Dysproporcja pomiędzy dyspozycją numeru 1 na Zachodzie i (ówczesnego) numeru 1 na Wschodzie była wczoraj porażająca. Pacers w niczym nie przypominali drużyny, która zachwycała nas na początku sezonu, a Spurs z łatwościa wykorzystali ich wszystkie błędy by zanotować 58 wygraną w sezonie zasadniczym (i 18 z rzędu).
Najlepszym graczem gości był Tony Parker, który na przestrzeni całego meczu uzbierał 22 punkty (10/18 z gry) i 4 asysty przy zaledwie 1 stracie. Wśród pokonanych na wyróżnienie zasłużył praktycznie tylko Rasual Butler, który powinien otrzymać więcej minut w kolejnych meczach.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
San Antonio Spurs | 58-16 | 25 | 23 | 21 | 34 | 103 |
Indiana Pacers | 52-23 | 15 | 20 | 24 | 18 | 77 |
Wnioski ze spotkania
- Ofensywa Spurs i Pacers wyglądały jakby pochodziły z zupełnie innych lig. Gracze Popovicha dzielili się piłką, w każdej akcji mieli kilka możliwych alternatyw i cały czas dbali o zachowanie odpowiednich odległości między zawodnikami rozciągając tym samym defensywę. Tymczasem miejscowi w praktycznie każdej akcji wyglądali na zagubionych. Potrzebowali po blisko 10 sekund za każdym razem by w ogóle wejść w ofensywną zagrywkę, a ta i tak zwykle kończyła się na indywidualnym zagraniu George’a (świetnie pilnowany przez Leonarda), Stephensona (także dobrze – przez Greena), Hibberta (swoje trafił, ale potrzebował aż 13 prób) lub Westa (nieskuteczny i pozbawiony pewności siebie). O tym jak zdesperowany w ataku jest ostatnio zespół z Indianapolis niech świadczy fakt, że miejscowi komentatorzy cieszyli się nawet po niecelnym rzucie jeżeli ten tylko był wynikiem dobrej akcji…
- Tony Parker zagrał dobrze praktycznie tylko w pierwszej połowie, a i tak to wystarczyło by być MVP spotkania. Trafiał wtedy praktycznie wszystko, a biedny George Hill (prywatnie kolega Francuza) raz za razem trafiał na zasłonę. Gdy w końcu Parker przestał trafiać to a) było już za późno i b) do gry włączyli się pozostali gracze Spurs.
- Wśród nich na szczególne wyróżnienie zasłużył Boris Diaw, który znów był prawdziwym spoiwem w ataku. Nie tylko trafiał (5/8 z gry, 2/4 z dystansu, 2/2 z linii), ale też zbierał (4) i asystował (4). Szczególnie piękne było odegranie po tym jak Kawhi Leonard ściął akcję i zakończył ją wsadem.
- Co jeszcze robiło różnicę? Ofensywne zbiórki. Choć z przebiegu meczu bardziej w pamięć zapadły mi powtarzane akcje Pacers (często po dobrej akcji w obronie SAS kończyli akcję brakiem zbiórki, stratą lub faulem), to w protokole możemy zobaczyć 15-7 na korzyść Spurs. To gigantyczna różnica, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że gracze z Indy lubili się szczycić swoją grą w obronie. Praktycznie każdy skrzydłowy gości zaliczył minimum 2 zbiórki na atakowanej desce (Duncan, Leonard, Splitter, Diaw i Ayres). To wszystko zaowocowało nie tylko aż 11 rzutami z gry więcej (80 do 69), ale także obniżało i tak już niskie morale drużyny Vogela.
- Przy okazji morale – zespół z problemami nie może sobie pozwalać na wracanie do obrony truchtem. Kilka razy Spurs udało się to wykorzystać (w sumie 9 punktów w kontrze, przy równym 0 Pacers), a wiadomo że nie ma prostszych punktów niż te w szybkim ataku.
- Tak jak wspomniałem na wstępie praktycznie jedynym jasnym punktem w zespole miejscowych był Rasual Butler. 34-letni weteran zagrał wczoraj 22 minuty ponieważ, po prostu mu zależało. Grał dobrze nie tylko w obronie (słowa pochwały zwłaszcza za pilnowanie Belinelliego), ale również dokładał swoje w ataku (2/3 z gry). Nie zdziwię się jeżeli w najbliższych dniach zabierze sporo minut Evana Turnera.
