland Trailblazers (którzy pod halą mieli przez długi czas płynącą żyłę wodną). Nate McMillan kipiał z radości w dzień draftu, kiedy stawiał na Grega Odena (fachowcy po latach porównują ten przykład do draftu 1984 , kiedy Blazers pominęli Michaela Jordana kosztem Sama Bowie)… Notujący bilans 31-51 Sonics musieli zadowolić się talentem Kevina Duranta. Dwie – obok Grizzlies – inne najgorsze ekipy – jak Celtics (24 wygrane) i Bucks (28) – wyszły gorzej. Kozły z szóstką postawiły na chiński talent Yi Jianliana…Celtics Jeffa Greena (oddali go Sonics/Thunder).
2006 – Raptors i Bargnani
Niektórzy obserwatorzy i fani NBA postrzegają go jako najgorszy w historii wybór, kiedy Raps wybrali Włoskiego Ogiera. Kiedy – na talerzu – mogli dostać LaMarcusa Aldridge’a (swoją drogą błąd zrobili Bulls wymieniając go do Blazers za niespełniony talent Tyrusa Thomasa) lub Brandona Roy’a. Raps jednak po jedynkę startowali z piątej pozycji pod względem bilansu (27-45) a przed nimi walczyli od jedynkę Blazers (21 wygranych) oraz Knicks (23). Drużyna z Portland okazała się wygranym numer jeden tej loterii, bowiem nie tylko dogadała się z Chicago Bulls zamieniając Aldridge’a za Thomasa , ale również porozumiała się z Minnesotą T’Wolves w sprawie przejęcia Brandona Roy’a. Uwaga, patrząc po latach na całą pierwszą rundę i większość picków to śmiem twierdzić, iż był to jeden z najsłabszych draftów w historii a nazwisk Sheldena Williamsa, Adama Morrisona, Mouhameda Sene i Hiltona Armstronga możemy lub mogliśmy poszukać w Europie…
2005 – Bucks i Bogut
Dokładnie 9 lat temu największe szanse na jedynkę mieli Atlanta Hawks, wygrywający w RS tylko 15 meczów. Po 18 na koncie mieli Bobcats i Hornets, którzy łącznie z teamem Georgii polowali na najwyższy numer w naborze. Wygrywający pick#1 Kozły miały 2 razy więcej zwycięstw od faworyta do jedynki i postawiły na osobę Andrew Boguta, który podczas swojej kariery mocno zmagał się z kolejnymi urazami. Jastrzębie z dwójką postawiły na jednego z największych „bustów” Marvina Williamsa, a z kolei Hornets z czwórką wybrali Chrisa Paula. Bobcats, którzy jakoś nigdy specjalnie nie grzeszyli kolejnymi wyborami, zdecydowali się na Raymonda Feltona (z #5). Szczęście nie uśmiechnęło się ani do Raptors (Charlie Villanueva) ani do Blazers (Martell Webster). Podobnie do późniejszego roku ten draft nie należał do wielkich talentów a nazwiska takich koszykarzy jak Fran Vasquez, Yaroslav Korolev, Ike Diogu i Sean May wywołują uśmiech na naszych ustach…
2004 – Magic i Howard
Hawks byli jednymi z faworytów do jedynki również podczas wcześniejszych rozgrywek, kiedy w drafcie z jedynką czaił się Superman czyli Dwight Howard. Niestety wygrywający tylko 28 spotkań w RS Jastrzębie przetarły szlaki przed pozyskaniem Marvina Williamsa i wyciągnęły z kapelusza – Josha Childerssa (z 6stką). Jeszcze w podobnym tonie i z #4 wybrali L.A. Clippers stawiając na często kontuzjowanego Shauna Livingstona (dziś tylko zadaniowca z Nets, po wymianie z Bobcats). Po raz pierwszy od dłuższego czasu stało się faktem, iż najgorsza ekipa RS czyli Orlando Magic (21-61) – drugi rok z rzędu – wylosowała pierwszy pick. Rysie natomiast postawiły z dwójką na Emekę Okafora (który oryginalnie miał iść do Clippers).
