Jedna z sieci fast foodów ze stanu Kentucku specjalizujących się w chrupiących kurczakach jak ulał pasuje do naszego dzisiejszego artykułu. Właśnie restauracje spod znaku pułkownika Sandersa w niebywały sposób przyprawiają i przygotowują w chrupiącej panierce kurczaki, które miliony klientów pałaszują z niebywałą radością i smakiem. Chociaż jest to cholernie nie zdrowe to i tak liczba konsumentów nie maleje. W Kentucky jednak słyną nie tylko z panierowania drobiu… i o tym dziś w salonie koszykarskim.
Prócz wspomnianych sieci restauracji stan ten słynie też z bardzo dobrej whiksey spod znaku Jim Beama, a także z samego Muhamada Ali, legendy boksu i nie ukrywam osoby, którą strasznie szanuje i podziwiam za wszystko co osiągnął w życiu sportowym, a także poza nim. Jednak nie będę Wam pisał o Clayu tylko zabiorę Was w podróż do koszykarskiego świata Kentucky.
Tutaj odwołanie do KFC troszkę nam blednie, ale nie do końca. Nie będę nawiązywał bowiem do Louisville, skąd swą genezę bierze wspomniana sieć fast foodów. Nie trafimy także do Clermont skąd pochodzi Jim Bean. Przyjrzymy się natomiast dokładniej jednej z uczelnianych drużyn koszykarskich, która w ostatnich latach dostarcza do NBA klasowych graczy seriami. Panie i Panowie witamy w Lexington, witają Wildcats!
W piłce nożnej specjaliści zachwycają się wychowankami Barcelony, wcześniej gracze z akademii Ajaksu Amsterdam stanowili regularny zaciąg kolejnych wielkich klubów europejskiej piłki. Przekładając to wszystko na basket to właśnie drużyna z Kentucky zasługuje na miano największej kuźni talentów, które następnie są pożytkowane na zawodowych parkietach. Wracając do mego odwołania się do Kentucky Fried Chicken to właśnie tutaj nieopierzeni koszykarze stają się najlepszymi kąskami dla managerów klubów, które niedługo będą brały udział w drafcie…
Przeanalizowałem ostatnie dziesięć lat i nazwiska graczy, którzy właśnie w większości spod ręki Johna Calipariego trafiali do NBA. Na pierwszy rzut oka można ten okres podzielić na dwie fazy. Pierwszy do 2010 i drugi od wspomnianego roku kończącego pierwszą dekadę XXI wieku do czasów obecnych. Pierwsza mimo, że regularnie dostarczała graczy w drafcie to nie wielu przebijało się w lidze i robiło kariery. Od 2010 były dwa roczniki, które niemal całymi piątkami olśniewały ligę swymi umiejętnościami. Warto przypomnieć też, że coach Calipari pracuje z Wildcats od 2009 roku. To jest rok przełomowy, bo od tego czasu Dzikie Koty stały się fabryką graczy na parkiety NBA. Tym samym coach „Vacate” wdrożył w życie cytat przyświecający rodzimemu stanowi drużyny „W jedności siła – w podziałach słabość”
Tak oto wyselekcjonowałem 10 najlepszych absolwentów Kentucky Wildcats w ostatnim dziesięcioleciu:
10. Jodie Meeks – wybrany w 2009 roku przez Milwaukee Bucks (obecnie gracz LA Lakers)
Moim zdaniem bardzo niedoceniany gracz już od początku kariery. W trakcie kariery akademickiej potrafił rzucać po 40 pkt, w NBA spełnia raczej rolę zmiennika. Aktualnie biega po parkietach NBA w trykocie Lakers i uważam, że to świetna szansa dla niego. Z czasem Jeziorowcy będą szli w górę, a on może dzięki temu stać się bardzo ważnym ogniwem tego teamu. Czy gdyby Toni Kukoc nie grał w w Bulls u boku Jordana to ktokolwiek aż tak bardzo by uległ czarowi tego gracza. Takie quasi-Zimbardowskie twierdzenie może wydać się dla wielu dziwne, ale jestem przekonany, że Meeks w mocnej drużynie wyglądałby lepiej koszykarsko. Myślę, że aktualnie jest on właśnie na doskonałej drodze do podobnej roli w ekipie Lakers. Uważam, że idealnie się w niej sprawdzi.
