Kiedy na początku marca laur Gracza Tygodnia przypadł Carmelo Anthony’emu my przecieraliśmy oczy ze zdumienia, bowiem lepiej prezentował się wówczas Al Jefferson. Nieco podrażniony ambicjonalnie zawodnik Bobcats nie złożył jednak broni i w kolejnym tygodniu prestiżowe wyróżnienie powędrowało już w jego ręce, a Rysie nie zwolniły tempa. Wówczas to zastanawiałem się czy prezentujący się jako najlepszy transfer Wschodu podczas letniego okienka transferowego – Jefferson – nie zagra jeszcze 2 czy 3 dobrych spotkań i nie zgarnie „Player of the Month”.
Tak się stało! Na zakończenie marca tytuł ten przypadł środkowemu Bobcats, który w świetnym stylu prowadzi młodszych kolegów do drugiego i ostatniego w historii Cats awansu do ośemki. BIG AL Jefferson zostawił gdzieś za plecami LeBrona Jamesa, Carmelo Anthony’ego i Joakima Noaha stając się nie tylko punktowym i zbiórkowym liderem drużyny, ale i po części mentorem dla młodszych kolegów. Co ciekawe, spora część nas powątpiewała w słuszność transferu Ala z Utah do Charlotte, inni z kolei nazywali go przepłaconym. Nie brakowało też głosów, że Jefferson popadnie w przeciętność lub będzie odkładał na sportową emeryturę. W Jazz miał większy komfort pracy oddając sporo rzutów oraz nie specjalnie wysilając się pod bronioną deską (coś o tym pisał nam niegdyś Qcin).
Oczywiście Player of the Month to jeszcze nie MVP sezonu, ani nie miejsce na pudle w podobnym głosowaniu, ale należy podkreślić pierwszy fakt, iż Jordanowi i spółce udało się w końcu wyhaczyć lidera i weterana z prawdziwego zdarzenia, a zainwestowanie większych pieniędzy – kosztem czekania na utalentowany wysoki draftowy pick przy tankowaniu – okazało się strzałem w 10tkę.
Dzięki dojściu do składu czterdziesto-milionowego (za trzy lata) „Jeffa” Bobcats wrócą do play offs, po raz pierwszy od 2010 roku, zostawiając za plecami bardziej renomowanych Pistons, Hawks, Knicks i nawet Bucks (choć nie dziś;-). Jefferson w całym sezonie notuje średnie na poziomie double double i 21.5 pkt oraz 10.4 zb pomagając drużynie w walce o jak najwyższe rozstawienie w topowej 8. Dzięki przybyciu Jeffersona otworzyła się szansa na większą liczbę akcji dwójkowych z udziałem – rozwijającego się przy weteranie z Utah – Kemby Walkera oraz sam nowo przybyły trener Steve Clifford – mógł w nieco odmienny sposób pracować od swojego poprzednika. Mianowicie ex asystent Lakers dostał typowego zdobywcę punktów, przez co jego ofensywa i atak Bobcats stał się bogatszy, a także obecność punktującego z pomalowanego centra, otwiera więcej opcji na obwodzie Charlotte i przy grze dystansowej.
Oczywiście nie byłoby „gwiazdy” Jeffersona, gdyby nie wianuszek zadaniowców *coś o czym pisał ostatnio BOB, czyli graczy kreujących lidera. Na dalszym planie i w cieniu pozostają aktorzy drugoplanowi jak Josh McRoberts (dzielenie się piłką), Anthony Tolliver (zbiórki i dystansowe granie) czy Chris Douglas-Roberts (stoper na rywali). Nie byłoby „fenomenu” Big Ala gdyby nie solidnie funkcjonująca defensywa , na poziomie numer 6 w NBA i tracąca tylko 97.5 pkt na mecz. Przypomnijmy tylko sobie, jak kosze Bobcats były regularnie dziurawione przez rywali, w erach Silasa czy Dunlapa, czyli trenerów, którzy wygrali w Północnej Karolinie 28 ze 148 spotkań w ostatnich sezonach!
Dzięki czarodziejskiej mocy Jeffersona – wszechstronnego w ataku dzięki hakom, rzutom z półdystansu, zagraniom w post up, wyuczonym zwodom i minięciom – jego nowy zespół odzyskał umiejętność wygrywania trudnych spotkań, zyskał możliwość kontrolowania przebiegu gry na parkiecie, narzucania własnego stylu gry, a nawet zdobywania masy punktów (większej niż przeciwnicy). Bobcats zmienili się mentalnie i za pomocą swojego przywódcy mogli porzucić status „czerwonej latarni” czy „dostarczyciela punktów”. Pytanie tylko, czy to nie jest chwilowe, a sam Al mówi, że to się zmienia i raczej nie będzie powrotu do miernej przeszłości. Ja jednak nadal przecieram oczy ze zdumienia, że jedna „AL-jaskółka” poczyniła zwycięską wiosnę w Charlotte i pchnęła drużynę na pewne tory, i niczym Niewierny Tomasz zastanawiam się czy to efekt „słabego Wschodu” czy jednak nowej jakości Bobcats? OBY to drugie!
