Zaczyna się March Madness. Największe gwiazdy uniwersyteckiej koszykówki zaczynają walkę o splendor, sławę i co najważniejsze dla nich – o swoją przyszłość w NBA. Jak pokazuje jednak życie nie zawsze pośród tej śmietanki towarzyskiej można wyłapać diamenty. Jak się okazuje wiele prawdziwych diamentów nie trafia do tego sita zwanego NCAA i stara się trafić do koszykarskiego jubilera, na wystawę najpiękniejszych kamieni innymi drogami. Tak też jest i w tym roku.
Warszawska grupa Grammatik w jednym ze swoich tracków mówi, że nie ma dróg na skróty i, że się nie otworzy drzwi nim się nie otworzy zasów. Najwidoczniej David Stern też wyszedł z tego założenia (chociaż nie sądzę, żeby był wielkim fanem naszego rodzimego Hip Hopu). Otóż nowa era CBA całkowicie zamknęła drogę do ligi NBA graczom, którzy chcieliby trafić do niej prosto ze szkoły średniej. Nie będę się rozwodził czy to dobrze czy źle (chociaż dodatkowy rok jakiejkolwiek edukacji jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodził). Fakt jest jeden – przepisy są po to, żeby je łamać (w odosobnionych przypadkach nim te staną się regułą!) i tak o to mamy kolejnego gracza, który zmierza ku swemu przeznaczeniu zupełnie inną ścieżką niż większośc jego rówieśników.
Zacznijmy jednak od początku. Wraz z powstaniem nowego CBA można powszechnie uważano, że ostatecznie zamknięto możliwość przejścia ze szkoły średniej do NBA. A więc potencjalny skok z auta pokroju malucha do wielce luksusowego pojazdu został w mniemaniu wielu na wieki wieków zakończony. Jak się jednak okazało, nie do końca jest to twierdzenie zbieżne z rzeczywistością. Otóż o to pierwszy jak szczur w obliczu nowych przepisów przedostał się niejaki Jeremy Tyler. Faktycznie do draftu nie przystąpił i po roku koszykarskiej alienacji w egotycznych krajach został zakontraktowany przez Golden State Warriors.
Przypadek jednostkowy, niemal nie zauważony przez nikogo, bo nie wmawiajcie mi, że w 2011 roku ktokolwiek fascynował się personą ówczesnego Wojownika.
Zresztą Taylor został wybrany w drafcie przed lock outem przez Bobcats, a więc tak na prawdę nie łapie się do naszej kwalifikacji. Jest jednak bardzo ważnym osobnikiem, który zasygnalizował pewną kwestię, a nawet pewien problem, który na jakiś czas zniknął z oczu…
Przypomnę Wam Moi Drodzy Czytelnicy scenę z kultowego filmu Władysława Pasikowskiego „Psy”, w której to Kapitan Stopczyk tłumaczy się przed Majorem Molendą. Po zmianie ustroju pali się dokumenty poprzedniej władzy… I tak jak wszyscy wiedzą, że dokumentacja jest niszczona każdy udaje, że nic o tym nie wie. Podobnie jest teraz w NBA z (martwym) przepisem, który niby uniemożliwia przejście ze szkoły średniej do NBA, ale i tak jak się chce to każdy go omija, bo zamiast w college’u może zahaczyć się w NBDL czy w Europie…
Mamy rok 2014. Wszyscy zastanawiają się, kto zostanie wybrany z numerem pierwszym tegorocznego draftu. Czy będzie to Julis Randle, Andrew Wiggins, Marcus Smart, a może kreowany na kolejne wcielenie Hakeema Olajuwana – Joel Embiid (uwielbiam grę tego gościa!). Tymczasem w ciszy i spokoju, który towarzyszy mu od niecałego roku w zupełnie innej atmosferze na swoją karierę pracuje inny gracz.
Jak się przekonacie człowiek zupełnie nietuzinkowy, o sporych możliwościach, który swą grą może nawiązać do najlepszych kieszonkowych zawodników w NBA. Kto pamięta Muggsy Boguesa czy Earla Boykinsa, albo dwójkę wychowanków i świetnych kumpli z Washington Huskies (choć nigdy razem nie grali) : Nate Robisona i Isaiaha Thomasa. Każdy z tych graczy budzi szacunek już za sam wzrost, który nie stanowi przeszkody w rywalizacji z o wiele większymi graczami na parkietach NBA.
Nasz dzisiejszy gość to Aquille Carr. Podobno mierzy 168 cm. Podobno, gdyż jak wiadomo w Stanach wzrost mierzony jest w butach i na dodatek dane przeze mnie przytoczone zawierają też… fryzurę.
Jedziemy dalej. Carr urodził się w Lanham w stanie Maryland. Pierwszych koszykarskich szlifów nabierał w liceum Patterson w Baltimore. Kiedy miejscowa drużyna futbolowa zdobywała rok temu Super Bowl nasz bohater zapowiedział, że będzie grał w Seton Hall College, co wydawało się naturalnym kolejnym krokiem na jego ścieżce kariery.