2003 – Cavaliers i James
Wcześniej najniżej wygrywający Cleveland Cavaliers (tak jak wyżej prezentowany Magicy) – podobny bilans z 17 zwycięstwami mieli Denver Nuggets – wyciągnęli LeBrona Jamesa. Nuggets z trójką postawili na Carmelo Anthony’ego, a Heat z piątką wybrali Dwyane’a Wade’a. Ponadto, gdzieś w Detroit, nadal żałują, iż Joe Dumars zdecydował się na Darko Milicića (i przeoczył dwóch superstars , bo i Chrisa Bosha z czwórką , wybranego przez Raptors).
2002 – Rockets i Yao
Po raz pierwszy od wyboru Hakeema Olajuwona i draftowej jedynki, smak zwycięstwa w loterii poznali działacze Houston Rockets. Mający bilans 28-54 Rakiety wyprzedziły dużo słabszych, bo o 7 zwycięstw, Bulls oraz Warriors. Rockets postawili na przedwcześnie kończącego karierę Yao Minga, Bulls postawili na dwójkę i Jay’a Williamsa (który wcześniej zakończył karierę przez wypadek motocyklowy) a Warriors dostali z trójką Mike Dunleavy’ego Jr. Ponadto, Drew Gooden nie uratował czwartych w kolejce Grizzlies, a niejaki Gruzin, Nikoz Tsktishvili nie pomógł – piątym – Denver Nuggets. Przeklęty draft!
2001 – Wizards i Brown
13 lat temu na tapecie był słynny wybór Michaela Jordana, ex właściciela Wizards. Kwame Brown miał dać drużynie przyszłość oraz pomóc ją wprowadzić do play offs, zaraz po tym jak osiągnęli trzeci najgorszy bilans 19 wygranych. Wydawało się, że pierwsze miejsce może należeć do Bulls (15 zwycięstw) lub Grizzlies (17 zwycięstw), ale ostatecznie to te dwie niżej notowane przed draftem drużyny zgarnęły lepszych, w przyszłości graczy jak Tyson Chandler (dostali go w z Clippers , za Eltona Branda, a swój pick z nr4 spożytkowali – bądź nie – na Eddy’ego Curry…) i Pau Gasol (najlepszy wybór Grizzlies w historii, tuż obok Marca Gasola). Co ciekawe nawiązując do Hiszpana to oryginalnie przy numerze trzecim przypisany był on do Hawks…Jak historia draftu pokazuje to ani Hawks ani Grizzlies nie potrafili dobrze spożytkować swoich wysokich numerów na wartościowych graczy, a wyżej prezentowane przykłady – Childress, Williams, Thabeet i Gooden – ukazują nam słabe strony scoutingu obu organizacji. Uwaga przed Wami, niżej, kolejne wpadki obu drużyn…
2000 – Nets i Martin
Kenyon Martin, to najlepszy wybór Nets ostatnich lat (i z 2000 roku) , mimo posiadania bilansu 31-51 (23). Los wówczas nie był łaskawy dla takich „tankujących potęg” jak Clippers (15 zwycięstw), Bulls (17 zwycięstw), Warriors (19 zwycięstw) oraz Grizzlies (22 zwycięstwa). O ile Martin wyraźnie przyczynił się do awansu Nets do dwóch z rzędu NBA Finals to zadajmy sobie od razu pytanie jakie kariery zrobili : dwójka – Stromile Swift (Grizzlies), trójka – Darius Miles (Clippers, choć jego usprawiedliwiają kontuzje), czwórka – Marcus Fizer (Bulls), szóstka – DeMarr Johnson (Hawks). Czy te lub poprzednie wybory Atlanty lub Memphis nie przypomniają Wam nieco słabych selekcji – marnowania picków – przez Bobcats czy Cavaliers?
1999 – Bulls i Brand
Największymi „wygranymi” po ostatnim lock oucie XX wieku byli Chicago Bulls, którzy za swoje 13 wygranych dostali „nagrodę” w osobie silnego skrzydłowego, Eltona Branda. Jeśli ktoś zechciałby porównać sezon po-lockoutowy z obecnymi rozgrywkami to moglibyśmy znaleźć jedną dużą analogię; mianiowicie Grizzlies (8 wygranych przy 50 spotkaniach), Clippers (9), Bulls (13), Nuggets (14) czy Nets (16) uczestniczyli w wyścigu po jedynkę. W czołówce draftu wymieniani byli obok wspomnianego Branda, tacy gracze jak Steve Francis (poszedł do Grizzlies, ale szybko wyminiono go do Rockets, ze względu na niechęć combo guarda do kanadyjskiej prowinicji), Baron Davis (dostali go Hornets, przy 26 wygranych, a przegrali play offs o jeden mecz z NY Knicks) oraz Lamar Odom (trafił do Clippers i od razu miał problemy z narkotykami). Dalej trafiały się też inne znane nazwiska jak Richard Hamilton (Wizards), Andre Miller (Cavs), Shawn Marion (Suns) oraz Jason Terry (Hawks). Wracając do motywu Bulls, warto podkreślić, iż z 15stką wyciągnęli oni Rona Artesta a Utah Jazz z #24 przyszłego All Stara Andreia Kirilenkę.