- Przebłyski, ale tylko przebłyski dobrej gry miał Lance Stephenson, który momentami wyglądał jak jedyny gracz Pacers chcący to spotkanie wygrać. Pewność siebie nigdy nie była jego problemem i osobiście dziwię się Vogelowi, że dał mu tylko 28 minut gry i nie próbował np. zagrać niską piątką z Georgem na PF.
- Na drugim skraju skali pewności jest zaś David West, który bał się wczoraj rzucać, a gdy mimo wszystko udawało mu się wyrwać w powietrzę obrońcę i go minąć to zamiast jak to miał w swoim zwyczaju ostro atakować obręcz, kończył akcję zerwanym rzutem a’la floater.
- Kto by pomyślał jeszcze 2-3 miesiące temu, że Spurs wygrają mecz w Indianapolis przy łącznie 7/23 z gry tercetu Duncan – Ginobili – Belinelli.
- By nie kończyć negatywną uwagą – Tim Duncan wyprzedził po tym meczu Patricka Ewinga i zajmuje teraz 19-te miejsce na liście najlepszych strzelców w historii NBA.
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Spurs: Duncan 9 (6zb), Leonard 13 (11zb), Splitter 9 (6zb), Parker 22, Green 5, a także Diaw 14, Daye 0, Ayres 6, Mills 10, Joseph 2, Belinelli 7, Ginobili 6
Pacers: West 7 (8zb), George 16 (6zb, 5ast), Hibbert 15 (7zb), Hill 7, Stephenson 15, a także Allen 2, Scola 2, Turner 0, Copeland 0, Hill 0, Mahinmi 2, Sloan 4, Butler 7
Indiana jest w dołku – nawet Wizards z nimi wygrali ostatnio;) a po Spurs widać, że są wypoczęci i cieszą się grą.
Tyle się mówi o przewadze parkietu w finale konferencji, a zapominamy o ewentualnych rywalach w drugiej rundzie PO. Druga drużyna trafi prawdopodobnie na Raptors za to zwycięzcę konferencji być może czeka morderczy bój z Bulls lub Nets. Wcale nie jestem pewien czy warto wygrać sezon zasadniczy na wschodzie. Inna sprawa, że Pacers w tej formie to mogą mieć problem z wejściem nawet do drugiej rundy ;)
co do miejsc 3-5 na wschodzie to za wcześnie cokolwiek prorokować, bilanse Nets, Raptors i Bulls są niemal identyczne (Netsi mają o 2 mecze więcej do rozegrania od pozostałych dwóch, którzy mają ten sam bilans); Netsi może nie wskoczą wyżej niż są, a pozostałe to niewiadomo :P
Widząc Indianę w obecnym stanie, to Bulls zrobią naprawdę wiele, że się dostać na 3 miejsce, bo z Miami może i powalczą, ale byłoby jak zwykle 4:1
Nie lekceważyłbym Raptors, grają bardzo dobrą koszykówkę.
Na Brooklyn Nets każdy musi uważać bo na Wschodzie bodajże mają najlepszy bilans w 2014 roku.
2 miejsce Pacers okaże się szczęśliwe jeśli trafią na Raptors/Wizards w drugiej rundzie.
Miesiąc temu powiedziałbym że Pacers są murowanymi kandydatami do finału ale na dzisiaj to Miami Heat raczej po raz czwarty z rzędu wystąpi w finale.
Groźniejsi od Pacers wydają się być dodatkowo Bulls.
No w obecnej sytuacji, to nawet Bobcats z Indianą mogą powalczyć o drugą rundę. Ty m bardziej że Ryśki to równe chłopaki w ostatnim czasie. Jak dla mnie to głównym problemem jest Hibbert, dla którego sezon jest wyraźnie za długi, przez jego słabości cała reszta musi bardziej pracować a jak już złapali doła to morale podupadły. Drugi problem to transfery, w teorii wzmocnienia, ale na lepsze Indianie nie wyszły. Zwłaszcza chemia poległa, dodatkowo, Lance i Turner już pewnie myślą o nowych kontraktach, co na grę zespołowa na pewno się nie przekłada.
Oglądałem mecz. Nie wiem czy zwróciliście uwagę jak fatalna chemia jest miedzy graczami Indiany. George z Westem się ciągle cieli w jakiś nieistotnych sprawach…