We wczorajszym pojedynku wieczoru zmierzyły się dwie ekipy walczące o drugie miejsce na Zachodzie i przewagę parkietu w ewentualnym półfinale konferencji. Clippers mieli okazję, żeby zbliżyć się do Thunder na 0.5 meczu, ale musieli to spotkanie wygrać. Jednak tego nie zrobili, mimo świetnej 4 kwarty i powrotu z -15 do -1, przez co mają 2.5 meczu straty i Oklahoma może być niemal pewna rozstawienia z #2. Grzmoty przyjechały do Staples Center i pokonały Clippers 107-101.
Tempo meczu było bardzo szybkie, o czym niech świadczy fakt, że Thunder oddali 90, a Clippers 86 rzutów z gry. Przy tym goście mieli 32 osobiste, a gospodarze 34. I gdyby nie dobre momenty w obronie z obu stron i ostateczna skuteczność z gry na poziomie 42.2% Thunder i 41.9% Clippers, to mogliśmy się spodziewać meczu, w którym obie drużyny zdobyły 120+ punktów.
Bohaterem Thunder został Russell Westbrook, autor 30 punktów, 11 zbiórek, 6 asyst i 2 przechwytów przy tylko 1 stracie w 33 minuty gry. Przy tym wszystkim popisał się kluczowymi akcjami w końcówce i bez niego nie byłoby sukcesu Oklahomy. Po raz pierwszy w tym sezonie Westbrook zanotował 2 mecze z rzędu z co najmniej 30 punktami, po zdobyciu 33 w niedzielę z Suns (w międzyczasie Thunder grali jeszcze z Kings, ale Russell w tamtym meczu pauzował).
Kevin Durant nie miał swojego dnia, a Matt Barnes również zrobił swoje. Dobrą obronę przeciwko Durantowi dodał też DeAndre Jordan, który miał kilka sytuacji, w których musiał bronić KD w izolacji, do tego dobrze (czyli standardowo) radził sobie w obronie pick’n’rolli. Mimo tej dobrej obrony i słabego dnia rzutowo (tylko 8/26 z gry i 1/7 za trzy) Durant był w stanie uzbierać 27 punktów, do czego dodał 3 zbiórki, 4 asysty i 2 przechwyty.
Tymi których też trzeba wyróżnić są stawiający zasłony, po których Durant z Westbrookiem mieli sporo miejsca, zwłaszcza w pierwszej kwarcie. Byli to tacy gracze jak Perkins, Collison czy Adams. Każdy dał też sporo w obronie i na tablicach. Zwłaszcza trzeba wyróżnić tutaj Adamsa, autora 7 punktów i 7 zbiórek w 19 minut gry.
Po stronie Clippers najlepszy był Blake Griffin, zdobywca 30 punktów i 12 zbiórek. Blake kilkukrotnie pokazywał się jako kozłujący w kontrach. Robi to coraz częściej i radzi sobie świetnie, a takie zwody piłką jak ten niżej to już dla niego codzienność.
Oprócz niego bardzo dobre zawody zagrał Chris Paul. 25 punktów, 8 asyst i trafiał rzuty w ważnych momentach, będąc głównym autorem powrotu Clippers w 4 kwarcie. Jednak oprócz Griffina i Paula żaden ze starterów nie miał więcej niż 10 punktów, ale ich roli nie można umniejszać i nie były to złe mecze pozostałych starterów. Redick pokazał się z dobrej strony wielokrotnie wypatrując kolegów na dobrych pozycjach i uzbierał 8 asyst, DeAndre Jordan miał double-double 10 punktów i 12 zbiórek do czego dołożył 3 bloki oraz zagrał dobrze w defensywie, a Matt Barnes świetnie poradził sobie z Durantem.
Z powodu wypadnięcia Danny’ego Grangera i kata Thunder z ostatniego meczu obu zespołów Jamala Crawforda (miał wtedy 36 punktów i trafił 2 kluczowe rzuty) Doc Rivers musiał trochę pokombinować z rotacją. I tak całkiem niezłe minuty dali Hedo Turkoglu (9 punktów, 2/4 za trzy w 12 minut) i Glen Davis (4 punkty, 6 zbiórek w 12 minut). Fatalny był za to Jared Dudley, który oprócz 1 przechwytu i oddania jednego z najgorszych rzutów sezonu (klik!) nie pokazał niczego. Jamala Crawforda też ewidentnie brakowało, bo Reggie Bullock również zagrał słabe zawody, a Darren Collison zaczął grać swoje dopiero w 4 kwarcie.
Przebieg spotkania
Pierwsza kwarta to był popis gwiazdorskich duetów z obu stron. Westbrook z Durantem wychodzili swobodnie do rzutów po zasłonach, a z drugiej strony szaleli Griffin z Paulem. Blake udzielał się głównie w post i w kontrach, a CP3 dołożył swoją cegiełkę i w ten sposób obie ekipy szły łeb w łeb.
Thunder odjechali w końcówce pierwszej kwarty, notując serię 10-0. W dalszej fazie meczu utrzymywali tą przewagę, która raz była wyższa, a raz niższa. Rekordowa różnica wyniosła 17 punktów, na 3:44 przed końcem 3 kwarty. Oklahoma pewnie punktowała rywali, ale trochę za bardzo rozluźniła się w 4 ćwiartce.
Od stanu 94-79 na 7 minut przed końcem Clippers wzięli się do roboty, a Thunder zacięli się po spudłowanym wsadzie Serge’a Ibaki. Dzięki dwóm trójkom Chrisa Paula, wstąpieniu ducha Jamala Crawforda w ciało Darrena Collisona i dwóm wsadom wysokich Clippers zrobili serię 14-0 i byli tylko -1 na 5 minut przed końcem.
Jednak sam crunch-time przejął Russell Westbrook, zdobywca 8 punktów w ostatnich 5 minutach. Kluczowe zdarzenia miały miejsce na nieco ponad 2 minuty przed koncem. Griffin spudłował 2 osobiste, które mogły dać remis jego ekipie, a po chwli Serge Ibaka zanotował fantastyczną obronę na Chrisie Paulu i Clippers stracili dwie dobre szanse na zdobycie punktów.
W kolejnej akcji Thunder spudłował Kevin Durant, ale tablicę zaatakował Russell Westbrook. Każdy inny rozgrywający cofałby się do obrony, ale nie Russell. Kompletnie zaspał Darren Collison, a piłka odbiła się od obręczy tak, że Westbrook nie miał problemu z zrobieniem putbacka.
Następnym bardzo ważnym trafieniem popisał się Durant. Świetna defensywa Barnesa w tamtej sytuacji mu nie przeszkodziła. Clippers wciąż się trzymali i dzięki rzutom Paula i Collisona wciąż utrzymywali różnicę na poziomie jednego posiadania. Na 38 sekund przed końcem CP3 spudłował 1 z 2 osobistych, było 104-101.
Piłkę z boku mieli Thunder. Po długiej akcji Ibaka spudłował – także obrona spełniła swoją rolę i Clippers mieliby jeszcze szansę na wyrównanie. Mieliby, ale kluczową zbiórkę w ofensywie zanotował Westbrook, który wyskoczył wyżej od Paula i Collisona. Było 15 sekund do końca i gospodarze musieli posłać Russella na linię. Ten trafił 1/2, czym ustanowił różnicę dwóch posiadań. W kolejnej akcji Ibaka zanotował kolejną kluczową akcję w defensywie i zablokował J.J.’a Redicka. Gospodarze już się nie podnieśli. Thunder 107 – 101 Clippers.