Nic dwa razy się nie zdarza… DeMar DeRozan wrócił wielki po słabym występie w pierwszym spotkaniu. Lider Raptors rzucił 17 z 30 punktów w czwartej kwarcie. W finałowej odsłonie wsparcia udzielił mu słabszy niż w poprzednim spotkaniu Kyle Lowry (8 z 14 punktów w ostatnich 12 minutach). Gospodarzom udało się zabrać zwycięstwo mimo popełnionych aż 20 strat i bardzo słabej dyspozycji w rzutach dystansowych (zaledwie 2/16 celnych). Katastrofalnie w ofensywie zagrała najwięsza gwiazda ostatniej potyczki – Paul Pierce (2/11 z gry i 7 punktów). Jedynym graczem, który sprawiał kłopoty defensywie Raptors był zdobywca 18 punktów Joe Johnson. Decydującym czynnikiem była dzisiaj tablica. Raptors dosłownie wgnietli Nets w parkiet wygrywając w tym elemencie 52-30, do czego walnie przyczynił się wyróżniający się w obu spotkaniach Jonas Valanciunas (dzisiaj 15 punktów i 14 zbiórek).
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Toronto Raptors | 1-1 | 21 | 24 | 19 | 36 | 100 |
Brooklyn Nets | 1-1 | 19 | 20 | 27 | 29 | 95 |
Przebieg spotkania
Już pierwsze minuty zapowiadały ciężką przeprawę dla gospodarzy. Nets po 3:25 wygrywali 1-8, a punktami podzielili się po równo Garnett i Johnson. Po raz kolejny DeRozan nie był w stanie oddać rzutu z czystej pozycji i Casey zmuszony był wziąć czas. Następna sekwencja okazała się jednak znacznie bardziej korzystna. Akcję 2+1 trafił Valanciunas, a w związku z problemami z faulami na ławce usiadł Pierce. Dwa trafienia z rzędu zaliczył DeRozan, poprawił Ross oraz Valanciunas i Raptors objęli pierwszy raz w meczu prowadzenie 12-11. Tym razem o przerwę poprosił Jason Kidd. Świetną zmianę po raz kolejny dał Greivis Vasquez ogrywając raz po raz Alana Andersona. Po trójce Pattersona przewaga Raptors wzrosła do 21-14. Ileż jednak znaczy twarda obrona. Mason Plumlee w dwóch kolejnych akcjach zatrzymał gospodarzy, podał na czystą pozycję do Teletovica, który trójką doprowadził do stanu 21-19. Takim wynikiem ostatecznie zakończyła się pierwsza kwarta.
Druga odsłona rozpoczęła się bardzo chaotycznymi akcjami po obu stronach. Lepiej na tym wyszli Raptors. Po trójce Vasqueza i osobistych DeRozana było już 30-22. Pojawienie się na boisku Kirilenki nie przeszkodziło DeMarowi trafić w następnej akcji długiej dwójki i gospodarze prowadzili 32-22. Trzeba przyznać, że szczególnie w ataku gra Nets kompletnie nie układała się. Podopiecznym Kidda nie tyle przeszkadzała agresywna obrona drużyny z Toronto, c0 słaba skuteczność. Nets często mieli problem z trafieniami z czystych pozycji na co zwracał uwagę komentujący Steve Smith. Świetną zmianę dały z obu stron czwórki – Mirza Teletovic i Patrick Patterson. Przewaga Raptors cały czas oscylowała między 7-10 punktów. Wyróżnić wypada niegrającego w pierwszym spotkaniu Adreia Kirilenkę, który szczególnie w obronie robił dużą różnicę (w 19 minut zaliczył aż 4 przechwyty). Wynik na koniec połowy ustalił lay-upem Deron Williams na 45-39 dla Raptors.
Trzecia odsłona była popisem gości. Po trójce D-Willa i szybkim ataku Livingstona przewaga gospodarzy bardzo szybko została zniwelowana do dwóch punktów (47-45). W dodatku po wejściu na kosz Livingstona błąd w obronie popełnił Valanciunas i na tablicy wyników ukazał się remis. Mniej więcej w tym czasie mogliśmy obejrzeć dwa najładniejsze zagrania spotkania. Kiedy widzi się tak dunkującego Garnetta serce rośnie. Wśród akcji wieczoru napewno znajdzie się również cyrkowy rzut Amira Johnsona.
