Ten mecz to był absolutny must win dla Indiany. Gdyby przegrali, pojechaliby do Atlanty z nożem na gardle, a biorąc pod uwagę, że słabo match upują się z Hawks i nie za bardzo radzą sobie w Phillips Arena, kto wie jakby się to dalej potoczyło.
Pacers dobrze zaczęli i prowadzili na początku spotkania, ale tak samo jak w pierwszym meczu goście szybko wrócili, osiągnęli lekką przewagę i w drugiej kwarcie wyszli nawet na 11-punktowe prowadzenie. Paul Millsap i Pero Antic znowu uciekali na obwód, powodując, że pod koszem znowu robiło się dużo miejsca do penetracji dla Jeffa Teague’a.
Tym razem jednak pomogli im rezerwowi, a głównie Luis Scola, który do przerwy rzucił 13 punktów, z czego 11 w drugiej kwarcie. Do tego dobrze walczył na tablicach, zbierając 4 piłki na atakowanej desce. Nieźle radził też sobie C.J. Watson, który grał duże minuty i spędził na parkiecie całą drugą ćwiartkę, zdobywając 9 oczek.
Pacers do przerwy przegrywali 4 punktami, ale w drugiej połowie przypomnieli o tym z czego są najbardziej znani, czyli z defensywy. W drugich 24 minutach pozwolili Hawks na tylko 33 punkty i zatrzymali ich na tylko 29 proc. skuteczności z gry.
Caly mecz rozstrzygnął się w trzeciej kwarcie. Jeszcze na początku przyjezdni po dwóch celny osobistych Millsapa prowadzili 59-55. Od tego jednak momentu trafili tylko 3 z 21 kolejnych rzutów, podczas gdy Indiana zanotował serię 32-6, w czasie której Paul George rzucił nawet buzzer beatera na koniec trzeciej ćwiartki…
… i gospodarze wyszli na 22-punktowe prowadzenie na 9 minut do końca spotkania, które w połowie ostatniej kwarty powiększyli jeszcze do 27 oczek i było już po meczu.
Przede wszystkim świetnie zagrał George, który rzucił 27 punktów, trafiając 9 z 16 rzutów, w tym 5 z 7 trójek. Zebrał do tego 10 piłek, rozdał 6 asyst i zanotował 4 przechwyty. Do tego był odpowiedzialny za krycie Teague’a i choć w pierwszej połowie rozgrywający Hawks miał jeszcze tutaj coś do powiedzenia, tak w drugiej lider Indiany zatrzymał go na tylko 2 punktach.
20 oczek z ławki, 9/14 z gry, i zbiórek dodał Scola, 10 rzucił Watson, a George Hill zdobył 15 punktów, z czego 10 w decydującej o losach pojedynku trzeciej kwarcie. Roy Hibbert z kolei dalej gra słabo. W pierwszej akcji zdobył punkty wsadem, ale potem spudłował 6 kolejnych rzutów. Ostatecznie skończył mecz z 6 punktami (1/7 z gry) i 4 zbiórkami. Aha, i znowu został zablokowany przez Kyle’a Korvera.
Hawks jeszcze w pierwszej połowie grali dobrze. 52 punkty na 50 proc. z gry. W drugiej było już gorzej i różnicę zrobiło też to, że przestali trafiać trójki. Zaczęli mecz od 9/17 zza łuku, ale od tego momentu byli już tylko 1/13.
19 oczek z 12 rzutów dla Hawks rzucił Millsap. 14 punktów, 6/13 z gry, dołożył Teague, a po 11 zdobyli Lou Williams i Mike Scott. Mecz nr 3 w czwartek w Atlancie.
Atlanta Hawks – Indiana Pacers 85:101 (26:21, 26:27, 13:31, 20:22)
Liderzy zespołów:
Punkty: Millsap 19 – George 29
Zbiórki: Brand 7 – George 10
Asysty: Tegue 4 – George, West 60
Przechwyty: Teague 2 – George 4
Bloki: Millsap, Teague 1 – Mahinmi 2
Hibbert dalej gra straszną padakę. Poza kilkoma zbiórkami to on jest właściwie nie potrzebny w zespole.
A może w off season wymienić go na Chandlera? Ten na pewno poukładałby obronę i mógłby z powodzeniem pełnić funkcję Hibberta, natomiast NYK by się bardzo ucieszyli z Roya, może tam by nie marudził i pokazał prawdziwy talent. Na chwilę obecną to taka wymiana win/win, no i kontrakty się zgadzają.
Hibbert na Bargnaniego co najwyżej. Facet psuje chemię w zespole , poprzez swoje fochy, niemiłosiernie.
Na dodatek Stephenson wdał się w przepychankę na treningu z Turnerem i doszło do ostrej wymiany zdań. Larry Bird zaraz stanie się największym przegranym trade deadline.
Hibbert ma ogromny potencjał i może spokojnie grać 18/12/3, wręcz powinien tak grać i ze 2 x dostać DPOY, póki co jest jeszcze młody i za dużo w ciągu sezonu myślał o Miami i mu się to w mózg wżarło i zniszczyło. Wg mnie (pewnie to kontrowersyjne będzie), ale potrzebny mu nowy restart kariery i na pewno nie w Indy, bo tu za wiele zostało powiedziane/zrobione. Na chwilę obecną to facet wygląda śmiesznie, bo jest zupełnie bez formy, a się zachowuje, jakby był największą gwiazdą ligi. Co do Birda, to w noc wymian 90% komentarzy było w stylu „Indiana jest już mistrzem”, „Larry załatwił Miami” itd. Tymczasem teraz większość o tym zapomniała i każdy piszę, że Larry popsuł chemię i że to był fatalny ruch… Ciekawe… Co do tej przepychanki, to teraz, jak jeden drugiemu np podaje napój, to dziennikarze zaraz napiszą że rzucił w niego butelką. Pewnie Turner lekko sfrustrowany jest, że po najlepszej w karierze połowie sezonu (w marnej Phili, w której nawet Sims gwiazdorzy) został zdegradowany i pewnie wcale mu nie będzie śpieszno do przedłużenia z Pacers. Tymczasem Lance to nie kuzyn Deshawna? Bo korba mu odwala. Talent chłopak ma, tylko się zastanawiam czy ktoś zaryzykuje i da mu 40/4 lata?
tutaj mamy link po transferze Turnera http://www.enbiej.pl/2014/02/20/granger-za-turnera-i-allena/comment-page-1/
Ja bardziej widziałem Evana jako ubezpieczenie, ale rzeczywiście pozytywnych komenatrzy nie brakowało. Nie brakowało później znaków zapytania odnośnie chemiii w drużynie , m.in. też przy przejęciu Bynuma.
Jeśli Pacers obudzą się z Hawks to ciągle finał konferencji jest w zasięgu ich ręki. Być może jeśli trafią na mocniejszego przeciwnika, jak Heat, drużyna znów stanie się jednością i liderzy zapomną o urazach względem siebie?
A Lance i DeShawn nie są spokrewnieni.
Wiadomość do Qcina, Molly przeprowadzała wywiady.