Prowadzący przez 18 lat zespół San Antonio Spurs – Greggra Popovich – został trzecim w historii ligi trenerem wygrywającym prestiżową 'Coach of the Year’ już trzeci raz. Słynący z krótkich wywiadów 65-letni szkoleniowiec dołączył do elitarnego grona z Patem Riley’em oraz Donem Nelsonem i po latach 2003 oraz 2012 znów zgarnął wyjątkową nagrodę. Popovich (380 pkt) zostawił za plecami Jeffa Hornacka (339) i Toma Thibodeau (159) czy Steve’a Clifforda (127) i Dwyane’a Casey (70).
Popovich ze Spurs osiągnął najwyższy bilans w lidze 62-20 i zapracował na 59. pierwszych miejsc wśród głosujących. Faworyt kibiców NBA – Jeff Hornacek – dostał 37. pierwszych miejsc.
Popularny Pop to 4-krotny Mistrz NBA oraz 3-krotny uczestnik Meczu Gwiazd. 17. rok z rzędu bierze udział w play offs i w tym samym czasie współpracuje z Timem Duncanem (ostoją swojej drużyny).
Podsumowując: Popovich był faworytem większości graczy i trenerów NBA, ale sporo osób piszących o wydarzeniach w lidze upatrywało jako przyszłego 'COY’ Jeffa Hornacka. 'Horny’ bowiem, mimo, że nie awansował do play offs, to zrobił ze zbieraniny przeciętnych rzemieślników zespół bardzo bliski ligowemu szczytowi. Wdrożył do zespołu z Phoenix system, który przeniósł Gorana Dragića, Erica Bledsoe, Geralda Greena, Markieffa Morrisa i Milesa Plumlee na wyższy poziom. Każdy z wymienionych graczy zanotował wyraźny postęp i stał się nieodzowną częścią teamu z Arizony. Niestety jak co rok NBA zaskakuje nas swoimi wyborami, a nigdy nie do końca nie możemy być pewni w jakim kierunku pójdą wybierający , przyznający niezwykle prestiżową statuetkę imienia Arnolda 'Reda” Auerbacha.
Mam tylko nadzieję, że podczas play offs 2014 'Pop’ udowodni swoją klasę i wprowadzi swój zespół do NBA Finals, by podkreślić słuszność tego wyboru.
Dobry wybór, jeśli Hornacek wszedłby do playoffs to według mnie jemu należałaby się nagroda, bo wtedy przeskoczyłby jednak pewną barierę, pewien próg diametralnie zmieniajacy całokształt występu.
Od zeszłego roku, gdy nagrody nie dostał Spo, w tej kategorii nic mnie nie zdziwi.
A Rick Adelman skończył karierię :(
Było wczoraj:-)
Ja mam nadzieję,że Pop nie wprowadzi Spurs do finałów.Znowu nuda,SAS w finale. Ale jego system świetny,nie przeczę. Zastal by mu dać i play-offy w NBA pewne:))
W tym sezonie wymienianie innych nazwisk obok Popovicha było odrobinę nie na miejscu. Jego zespół grał pewnie i nie dał szans rywalom na bardzo mocnym zachodzie. Ale prawdę mówiąc to poważnego rywala do tej nagrody nie miał. Po pierwszej części sezonu można było myśleć o Vogelu. Ale w tym momencie bliżej mu do utraty stanowiska niż do jakichkolwiek nagród. Resztę wschodu można przemilczeć (sorry Tom – taka konferencja). Na zachodzie można by zgłosić kandydatury 3 trenerów. Dwóch z nich zrobiło coś z niczego – Hornacek i Carlisle. Oraz Terry-ego Stottsa, który sprawił, że jego drużyna zrobiła spory postęp. Ale wszyscy wymienieni mogli ubiegać się jedynie o drugi stopień podium. Sprawić, że drużyna gra nieźle to trochę za mało aby zdobyć COTY.
Gratulacje Pop!
Zgadzam się z tym co piszesz, ale na wyróznienie zasługują też trenerzy Raptors Bobcats i Wizards. Owszem na wschodzie zrobić postęp to nie jest jakaś syzyfowa praca, ale Ci trzej o których wspomniałem przeskoczyli raczej zdecydowanie oczekiwania, szczególnie Casey, choć po tym co Wizards pokazali w Chicago do tej pory Wittman zaskakuje mnie pozytywnie jeszcze bardziej.
Mnie bardzo zastanawia osoba Thibbsa, niby to dobry trener, w sezonie zasadniczym jego drużyna gra zazwyczaj ponad możliwości, ale Plejofy co roku są delkatnie mówiąc słabe w jego wykonaniu. 2011 – jedyny sukces, bo był finał konferencji, ale łomot od Miami 1:4 mimo przewagi parkietu. 2012 – kontuzja Rose’a oczywiście miała wpływ, ale Phili było na poziomie obecnej Atlanty i Lavoy Allen był gwiazdą. Rozumiem, że się wtedy załamali po stracie lidera, ale morale i psychika to właśnie zadanie dla trenera, który sobie nie poradził. 2013 – wyszarpana wygrana z Nets i planowany łomot z Miami – czyli zagrali na miarę możliwości. 2014 – jeszcze się PO dla nich nie skończyły, ale nie wydaję mi się że się pozbierają i łomot od Wizz już pierwszej rundzie, mimo że wielu ich widziało w finale konferencji. Jasne, można go bronić ciągle brakiem Rose’a, ale przykładowo w zeszłym sezonie M.Jacskon rozgryzł Denver i ograł mimo braku Lee, a w tym roku już napędził strachu LAC, bez Boguta i ogólnej nagonki na niego. Nie twierdzę że Thibbs jest słaby, ale 4 lata to już jest wystarczający czas, żeby coś osiągnąć. Mnie póki co on nie przekonuje.