Po serii remisów Nets po raz pierwszy objęli prowadzenie mniej więcej w połowie kwarty po trójce Joe Johnsona 53-56, który w drugiej połowie grał rewelacyjnie. Gospodarzom nie pomagała ogromna liczba strat (aż 20 w meczu), a i kilka gwizdków nie było dla nich przychylnych (czysty blok Valanciunasa odgwizdano jako przewinienie i musiał usiąść na ławce). Przez prawie całą trzecią kwartę gra układała się głównie pod dyktando gości. O ile JJ grał w trzeciej kwarcie jak profesor okropną noc w ofensywie miał Paul Pierce. Trzeba jednak przyznać, że jego obecność na parkiecie wciąż jest bardzo ważna (w obu spotkaniach Nets z nim na parkiecie są +27 – najwięcej ze wszystkich graczy z Brooklynu). Jego zmiennik Teletovic przestał trafiać, jak w pierwszej połowie, a dziurawa obrona Bośniaka była wykorzystywana niemiłosiernie przez Amira Johnsona. Od punktów Joe Johnsona (58-63 dla Nets) Raptors powrócili do meczu i mieli nawet okazję do remisu. Ostatecznie trzecia kwarta skończyła się wynikiem 62-64 dla gości. Dużym x-factorem był wspomniany Amir Johnson, który w trzeciej odsłonie rzucił 8 punktów z 19 całej drużyny.
Czwarta ćwiartka zaczęła się od trójki Alana Andersona. Raptors odpowiedzieli dwoma dunkami – Valanciunasa i DeRozana. Gdy dwóch osobistych nie tafił Plumlee, a Patterson po kolejnej ofensywnej zbiórce zaliczył udaną dobitkę, gospodarze objęli prowadzenie 70-69. Ofensywne zbiórki Raptors mniej więcej od połowy trzeciej kwarty były w tym meczu zabójcze dla Nets. Rozegrał się DeRozan i gdyby na 7:13 do końca nie otrzymał 5 przewinienia za faul ofensywny, być może wykończyłby Nets kilka minut wcześniej. DeMar musiał na kilka minut usiąść na ławce, ale nie zmieniło to biegu meczu. Bez swojego lidera większość akcji w ofensywie przechodziła przez Lowry’ego. Rozgrywający wytrzymał presję i mimo słabszej dyspozycji w pierwszych trzech kwartach w ostatniej zagrał bezbłędnie. Dość powiedzieć, że po pounktach Valanciunasa było już 83-78 dla gospodarzy na 4:46 do końca. Nets byli jednak dalecy od kapitulacji. Gdy znowu akcję 2+1 trafił Paul Pierce wszystkie oczy zwróciły się na niego. Na tablicy widniał remis po 83, a do końca było 3:48. Wtedy odjechał DeRozan. Po jego dwóch kolejnych akcjach i udanych rzutach wolnych Garnetta, Raptors wygrywali 89-87 na 1:50 do końca. Na nic się to jednak zdało, gdyż genialną akcję rozegrał Kyle Lowry, a po przechwycie Fieldsa na linii rzutów wolnych stanął Patrick Patterson. Mimo tego, że trafił tylko raz Raptros wygrywali 92-87 a zegar pokazywał 1:10 do zakończenia regulaminowego czasu gry. Co prawda w następnej akcji nadzieję Nets przywrócił Pierce po raz kolejny trafiając w akcji 2+1, jednak dwa rzuty wolne pewnie wykorzystał DeRozan i Raptors pewnie wygrywało 94-90 i tylko 20.6 sekundy dzieliło gospodarzy od końcowej syreny. Jeszcze raz za dwa punkty szybko trafił Joe Johnson, jednak nieudana pułapka w obronie kosztowała Nets punkty Amira Johnsona i kolejne cenne sekundy. Decydującego rzutu nie trafił Paul Pierce, a DeRozan pewnie wykończył rzutami wolnymi grających do końca gości. Nie pomógł już nawet rzut za trzy punkty Derona Williamsa, bo na odrabianie strat zostało już zbyt mało czasu. Ostatecznie po ciekawym spotkaniu Raptors wygrali z weteranami z Brooklynu 100-95
Najlepsi w poszczególnych zespołach:
Joe Johnson 18, Williams 15 (5 as), Teletovic 14, Garnett 13, Livingston 12 (5 as), Pierce 7 (6 zb), Blatche 5, Kirilenko 4, Plumlee 4 (6 zb), Anderson 3
DeRozan 30, Amir Johnson 16 (9 zb), Valanciunas 15 (14 zb), Lowry 14 (9 zb, 6 as), Patterson 12, Vasquez 11 (8 as), Fields 11, Ross 2
Własnym okiem
Niewątpliwie oba zespoły starały się wprowadzić poprawki do własnej gry. Lepiej to wyszło prawie na wszystkich frontach gospodarzom. Zmiażdżyli przeciwników na deskach. Do równego i bardzo dobrego Litwina dołączył dzisiaj Amir Johnson. Od bardzo słabego w pierwszym meczu Johna Salmonsa znacznie lepiej w obronie zagrał Landy Fields w decydujących momentach stopując Joe Johnsona. Największą zmianę zobaczyliśmy w osobie samego lidera, który przyćmił dzisiaj wszystkie gwiazdy Nets. Moje wrażenia są jednak takie, że głównym czynnikiem tej serii jest przewaga Raptors pod tablicami. Nawet 30 punktów DeRozana nie zrobiłoby większego wrażenia na Nets, gdyby pod koszem udało się ograniczyć poczynania drużyny z Toronto. Jeżeli Raptors uda się utrzymać przewagę na deskach i ograniczyć chorendalnie wysoką liczbę strat, przewaga parkietu może zostać bez problemu odrobiona w jednym z dwóch następnych spotkań w Nowym Jorku.