Aquille był wyróżniającym się zawodnikiem wśród graczy ze szkół średnich i jednym z najciekawiej zapowiadających się w kraju. (być może tak jest do dziś, ale tego nie wiemy). Bywały mecze, że rzucał rywalom po 50 pkt skupiając na sobie uwagę kolejnych koszykarskich skautów.
Baltimore to amerykańska stolica narkomanii i ogólnie niezbyt bezpieczne miasto. Tymczasem nastolatek z miejscowego liceum zbierał przed TV i na hali mnóstwo publiczności. Wszyscy chcieli zobaczyć niedużego gościa, który z piłką potrafi wyprawiać cuda. Bo rzeczywiście potrafi!
Mecze szkolnej drużyny musiały odbywać się w hali Morgan State University ze względu na zbyt małą pojemność salki gimnastycznej Patterson. Media ochrzciły go mianem „The Crime Stopper” po słowach trenera drużyny – Harry Martina „The crime in East Baltimore probably goes down during our games”.
W kwietniu 2011 roku przebywał na juniorskim turnieju w Mediolanie. Spodobał się do tego stopnia włodarzom Lottomatici Rzym, że Ci zaoferowali mu kontrakt 750 000 $ – co było największą kwotą zaoferowaną graczowi, który nie skończył jeszcze szkoły średniej. Carr planował ukończyć szkołę i ewentualnie przemyśli tą propozycję. Chociaż wiadomo było, że więcej w tym wszystkim kurtuazji, gdyż jego głównym celem jest NBA.
W marcu 2013 roku zakomunikował wszystkim, że odpuszcza sobie draft i koszykówkę uniwersytecką. Zadecydował, że sam we własnym zakresie przygotuje się do gry w NBA. Odrzucił tym samym możliwość gry dla uczelni Seton Hall.
W listopadzie 2013 roku został wybrany w drafcie przez drużynę z D-League – Delware 87–ers. Pograł tam jednak do stycznia, a następnie został zwolniony.Łącznie w 10 meczach rzucał 10,7 pkt, i notował 1,9 asysty na jeden mecz. Przebywał na parkiecie niecałe 15 minut i grał na niemal 40% skuteczności rzutów.
Tak czy inaczej jego rezygnacja z College’u przypięła mu łatkę niezbyt poważnego człowieka. Nie można go stawiać na różni z Dante Exumem, gdyż ten drugi jest z innego kraju i co by nie mówic, jego ojciec wcale nie gorzej przygotuje go przygody z zawodowym basketem. Tym czasem Carr zaryzykował sporo i wybrał drogę podobną do wspomnianego wcześniej Tylera czy też Brandona Jenningsa, których ścieżki póki co są niemal identyczne.
Problem polega tez na tym, ze małym jest trudniej. Jakby nie być poprawnym politycznie to tak jest. Ile Thomas musiał czekać na swoją szanse w Kings? Tak na prawdę tylko niemrawa postawa kolegów sprawiła, że dostawał szansę. Tą prawdziwą otrzymał od trenera Smarta, który też do wieżowców w koszykarskiej karierze nie należał. Nie wiem czy Westphal dawałby mu tak dużo okazji do grania…
Amerykańskie media zadają sobie właśnie pytanie czy ktoś o tak krępej postawie poradzi sobie. Co by nie mówić, jego przygoda w NBDL nie powala na nogi. Dla porównania Isaiah Canaan, który grzeje ławę w Rockets w NBDL rzucał średnio niemal 22 pkt na mecze. To może najlepiej oddawać skalę trudności, o której tu mówimy…
Być może jednak rok pod okiem trenerów z uczelnianych parkietów lepiej zrobiłby dla kariery Carra. Co by nie mówić obecnie stracił niemal rok i porwanie się w obecnej sytuacji na NBA jest czystą donkiszoterią. Chociaż co by nie mówić to człowiek ma talent niesamowity. Z tym, że kto w NBA go nie ma…
Historia jednak pokazała, że zna wiele przypadków, w których sportowcy wbrew wszystkim osiągali swój cel. Aquille Carr jest przekonany o czym przeczytacie w poniższym wywiadzie, którego udzielił dla Dime Magazine.
Opowiedz nam trochę o tym co teraz robisz w Nowym Jorku?
Aquille Carr: No wiec rzeczą, która przywiodła mnie do NY była chęć wyrwania się Baltimore – chęć oczyszczenia swego umysłu i pragnienie większego otwarcia na społeczeństwo, na ludzi. Tak jak dziś, przyszedłem do jadłodajni dla starszych ludzi, dla bezdomnych i rozdajemy ludziom jedzenie. Staram się zasadniczo oczyścić swój wizerunek. Później idę z dzieciakami do kliniki. Też trenuje każdego dnia. Dwa razy dziennie ciężka praca. Staram się wrócić na właściwe tory. Wiesz, jest wiele negatywnych rzeczy w mojej przeszłości i staram się zostawić je daleko za sobą i wrócić na dobrą drogę.