9. Brandon Knight – wybrany w 2011 roku przez Detroit Pistons (obecnie gracz Milwaukee Bucks)
W Pistons nie potrafił wygrać rywalizacji z Willem Bynumem i Rodneya Stuckeya i ostatecznie w wymianie przed tym sezonem trafił do Kozłów. No dobra, Bucks są pośmiewiskiem ligi, od samego początku sezonu, ale pobyt Knighta w Milwaukee na prawdę bardzo dobrze wpływa na rozwój tego koszykarza. Może kadra podopiecznych trenera Drew nie wygląda zbyt okazale, może O.J Mayo nie służy dieta, którą obecnie stosuje, ale Knight gra na prawdę dobrze. I rozwija się, a to jest najważniejsze. Wielkouchy rozgrywający nie posiada zbyt imponujących warunków fizycznych, ale z każdym sezonem będzie wyglądał lepiej i przy nowym kontrakcie nauka, którą obecnie pobiera z pewnością zaprocentuje.
8. Patrick Patterson (wybrany w 2010 roku przez Houston Rockets (obecnie Toronto Raptors).
Jako fan Rakiet nie będę obiektywny, ale jest to bardzo ciekawy gracz. Jego rozwój zahamowały trochę kontuzję kolan, ale pod okiem Ricka Adelmana był bardzo mocnym punktem Rakiet. Właśnie w Teksasie zaliczał najlepsze sezony. Gracz waleczny, skoczny, z ciągiem na kosz i dobrą muskulaturą. Dysponuje rzutem z półdystansu i dystansu, a co za tym idzie jako czwórka może doskonale rozciągać grę. Dziś jako gracz Raptors wchodzi z ławki i wielokrotnie był energizerem, który motywował kolegów do walki, czym wpływał na pośrednio na wyniki meczów. Typowy Role Player z zadatkami do przebłysków w co trzecim meczu. Potrafi notować double double. Minusem jest zdrowie, które często dokucza Patrickowi.
7. Eric Bladsoe – wybrany przez OKC Thunder w 2010 (obecnie Phoenix Suns)
Chociaż wybrali go Thunder to od razu trafił do Clippers i właśnie w zespole z Kalifornii debiutował w NBA. Mimo wtajemniczania w kolejnych sezonach w następne tajniki basketu pozostawał jedynie rezerwowym playmakerem, a po dojściu do ekipy LAC Chrisa Paula stało się jasne, że będzie musiał poszukać sobie nowego pracodawcy. Po trzech latach pobytu w Clippers trafił w wymianie do Phoenix Suns, gdzie do spółki z Goranem Dragiciem stał się liderem drużyny. W Arizonie chyba znalazł swoje miejsce na ziemi. Przez obecny sezon (którego połowę stracił z powodu kontuzji) pokazuje swoją prawdziwą wartość, a ta wyraźnie jest bardzo wysoka. Dla niego wyście z cienia CP3 było uzyskaniem drugiego życia w NBA. Takiego Erica chce oglądać każdy fan NBA. Jest niesamowity, a John Calipari jest z pewnością dumny.
6. Michael Kidd-Gilchrist – wybrany przez Charlotte Bobcats w 2012 (gra tam do dziś)
Przyznam się, że początkowo nie miałem przekonania do tego gracza. Obawiałem się, że to będzie totalny niewypał, ale z każdym kolejnym meczem chłopak wyglądał lepiej i lepiej i w odróżnieniu choćby od Austina Riversa widać progres w jego poczynaniach. Trzeba pamiętać, że to dwójka draftu, a zatem oczekiwania wobec niego muszą być spore. Trzeba jednak przyznać, że Jordan jednak nie pomylił się co do tego chłopaka. Bardzo dobry defensor, a także strasznie waleczny zawodnik. Winda w nogach, ale bardziej cenię go za umiejętności gry w obronie.