Puentując; w talent i możliwości Jeffersona wierzę i nie zapomnę, kiedy jeden z naszych redaktorów nazwał go podkoszowym zwierzem. Dziś taki zwierzak do ogromna siła, dająca przewagę pod koszami oraz pewne punkty w pomalowanym. Zwłaszcza, kiedy spojrzymy na nieurodzaj wśród wysokich i słabo wyszkolonych , wielkich wzrostem, podkoszowych.
Po co ten apostrof tytule?
No tak. Facet ( Woy) się napracował, napisał fajny, rzeczowy artykuł ale zawsze się znajdzie jeden czy drugi, który doczepi sie jednego słowka czy apostrofa…Ech
Co do samych Bobków – oby ten sezon był początkiem jeszcze szybszego marszu w górę. Dość monotonii na górze. Cieszą dobre występy takich drużyn jak Charlotte, Raptors, Wizards, widać zmiany na wschodzie ligi i oby tak dalej.
A dlaczego nie ma „w” w Twoim zdaniu?
Wolna interpretacja autora.
Praca nóg Jeffersona jest perfekcyjna, nie mogę się napatrzeć jak robi defensywne pokraki z Gasola, Monroe czy Boguta. Świetny zawodnik, szkoda, że teraz kładzie się większy nacisk na obwód i niskich, rzucających graczy. Fajnie się ogląda takich prawdziwych wysokich, dobrze wyszkolonych technicznie graczy.
Stało się!
NY wyprzedziło Atlantę i na dziś dzień są w playoffs
Dobrym ruchem bobków było dołączenie do składu kolejnego zadaniowca – Gary,ego Neala, wnosi bardzo dobrą energię i punkty z ławki – potrafi szybko rzucić parę trójek i nie odstaję w obronie (szkoła Popa ze Spurs)
Obrona jest taka jak jej najsłabszy zawodnik. Drużynowy wynik Bobcats pokazuje, że Jefferson nie jest tak marnym obrońcą jak się o nim mówi.
Ewing robi świetna robote
Ewing i Price, obaj asystenci.
Patrząc co wyrabiają Millsap i Big Al zastanawiam się, czy Utah dobrze zrobiło rezygnując z nich kosztem Favorka i jednak dość chimerycznego Kantera. Oszczędność oszczędnością, ale jednak jeśli nie uda się wyłowić porządnego FA w najbliższych okienkach to GM raczej szybko poleci. No chyba, że Mormoni specjalnie planowali się osłabić wiedząc jak silny będzie draft…
Cosmo- dobrze zrobiła. Jefferson i Millsap to zawodnicy, którzy mogą być gwiazdami przeciętniaków, ani Hawks ani Bobcats z nimi w składzie dalej niż do 1 rundy PO (ok, na wschodzie to mają szanse na 2, ale to i tak nigdy nie będą zespoły z szansami na coś więcej) – potencjał zarówno Favorsa jak i Kantera jest wyższy, choć ten drugi ma rozczarowujący mnie sezon.
Chimeryczność u nich wynika głównie z braku trenera, oraz tego że do tej pory to byli zawodnicy na 15-20 minut, rozgrywający mimo potencjału jest pierwszoroczniakiem, który dobre mecze przeplata zupełnie beznadziejnymi.
Nikt nie ukrywał, że jest to sezon przejściowy i ma służyć otrzaskaniu młodzieży, a brak ławki rezerwowych miał pomóc w wyłowieniu gwiazdy w drafcie, no i w teorii zostało to spełnione. W teorii gdyż:
1) młodzież nie zrobiła jakiś wielkich postępów (brawo Corbin)- wprawdzie Favors rozwinął się w ataku poprawiając midrange, częściej też grane są p’n’r z nim. Natomiast Kanter staje się powolutku skaczącą kopią Jeffersona- co akurat nie jest dobre, strasznie się pogorszył w obronie w tym sezonie, słabo zbiera w defensywie (bo w ataku to czołówka ligi) no i co by nie mówić jest obecnie jednym z najlepiej rzucających z półdystansu centrów w lidze- ale co z tego? Skoro zablokować go łatwiej niż Waitersa..