1998 – Clippers i Olowokandi
Draft 1998 wiązał się z końcem ery Chicago Bulls i ligowego panowania Michaela Jordana. Wówczas to na jedynkę największe szanse mieli Denver Nuggets, zaliczający w pełnym sezonie tylko 11 zwycięstw. Zespół z Zachodu walczył o najwyższy pick wraz z najsłabszymi na Wschodzie – Raptors (mieli 16 zwycięstw, a drudzy z najmniejszą ilością po nich Sixers mieli już 31) oraz na Zachodzie – Clippers (17). Los chciał, że Clippers dostali najwyższy wybór od czasów Danny’ego Manninga i zmarnowali go stawiając na Mike’a Olowokandi (zwanego cukierkowym chłopakiem). Nuggets dostali solidnego, ale nękanego kontuzjami – białego podkoszowego – Raefa LaFrentza (III) – ale za ich plecami czaili się przyszli All Star jak Antawn Jamison (4, do Raps) oraz Vince Carter (5, do GSW). Najlepsze picki po dziś z tego draftu to Paul Pierce z 10 do Celtics i Dirk Nowitzki z 9 do Bucks. Wracając do Olowokandi trzeba powiedzieć, że do dziś należy on do TOP10 draftowych bustów w całej historii ligi.
1997 – Spurs i Duncan
Podczas rozgrywek 1996/7 jeden z najgorszych sezonów w historii rozgrywali przyszli Mistrzowie NBA, S.A. Spurs. Wówczas to Greg Popovich podirytowany słabiutkimi wynikami swojej drużyny, zwolnił ówczesnego trenera Boba Hilla, stawiając na siebie. Lider drużyny David Robinson, w wyniku przewlekłej kontuzji rozegrał tylko 6 spotkań, podczas gdy drugie skrzypce Ostróg – Sean Elliott – miał poważne problemy z nerkami i opuścił połowę gier zespołu. Od teamu z Texasu (20 zwycięstw) gorzej wypadali tylko Celtics (15) i Grizzlies (14). Obie niżej notowane drużyny musiały zadowolić się trzecim wyborem (Chauncey Billups, który dopiero za lat kilka udowodnił swoją klasę) oraz czwartym (Antonio Danielsem, zdobywającym później laur ze Spurs). Ostrogi postawiły na jednego z największych franchise playera w historii koszykówki czyli Tima Duncana.
1996 – Sixers i Iverson
Podczas historycznego sezonu Bulls przy wyniku 72-10 na drugim końcu ligi ciągnęli się (znów) Grizzlies (15 zwycięstw), Sixers (18) i Raptors (21). Czwarte i piąte miejsce od końca należało do dwóch ekip, które w dzień draftu wymieniły Stephona Marbury z Ray’em Allenem czyli Bucks z T’Wolves. Śmiem twierdzić, iż z perspektywy lat ówczesne wybory należały do najlepszych, a sama selekcja odbywała się z najlepszych, możliwych graczy – i tak Sixers, z jedynką, dostali Allena Iversona, Raptors z dwójką postawili na Marcusa Camby (oddanego w następnych latach do Knicks, za Charlesa Oakley’a) , trójką Grizz’s okazał się Shareef Abdur-Rahim. Dalej z szóstką do Celtów wędrował Antoine Walker, Lakers pozyskali z Hornets, 13-stego, Kobego Bryanta, a gdzieś jeszcze , przy 17-stym numerze – wybranym przez Blazers – czaił się Jermaine O’Neal.
