Wczorajsza noc w NBA zagwarantowała nam 8 spotkań. Kolejny raz błysnęli James Harden (37 punktów, 11 asyst), Chris Paul (28 punktów, 15 asyst) i Al Jefferson (28 punktów, 7 zbiórek, 6 asyst), ale prawdziwym bohaterem dnia był Anthony Davis, który wraz z kolegami okazał się być lepszym od aktualnych mistrzów NBA.
Zróbcie kawę i zapraszam do prasówki z Enbiej.
Portland Trail Blazers @ Charlotte Bobcats
94 – 124 (22-33; 24-26; 27-29; 21-26)
Bobcats są drużyną od bronienia, a Trail Blazers od atakowania tak? Nope. Nie wczoraj.
Drużyna Steve’a Clifforda (czapki z głów przed tym panem, serio – gość robi świetną robotę, a mało kto to docenia) rozbiła wczoraj gości z Portland fundując im najgorszą porażkę w tym sezonie (poprzednia najwyższa – 17 punktami z Grizzlies).
Bobcats pod batutą tercetu Jefferson – Walker – Henderson (w sumie 77 punktów!) prowadzili od pierwszego do ostatniego gwizdka, a defensywa PTB wciąż bez LaMarcusa Aldridge’a jest ostatnio masakrowana przez rywali. Wystarczy powiedzieć, że w ostatnich pięciu spotkaniach pozwala przeciwnikom średnio na 113.0 ppg.
Gracz meczu: Al Jefferson (13/22 z gry, 28 punktów, 7 zbiórek, 6 asyst w 28 minut gry)
Houston Rockets @ Cleveland Cavaliers
118 – 111 (39-31; 28-24; 34-24; 17-32)
W meczu, w którym zabrakło większości gwiazd (Howard, Irving, Deng) James Harden upewnił się, że kibice dostali produkt, za który zapłacili. Obrońca Rockets zdobył 29 ze swoich 37 punktów w przedziale niewiele ponad 13 minut na przełomie drugiej i trzeciej kwarty sprawiając, że nawet trener McHale był pod wrażeniem.
Poza tym goście z Houston prowadzili przez cały mecze bardzo dobrze wchodząc w spotkanie (dobra pierwsza połowa Parsonsa), a na końcowym wyniku zaważyła słaba czwarta kwarta przez którą można mieć wrażenie, że w tym meczu były emocje.
Kto jeszcze zasłużył na wzmiankę? Stary znajomy Donatas Motiejunas (5/5 z gry, 11 punktów), Dion Waiters (11/20 z gry, 26 punktów, 8 asyst – służy mu absencja Irvinga, w poprzednim meczu rzucił 30 oczek) i Tyler Zeller (10/16 z gry, 23 punkty, 6 zbiórek).
Gracz meczu: James Harden (9/15 z gry, 5/8 z dystansu, 14/14 z linii rzutów wolnych, 37 punktów, 11 asyst)
Philadelphia 76ers @ Chicago Bulls
81 – 91 (25-20; 13-21; 21-24; 22-26)
O, trzeba już scrollować na liście spotkań 76ers żeby zobaczyć ich ostatnią wygraną.
Krótko, żeby się nie znęcać. Goście dobrze weszli w spotkanie i prowadzili praktycznie przez całą pierwszą połowę. Później jednak wrzaski Thibodeau zaczęły docierać do jego podopiecznych i Bulls w końcu zaczęli odjeżdżać (ale mimo wszystko nie tak jak się można tego było spodziewać).
Co powinno martwić kibica drużyny z Chicago? To, że by wygrać z tak beznadziejnym zespołem jak Sixers potrzebowali 46 (!!) minut Jimmy’ego Butlera i 38 Joakima Noah – oni w takim meczu powinni mieć spokojne 30 minut i czwartą kwartę oglądać w dresie.