2)pick będzie wysoki, ale nie będzie raczej w top3- choć liczę, że ręka Silvera będzie dla Jazz szczęśliwsza niż Sterna i jakoś uda im się do tej trójki draftu doczłapać. No ale i tak nie ma pewności, że Parker, Wiggins czy Embiid będą takimi gwiazdami jak się mówi, wyjdzie w praniu.
Mimo to, uważam że sama przebudowa była bardzo dobrze przemyślana, Jazz mają wysoki pick swój, nienajgorszy od Warriors, kupę wolnego miejsca w salary, brak niekorzystnych umów, oraz spadający kontrakt Corbina. Nie byli przy tym pośmiewiskiem ligi jak Bucks czy 76ers, nie byli żałośni jak Pistons czy Celtics i oglądało ich się przyjemniej (tak, Jazz oglądało się długimi momentami bardzo przyjemnie) niż Magic.
Stąd pierwsza część planu Lindsaya była wg mnie na 4+ w szkolnej skali, teraz najważniejszy jest dobry wybór drafcie i zmiana trenera na jakiegoś specjalistę od obrony, jeśli to się powiedzie to Jazz będą mieli dużo do powiedzenia na rynku wolnych agentów, bo mimo, że Salt Lake City to nie Los Angeles, to jednak stać ich będzie na pozyskanie dobrych zmienników dla starterów- plan wydaje się jak najbardziej do wykonania i Jazz od przyszłego sezonu będą walczyć o PO.
Tacy gracze jak Granger, Ariza,Sefolosha, Ed Davis,Jodie Meeks, czy nawet Luol Deng wydają się być w zasięgu Jazz- osobiście liczę, że wyciągną Davisa, który z Favorsem stworzyłby rewelacyjny w defensywie duet podkoszowych, oraz Grangera/Sefoloshę którzy znacząco poprawiliby obronę na obwodzie- jednocześnie w przypadku pozyskania Parkera/Wigginsa to nowa trójka nie byłaby potrzebna do s5 i wówczas dałbym te 7mln za Bradleya (choć Boston ma szanse wyrównać) i wówczas miałbym jeszcze duże pieniądze na wydanie na rezerwowych SF i PG (chyba, ze z wyborem od Warriors dostępni byliby Kyle Anderson lub Shabazz Napier wtedy problem alternatywy dla Burke’a by odpadła). Możliwości jest mnóstwo i kluczowy będzie draft, dopiero po nim będzie można myśleć o wzmocnieniach.
Tak czy owak, szkoda oglądać Millsapa w innej koszulce niż tej jazzowej, ale za Jeffersonem nie tęsknię ani trochę- fakt, ma teraz swoje 5 minut i dużo się o nim mówi, już co niektórzy widzą go w roli najlepszego centra ligi, ale to bardzo naiwne myślenie, bo to gracz w okół którego trzeba budować całą ofensywę, ażeby mógł trzepać swoje punkty, ale tak jak napisałem na wstępie, to najkrótsza droga do popadnięcia w przeciętność- dla Bobcats to dobra opcja, bo jak się jest żenującym przez 10 lat, to bycie przeciętnym jest super, ale obawiam się, że to już szczyt tego co w tym składzie mogą osiągnąć i będę baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo zdziwiony jak uda im się awansowac do 2 rundy PO w przeciągu najbliższych 2-3 lat- no chyba, że reszta Wschodu będzie jeszcze gorsza niż teraz, co akurat nie jest niemożliwe, biorąc pod uwagę, że Heat lada moment mogą się rozsypać, a Nets są starzy jak cholera. Zostają jedynie Pacers, których Bobcats za naszego życia nie przeskoczą jeśli Jefferson ma być ich gwiazdą, Wizards- którzy są drużyną mądrze budowaną i słabo trenowaną, ale mają potężny potencjał, no i w zasadzie tylko tej dwójki jestem pewny, że będą w top4 przez najbliższe lata (oczywiście jeśli Heat utrzymają BIG3 to również nie będzie dla nich problemów lanie Bobcats nawet z 53letnim Allenem w składzie). Ciekawi mnie droga którą obierze Toronto i ruchy jakie tam zostaną wykonane, bo oni również mają jakieś tam fundamenty by regularnie grać w PO- choć nie wiadomo co z Lowrym i Vasquezem. Magic potrzebują na gwałt rozgrywającego, silnego skrzydłowego i gwiazdy więc przez najbliższe 2-3 lata nie powinni być groźni, a później zabraknie im kasy na ich utrzymanie i tak w kółko macieju. Pistons mają potężny kapitał, ale też są fatalnie zarządzani więc pewnie to spieprzą. Nets też mnie ciekawią, bo z kontraktami dla Williamsa i Johnsona są bardzo ograniczeni i na moje skończą jak Knicks. Bobcats będą regularnie rywalizować z Hawks o awans do PO w najbliższych latach- taka jest moja opinia, chyba że stanie się cud i uda im się pozyskać PRAWDZIWĄ gwiazdę czy to w wymianie czy w drafcie.