W ostatnim roku sporo się dzieje w Twoim życiu. Byłeś w Chinach, brałeś udział w Euro –
Campie i trochę pograłeś w D-League. Opowiedz nam o swoich wspomnieniach i o tym czego się nauczyłeś w tym czasie?
AC: Zacznę od „Euro Adidas Camp”. To było niesamowite. Po raz pierwszy grałem z zawodowymi koszykarzami. Była to okazja do zdobycia doświadczenia, pewna lekcja dla mnie. Jednak nie załapałem tego wszystkiego tak jak powinienem. Wydarzyło się tam kilka złych rzeczy i nie mogłem skupić się wyłącznie na koszykówce. Nie miałem zatem dobrego startu. Pojechałem jednak do Chin. Tam spotkałem świetnych ludzi, Gary Payton, Tracy McGrady. Usiedli ze mną i rozmawiali. Czytali artykuły na mój temat i zawirowań z Euro Campu. Mówili „nie martw się tym, po prostu pracuj, jeszcze nie wszystko stracone, ścieżka kariery jest zawsze wyboista, nigdy nie ma łatwo. I zawsze ufaj Bogu. Postaw go na pierwszym miejscu i będziesz wielki”
Wszystkie te wydarzenia mogły by być trochę przytłaczające dla Ciebie. Czy masz kogoś na kim mógłbyś się wzorować, kogoś kto przechodził przez podobne rzeczy i mógłby wesprzeć Cię mentalnie?
AC: John Wall nie przechodził przez to co ja, ale mam z nim dobry kontakt. Rozmawiamy na tematy pozaboiskowe – jak tam moja rodzina, jak tam moje sprawy prywatne. Rozmawiamy też Brandonem Jenningsem. Mamy kontakt, gdyż on też jest członkiem rodziny Under Armour (marka odzieżowa – przyp. redakcji). Jest jeszcze Will Barton – tez z teamu UA. Oni też powtarzają, że mam pracować, nie poddawać się i nie popadać w złe towarzystwo.
Wspomniany Brandon Jennings przeszedł podobną drogę do Ciebie i mu się udało. Czy dopatrujesz się podobieństwa w Waszych ścieżkach kariery? Dodaje Ci to wiary?
AC: Pewnie, wiesz, Bóg ma swój własny plan. Cokolwiek planuje w związku z moją osobą, wiem, że jestem w dobrych rękach. Kwestią jest tylko to czy zapracuje sobie na to wszystko.
W NBDL oczyściłeś się z grzechów przeszłości i notowałeś średnie na poziomie double – figures, a grałeś średnio tylko 14 minut na mecz. Czy spotkałeś się z jakimkolwiek odzewem ze strony skautów z NBA przed nadchodzącym tego lata draftem?
AC: Po pierwsze zacząłem być liderem, miałem sporo do powiedzenia, grałem jako PG. Wiesz, nie dostane się tam nie kontaktując się ze skautami. Rzucałem, kreowałem kolegom pozycję, stałem się tam profesjonalistą i sporo się nauczyłem.
Było sporo zamieszania w związku z Twoimi treningami z drużyną w Puerto Rico, co dalej z twoimi przygotowaniami do draftu?
AC: Po pierwsze to nie prawda!, Treningi w Puerto Rico to bzdura. Trenuje tutaj, w Nowym Jorku, teraz po dwa razy dziennie, a będę zapewne po trzy razy na dobę. Po prostu daje z siebie wszystko.
Gdybym był Generalnym Managerem którejś z drużyn z NBA, czego mógłbym się spodziewać po Tobie, gdybym wybrał Cię na następny sezon?
AC: Przede wszystkim nie bojącego się ciężkiej pracy gracza, który przychodzi wcześniej przed treningiem, aby poćwiczyć rzuty i wszystko, czego trener będzie ode mnie oczekiwał, każdy element gry. Traktuj wszystkich tak jak chcesz, żeby Ciebie traktowali. Jeśli potrzebujesz mnie sprawdzić możesz im powiedzieć, że jestem w stu procentach dojrzałym człowiekiem, powiedz, że mogę być świetnym graczem w NBA i nie mam zamiaru przynieść złej energii do szatni. Po prostu będę spełniał swoją rolę w drużynie i zwyczajnie będę
profesjonalnym graczem. Reszta jest w rękach Boga.
A Wy jak sądzicie? Jest w NBA miejsce dla Aquille Carra?
Szalu niestety na poziomie NBDL nie robi, Pierre Jackson notował o wiele lepsze cyferki i wylądował w Turcji, Carr też pewnie zawedruje do Europy, zwlaszcza, że przez jego warunki fizyczne moze być u niego kiepsko z obrona.