Bohater meczu: Joakim Noah (6/10 z gry, 8/9 z linii rzutów wolnych, 20 punktów, 8 zbiórek, 4 asysty, 3 bloki)
Indiana Pacers @ Memphis Grizzlies
71 – 82 (17-19; 13-24; 19-21; 22-18)
Grizzlies zdecydowanie i łatwo ograli najlepszą ekipę Wschodu. Uwierzcie mi, nikt nie chce trafić na drużynę z Memphis w PO.
Po wczorajszym meczu drużyny Vogela miałem nadzieję, że ich atak powoli się odbudowuje. Jeżeli można powiedzieć, że przeciwko Bulls wsiedli na rower i zaczęli zjeżdżać z górki to Grizzlies wsadzili im właśnie kij w szprychy.
71 punktów to najniższa zdobycz punktowa Pacers w tym sezonie. Trafili tylko 36.5% oddanych rzutów, nie uratowali się na dystansie (6/15), ani na linii rzutów wolnych (tylko 14 prób). Gracze na których mogli najbardziej liczyć – David West (5/15 z gry) i Paul George (2/10 z gry) totalnie zawiedli. Oj, nie jest dobrze w Indianapolis.
Tymczasem Grizzlies po tym jak połatali swoich podstawowych graczy zaczynają znów przypominać męczącą rywali drużynę Hollinsa. Wygrali 7 z ostatnich 10 spotkań (a nie mieli łatwego terminarza), a ich gwiazdy robią to do czego nas przyzwyczaiły – Conley bierze na siebie dużą odpowiedzialność w ataku odciążając ponownie dobrego Z-Bo, a Gasol łata obronę i jest drugim rozgrywającym drużyny.
Ps. Cichym bohaterem meczu był Mike Miller i jego 4/6 z dystansu, które pozwoliło Grizzlies odskoczyć w pierwszej połowie.
Bohater meczu: Mike Conley (9/15 z gry, 21 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty)
Miami Heat @ New Orleans Pelicans
95 – 105 (22-22; 21-23; 29-31; 23-29)
Na początek trochę statystyk:
- Pelicans wygrali z Heat pierwszy mecz od ponad trzech lat.
- Anthony Davis zdobył minimum 30 punktów w czterech meczach z rzędu i minimum 28 punktów w ośmiu meczach z rzędu.
Anthony Davis jest na najlepszej drodze by stać się jedną z gwiazd ligi. Wczoraj przyćmił samego LeBrona Jamesa i jego Heat dając trenerowi Spoelstrze kolejny powód do bólu głowy. Wystarczy powiedzieć, że w ostatnich 10 spotkaniach, gracze z Miami tylko 4 razy cieszyli się z wygranej.
Nie wszystko mogą zrzucić na grającego w kratkę Dwyane’a Wade’a (gdy gra jest bardzo dobry, a jego wczorajszy odpoczynek był kolejnym gdy Heat grają back-to-back). Pelicans sami mają problemy z urazami (Gordon, Smith), a do tego mają zdecydowanie krótszą ławkę rezerwowych.
No, ale mają też Anthony’ego Davisa. Wczoraj nikt z drużyny Spoelstry nie potrafił znaleźć na niego sposobu i po bardzo dobrej końcówce czwartej kwarty Pelicans mogli cieszyć się z jednej z najlepszych wygranych w tym sezonie.
Bohater meczu: Anthony Davis (13/22 z gry, 4/5 z linii rzutów wolnych, 30 punktów, 11 zbiórek, 3 przechwyty)
Orlando Magic @ Utah Jazz
88 – 89 (16-27; 27-22; 18-17; 27-22)
Czy mecz jednych z najgorszych drużyn w lidze może być interesujący? Ależ oczywiście!
W Salt Lake City spotkały się zespoły, które przegrały w sumie 14 ostatnich pojedynków. Początek spotkania wskazywał na to, że Jazz dość swobodnie tą niechlubną serię przerwą. Drużyna z Orlando jednak się nie poddawała i za sprawą kolektywnej produktywności kwartetu Harkless – Vucevic – Afflalo – Oladipo (68 z 88 punktów drużyny) odrobiła straty i nawet wyszła na prowadzenie przy niewiele poniżej 30 sekundach na zegarze.