5. Terrence Jones – wybrany przez Houston Rockets w 2012 roku (do dziś reprezentuje barwy Rakiet).
Chłopak, który z całego mojego zestawienia poczynił w trakcie swej krótkiej kariery w NBA największy postęp. Od pałętania się po lidze NBDL po wybitne występy w tym roku usuwające wielokrotnie w cień gwiazdorów Rockets. Trzeba przyznać, że we właściwym momencie kariery zacisnął zęby i pokazał charakter. Kiedy Kevin McHale skazywał go na schyłkę do Vipers i postanowił się podporządkować i poddać ciężkiej pracy, a owoce tego zbiera dziś. W przeciwieństwie do Royce White’a, który ledwie może cieszyć się debiutem… Chłopak stylem gry przypomina młodego Jermaine O’Neala, a talent ma nieprzeciętny. Byle to wszystko szło w parze z rozumem to zrobi karierę, bo w przerwie międzysezonami pokazał, że miewa odchyły…
4. Rajon Rondo – wybrany w 2006 roku przez Boston Celtics (gra tam przez całą karierę)
Chłopak znikąd nagle stał się kluczową postacią Celtów, którzy sięgnęli po mistrzostwo. Niczym z bajki o Kopciuszku. Wybrany w dalekim drafcie (21 numer) okazał się strzałem w dziesiątkę. Przegląd pola gry ma niesamowity i umiejętność podawania partnerom to najwyższa klasa światowa. Gorzej ze skutecznością gry, ale tak efektownego gracza na pozycji numer jeden dawno nie było. Wybitna postać, którą znać trzeba, a jego zagrania mogą służyć jako kompendium dla młodych adeptów koszykówki. ostatnio walczy z kontuzjami i powrotem do dawnej formy, a także z niepewnością związaną z przyszłym pracodawcą. Ostatni z mistrzowskich Celtów w obecnej kadrze ekipy z Massachusetts.
3. Demarcus Cousins – wybrany w 2010 roku przez Sacramento Kings (w Kings gra do chwili obecnej)
Jeden z najzdolniejszych środkowych młodego pokolenia w NBA. Przyszłość przed nim. Potrafi w polu trzech sekund zrobić wszystko. Zagrać genialnie, albo chybić sam na sam z koszem… Mimo wszystko, zważając na jego trudny charakter, który stopniowo oswaja Shaq, nie wyobrażam sobie ekipy Sacramento Kings bez tego gracza. Słusznie postawiono na budowanie Królewskiej drużyny wokół Cousinsa i myślę, że to przyniesie w przyszłości pozytywne efekty. Z sezonu na sezon widać postępy w jego grze. Podobnie jak w przypadku Jonesa, a może nawet w większym stopniu kluczowa może okazać się głowa. Zbyt łatwo ponoszą go emocję na parkiecie, że wspomnę mecz z przed miesiąca z Rockets, gdzie zwymyślał sędziego, a gdyby nie sztab trenerski mogłoby dojść do rękoczynów. Ot cały Damarcus. Talent jednak ogromny!!! Już dziś w moim rankingu czołowych centów ligi jest w TOp5.