1995 – Warriors i Smith
Rok trwała przygoda Chrisa Webbera z Golden State Warriors. Gwiazda Michigan State i niechlubny bohater Final Four oczekiwała wielkich zarobków i nie potrafiła poddać się woli trenerskiej Dona Nelsona. Tym samym Najlepszy Debiutant 1994 roku wyraźnie osłabił zespół z Oakland i po transferze Webbera do Bullets, zespół znów stanął przed szansą wyboru jedynki (choć Webbera dostali od Magic, za trzeciego Penny Hardaway’a). Choć Warriors mieli dopiero 5 najgorszy bilans to nie tylko los się do nich uśmiechnął, ale również postawili oni na Joe Smitha, omijając Kevina Garnetta, Rasheeda Wallace’a i Antonio McDyessa. Ciekawa sytuacja miała miejsce z przyszłym graczem Denver Nuggets, otóż Antonio McDyess (potencjalna gwiazda drugich najsłabszych wówczas Clippers) został wymieniony na Rodney’a Rogersa…Clippers nie zrobili wielkiej wymiany i stracili szansę przechwycenia jednego z najbardziej efektownie grających skrzydłowych ligi. Z kolei najgorsi w sezonie, z 15. wygranymi Grizzlies, zadowolili się Bryantem „Big Country” Reevesem.
1994 – Bucks i Robinson
Glen „Big Dog” Robinson miał być nie tylko wielką gwiazdą Bucks, ale również pierwszym rookie, który zarobi 100 mln USD przy swoim debiutanckim kontrakcie. Ostatecznie Robinson musiał się zadowolić niższą gażą, ale wkrótce w kolejce do NBA All Star czy nagrody Rookie of the Year wyprzedzili go Jason Kidd (Mavs z dwójką) i Grant Hill (Pistons z trójką). Ogólnie rzecz biorąc, to sezon 1993/4 również należał do tych, w którym po najlepszy narybek ustawiała się kolejka drużyn (zwycięstw 13 – Mavs, 20 – T’Wolves, Pistons i Bucks, 24 – Bullets, 25 – Sixers).
1993 – Magic i Webber (wymieniony z Warriors i P. Hardaway’em)
W końcu niecodzienna sytuacja, niczym trafienie dwóch szóstek z rzędu w lotto; Orlando Magic wskutek nie wejścia do play offs 1993 (kiedy przegrali rzutem na taśmę play offs z Pacers) wyciągają drugi rok z rzędu jedynkę. Po Shaquille’u O’Nealu front court Magic miał wzmocnić Chris Webber. Do dziś osobiście bardzo żałuję, że taki duet nie powstał i nie zdominował podkoszowej walki na Wschodzie. W dwójką wybierali Sixers i postawili na białego Szczudłę, Shawna Bradley’a. Wygrywający najmniej, bo 11. spotkań Mavericks , postawili na czwartego z kolei , Jamala Mashburna.
Podsumowując: czy po analizie wszystkich ostatnich 20 lat wyborów sądzicie , że Bucks – tak łatwo – dostaną upragniony nr.1? Wszak tylko 3. drużynom , z najgorszym bilansem udało się dostać jedynkę. Ponadto wypada powiedzieć, iż świetną rękę do wyciągania wysokich (tylko) numerów mieli Grizzlies, ale realnie rzecz biorąc do stawiali oni na wyjątkowo nieszczęśliwych dla ich przyszłości graczy. Z kolei chyba najlepiej dotychczas pożytkowali swoje wybory sternicy Orlando Magic, gdyż ciężko powiedzieć by marnowali oni w przeszłości swoje topowe picki. Nie najlepszych selekcji , obalonych problemami zdrowotnymi, dokonywali Portland TrailBlazers (Roy, Oden). Natomiast świetnie skautowali Phoenix Suns, którzy z dalszymi numerami łapali przyszłe gwiazdy ligi – Amar’e Stoudemire’a (10), Shawna Mariona (9), Luola Denga (7) lub Rajona Rondo (21). Wcale nie gorzej działo się w Milwaukee, gdzie stawiano na Glena Robinsona, Vina Bakera, Ray’a Allena czy w końcu Andrew Boguta, z tymże większość tych graczy marzyło w końcu o wyrwaniu się z koszykarskiej prowincji i wywalczeniu większych laurów (oczywiście nie każdemu przypadły wielkie trofea).Na koniec, najwięcej jedynek – po 5 – wywalczyły drużyny z trzecim najgorszym oraz piątym najgorszym bilansem (sprawdźcie więc kto ma te numery na dziś;-). Dwukrotnie pick no.1 dostały ekipy, które straciły play offs w ostatnim meczu sezonu (i jak to nazwać pechem czy szczęściem?!).