Od czego Jazz mają jednak parę Hayward – Burke. Pierwszy przebiegł przez całe boisko i wszedł pod kosz by odegrać na obwód, a czekający tam rozgrywający oddał rzut wysokim łukiem i zagwarantował gospodarzom pierwszą wygraną od siedmiu spotkań.
Ps. Cichy bohater meczu – Richard Jefferson, 6/12 z gry, 5/8 z dystansu i najlepsze na boisku 21 punktów.
Bohater meczu: Trey Burke (całościowo mecz dość przeciętny, ale zwycięski rzut jest zwycięskim rzutem)
Detroit Pistons @ Los Angeles Clippers
103 – 112 (26-36; 29-20; 15-24; 33-32)
Pistons zagrali przyzwoite spotkanie przeciwko jednej z najlepszych drużyn ligi, ale ostatecznie nie potrafili zatrzymać pary Paul – Griffin i musieli pogodzić się z porażką.
Blake i Chris trafili w sumie 22 z 32 oddanych rzutów i jak się okazało ich produktywność była Clippers w tym meczu bardzo potrzebna. Goście z Detroit nie tylko grali pod kosz (50 punktów w pomalowanym, przy 48 LAC), ale równie dobrze na obwodzie, gdzie brylował zwłaszcza rezerwowy Jonas Jerebko (5/7, 22 punkty).
Poza tym mieliśmy mały konkurs wsadów (Griffin, Jordan, Drummond), a moją akcją meczu było zagranie Blake’a, w którym najpierw zamordował Jerebkę biorąc go na plecy i szybko obracając się w stronę kosza by skończyć akcję wsadem, a potem podał rękę i pomógł wstać biednemu Szwedowi. So sweet.
Bohater meczu: Chris Paul (10/15 z gry, 3/6 z dystansu, 5/5 z linii rzutów wolnych, 28 punktów, 15 asyst, 6 przechwytów, 4 zbiórki)
Podobno D-Rose ma wrócić do s5 na PO, prawda to?
Oczywiście, że nieprawda. A wiesz czemu? Chicago nie walczy już o nic.
fantastyczną gra jest koszykówka. Pacers kilka tygodni temu wydawali się kandydatem nr1 do tytułu – grali na luzie, dokonywali mądrych wzmocnień, wygrywali kiedy trzeba ale nie za wszelką cenę – czyli nie wypalali się bez sensu. Teraz karty sie odwróciły. Mistrzostwo NBA jest naprawdę ciężko wywalczyć – ta druzyna z ostatnich kilku dni nie ma na to szans.
wygląda jakby Indiana i Miami miały jakieś trudne treningi przed PO i są fizycznie zajechani, wydaje mi się że przejadą się w PO po każdym
Kto to ten D-Rose jest? ??
AD + Noel , wciąż nie mogę przeboleć
O Mój Boże!! Ależ zemsta Bobcats za grudniowy gwałt na rysiach. Widać,że zaczyna działać reklama w tvp/tvn?( Ocalić rysie). Quo Vadis,PTB??:((
Niestety problem z Heat polega na tym, że oni sami czują, że są w złym miejscu. LBJ bardzo mocno zaatakował stan druzyny. Bosh równie mocno zaatakował atmosferę w szatni. Liderzy nie robiliby takich rzeczy, gdyby byli pewni swego. To jest ewidentna próba potrząśnięcia zespołem, bo oni widzą, że jest już ostatni moment na ocknięcie się. Dla mnie Heat są w bardzo poważnych opałach. Jeżeli Nets wywalczą 3 miejsce, to w półfinale Heat mogą mieć mega trudną serię. Jeżeli się nie pozbierają Heat pojadą do domu po drugiej rundzie.