2. John Wall – wybrany do NBA w 2010 przez Washington Wizards
Kolega klubowy Marcina Gortata w tym sezonie dorósł do roli lidera. Nie jest tak chaotyczny ja w poprzednich latach i poniekąd widać to w wynikach stołecznego klubu, który wreszcie jest na plusie. Bardzo uniwersalny i dynamiczny gracz, który kiedy trzeba potrafi brać na siebie odpowiedzialność za wynik, a kiedy trzeba to usuwa się w cień, aby pozwolić błyszczeć kolegom. Właśnie na tym polega jego wielkość. Nie biega od kosza do kosza z piłką wpychając się bezmyślnie w blok defensywny rywali (najwyżej nie nagminnie). Dobre wyczucie akcji i sytuacji to wszystko co jest olbrzymim atutem w grze Walla. Przyznam się, że zastanawiałem się na umiejscowieniem go na pierwszym miejscu w moim rankingu, ale ostatecznie zajął drugie miejsce na pudle…
1. Anthony Davis – wybrany w 2012 przez Hornets \ Pelicans
No niestety nie Wall, ale Davis został moim numerem jeden. Marcin Gortat będzie niepocieszony. Chłopak z Chicago jest chyba obecnie najbardziej kompletnym zawodnikiem z tegoż zestawienia. Zarówno w obronie jak i w ataku dominuje strefę podkoszową. Bloki, zbiórki, punkty, przechwyty – to wszystko nie sprawia mu żadnego problemu. W tym roku wykręca niesamowite cyfry, imponuje na wielu płaszczyznach gry, a do tego ma bardzo pozytywny wpływ na szatnie. Można się nabijać z mewy nad oczami Davisa, ale kiedy staniecie z nim oko w oko na parkiecie głupie uśmiechy się kończą, a zaczyna się jedno… respekt. Absolutnie najciekawsza jedynka draftu w ostatnich kilku latach i obok Walla najwybitniejszy wychowanek Calipariego w odstępie ostatnich naborów. Nie wierze, że kiedyś nie sięgnie po mistrzostwo (może nie jako Pelikan), ale pierścień będzie jego, za kilka lat. Przyszły MVP ligi (za parę lat)
Z wiadomych względów powyższy ranking nie zawiera Norlensa Noela, ale myślę, że gdyby ten artykuł miał się ponownie ukazać za rok to chłopak spokojnie zmieściłby się w top7 mojego zestawienia.
Za dwa lata możliwe, że cała powyższa lista ulegnie znacznej modyfikacji. Obecne nabory wyglądają niesamowicie pod względem talentów, a do Kentucky trafiają prawdziwe diamenty…
To tam gra teraz Wiggins i Embild ?
Tak graja. Trener wybitny herbal w tum sezonie blokowal rozwoj wigginsa zabieral mu pile kiddy on bez niej nie istnieje
Embiid i Wiggins grają,a raczej grali w Kansas,którzy już odpadli ( kontuzja Embiida przed Marcj Madness). W Kentucky jest m.in.Randle i blizniacy Harrisonowie. @Paweł,nie zgodziłbym się z określeniem UKentucky kuznią talentów.Na sukcesy składają się dobry system rekrutacji ,oraz renoma. Młode talenty lgną do Kentucky,bo rosną przez to ich szanse na grę w NBA. Podobną renomę mają Duke,Arizona,Florida,Kansas,Indiana,North Carolina,czy w mniejszym stopniu Georgetown,Maryland,oraz np. Syracuse. Fajny,interesujący artykuł,mam słabość do NCAA.Jeszcze raz przypomnę,że niedługo FinalFour ;)
Wiggins i Embiid grają w Kansas.