O reszcie drużyn ze Wschodu się nie wypowiadam bo jest nijaka, a o Knicksach co bym nie napisał to i tak będzie to strzelanie po omacku, bo równie dobrze mogą za 3 lata zdobyć mistrzostwo co i skończyć z 1 wyborem w drafcie.
Dopiero zauważyłem twoją odpowiedź…
Generalnie nie twierdzę, że z Millsapem i Big Alem można było się pokusić o jakieś większe sukcesy, wciąż pamiętam dewastujący sweep od Spurs jaki dostali w sezonie bodajże 2011/12. Piszesz jednak, że po sezonie można podpisać choćby Grangera czy Denga, no ale dla mnie to też są gracze, który dalej niż do I rundy swojej ekipy nie zaprowadzą (zwłaszcza na mocnym Zachodzie), a o większe gwiazdy, mimo pokaźnego zapasu w salary może być ciężko (choć miałbym ubaw jakby trafił tam tak uwielbiany przez ciebie Kyrie). Sporo będzie zależało od nadchodzącego draftu i czy wybory się sprawdzą, ale na tę chwilę to poza Haywardem i Favorkiem naprawdę nie widzę nikogo kto byłby „pewniakiem” do s5. Kanter może i ma papiery żeby grać lepiej, ale przede wszystkim to niech się nauczy grać równiej, a Burke… Cóż, nie przekonywał mnie w Michigan, nie przekonuje mnie nadal, chyba też za łatwo mu trochę przyszło to „wywalczenie” (tu sarkazm, bo z kim on miał niby walczyć) miejsca w s5. Według mnie gdyby do Utah trafił wspomniany przez ciebie Napier albo jeszcze lepiej Anderson z UCLA (uwielbiam tego gościa) to po 2-3 miesiącach już by sobie Burke oglądał mecze z ławki. Czas pokaże, po Big Alu i jego obronie to raczej w Utah nie płaczą, ale Millsapa to by mi jednak było trochę żal (zwłaszcza, że wstąpił w niego duch Korvera w tym sezonie, skąd tyle trójek?)
Ps. Tego zwierza Mateusza to nigdy nie zapomne w zasadzie to byl pierwszy tekst pod ktorym sie wypowiedzialem na enbiej wiec jest troche sentymental :D
@Cosmo – wiadomo, że Jazz brakuje superstara i nim ma być Parker/Wiggins taki był cel tego sezonu, to wiemy wszyscy, że kolejni solidni gracze nic nie zmienią. Co do Denga/Grangera to chodziło mi oczywiście na wypadek gdyby w drafcie dostali Exuma choćby, chodzi o to żeby poprawić obronę na 3, bo Jefferson jest w tym elemencie jednym najsłabszym graczy ligi, a jak dodamy do tego Burke’a który również nie potrafi bronić to jest ogromna dziura na obwodzie.
Burke to ciekawy temat do rozmów, bo ma świetny przegląd pola, doskonale potrafi wykreować graczy zwłaszcza obwodowych, dobrze wjeżdża pod kosz, ale ma kiepski rzut (niewiele lepszy od Cartera-Williamsa) i strasznie chaotyczne floatery. Natomiast w p’n’r radzi sobie bardzo dobrze. Ogólnie wątpię by był starterem na lata (choć w końcówkach jest niesamowity, ostatnio widziałem statystykę i w sytuacjach w crunch time miał bodaj 55% skuteczności przy oddanych 60 rzutach, więc nie jest to mała próba)- na razie bym go więc nie skreślał, a nawet jeśli będzie rezerwowym to będzie dawał bardzo dobre minuty z ławki.
Z Kanterem jest dziwna sprawa, bo ten koleś ma wszystko poza inteligencją by grać na najwyższym poziomie, mam nadzieję, że przyjdzie nowy trener i przypomni mu, że jest koszykarzem a ne Chrisem Kamanem. Wciąż w niego wierzę, bo jak ma dzień konia to nikt nie jest w stanie go zatrzymać.
Millsap zawsze przyzwoicie rzucał za trzy i też się dziwiliśmy nie raz czemu tak rzadko oddaje rzuty zza łuku. W poprzednim sezonie miał 5/5 po jakiś 25 meczach (mogę się mylić co do dokładnych liczb, ale jakoś tak wyglądała statystyka). On nawet w Jazz grywał swego czasu jako SF, ale się wówczas obrażał i nie chciał grać na tej pozycji;)