Podopiecznym Kidda tylko kilka rzeczy udało się lepiej. Przede wszystkim więcej minut otrzymał dzisiaj Andrei Kirilenko będąc najlepszym obrońcą gości. W ataku Rosjanin nie jest co prawda aż tak produktywny jak Teletovic, jednak przy tak ogromnej przewadze Raptors na desce Nets muszą chyba poszukać nieco wyższego ustawienia. Próby grania piątkami Williams – Johnson – Kirilenko – Pierce/Teletovic – Garnett/Plumlee nie wypadały wcale źle, chociaż wciąż najlepsze statystyki +/- ma piątka startowa z Livingstonem. Coś jednak trzeba zmienić, bo rezerwowi Nets nie dają im żadnej przewagi, co jest chyba największym zaskoczeniem tej serii. Słabiutko wypadają szczególnie backupy na pozycji nr 2 – Alan Anderson i najsłabszy Marcus Thornton, na którego po świetnych występach w RS liczył bardzo Jason Kidd. Zwraca uwagę bardzo mała liczba minut Kevina Garnetta. W pierwszym spotkaniu KG grał 20 minut, dzisiaj 19, ale to właśnie z nim na parkiecie Nets są w obu spotakniach +17. To być może ostatnie play-offy w życiu Big Ticketa więc być może warto jest rzucić wszystkie siły na parkiet i pozwolić mu grać chociaż po 25-30 minut? Pomimo tak krótkiego przebywania na parkiecie i tak to KG jest najlepiej zbierającym zawodnikiem drużyny z Brooklynu, a bez choćby względnej stabilizacji na tablicach Nets będą mieć ogromne problemy z zamykaniem spotkań.
Świetny artykuł :)
A co do serii to Raptors pokazują że Nets to żaden faworyt wschodu – deska u nich jest masakrczyna
To co tracą na deskach to wymuszają w sstratach, chociaż swoją drogą czemu Blatche dostaje tak małe minuty? Nie lekceważ Nets, Miami też nie miało deski…
Finley: Blatche co nieco wnosi jedynie w ofensywie. W defensywie Plumlee jest dużo lepszy, już nie mówiąc o KG.
Przy tej przewadze na desce zastanawiałbym się tylko czy nie byłoby sensowne spróbować jakiś czas zagrać dwójką KG – Plumlee, bo Amir Johnson nie jest wirtuozem ofensywnym i KG mógłby kontrolować znacznie mocniej deskę. Przynajmniej spróbowałbym, bo i tak widzę, że stosunkowo rzadko rozciągają grę w ofensywie głównie bazując na iso Johnsona i jego podwojeniach. Te niskie minuty KG są faktycznie zastanawiające. Nie ma na co czekać. Najpierw trzeba pokonać pierwszego przeciwnika zanim zwycięsca powalczy z Heat. 27-28 minut to minimum.
Ja tam w tym nic nie zastanawiającego nie widzę, już wcześniej było mówione, że Garnett będzie oszczędzany i dostawał te 20 minut na mecz. Zacytuje kawałek moich prognoz z innego felietonu „Nets są bardzo mocni, a biorąc pod uwagę powrót Garnetta do defensywy nawet na te 20 minut na mecz to jest to bardzo duże wzmocnienie”. Moim zdaniem bardzo dobrze szachują zdrowiem KG.