amon ale poziom ncaa to ostatnia prosta przed nba, chyba najważniejszy okres mentalnego i fizycznego przestawienia się z amatorki na pro. oczywistym jest to, że te kampusy które przedstawiłeś mają renome i łątwiej w rekrutacji najlepszych dzieciaków ale to wiąże się z presją i wysokimi wymaganiami wobec trenera. w tych zespołach pracują najwybitniejsi trenerzy i to na nich w pierwszej kolejności patrzą gracze. calipari, krzyzewski, donovan, pitino, boeheim, williams takie nazwiska to wielki handicap przy rekrutacji ;]
Masz rację Pawko,ale nie neguje to mojej wypowiedzi.Wielkie uczelnie>wielcy trenerzy>wielcy być może gracze. Ale NCAA talentu nie zniszczy. Załóżmy,że Wiggins,który był znany jeszcze w high-school wybiera takie Weber St.,albo Dayton(tegoroczna rewelacja). Rzuca średnio 25,zbiera 8,do tego 6 asyst. Myślę,że dalej byłby brany pod uwagę jako potencjalny #1 draftu. Wybrał Kansas,bo jest renoma i można było wygrać NCAA. Z kolei gracze,ci do których nie ma pewności,że wysoko zajdą są w pewien sposób promowani przez markę uczelnii. Dlatego wybiorą Kentucky i inne lepsze uczelnie,a trenerzy Pittino,Callipari itp. muszą ich jakoś wpasować Troszkę pokręciłem,ale chyba zrozumiesz,o co mi chodzi
nie wiem czy coś takiego juz było na tej stronce, ale chetnie poczytalbym o najlepszych teamach w historii nba ;) Takie team tribute (np. blazers 91, 76sers 01, mistrzowscy lakers, detroit bad boys, chicago 96 itd) moglo by być też cos w stylu średnich ocen zeby jako tako sprobowac ocenic ich sile pod katem kazdej pozycji i mozliwosci i zestawic te teamy. To by bylo coś!
Kiedyś złożyłem podobną propozycję. Woy obiecał,że enbiej zajmie się tym w sezonie ogórkowym. Trzymam za słowo:-)
Jabari Parker nie przystąpi w tym roku do draftu ; O ! Tego bym się niespodziewał….
To pewne????? Nie mogę znalezć. Jak tak,to chyba jest to skutkiem „wyczynów” Bucks i Sixers
Nie jest to jeszcze potwierdzone, ale sam Parker wrzucił artykuł o tym na swoim fb
2011 – nr. 1 draftu Wall – Kentucky
2012 – nr.1 draftu Davis – Kentucky
2013 – gdyby nie kontuzja zapewne nr 1 draftu Noel – Kentucky.
76ers mają trochę talentu, czyste salary, nie jest to taka najgorsza drużyna do jakiej można trafić
No zaskakujący ruch Parkera… A mnie zastanawia jedna sprawa, bo w drafcie możesz wybrać kogo chcesz, ale co by było gdyby, dany zawodnik otwarcie powiedział, że nie chce gdzieś trafić? Przykładowo: jeśli Lakers będą wybierać z #3 to czy taki Wiggins lub Embiid nie zrezygnuje z #1(np. Bucks) żeby trafić do LA. Co zrobiliby włodarze z Milwaukee???
Wiadomo że 1 numer to trochę większa kasa i jakiś prestiż z tym związany, ale jednak w takim LA kasę by sobie szybko odbił, a większość jak wiadomo woli mieszkać w Hoolywood niż na „zadupiu”…
Pamiętam,że Steve Francis #2 w 1999(?) roku stanął okoniem i zadeklarował,że nigdy nie zagra w Grizzlies( Vancouver wtedy). Po pewnych przepychankach dopiął swego i trafił do Houston. Więcej takich przypadków nie znam,ale pewno były. W tym roku rzeczywiście wydaje się,że wybór do Bucks nie uszczęśliwi nikogo z czołówki draftu,chociaż kto wie. Oklahoma też wydawała się miejscem zesłania,a co jest teraz,wszyscy wiemy. Jeden gracz może wiele zmienić
Whiskey nie whiksey
Parker okaże się największym wygranym tego draftu.
Jeden rok więcej w college’u dobrze mu zrobi. Nie podoba mi się trend grania 1 rok w NCAA i od razu do draftu.
Kobe #13 w 1996(?) roku zadeklarował,że nigdy nie zagra w Hornets i tylko Lakers go interesują. Musieli go wymienic na Divaca.