Fajnie woy, że się wysiliłeś, ale ogólnie niespecjalnie rozumiem, na jaki temat chcesz tu wszcząć dyskusję (bo rozumiem, że chcesz). Czy warto tankować?
Tak, warto, bo choć nie ma gwarancji, że wylosuje się ten upragniony pick to wizja lidera na lata przemawia do wyobraźni każdego GMa (Duncan i Pop pozdrawiają). To czy dana organizacja ma GMa, który myśli i faktycznie potrafi dokonać trafnych wyborów to już inna sprawa. Oczywiście pojawią się głosy, że gdzie tu honor, jak tak można itp. Honor? Seriously? To jest biznes i tyle. Nie ma gwiazd, nie ma wyników, nie ma kibiców. A gadka, że są wolni agenci i tak też się można wzmacniać jest jak wiara w to, że wszyscy są równi. A równi nie są, budżety są różne, na oko to z połowa klubów nie może sobie pozwolić na przekraczanie salary cap, nie mówiąc już o położeniu geograficznym czy wzajemnych przyjaźniach gwiazdorków (wciąż czekam, aż CP3 zrealizuje swoją obietnicę z pewnego wesela).
Ps. Co do wzmianki o potencjalnych 2-3 gwiazdach NBA, naprawdę wierzę, że ten draft nawiąże to tego z 2003 roku.
Myślę,że jak spojrzysz na nazwiska jedynek i resztę którą wymienilem, głównie z top3 każdego draftu, to zobaczysz tylko paru Mistrzów NBA (właściwie z jedynek tylko dwie i z nich Duncana w macierzystym klubie), dalej masz bumerang Kidda i Billupsa po latach wojarzy. W końcu Gasol. Grunt dla mnie to rozeznanie własnych potrzeb i scouting. Jednak kunsztem jest dobranie łebskiego managementu (coś nad czym pracują Knicks).
P.S.Jest też Darko Milicic.
Dobry GM to podstawa i tego się nie da podważyć, Cavs trochę o tym wiedzą. Warto jednak zauważyć, że przy tym poziomie prowadzenia wszelakich statystyk, badań i obserwacji zawodników już na wczesnym poziomie, jaki jest w USA, da się z dużym prawdopodobieństwem określić czy dany gracz będzie gwiazdą/materiałem na gwiazdę/ciekawym i wartym ryzyka prospektem/potencjalnym rollsem. Nie bez powodu w czasach LBJa, Davisa czy obecnie bito się o słabszy bilans bardziej niż na przykład przed rokiem (gdzie draft zapowiadany było jako „bez szaleństw”). Zresztą to często nie o samego konkretnego wyhype’owanego zawodnika chodzi, ale o pick i możliwość swobodnego wyboru bez obaw, że ktoś ci tego upragnionego i tak pilnie oglądanego zawodnika zwinie sprzed nosa. Teraz też wiele ekip tankuje, bo wybór będzie spory i każdy chce wybierać pierwszy, a to czy wybierze się dobrze? Tu już potrzeba nosa GMa i trochę szczęścia (casus choćby Odena). Ale z tego choćby powodu uważam, że warto tankować, nie twierdzę, że to pochwalam, ale sam będąc np. na miejscu GMa Celtics czy Jazz kazałbym im tankować.
Ps. Westbrook właśnie ZNOWU zrobił sobie coś w kolano, co może zabić sezon Thunder, a już na pewno pogrzebie mój team w fantasy (mam tam playoffy)
Salmonsa to na hak i za ziobro powiesić. Jakim cudem Oklahoma to wygrała…
Drobny szczególik, Wade został wybrany z piątym numerem, przed nim był Bosh.
Najwięksi tankerzy mają pecha w losowaniu.Dla mnie to jest budujące. Stawiam na Bucks(takiego mam czuja),potem Lakers(mały wałek),a z trójką Jazz(oby). Za podium będzie Phila, oraz oczywiście Celtics,którzy wrócą do polityki z 2007 i zapolują na rynku na gwiazdy i sklecą następnego Frankensteina